Rozdział 8
„To co zdobyliśmy z największym trudem, najbardziej kochamy."
Seneka Młodszy
Alyssa
Wstałam zmęczona i zestresowana, bo wiedziałam co miało się dzisiaj wydarzyć. Miałam poprowadzić spotkanie, podczas którego miałam opowiedzieć o sobie i o tym co mnie spotkało. Wiele razy o tym rozmyślałam i dalej nie wiedziałam co miałam w związku z tym czuć.
Na szczęście dzisiaj miałam tylko kilka zajęć więc jak wróciłam do akademika mogłam na spokojnie przejrzeć otrzymany email od profesora z informacjami jak dokładnie będzie wyglądał projekt zaliczeniowy. Ten sam który miałam wykonać razem z Conorem i który miałam nadzieję przyłoży się do niego tak samo jak ja.
Otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać wszystkie wytyczne. W wielkim skrócie w projekcie chodziło o to, aby odpowiedzieć swojemu partnerowi na kilka pytań zamieszczonych w arkuszu. Było ich w sumie dziewięć i brzmiały następująco:
1) Jaki był twój najszczęśliwszy dzień w ciągu pięciu lat wstecz?
2) Jak opiszesz siebie teraz, a jak pięć lat temu?
3) Jaki jest twój najgorszy koszmar?
4) Czego boisz się najbardziej?
5) Co sprawia, że wstajesz codziennie rano, co tobą motywuje?
6) Jaki jest twój największy sekret?
7) Jak radzisz sobie z cierpieniem?
8) Czy masz w swoim życiu osobę, której nie chciałbyś/chciałabyś więcej widzieć?
9) Czy zrobiłaś/zrobiłeś kiedyś coś czego bardzo żałujesz? Jeżeli tak co to było?
Projekt miał obnażyć nasze słabe i silne strony, ale też pokazać ich obcym osobom. Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. Miałam przeogromną ochotę skłamać na większość pytań i nigdy więcej nie myśleć o przeszłości. A już po chwili sama ze sobą toczyłam spór, ponieważ za bardzo gardziłam kłamstwem, aby tak jawnie to zrobić. Nie wiedziałam co zrobię, jak przyjdzie mi opowiedzieć o moim życiu jednak teraz nie chciałam tego roztrząsać.
Z trochę (ale tylko trochę) lepszym humorem podniosłam się z łóżka i otworzyłam szafę z ubraniami. Przeglądałam wieszaki aż znalazłam strój, który według mnie sprawi się idealnie na takie spotkanie. Założyłam długą do kolan sukienkę w zielone liście i czerwone kwiaty na czarnym tle na ramiączkach. Do tego dobrałam jeansową kurtkę z perełkami naszytymi przy pasie. Na nogi wsunęłam brązowe botki na niewielkim obcasie idealne na ciepłe dni.
Spoglądałam na siebie w lustrze i stwierdziłam, że wyglądałam bardzo dobrze. Moje ubrania były moją zbroją, więc dobierałam je idealnie pod siebie, aby ludzie widzieli tylko to co chcieli widzieć. Dobrze ubraną i dobrze wychowaną dziewczynę z dobrego domu. Chciałam, aby widzieli kogoś zupełnie innego, bo wtedy nie zadawali zbędnych pytań ani nie dopytywali o moją przeszłość, bo wszystkiego sami się domyślali. Tak było zdecydowanie lepiej i sprawiało, że większość ludzi zostawiała mnie w spokoju.
Na koniec zrobiłam jeszcze luźnego koka na czubku głowy, pomalowałam rzęsy delikatnie tuszem do rzęs, maznęłam kilka razy błyszczykiem po ustach i byłam gotowa. No może jeszcze nie bo o mało co zapomniałabym o swoim zegarku i bransoletce które zawsze zakładałam na nadgarstki. Wtedy zabrałam torebkę z łóżka i zamknęłam za sobą drzwi.
Wyszłam przed akademik i od razu skierowałam się w stronę miejsca spotkania, które otrzymałam od profesora w wiadomości. Było to na tyle blisko, że wystarczyło zaledwie dziesięć minut na nogach, aby dotrzeć do celu. Pogoda była tak piękna, że nie sposób się nią pozachwycać więc rozglądałam się wokół chłonąc każdą z tych rzeczy. Lato nie było w tym roku tak ciepło jak w poprzednim, ale nawet o wieczornej porze można było się nią.
Wielu studentów siedziało na kocach z książkami na kolana, leżeli obok siebie, rzucali piłką albo po prostu biegali wokół małej wersji parku stworzonej przez uczelnię. Był to niesamowity pomysł i ktokolwiek na niego wpadł trafił w dziesiątkę, ponieważ wiele osób potrzebowało pobyć na świeżym powietrzu wśród zieleni. Nawet jeśli chcieli tylko pomyśleć o życiu.
Zauważyłam, że nie tylko ja cieszyłam się tym dniem, bo nawet zauważyłam Avę, Rosę i Sarę siedzące na jednym kocu pod drzewem. Spotkałyśmy się kilka razy od wyjazdu mojego brata czy to na zajęciach czy po prostu, aby spędzić ze sobą czas i ani razu nie wspomniały o w sytuacji, w której po prostu uciekłam. Nie pytały co mnie spotkało w przeszłości i nie drążyły tego tematu jednak wiedziałam, że nadal to w nich siedziało.
Zauważyły mnie więc od razu więc pomachałam nieznacznie ręką jednak nie miałam czasu abym podejść, bo w takim wypadku mogłabym się spóźnić. Przyłożyłam dłoń do ucha jakbym dzwoniła co było jednoznacznie z tym, że po powrocie się z nimi skontaktuję.
Przecież w końcu jutro mieliśmy jechać na lodowisko o czym kilka razy miałam wspomnieć jednak w końcu nie zebrałam się na odwagę. Mieliśmy lato więc skąd oni do cholery chcieli wytrzasnąć lód? Twierdziłam, że i tak nie ma sensu nad tym rozmyślać, bo i tak nie wpadnę na żadne wyjaśnienie. Skupiłam się więc na najważniejszej rzeczy.
Pierwszy raz miałam uczestniczyć w grupie wsparcie, ale wiele o takich spotkaniach słyszałam. Nawet mój terapeuta chciał mnie na to namówić jednak wtedy nie byłam na to gotowa, aby dzielić się swoim bólem z innymi, skoro sama sobie z nim nie radziłam. Zapierałam się rękami i nogami, żeby nie pójść na takie spotkanie i to dosłownie.
Rodzice kiedyś stwierdzili, że to jednak dobry pomysł i zawieźli mnie na jedno z nich nawet mi o tym nie mówiąc więc kiedy przyszła pora wyjść z samochodu nawet tego nie zrobiłam. A nawet żeby okazać jak pewna byłam swojej decyzji obwiązałam swoje nadgarstki pasem bezpieczeństwa, w razie, gdyby chcieli mnie wyciągnąć z niego siłą. Od tamtej pory ani razu nie próbowali decydować za mnie.
Przed budynek dotarłam bardzo szybko a teraz z każdym kolejnym krokiem zbliżającym mnie do wejścia moje serce przyśpieszało a ręce zaczęły pocić się ze strachu. Zebrałam się jednak w sobie wiedząc, że nie mogłam pozwolić, aby strach mną kierował i pchnęłam drzwi prowadzące do środka.
Skierowałam się wprost do sali, w której według mojego profesora miało odbyć się spotkanie, a kiedy już tam byłam zatrzymałam się. Stałam zaledwie trzy kroki przed drzwiami i wpatrywałam się w nie z ręką na klamce. Chciałam wejść, ale bałam się tego co mnie tam spotka a ten strach był tak ogromny, że wmurowało mnie w posadzkę.
W takich chwilach pomagało mi myślenie o najbliższych. Miny rodziców, kiedy obudziłam się w szpitalu, mama płakała a tata obejmował ją ramionami. Mój brat, który chodził w tą i z powrotem w wymiętych ubraniach i podkrążonych oczach, a także Steven, który stał w oknie jakby było tam coś fascynującego. Kiedy mama zauważyła, że moje oczy były otwarte co chwilę słyszałam słowo: dziękuję. Powtarzała to w koło ściskając w rękach różaniec. Nigdy nie widziałam jej, żeby się modliła, ale po czasie powiedziała mi, że tylko modlitwa utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach. Zraniłam całą swoją rodzinę a oni nadal trwali przy mnie, dlatego wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Weszłam do środka z mocnym postanowieniem, że moje przeszłość nie będzie decydować o mojej przyszłości.
Zaczęłam rozglądać się naokoło i zauważyłam siedem osób a co najdziwniejsze jedną z nich była dziewczyna, która chodziła ze mną na zajęcia. Teraz zrozumiałam co miał na myśli profesor, kiedy powiedział, że w sali znajdowało się więcej osób w sytuacji podobnej do mojej.
Kiedy dziewczyna mnie zauważyła momentalnie zbladła a ja poczułam się jak pod mikroskopem. Reszta grupy spoglądała na mnie z ciekawością a także z obojętnością. Przestępowałam z nogi na nogę nie wiedząc co ze sobą zrobić, ale sytuację uratował podnosząc się z miejsca profesor Nelson.
- Alysso cieszę się, że jednak przyszłaś. – podał mi rękę, którą z chęcią przyjęłam. Liczyłam na to, że dzięki temu poczuję się lepiej, ale nic z tego. Stresowałam się tak samo, jeśli jeszcze nie bardziej.
- Obiecałam, że będę. – odpowiedziałam.
- Tak, ale bałem się, że się rozmyślisz.
- Nigdy bym tego nie zrobiła. – stanowczo zaprzeczam kręcąc przy tym głową.
- W takim razie cieszę się. – posłał mi szczery uśmiech. - Chodź pokażę ci, gdzie masz usiąść. – położył dłoń na moich plecach dokładnie pomiędzy łopatkami i poprowadził mnie do kręgu zbudowanego z czterech kanap tworzących kwadrat.
Usiadłam tuż obok niego czekając niecierpliwie aż zwoła całą grupę na miejsca. Moja noga podrygiwała delikatnie z nerwów i chociaż starałam się ją uspokoić ani trochę mi się to nie udało. Rozglądałam się po sali wokół aby zająć czymś myśli. Była po prostu wielgaśna i zdolna pomieścić czterdzieści osób albo nawet i więcej. Zastanawiałam się czy te pustki wynikały z tego, że kilka osób zrezygnowało ze spotkania czy po prostu nie miały czasu, aby przyjść.
- Kochani myślę, że możemy zaczynać. – Pan Nelson klasnął w dłonie z uśmiechem na ustach, ale i tak widziałam, że się denerwował. Grupa patrzyła na niego bez słowa albo w ogóle nie przejmując się nim kilka osób wpatrzonych było w telefony. – Postanowiłem spróbować czegoś innego, bo odkąd zaczęliśmy się spotykać nie poczyniliśmy postępów, dlatego dzisiaj jest tu Alyssa która zgodziła się przyjść po moim namowach. Będzie uczestniczyć w spotkaniach z wami a ja odsunę się na bok, bo nie czujecie się przy mnie komfortowo. Chcę, żeby te spotkania były dla was czasem, kiedy możecie ze sobą porozmawiać o swoich uczuciach czy problemach. Mam nadzieję, że teraz to się uda. – profesor był pełen entuzjazmu, ale i czasami to nie wystarczało.
Widziałam po twarzach zebranych, że jego słowa ani trochę go nie przekonały. Nie dziwiłam im się, bo byłam dla nich kimś obcym, kimś kto wszedł do ich sanktuarium i zachowywał się jakby ich znał.
- Co taka laska może wiedzieć przez co przechodzimy? – warknął jeden z chłopaków patrząc na mnie z odrazą. Może kiedyś bym się obraziła na to w jaki sposób się do mnie odnosił, ale kiedyś byłam na jego miejscu i w pełni rozumiałam jego uczucia.
- Więcej nim myślisz. – odpowiedziałam ledwo panując nad nerwami. W tle trzasnęły drzwi, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi zbyt pochłonięta własnymi rozterkami.
- Witamy Pana Matthew który zaszczycił nas swoją obecnością a teraz siadaj młody i nie przeszkadzaj. – kiwnął głową na miejsce znajdujące się naprzeciwko mnie.
Usłyszałam stłumione przekleństwo i postać nowoprzybyłego pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Kiedy zauważyłam jego twarz przeżyłam szok. Nie spodziewałam się, że spotkam go w takim miejscu. Matt to pogodny i wesoły chłopak a teraz patrzył na mnie jakby mnie nienawidził.
- Więc oświeć mnie cukiereczku. – odezwał się ten sam chłopak co wcześniej. Opierał łokcie na kolanach i ze skupieniem czekał na moją odpowiedź. – Bo z tego co widzę to wyglądasz jakbyś wychowała się w dobrym domu bez problemów i z wieloma przyjaciółmi. Jak ktoś taki jak ty może nas zrozumieć?
- Ubiór to tylko dodatek. – nie spuszczałam z niego wzroku. - Dobieram każdą rzecz tak aby ludzie mogli mnie ocenić i dopisać sobie co tylko chcą. Patrzcie jaka jest ładna więc na pewno jej rodzice są bogaci. Patrzcie jaka jest szczęśliwa, na pewno na wielu przyjaciół. Patrzcie jaka jest miła może nigdy nikt jej nie skrzywdził. Widzisz tylko to co chciałam ci pokazać i nic więcej.
- Czyli co mi umyka? – zapytał z podniesioną brwią. – Bo jak na razie nie widzę żebyś była taka jak my. – nawet teraz to do niego nie docierało.
Rozejrzałam się po twarzach tych młodych ludzi i dopiero teraz zauważyłam to, że większość mogła mieć po piętnaście no może góra szesnaście lat. Byłam praktycznie w ich wieku, kiedy moje życie dało mi takiego kopa, że ledwo żyłam. Jednak odróżniało mnie od nich to, że ja miałam przy sobie bliskich a patrząc na nich na pewno nie mieli takiego wsparcia albo było ono niedostateczne.
Potem latach będąc wyczulona na ludzkie emocje potrafiłam wyczytać z tego jak siedzą, jak unikają mojego wzroku, jakich oczy wyrażają pustkę to czego mogli nie dostrzegać inni; pogodzenie się z własnym losem i tym co nieuniknione, że ich życie nie stanie się tak po prostu i łatwe.
Wstąpiła we mnie nowa energia, ponieważ chciałam zrobić dla nich coś co pozwoli im uwierzyć w siebie. Pokazać im, że jeśli naprawdę będą tego chcieli kiedyś jeszcze zaznają szczęścia jednak nie będzie to łatwe a droga będzie bardzo, ale to bardzo długa.
- Mam na imię Alyssa i niedawno obchodziłam swoje dziewiętnaste urodziny. Studiując obrałam sobie za cel, aby w przyszłości zostać psychologiem dziecięcym tak aby móc pomagać innym. – wzięłam głęboki oddech, żeby powiedzieć to co od dawno powinno być powiedziane, ale za bardzo się tego bałam. – Trzy lata temu moje życie zmieniło się w koszmar. Byłam prześladowana przez koleżankę ze szkoły, byłam bita, popychana, opluwana a każdy się temu przyglądał i nic nie robił to byli zbyt zajęci wyśmiewaniem się ze mnie. Z każdym dniem było coraz gorzej, ale ja nikomu nic nie mówiłam, bo było mi po prostu wstyd. Ani rodzicom czy nawet bratu. Wstydziłam się tego co się działo, bo myślałam, że jest to przejściowe, że jak się znudzą to przestaną, ale tak się nie stało a było wręcz gorzej. Pewnego dnia zostałam nagrana mnie pod prysznicem w szkole a filmik szybko się rozszedł wśród reszty uczniów. To był moment, w którym uświadomiłam sobie, że więcej nie zniosę. – otarłam łzy, które zebrały się w moich oczach za pomocą chusteczki, która podał mi Pan Nelson. Zauważyłam, że nawet chłopak przestał na mnie patrzeć jak na wroga, a jak na przyjaciela, który rozumie jak to jest. Z kolei, kiedy spojrzałam na Matta zauważyłam jego minę, która wyrażała niedowierzanie. Kontynuowałam jednak swoją opowieść wiedząc, że muszę doprowadzić ją do końca.
- Pamiętam, jak powiedziałam rodzicom, że źle się czuję i chce zostać w domu. Przez chwilę nawet chcieli zostać ze mną, ale przekonałam ich, że nic poważnego mi nie jest. Wtedy poczekałam jak mój brat wyjdzie na trening. Chciałam się upewnić, że nikogo wtedy nie będzie i nikt mi nie przeszkodzi. Nadal odtwarzam w pamięci ten moment, kiedy wzięłam nóż z kuchni i poszłam z nim do swojego pokoju. Nie wiem, ile czasu upłynęło zanim zrobiłam pierwsze cięcie na nadgarstku. – patrzyłam na swoje nadgarstki; na zegarek i bransoletkę które zakrywały moje blizny. – Najdziwniejsze było to, że nie czułam bólu a ulgę. Ulgę, że nikt już mnie nie skrzywdzi i nie poniży. Chciałam, aby to wszystko zniknęło i byłam tak zdeterminowana, żeby to osiągnąć więc zrobiłam kolejne nacięcie na drugim nadgarstku, aby się upewnić, że wszystko zakończy się szybko. Nie przewidziałam jednak tego, że mój brat wróci na chwilę do domu i zastanie mnie w takim stanie. Pamiętam jak w kółko krzyczał „Dlaczego". Trzymał mnie w ramionach i płakał a ja myślałam tylko o tym, żeby zasnąć i nigdy się nie obudzić.
Tak bardzo byłam zatopiona we własnych wspomnieniach, że dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, że ktoś przytula mnie do siebie i gładzi w delikatny sposób po głowie. To było tak miłe, że nawet nie zastanawiałam się kim była ta osoba. Liczyło się tylko to, że w końcu miałam przy kim się wypłakać a nawet wygadać przez co czułam się z tym niesamowicie lekko.
Zmierzenie się z własną przeszłością pozwoliło mi spojrzeć na moje życie z innej perspektywy. Tamtej osoby już nie było, bo ta słaba i bezsilna dziewczyna stała się niesamowicie silna i walcząca o siebie.
- Nie wiedziałem. – wyszeptał stłumiony głos w moje włosy i wiedziałam już, że to Matt.
- Nikomu nie mówiłam. – odsunęłam się od niego, kiedy udało mi się zapanować nad łzami. Otarłam je dłońmi i starałam się zapanować nad moim drżącym z emocji głosem.
- I tak zostanie, jeśli tylko tego chcesz. – powiedział do mnie z powagą a ja mogłam tylko pokiwać głową.
- Czy chcecie zadać Alyssie jakieś pytania? – Pan Nelson zwrócił się do grupy. Jedna z dziewczyn podniosłą niepewnie rękę do góry. – Willow, proszę.
Willow, dziewczyna, która jako pierwsza się zgłosiła była ubrana w sprane jeansy i obszerną bluzę zasłaniającą jej kształty. Miała jednak łagodne oczy i cokolwiek ją spotkało nie mogło być to nic dobrego jednak ona nie była gotowa, aby o tym opowiedzieć. Może nie teraz, ale liczyłam, że w przyszłości zbierze się na odwagę.
- Czy twoi rodzice zrobili coś po tym jak próbowałaś się zabić? Czy wspierali cię? – wypowiadała z trudem każde pojedyncze słowo. Obserwowałam jej twarz i od razu zauważyłam, że nie miała wsparcia w rodzicach. To się wiedziało.
- Kiedy moi rodzice dowiedzieli się, dlaczego chciałam odebrać sobie życie od razu wszystkim się zajęli. Poszli do dyrektora i załatwili i zdalne nauczanie tak że nigdy nie musiałam mierzyć się z bolesnymi wspomnieniami. Już nigdy nie wróciłam do szkoły za co jestem im niesamowicie wdzięczna, bo nie mogłabym patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy wiedzieli co się działo i nic z tym nie zrobili. Ale wracając do moich rodziców to najbardziej wpierała mnie mama, która była cudowna. Tata nie wiedział, jak ma się ze mną obchodzić. Za każdym razem jak pojawiałam się w pokoju patrzył na mnie jakby tylko czekał aż zrobię to po raz drugi. Moja mama reagowała inaczej; po ludzku. Kiedyś spotkała na ulicy matkę dziewczyny, która za wszystko odpowiadała więc podeszła do niej i dała jej w twarz. Krzyczała, że jej córka to zło wcielone i ma nadzieję, że nigdy nie będzie musiała patrzeć jak jej córka cierpi. I dodała od siebie jeszcze, że jak spotka tą dziwkę to tak jej nakopie, że nie będzie mogła pójść do szkoły przez tydzień. – śmiałam się na to wspomnienie. Patrzyłam na Willow. – A teraz ty opowiesz coś o sobie?
- Ja nie... - zaczęła zdenerwowana.
- Powiedz, ile masz lat i co robisz w wolnym czasie. Tylko tyle. Wiem, że to trudne, ale nie chcę cię do niczego zmuszać. Sama zdecydujesz czym się chcesz podzielić. – zachęcałam ją do rozmowy.
- Mam siedemnaście lat i lubię grać w szachy a raczej lubiłam. – miętoliłam w dłoniach rękaw bluzy.
- Dobrze. – chwaliłam ją z uśmiechem. – Może teraz ktoś inny? – zaproponowałam.
- Mam na imię Matt, mam dwadzieścia lat i studiuję z Alyssą na tej samej uczelni więc się znamy. Kiedy ją tutaj zobaczyłem przeżyłem szok, bo nie spodziewałem się takiej wesołej osoby w tym miejscu. – był zdenerwowany i widać to było po jego głosie jak i zachowaniu. Chcąc mu dodać otuchy wzięłam jego rękę i splotłam ze swoją. Podziękował mi ściskając ją jednak jej nie puszczał jakby tylko ona trzymała go na powierzchni. – Kiedy miałem piętnaście lat moi rodzice się rozwiedli wiec zostałem z mamą i siostrą, tata wyprowadził się od nas i już nigdy nie wrócił. Po prostu zniknął a ja nie mogłem się z tym pogodzić. Zawsze wszystko robiliśmy razem i kiedy go zabrakło nie miałem już przyjaciela, z którym mogłem o wszystkim porozmawiać. Zacząłem ćpać, najpierw klej a skończyło się na koce. Trwało to ponad rok i doszło do tego, że chodziłem naćpany do szkoły przez co groziło mi powtarzanie klasy. Aż pewnego dnia, kiedy wziąłem za dużo i ledwo żyłem pojawił się mój anioł, moja Ava, która wezwała pogotowie i trzymała mnie za rękę w drodze do szpitala. Kiedy się obudziłem też tam była. Dzięki niej przestałem brać, pomogła mi poprawić stopnie i dzięki niej jestem tutaj a ona razem ze mną. Jesteśmy razem od czterech lat i nie wyobrażam sobie bez niej życia, bo ona jest moim życie. – kiedy skończył znowu miałam łzy w oczach, a także i kilka innych osób.
Po jego wyznaniu nastąpiło coś niesamowitego. Każdy po kolei chciał opowiedzieć swoją historię i chociaż wszystkie były inne łączyło nas to, że dobrze wiedzieliśmy, jak to jest czuć się samemu ze wszystkim. Przedstawił się nawet chłopak, który na początku mnie prowokował i dowiedziałam się, że miał Adam. Skończył osiemnaście lat pół roku temu i pracował w sklepie spożywczym, bo jego rodzice zmarli a nie miał innej rodziny. Było mu niesamowicie ciężko, ale starał się nie poddawać.
Spotkanie trwało ponad dwie godziny, ale czułam się jakbym spędziła tu cały dzień. Jednak te dzieci, bo inaczej nie można było ich nazywać ze względu na wiek nauczyli mnie czegoś. A mianowicie tego, że miałam wokół siebie ludzi, którzy cierpieli tak samo jak ja, ale nie mieli wsparcia, dlatego postanowiłam sobie, że to nie moje ostatnie spotkanie. Za tydzień też przyjdę o czym ich poinformowałam a także zachęciłam do tego, żeby także się pojawili.
Wracałam do akademika w niesamowicie dobrym humorze i chociaż Matt jak i profesor Nelson zaproponowali, że mnie odprowadzą musiałam pobyć sama ze swoimi myślami. Otworzenie się przed nimi nie było łatwe jednak, kiedy już to zrobiłam poczułam jakby właśnie tej części mnie mi brakowało.
Ten dzień sprawił, że na nowo uwierzyłam, że dobrze wybrałam kierunek studiów i nie chciałabym go za nic w świecie zmienić. Podczas spotkania czułam, że to właśnie było co chciałabym robić.
Pomagać innym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro