~*~ 16
-Cześć.- parsknęłam do siwego ogiera, gdy powoli schodziliśmy z padoku na którym odbyła się dekoracja.
-Do zobaczenia w grudniu.- mrugnął do mnie po czym odszedł prowadzony przez dżokeja.
Emmm... co?
Podniosłam głowę nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Ale ogier, prowadzona przez swojego dżokeja, był już za daleko, aby do mnie podejść.
W tym samym czasie zauważyłam, że pan Hudson rozmawiał o czymś z właścicielką Silver Stallion'a- która wyglądała inaczej niż w moim śnie- po czym podają sobie ręce.
-No chodź.- zacmokał na mnie mój jeździec i ruszyliśmy w kierunku koniowozu.
***
Kilka godzin później wróciliśmy do stadniny. Dochodziła godzina szesnasta, powoli się ściemniało. American Vanilla wyszła jako pierwsza. W trakcie powrotu nie zamieniłyśmy ani słowa. Dlaczego? Otóż kasztanka nie była zbyt skora do rozmowy, wymigując się bólem głowy. Po pół godzinie i niezadowolonej minie klaczy zaniechałam podjęcia kolejnych prób rozmowy.
Kolejno wyszły ogiery, a ja jako ostatnia. Za niedługo mieliśmy zostać sprowadzeni do stajni, lecz pan Hudson powiedział, żebyśmy zostali jeszcze na chwilę zaprowadzeni na padok.
Już z daleka spostrzegłam sylwetki kasztanowatej klaczy oraz Queen of Night. Mój dżokej odpiął karabińczyk uwiązu od mojego kantara na co wyrwałam galopem do przodu aż dotarłam do przyjaciółek.
-Cześć Queen!- przywitałam się z karuską.
-Cztery oczy.- warknęły przez zęby po czym odeszły w przeciwnym kierunku. Oszołomiona patrzyłam na dwie oddalające się aparycję. Co jakiś czas spoglądała na mnie to jedna to druga.
Wypuściłam wściekle powietrze z nozdrzy mrużąc oczy. A tym co?
Omiotłam wzrokiem oba pastwiska. Mama pasła się w rogu padoku razem z innymi emerytowanymi klaczami, Casablanca plotkowała o czymś zawzięcie z Angel. Essence i Arkadia bawiły się razem z Wild Thing'iem. Amethyst, Szmaragd i Immortal Flame również o czymś rozmawiali. Praktycznie całe pastwisko było pogrążone w rozmowie, oprócz mnie. Golden Pegasus, Mistral, Ekwador i Just Perfect urządzili sobie dziką galopadę po padoku. Mimo iż ścigali się razem w Nagrodzie Mokotowskiej (pojechali innym koniowozem) dalej mieli w sobie mnóstwo energii.
Spojrzałam na niebo, które przybierało coraz ciemniejszą barwę granatu. Czy ten czas nie mógłby lecieć szybciej? pomyślałam.
Zastrzygłam uszami słysząc kroki zbliżające się w kierunku pastwiska. Okazało się, że to stajenny. Wtem obok mnie przeszły śmiejące się z czegoś Vanilla i Queen.
-Możemy porozmawiać?
-Cztery oczy!- fuknęły odchodząc przy okazji wywracając oczami.
Tupnęłam nogą. Byłam wściekła, a krew się we mnie zagotowała.
Rozumiem, że mogą iść porozmawiać na cztery oczy. Rozumiem, że może im to zająć trochę dłużej. Ale po co od razu ta złość? Przecież tylko zapytałam czy możemy porozmawiać, a one warczą przez zęby na mnie. O co im chodzi? Powiedziałam, zrobiłam coś im nie tak? Do tego miałam wrażenie, że rozmawiają o mnie. Czułam ich spojrzenia na sobie.
Stajennego od furtki dzieliło około pięćdziesiąt metrów. Musiałam się wyładować. Mimo iż nie miałam za dużo energii musiałam jakoś tą wściekłość z siebie "wyrzucić". Z miejsca ruszyłam cwałem. Wystrzeliłam do przodu wydłużając krok. Wyrzucałam przednie nogi jak najdalej się dało. Znów wydłużyłam krok. Do furtki zostało mi trzydzieści metrów.
-Znowu to samo!- krzyknął zrozpaczonym tonem mężczyzna zrywając się do biegu.
Wydłużyłam krok, ogrodzenie coraz bardziej się zbliżało. Wymierzyłam odległość, z impetem wybijając się z tylnych nóg. Z dużym zapasem przeleciałam nad "przeszkodą" i miękko wylądowałam na kostce brukowej. Potężnie galopując zarzuciłam łbem, nie mogąc sobie darować radosnego bryknięcia.
***
Szybko, bez żadnych przeszkód dotarłam do odpowiedniej stajni zajmując swój, drugi od lewej strony, boks. Położyłam się na słomie i wytarzałam. Podniosłam się i otrzepałam zanurzając pysk w sianie.
Do stajni dotarli pozostali jej lokatorzy zajmując swoje boksy, po czym przybiegła Soraya. Pozamykała zasuwy boksów, pogłaskała mnie po czole i pobiegła dalej pomagać stajennemu.
Godzinę później skończyłam swoją porcję siana, podczas gdy reszta dalej się nim jeszcze zajadała. Obróciłam się dwa razy wokół własnej osi, ułożyłam się wygodnie na słomie i niedługo potem zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro