Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.

Antoine de Saint-Exupéry


Conor

Wszedłem do firmy ojca jak co tydzień rozmyślając o wczorajszym dniu. Wymigałem się od kawy z grupą a wróciłem do siebie i zaprosiłem Samanthę na noc. Kiedy tylko przekroczyła próg mojego pokoju od razu się za nią zabrałem. Nie pieprzyłem nikogo od dwóch tygodni i mój przyjaciel domagał się uwagi. Spędziła u mnie całą noc a rano nie chciała wyjść i wyobrażała sobie nie wiadomo co więc musiałem jej powiedzieć co o tym myślę. Na koniec dostałem w twarzy, ale warto było. Miałem spokój a kolejny podbój tylko czekał.

- Coś ty taki uśmiechnięty? – ojciec klepnął mnie po plecach i dołączył do mnie przy windzie.

- Miałem udaną noc. – powiedziałem z głupim uśmiechem, bo nauczyłem się, żeby niczego przed nim nie ukrywać. Nasza relacja była niezwykle luzacka i kiedy potrzebowałem rady zawsze mogłem na niego liczyć. William Daniels była dla mnie wzorem do naśladowania a moja mama Leila niesamowicie czułą i kochaną kobietą.

- W kogo ty się wdałeś smarkaczu. – pokręcił głową zrezygnowany i poprawił krawat, który był ciasno zawiązany na jego szyi.

- W ciebie. – parsknąłem śmiechem, kiedy spojrzał na mnie jak na wariata.

Tata i ja od zawsze się rozumieliśmy. Może to dlatego że urodziłem się, kiedy miał osiemnaście lat a mama siedemnaście. Byli młodzi, ale dali radę nawet wtedy, kiedy ich rodzice namawiali ich na to, żeby mnie oddali. Oni po prostu spakowali się i opuścili własne domy tego samego dnia i nie oglądali się na siebie, dlatego tak bardzo byłem z nimi zżyty. Mieć takich rodziców to niezwykłe wyróżnienie i każdego dnia pokazywałem im jak bardzo ich kocham.

Miesiąc później byli już po ślubie i pomimo tego, że wynajmowali jednopokojowe mieszkanie ani razu nie narzekali. Mama dorabiała sprzątając u bogatych ludzi, dopóki była w stanie a ciąża tak bardzo jej nie wykańczała a tata pracował na budowie przez całe dnie. To wiązało się z tym, że każde z nich rzuciło szkołę.

Po czterech latach postanowili rzucić się na głęboką wodę i kupili upadające przedsiębiorstwo za bezcen. W ciągu trzech miesięcy postawili je na nogi i sprzedali za trzykrotnie więcej niż zapłacili. Potem jakoś tak samo poszło i kupowali coraz więcej i więcej aż musieli zatrudnić więcej ludzi. Teraz mogli odpocząć i cieszyć się życiem a ja zajmę się wszystkim.

Ktoś mógłby powiedzieć, że byłem głupcem, aby w wieku dwudziestu lat mając bogatych rodziców zamiast zabawy wybrać pracę, ale to było dzieło ich życia i nie mogłem pozwolić, aby zostało to zniszczone. Robiłem to, bo uwielbiałem patrzeć z jakim zapałem oddawali się swojej pasji a nie dlatego że musiałem.

- Jak w szkole? – wsiedliśmy do windy i tata od razu zaczął ten sam temat co zawsze.

- Dobrze. – odpowiedziałem, bo w sumie nic się nie zmieniło. - Został mi już ostatni semestr i mogę w końcu was odciążyć. – spojrzałem na niego, kiedy i on popatrywał w moim kierunku zamyślony.

- Synu, jeśli tego nie chcesz a wolisz grać zrozumiem. Chcę żebyś w życiu robił to co cię uszczęśliwia a nie to co my chcemy żebyś robił. – ten kto mówił, że nie ma idealnych rodziców, moi byli przykładem, że jednak są wyjątki. Do niczego mnie nie zmuszali, zawsze byli po mojej stronie i wspierali mnie jak najmocniej.

- Ale chcę tato. – sprostowałem. – Lubię tu pracować, bo widzę, że mogę wiele zmienić i podoba mi się to. Kariera sportowca nie jest dla mnie.

Bez dalszej rozmowy wysiedliśmy z windy i każde z nas rozchodziło się do swoich gabinetów. Tak. Miałem swój gabinet tuż obok mojego taty. Tak było wygodniej, bo nie wchodziliśmy sobie w drogę i mieliśmy dla siebie przestrzeń. Wcześniej to był gabinet mamy, ale po tym jak odeszła z firmy i wolała zająć się domem od razu go po niej przejąłem.

Zajmowałem go już prawie półtora roku, ale ani jednej rzeczy w nim nie zmieniłem, ponieważ oddawał on duszę mojej mamy. Ściany w beżowych kolorach, na których było od groma obrazów w różnym stylu i wielkości które były jej pasją przypominały mi o jej obecności. To samo biurko, ten sam fotel, te same meble, ta sama kanapa. Kiedy rodzice zaproponowali, że mógłbym zmienić wystrój od razu ich zapewniłem, że tak jest idealnie.

Bez względnej zwłoki wziąłem do ręki papiery które zalegały na biurku od tygodnia i zabierałem się do pracy.

Coś mi się zdawało, że spędzę nad nimi kilka dni, ale jak chciało się przejąć firmę po rodzicach nie miałem innego wyjścia. W ten sposób mogłem przez chwilę zapomnieć o pewnej dziewczynie, która nie mogła mi wyjść z głowy. To było niezwykle dziwne, bo nigdy mi się to nie zdarzyło, ale jej tajemniczość sprawiała, że chciałem bliżej ją poznać. Niby cicha i spokojna a jednak miała w sobie coś niesamowicie dziwnego. Jakby wielką tajemnicę do odkrycia.

Potrząsnąłem głową, aby skupić się w pełni na pracy i spojrzałem na pierwszy dokument.


Alyssa

Jak tylko wróciłam z zajęć mojej współlokatorce znowu odbiło i zaczęła się pakować. Stwierdziła nie będzie mieszkać z taką wariatką jak ja. Nic się nie odzywałam tylko siedziałam na łóżku, założyłam nogę na nogę i obserwowałam, jak wynosi swoje kartony z pokoju. Sama była wariatką, skoro postanowiła zostać z takim popapranym chłopakiem, ale to była jej decyzja nie moja.

Teraz miałam pokój tylko dla siebie i to przez cały semestr, chyba że ktoś się przeniesie, ale było to mało prawdopodobne. A nawet jeśli mi kogoś przydzielą cieszyłam się spokojem, ile mogłam. Spałam do dziesiątej, bo pierwsze zajęcia miałam dopiero o dwunastej co wydawało mi się niezwykle dziwne, ale szło się przyzwyczaić. Ten kto twierdził, że studia to wstawanie o świcie i harowanie do późnych godzin jednak się mylił.

Postanowiłam skorzystać z okazji i wyjść pobiegać, a że była ładna pogoda to od razu podniosłam się z łóżka. Ubierałam się w czarny sportowy stanik na szerokich ramiączkach do tego w tym samym kolorze spodnie do kostek i buty sportowe. Włosy wiązałam w kucyk na czubku głowy i zbierałam jeszcze telefon, który przyczepiam na ramieniu i słuchawki do kompletu. Teraz byłam gotowa, aby się spocić.

Wyszłam na świeże i ciepłe powietrze puszczając na telefonie muzykę a w uszy włożyłam słuchawki. Zrobiłam jeszcze szybko rozgrzewkę rozciągając się dobrze wiedząc, że jeśli tego nie zrobię mogłam sobie coś uszkodzić. Nauczyłam się tego na błędach, kiedy pewnego razu skręciłam kostkę. To była bardzo bolesna nauczka, ale zrozumiałam wtedy, że trzeba robić wszystko powoli i z rozmysłem. Po kilku minutach wygibasów zaczęłam bieg.

Mijałam ludzi i słuchałam piosenki „Gayle – abcdefu" nie przejmując się niczym. W ten sposób mogłam odpocząć od szkoły, ludzi, problemów. Każdy sposób był dobry, ale ja znalazłam właśnie taki.

Wbiegłam właśnie na wzniesienie przy boisku a żwirowa droga jasno mi mówiła, że to trasa dla biegaczy. Przede mną roztaczało się wiele wzniesień i pagórków, ale dzięki temu mój wysiłek będzie jeszcze większy. Ludzie byli różni. Jedni uwielbiali siedzieć przed telewizorem z popcornem w ręce a ja traktowałam zmęczenie jako coś dobrego. Coś pozytywnego co pomagało mi wyrzucić z ciała złe myśli.

W momencie poczułam, że coś jest nie tak. Mocne uderzenie w plecy popchnęło mnie do przodu przez co wylądowałam prawą ręką na żwirowanej drodze, aby zamortyzować upadek. Poczułam jak promieniujący ból rozchodzi się po całym moim nadgarstku a który pulsował w takt bicia mojego serca. Poruszyłam nią nieznacznie, ale to sprawiło, że bolało jeszcze bardziej.

Wyciągnęła z uszu słuchawki zdrową ręką i siedząc tyłkiem na ziemi obróciłam się w tył. Przede mną widziałam chłopaka mojej byłej współlokatorki z mordem wypisanym na twarzy. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści a oczy tak złowieszczo przerażające, że przez chwilę poczułam strach.

- Ty suko, przez ciebie dziewczyna mnie zostawiła! – wysyczał pochylając się nade mną.

- Chyba się na tobie poznała kretynie. – nie wiedziałam co mnie podkusiło, żeby mu pyskować. Wiedziałam, żeby w takich chwilach lepiej przeczekać, nie odzywać się i tylko kiwać głową, bo w przeciwnym razie będzie jeszcze gorzej.

Zrobiłam błąd, bo jeśli wcześniej na jego twarzy widać było mord w tym momencie pojawiło się na niej coś na kształt manii prześladowczej w stosunku do tamtej dziewczyny, co sprawiło, że od razu pojawia się we mnie obawa. Wiedziałam, że było z nim coś nie tak, ale nie przypuszczałam, że był aż tak nieobliczalny. Całe lata żyłam w strachu więc teraz opanowanie emocji to coś niesamowicie trudnego.

Widziałam, jak pochylał się nade mną i złapał mnie za ramię. Skuliłam się na ziemi pochylając głowę czekając na nieuniknione jednak po chwili uścisk na mojej ręce zniknął w ciągu jednej chwili.

- Wszystko w porządku? – wzdrygnęłam się na dotyk obcej osoby. Podniosłam wzrok i zauważyłam przed sobą Matta. Na jego twarzy widać zmartwienie pomieszane ze współczuciem. – Chodź. – objął mnie w pasie i stanowczo podniósł mnie do pionu. Byłam tak skołowana, że mogłam tylko stać i śledzić rozwój wydarzeń.

- Lubisz bić dziewczyny? – spojrzałam w stronę chłopaka, który mnie zaatakował a tam Ethan wraz z Danielem popychali go a ten drugi dodatkowo uderzył go z pięścią w brzuch. Skrzywiłam się, bo to musiało boleć jednak z jakiegoś powodu ani przez chwilę mu nie współczułam. Miałam nadzieję, że coś do niego dotrze, ale to były płonne nadziej. Takie osoby się nie zmieniały. W dalszym ciągu popychali go i szturchali, ale w końcu odwróciłam wzrok, nie chcąc na to patrzeć.

Ból w ręce przypomniał mi o tym, że nie wszytko było w porządku. Zaczęłam oglądać ją z każdej strony u nawet zauważyłam opuchliznę, a kiedy próbowałam poruszyć ręką syknęłam z bólu. Było coraz gorzej i obawiałam się, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

- Pokaż. – Matt pochylał się nade mną i dotykał mojego nadgarstka.

- Ała! – pisnęłam wyszarpując rękę z jego uścisku co tylko wzmogło ból. Jęknęłam po raz kolejny i musiałam wyglądać przy tym jak dziecko, ale to tak bardzo bolało.

- Co z nią? – pozostała dwójka podeszła do mnie a ja rozejrzałam się za moim oprawcą, ale nigdzie go nie było.

- Uciekł debil. – mój wzrok musiał zauważać Ethan, bo od razu wyjaśnił.

- Chyba jest złamana. – oświadczył Matt a ja mogłam tylko pytać siebie, dlaczego to musiałam być właśnie ja.

- Możesz wyjąć mój telefon? – pokazałam Mattowi rękę, na której przyczepiony był telefon.

- Jasne. – po chwili mi go podał. – Proszę.

- Dzięki. – prawą rękę przycisnęłam do piersi chcąc ją odciążyć i przez przypadek nie urazić a drugą zacisnęłam na urządzeniu. Byłam praworęczna, dlatego operowanie lewą ręką było mi nie po drodze. Udało mi się w końcu wybrać numer do Stevena czekając na połączenie. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty po czym włączyła się poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz i nic. Będę musiała poradzić sobie sama.

Spojrzałam na stojących przede mną chłopaków, którzy jak teraz zauważyłam byli ubrani w stroje sportowe. Najwyraźniej zauważyli z boiska, że coś się dzieje i od razu zareagowali.

- Dziękuję za to. – zatoczyłam ręką koło – Za wszystko w sumie.

- Nie ma za co. – Matt wyszczerzył się na moje słowa. – Może zawieść cię do szpitala, bo to nie wygląda za dobrze?

- Dam sobie jakoś radę. – westchnęłam i zaczęłam masować ręką czoło zastanawiając się jak mam się dostać do lekarza. Nie miałam samochodu, bo za bardzo bałam się nim jeździć a nie znałam tu nikogo poza Stevenem, który jak na złość nie odbierał telefonu.

- Nie kombinuj tylko chodź podwieziemy cię. – rzucił Ethan.

- Naprawdę dam sobie radę. – próbowałam ich jakoś przekonać, ale ich miny mówiły mi tylko tyle że nie wierzą w to, że dam sobie radę sama. Matt pomimo moich protestów wziął mnie pod ramię i zaczął prowadzić w stronę parkingu usytuowanego za boiskiem. Sama nie wiedziałam, dlaczego, ale poddałam się i szłam przy nich jak posłuszny piesek.


***

To były trzy najgorsze godziny w moim życiu. Po dotarciu do szpitala czekałam godzinę na to, żeby w ogóle przyjął mnie jakiś lekarza, potem łaskawie zabrali mnie na badanie krwi po którym znowu musiałam wrócić na korytarz, a na koniec prześwietlenie, na które czekałam kolejną godzinę. Służba zdrowia rządziła się swoimi prawami, ale to była lekka przesada, tym bardziej że na korytarzu na oddziale ratunkowym było praktycznie pusto.

W tym czasie chłopaki nie odstępowali mnie na krok. Przynosili wodę, sok, ciastka a nawet kanapki z automatu. Nie pamiętałam, kiedy jakaś obca osoba zrobiła dla mnie coś takiego. Matt nawet zaczął krzyczeć na pielęgniarkę domagając się lekarza co ani trochę nie pomogło a to tylko po tym jak z bólu nie wytrzymałam i kilka łez popłynęło po moich policzkach.

Wyglądało to niezwykle komicznie, kiedy ja taka mała siedziałam na krześle skulona zastanawiając się, kiedy to się w końcu skończy. I trójka postawnych sportowców, którzy nadal mieli na sobie swoje stroje.

Chłopcy mogli tylko siedzieć i przypatrywać mi się ze współczuciem. W końcu po trzech godzinach zostałam poproszona do gabinetu lekarza na co odetchnęłam z ulgą, bo chciałam tylko jednego. W końcu opuścić to przeklęte miejsce.

- Dzień dobry. Proszę usiąść. – nakazał lekarz spoglądając na mnie znad okularów w wielkiej kwadratowej oprawie. – Na prześwietleniu nie doszło do złamania, ale niestety doszło do naderwania ścięgna. Założymy opaskę uciskową na dwa tygodnie. – wyrzucał z siebie jak z automatu.

- Dobrze, ale mogłabym dostać coś na ból, bo zaraz tu normalnie zejdę. – poprosiłam, bo jeszcze chwila a zacznę wyć z bólu i nie będzie mnie obchodzić co pomyślą inni.

- Pielęgniarka nie podała pani leków przeciwbólowych? – zapytał zaskoczony.

- Nie. – pokręciłam głową i miałam wrażenie jakby z tego wszystkiego i ona zaczynała mnie pobolewać.

- Zaraz to naprawimy. – podszedł do szklanej szafki, w której widziałam równo ułożone leki według alfabetu, kilka gaz w pojemniku a nawet i więcej, ale niezbyt było mi to znajome.

Z wielką ulgą patrzyłam w stronę lekarza jak wyciąga niewielką fiolkę a potem wbija w nią igłę pobierając odpowiednią ilość leku. Już po chwili robi mi zastrzyk, przy czym zastrzega, żeby nie brać nic więcej, bo może mi to bardziej zaszkodzić niż pomóc. Dopiero jutro rano, jeśli ból będzie nie do zniesienia.

Potem wszystko idzie o wiele sprawniej i szybciej. Na mój nadgarstek zostaje założona czarna opaska uciskowa i albo to moja wyobraźnię albo od razu odczułam ulgę. No może w pewnym stopniu było to spowodowane podanym mi lekiem, ale i usztywnieniem ręki co nie pozwalało mi na nadmierne ruchy.

- Zobaczymy się za kilka tygodni na kontroli. – wyciągnął w moją stronę kartkę. - Tutaj masz zalecenie, ale najważniejsze żebyś nosiła opaskę. Jest ona na tyle wygodna, że można w niej nawet spać, ale do kąpieli możesz ją spokojnie zdjąć. Oczywiście tylko na chwilę i od nowa zakładasz, aby uzyskać jak najlepsze efekty. – kiedy wiedziałem, że lekarz mi wszystko wytłumaczył pożegnałam się z nim i wyszłam z gabinetu.

Widok jaki zastałam był niezwykle komiczny. Chłopcy w dalszym ciągu na mnie czekali siedząc na podłodze i podając sobie paczkę z żelkami zapewne zakupioną w automacie. Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły momentalnie spojrzeli w moim kierunku i podnieśli się z podłogi.

- I jak? – zapytał jako pierwszy Matt.

- Co powiedział? – dopytał Ethan patrząc na moją dłoń jakby zaraz miała wybuchnąć.

- Boli? – zakończył Daniel w tym samym czasie.

- Zabawni jesteście. – zaśmiałam się z ich synchronicznych pytań, ale i tak odpowiedziała,. – Na szczęście nie jest złamana. Ścięgno tylko zostało naderwane przez co mam nosić to przez jakiś czas. – pokazałam im rękę z opaską.

- To dobrze. – Matt odetchnął z wyraźną ulgą.

Coraz bardziej mnie zaskakiwali. Byłam dla nich obcą osobą a starali się mi pomóc jak tylko mogli. Nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji, ale było to niezwykle miłe i pokazywało, że jednak można spotkać w swoim życiu dobrych i bezinteresownych ludzi.

Z tego też względu niezwykle trudno było mi utrzymywać ich z dala od siebie, kiedy oni tak bardzo się starali, aby ze mną zaprzyjaźnić. Od samego początku byli pozytywnie do mnie nastawieni a je odpychałam ich raz za razem coraz bardziej co nie było miłe z mojej strony. Dotarło do mnie, że byłam dla nich podła a tak naprawdę nic mi nie zrobili.

- Coś nie tak? – z moich myśli wytrącił mnie głos Daniel.

Postanowiłam być z nim szczera a także z pozostałą dwójką i powiedzieć im o czym tak rozmyślałam. Byłam im to winna za to w jaki sposób mnie potraktowali.

- Po prostu mnie to dziwi, że mi pomagacie. Przecież mnie nie znacie. – pokręciłam głową.

- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi z czego jeszcze nie zdajesz sobie sprawy. My po prostu wchodzimy w twoje życie i nie dajemy ci spokoju. – odpowiedział Matt z szerokim uśmiechem i pokazał na kolegów a oni tylko pokiwali głowami szczerząc się tak samo jak on.

- Nie pamiętam, kiedy ostatnio kogoś takiego miałam. – po moich słowach z ich twarzy zniknęły uśmiechy. – Idziemy? – zapytałam przerywając cieszę jaka zapanowała i nie czekając na nich skierowałam się do wyjścia.

I po co ja to powiedziałam.

Brak przyjaciół to przecież nic złego.

Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro