Rozdział 25
„Zbyt wielu ludzi przecenia to, kim nie jest i nie docenia tego, kim jest."
Malcolm S. Forbes
Alyssa
Sobota doszła szybciej niż mogłabym pomyśleć. Jadąc w kierunku domu moich dziadków rozmyślałam o tym jak będzie wyglądało ich spotkanie. Moja babcia czasami była porywcza i wybuchowa więc mogła palnąć coś bez powodu. Miałam go uświadomić co go mogło czekać, ale stwierdziłam, że i tak pierwsze co będzie to przesłuchanie z jej strony więc nie ma sensu go w tym uświadamiać.
Zanim wyjechaliśmy wzięłam ze sobą zrobione własnoręcznie ciasto, które zawsze piekła dla mnie babcia. Zarwałam dla niego całą noc, ale było warto. Patrzyłam na moje dzieło i nie mogłam się nadziwić, że udało mi się to zrobić zupełnie samej. Czekoladowe ciasto z kremem o smaku orzechowym z kawałkami migdałów a dodatkowo na wierzchu polane białą czekoladą. Bomba kaloryczna jak się patrzyło, ale wiedziałam, że babcia dzięki temu będzie przyjaźniej nastawiona.
- Issa. – Conor dotknął mojej nogi w uspokajającym geście przez co dopiero dotarło do mnie, że potrząsałam nią jakbym wypiła za dużo kofeiny. Tak bardzo się denerwowałam na to spotkanie, że wcale nie wstydziłam się tego okazywać.
- Nic na to nie poradzę, że denerwuję się tym spotkaniem. Chciałabym, żeby babcia cię polubiła, ale i żebyś ty polubił. – tłumaczyłam mu.
- Będzie dobrze. – pogłaskał mnie po udzie w uspokajającym geście.
Westchnęłam odwracając głowę w stronę okna i dotarło do mnie, że prawie byliśmy na miejscu. Rozpoznałam te same pola na których się bawiłam jako dziecko, te same drzewa, na które się wspinałam, kiedy mknęliśmy drogą.
Nawet kiedy przejeżdżaliśmy przez bramę prowadzącą do domu moich dziadków nie mogłam się oprzeć i odwróciłam głowę w stronę drzewa rosnącego przy poboczu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam na nim tą samą huśtawkę, którą zawiesił dla mnie dziadek, kiedy miałam siedem lat i na której spędzałam długie godziny.
Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy.
Jakby ktoś dbał o nią do momentu aż tutaj wrócę.
- Łał. – Conor rozglądał się na boki podziwiając każdy skrawek roztaczając się przed nim widoku.
Miałam dokładnie taką samą minę jako dziecko, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam je na polanie. Teraz było ich około trzydziestu a wszystkie tak piękne jak je zapamiętałam. Konie fryzyjskie które hodował mój dziadek a których po jego śmierci babcia nie mogła się pozbyć. Były one wszystkim co jej po nim zostało.
Po wypadku nie mogła sama ich doglądać dlatego zatrudniła do tej pracy dwoje ludzi, którzy mieli na nie oko, opiekowali się nimi, karmili i dbali o nie. Babcia mogła sobie na to pozwolić dlatego że wcześniej hodowali konie na sprzedaż i zarobili na nich niemałą fortunę. Cieszyłam się, że się ich nie pozbyła, bo tak samo były dla mnie ważne jak i dla niej.
Podjechaliśmy pod dom i zaparkowaliśmy jak najbliżej wejścia. Wysiadając z samochodu mój wzrok utkwiony był w budynku przede mną. Lata jakie minęły odcisnęły na nim swoje piętno jednak w dalszym ciągu i tak się nim zachwycałam. Wokół domu nie było już żadnych kwiatów które starannie pielęgnowała babcia, ale i tak w dalszym ciągu nie stracił nic ze swojego uroku.
Niewielki niebieski dwukondygnacyjny dom, który pomieściłby spokojnie sześcioosobową rodzinę. W dodatku te okiennice w oknach w białym kolorze sprawiały, że wyglądał jak typowy wiejski dom, do którego z chęcią się wchodziło. Kiedy postawiłam stopę na pierwszym schodku usłyszałam skrzypnięcie deski, które świadczyło o tym, że należało je jak najszybciej naprawić. Drzwi straciły swój blask i kolor a odchodząca farba tylko dopełniała tego faktu.
Wiedziałam jaka była tego przyczyna i ogarnął mnie smutek. Domem zawsze zajmował się dziadek i babcia nie chciała do niego dopuścić kogoś innego. Nie mogłam pozwolić na to, żeby tak dalej było, dlatego podczas naszej obecności miałam zamiar dokonać tu kilku napraw i nawet nie będę przejmował się jej protestami.
- Nie martw się tu się trochę odmaluje, tam przeczyści i będzie pięknie. – powiedział Conor podążając tuż za mną. Czasami mnie to przerażało, że tak dobrze potrafiliśmy się porozumieć bez słów, ale z drugiej strony świadczyło to tylko o tym, że byliśmy sobie pisani. Koniec kropka.
- Czy mówiłam ci już jak bardzo cię kocham? – wyszeptałam i stanęłam na palcach muskając ustami delikatne jego policzek. Ciasto, które trzymałam w rękach nie ułatwiało mi tego zadania, dlatego od razu się odsunęłam.
- Każdego dnia. – mrugnął do mnie.
Poczekałem aż Conor otworzy dla mnie drzwi i weszłam do środka. Rozglądając się po tak dobrze znanym mi miejscu od razu zaczęły napływać do mnie wspomnienia. Ja uciekająca przed dziadkiem, pomiędzy meblami który próbował mnie gonić, ja piekąca z babcią ciasta i rozsypująca większość składników po podłodze, ja jeżdżąca po raz pierwszy na koniu, z którego o mało co nie spadłam, ja z dziadkiem huśtająca się na drzewie stojącym na poboczu.
Tyle wspomnień, o których zapomniałam a wystarczyło wrócić do domu mojego dzieciństwa, w którym było ich aż za nadto. Na ścianach wisiały zdjęcia na których byłam ja z dziadkiem, Alex z babcią albo po prostu razem. Większość należała do mnie, ponieważ mój brat wolał spędzać czas w mieście z rodzicami a ja byłam typową wieśniaczką uwielbiającą pola, lasy i wsie.
- Babciu! – zawołałam, ale wszędzie panowała przerażająca cisza. – Babciu! – spróbowałam po raz kolejny jednak i tym razem nic się nie zadziało.
- Może pojechała na zakupy? – odezwał się Conor.
- Nie wiem, gdzie jest, ale to do niej niepodobne. – i niezwłocznie ruszyłam do kuchni nie wiedząc co miałam o tym myśleć. Postanowiłam więc w pierwszej kolejności włożyć ciasto, do lodówki które i tak swoje już przeleżało w samochodzie co mogło grozić tym, że w końcu rozpadnie nam się w momencie, kiedy zaczniemy je kroić.
Kiedy leżało już bezpiecznie w chłodziarce miałam opuścić kuchnię, kiedy na stole zauważyłam coś co przyciągnęło mój wzrok. Kubek należący do mojego dziadka, który sama dla niego zrobiłam. Na początku musnęłam ucho palcami, ale w końcu wzięłam go w dłonie jakby miało mi go to przywrócić.
Dokładnie pamiętałam moment, w którym go ode mnie dostał. Było to dokładnie dwanaście lat temu. Namalowane wokół niego serduszka przypominały mi jak bardzo starałam się, żeby wyszły jak najlepsze, ale przez przypadek ręka mi się omsknęła i z serca wyszedł kleks. Po prostu się rozpłakałam a potem do mojego pokoju wszedł dziadek, który zaczął mnie uspokajać. Początkowo nie wiedział o co chodziło, ale kiedy w końcu byłam w stanie wydukać, że miał to być prezent dla niego tak samo jak ja nie mógł powstrzymać łez. Powiedział, że kubek był wręcz idealny, bo pochodził z głębi serca. Pomimo oszczerbienia na uchu nadal wyglądał pięknie. Szkoda tylko że...
- Nie ruszaj się, bo nafaszeruję cię ołowiem! – dotarł do mnie krzyk babci a potem dźwięk przeładowywane tej broni.
W pierwszej chwili mnie zamurowało a w kolejnej dotarło co się właśnie wydarzyło. Z mocno bijącym sercem wbiegłam do salonu a widok jak i zastałam napawał mnie jednocześnie przerażeniem jak i rozbawieniem.
Moja babcia stała ze strzelbą dziadka celując prosto do mojego chłopaka. A ten co robił? Stał jakby ktoś raził go piorunem i tylko rozglądał się na boki szukając drogi ucieczki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nadal ta broń gdzieś znajduje się w tym domu. Myślałam, że już dawno została oddana jako antyk do jakiegoś muzeum, ale najwyraźniej musiałam się mylić.
Conor, kiedy tylko mnie zauważył przez jego twarz przebiegła ulga. Przez chwilę miałam nawet ochotę poczekać na rozwój sytuacji, ale stwierdziłam, że moja babcia już tak bardzo go nastraszyła, że więcej nie było potrzeba.
- Babciu odłóż broń. – podeszłam do niej i wyszarpałam ją bezceremonialnie z jej rąk. Dobrze, że dziadek nauczył mnie jak się z nią obchodzić więc od razu ją zabezpieczyłam i odłożyłam na komodę z dala od niej.
- Moja Issa. – babcia, kiedy tylko mnie zauważyła doskoczyła do mnie i przytuliła z całych sił. Pachniała dokładnie tak jak dawniej, ciasteczkami i migdałami co było niezwykle przyjemne. – Znasz tego przystojniaka z sześciopakiem jak z okładki magazynu? – zapytała zniżając głos do szeptu.
- To Conor. Mój chłopak. – odpowiedziałam, kiedy w końcu wypuściła mnie z ramion.
Kiedy na niego spojrzałam tylko pokręciłam oczami, bo najwyraźniej jej pochwała dotarła do jego uszu z czego był niezwykle dumny.
- Dzień dobry Pani. – podszedł do niej z delikatnym uśmiechem i wyciągnął w jej stronę dłoń. Oczywiście jak to ona zmierzyła go oceniającym wzrokiem i najwidoczniej coś jej się nie spodobało, bo odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu. - Chyba mnie nie polubiła. – stwierdził spoglądając w kierunku, którym zniknęła.
Było mi przykro, bo liczyłam na to, że się polubią, ale moja babcia musiała to oczywiście zepsuć. Zastanawiałam się przez chwilę czy była to dobra decyzja przyjeżdżać do niej i tak szybko ich ze sobą poznawać.
- Zdaje ci się. - starałam się go pocieszyć.
- Hej, jest dobrze. – Conor przyciągnął mnie do swojej piersi i zanurzył głowę w moich włosach. Jego ręka nieprzerwalnie gładziła mnie po plecach. Nie był na tyle głupi, żeby nabrać się na moje słowa, bo znał mnie zbyt dobrze.
- Wcale nie. Chciałam żebyście się poznali, bo wiele dla mnie znaczycie. Oboje. – wymamrotałam w jego pierś ledwo hamując łzy napływają mi do oczu. Nie mogłam się teraz rozkleić. Najważniejsze było to, aby zaakceptowała mojego chłopaka i dostrzegła w nim to jaki naprawdę był.
- To chyba dobrze, że jest ostrożna. - w dalszym ciągu mnie przekonywał, że nic się nie stało. I że ani przez chwilę nie czuł się zraniony jej zachowaniem. - Widać, że ty też dla niej wiele znaczysz. Może mnie nawet nie znosić, bo najważniejsze jest, że ty jesteś szczęśliwa.
I jak tu go nie kochać, kiedy po raz kolejny mówił coś przez co miałam ochotę nie wypuszczać go z ramion.
Conor
Byłem zły na tą kobietę, bo praktycznie doprowadziła moją dziewczynę do łez. Zdawałem sobie sprawę z tego, że chciała ją po prostu chronić jednak zamiast od razu mnie osądzać mogła chociaż bliżej mnie poznać. W tym wszystkim nie miało dla mnie znaczenia jak mnie traktowała, jeśli tak chciała to była tylko jej decyzja.
Nie pozwolę jednak na to, aby doprowadzała Alyssę do łez. Może dlatego udawałem, że nie widziałem jak za drzwiami przysłuchiwała się naszej rozmowie. Całą uwagę skupiłem na dziewczynie znajdujące się w moich ramionach która z całych sił starała się nie wybuchnąć płaczem.
W momencie, kiedy powiedziała, że chciałaby, aby poznał kogoś bardzo dla niego ważnego nie spodziewałbym się, że to będzie jej babcia jednak najwyraźniej musiało jej bardzo zależeć, skoro wyszła z taką propozycją. Byłem niezwykle uparty i wiedziałem, że nie dam wyprowadzić się tej kobiecie z równowagi nawet jeśli bardzo by się starała. Pokażę jej też jak cholernie dobrym chłopakiem byłem dla jej wnuczki nawet jeśli przez cały czas patrzyłabym na mnie spod byka.
- Idziecie? – zawołała do nas z kuchni.
Weszliśmy do środka i cały czas trzymając moją dziewczynę za rękę usiedliśmy obok siebie przy stole. W dalszym ciągu była smutna, a że nie chciałem widzieć jej w takim wydaniu uścisnąłem jej kilka razy dłoń. Na jej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech jednak oczy w dalszym ciągu nie potrafiły kłamać. Chciałem jej jakoś pomóc, ale po prostu nie wiedziałem jak.
Nie zdążyłem nawet się odezwać, kiedy przed nami wylądowały szklanki z sokiem a potem wielkie kawałki ciasta na talerzykach.
- Jak w szkole? – zapytała jej babcia siadając naprzeciwko nas i zachowując się jakby wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Wiedziałem, że podchodziła do mnie z rezerwą jednak mogłem to znieść, byleby nie przenosiła tych uczuć na swoją wnuczkę.
- Dobrze. - powiedziała cicho Alyssa. - Egzaminy mam prawie wszystkie zaliczone więc został mi ostatni rok a potem już mogłam zacząć pracować.
Na moich ustach pojawił się niewielki uśmiech, ponieważ z takim zaangażowaniem opowiada o tym jak już skończy studia, że nie mogłem to wręcz uwierzyć. Większość osób w jej wieku chciała jeszcze trochę beztrosko pożyć, zabawić się i spędzać czas nie przejmując się dorosłym życiem a ona tak po prostu już chciała do niego wejść. Była niezwykle dojrzała jak na swój wiek jednak to właśnie mnie w niej urzekło.
Kątem oka przyglądałem się jej babci i nawet dostrzegłem w mojej dziewczynie kilka podobieństw starszej kobiety. Poza kolorem oczu, włosów i rysów twarzy były dokładnie takie same. Może żadna z nich nie chciała się do tego przyznać jednak, kiedy rozmawiamy między sobą od razu dało się zauważyć tą wielką miłość jaką się da żyły. Włosy jednym ruchem dłoni w sprawiło, że jeszcze bardziej się w tym utwierdziłem.
- A ty? – kobieta z rezerwą zwróciła się w moim kierunku.
- Kończę w tym roku studia z biznesu i zarządzania na tej samej uczelni co Issa. - oznajmiłem nie przejmując się tonem jej głosu. – Potem planuję odciążyć rodziców i pomóc im w prowadzeniu firmy.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- A sport? - przyjrzała się uważniej mojej sylwetce.
- Football amerykański.
- To, dlaczego chcesz pracować w firmie ojca a nie związać karierę właśnie z tym?
I wtedy zaczęła na poważnie mnie przesłuchiwać a ja odpowiadałem na każde zadanie przez nią pytanie. Nawet to o ilość dziewczyn jakie miałem przed jej wnuczką. Z całych sił starałem się panować nad sobą i nie wybuchnąć, bo naprawdę czułem jakby każda moja odpowiedź wywołała w niej niezadowolenie.
Mogłem tak bez końca, bo czy tego chciała czy nie ja tak łatwo nie odpuszczę, tym bardziej że siedząca obok mnie dziewczyna była dla mnie całym światem. Poczułem jak w końcu straciła cierpliwość, ponieważ wyrwała rękę z mojego uścisku i po prostu wybiegła na zewnątrz. Usłyszałem głośny trzask drzwi obijających się o ścianę.
- Naprawdę musiała pani to zrobić? – zapytałem. - Zranić ją, bo coś sobie pani ubzdurała. Może mnie pani nie zna, ale to nie daje pani prawa do tego, aby mnie osądzać. Może i nie byłem idealny, ale kocham pani wnuczkę i nic tego nie zmieni. – podniosłem się z miejsca trzymając do tyłu krzesło i wyszedłem nie oglądając się za siebie.
Rozejrzałem się po okolicy i dotarło do mnie jak spokojnie tutaj było, że wystarczyło tylko przymknąć oczy a świat przestawał istnieć. Ruszyłem na poszukiwanie mojej dziewczyny i nawet nie musiałem zbytnio się wysilać, bo z daleka ją zauważyłem. Stała przy wybiegu dla koni obserwując je z wielką uwagą.
Zwierzęta biegały dookoła a jedno z nich nawet dało się jej pogłaskać. Nie mogłem uwierzyć, że mogły być tak piękne, ale ich kare umaszczenie lśniło w świetle dnia a bujna grzywa powiewała na wietrze. Nie byłem jakimś wielkim zwolennikiem przyrody, ale potrafiłem dostrzec wyjątkowość tej chwili.
- To Bella. – powiedziała Alyssa nawet się do mnie nie odwracając.
I to niby ona mówiła o mnie, że miałem w sobie jakiś instynkt, który mówił mi, że była w pobliżu a także pozwalał odczytywać jej myśli w momencie, kiedy na nią spojrzałem. Zachowywała się dokładnie tak samo jak ja i jeśli to nie oznaczało, że byliśmy sobie przeznaczeni to już nie wiedziałem, jak to nazwać.
- Piękna. – podszedłem do niej wolnym krokiem a wzrok cały czas miałem utkwiony w koniu, którego głaskała pomiędzy oczami.
Bella. Piękne kary koń z grzywą o długości prawie metra co było niezwykle rzadkie tego typu zwierząt. Jednak to co mnie najbardziej zaskoczyło to gwiazda na jej czole sprawiająca, że była jeszcze bardziej wyjątkowa. Koń parsknął a potem spojrzał na mnie uważnie jakby i ona mnie oceniała, a gdy pochyliła się w moją stronę odebrałem to jako znak, że mogłem jej dotknąć.
- Lubi cię a to rzadkie. – stwierdziła Issa.
- Jak to kobieta. – zanurzyłem dłoń w jej grzywie. – Nie przejmuj się słowami babci. - nie mogłem tak po prostu odpuścić, bo wiedziałem, że ją to gryzie.
- Po prostu chciałam, żeby cię polubiła.
- Polubi, ale może jeszcze nie teraz. - przejechałem dłonią po pysku konia. - Ona tylko chce cię chronić.
- Nie musi chronić mnie przed tobą. – żachnęła.
- Po prostu jej odpuść. - przyciągnąłem ją w swoje ramiona składając delikatny pocałunek na czubku jego głowy. – Po prostu odpuść. – wyszeptałem.
Nie miałem pojęcia, ile tak staliśmy obok siebie ciesząc się spokojem i ciszą roztaczając są się wokół. Kiedy w końcu zaczęliśmy wracać w stronę domu moja dziewczyna jak zwykle postanowiła wykorzystać ten czas więc od razu udaliśmy się do szopy. Postawiła sobie za punkt honoru, aby naprawić drzwi prowadzące do domu, bo nie mogła nawet na nie patrzeć. Jej zacięta mina świadczyła o tym, że nic nie zmieni jej zdania więc pozostało mi jej tylko pomóc.
Kiedy otworzyła skrzypiące drzwi dotarło do mnie, że musiały nie być od dawna używane, bo zatęchłe powietrze od razu w nas uderzyło. Przedzierając się przez różne narzędzia i rzeczy, które prawdopodobnie ktoś zbierał a nigdy nie wykorzystał udało nam się znaleźć to czego potrzebowaliśmy. Narzędzia potrzebne do naprawy drzwi a także nawet w miarę dobrą niebieską farbę, która się przyda do ich pomalowania.
- Jesteś pewna, a jak będzie zła? - nie chciałem narazić się jej babci jeszcze bardziej niż to potrzebne.
- Myślisz, że mnie to obchodzi. – prychnęła i nawet się nie przebierając zaczęła czyścić drzwi. Westchnąłem, bo nie chciałem jej bardziej denerwować tylko zabrałem się do pomocy.
Na początku zdrapaliśmy starą czerwoną farbę a potem wyczyściliśmy drzwi papierem ściernym na tyle drobnym, żeby nie zostały uszkodzone i tak żeby nowa farba trzymała się lepiej. Zajęło nam to ponad godzinę i im więcej czasu mijało wyglądało to coraz lepiej.
W tym czasie jej babcia ani razu nie opuściła domu jednak musiała zdawać sobie sprawę z tego co robiliśmy, bo nie zachowywaliśmy się cicho. Rozmawialiśmy w trakcie pracy ciesząc się swoim towarzystwem aż w końcu nadszedł ten wymarzony przez moją dziewczynę moment.
Odsunąłem się nieznacznie wiedząc, że chciałaby to zrobić sama. Spoglądałem, jak założyła lateksowe rękawiczki i otworzyła puszkę z farbą. Nie chciała się do tego przyznać, że nie miała bladego pojęcia co robiła, ale i tak zanurzyła pędzel w pojemniku i zaczęła malowanie. Musiałem przyznać, że z każdym pociągnięciem wyglądało to nawet ładnie, ale i tak gdzieś z tyłu głowy zastanawiałem się jak zareaguje jej babcia.
Co jak co, ale ta kobieta była wybuchowa i nie wiadomo co mogło jej przyjść do głowy. Nie chciałbym dostać od niej ze strzelby, ale coś mi się zdawało, że jak tak dalej pójdzie mogłem z całą stanowczością stwierdzić, że zostanę po tyłku.
A że mówiłem to co myślę, także nie ułatwiało sprawy.
Alyssa
Wróciły do mnie słowa babci o tym, że kiedy poznam kogoś kto będzie bardzo mnie kochał nie mogłam pod żadnym pozorem wypuścić go z ramion. Ale nie wspomniała nic o tym, że go nie zaakceptuje. Wiedziałam, że to wypytywanie miało na celu pokazanie, że Conor nie myślał o mnie poważnie, ale ja znałam jego uczucia i to było dla mnie najważniejsze.
Pracowaliśmy ramię w ramię przez przeszło dwie godziny i w końcu udało nam się wypracować pożądany efekt końcowy. A tak w ogóle to tylko mnie, bo z jakiegoś powodu mój chłopak odsunął się, kiedy miałam po raz pierwszy przeciągnąć pędzlem po drzwiach które teraz wyglądały przepiękne w niebieskim odcieniu.
Po skończonej pracy zebraliśmy wszystkie narzędzia i schowaliśmy je z powrotem w szopie po czym wróciliśmy do domu. Zostawiłam drzwi uchylone tak żeby ktoś przez przypadek ich nie dotknął i nie zepsuł całej pracy jaką w nie włożyliśmy.
Czułam dosłownie każdym skrawkiem siebie, że śmierdzę więc postanowiłam wziąć szybki prysznic, aby pozbyć się tego zapachu. Przechodząc przez cały hol miałam wrażenie, że atmosfera zaczyna się zagęszczać, tym bardziej że z kuchni wyszła moja babcia ze ściereczką w dłoniach.
- Umyjcie się a potem zejdźcie na obiad. - oświadczyła nieprzenikniony tonem.
- Dobrze. – pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku schodów.
Kiedy weszłam do swojego pokoju zauważyłam leżące na łóżku torby do których od razu podeszłam i zaczęłam wyciągać czyste ubrania. Czułam za sobą obecność Conora który jakby zdawał sobie sprawę z tego, że potrzebowałam chwili dla siebie, bo nawet nie zająknął się, kiedy weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Dopiero wtedy oparłam się o nie i głośno westchnęłam wiedząc, że jeśli dalszy ciąg tego dnia będzie tak wyglądał nie zagrzejemy tu długo miejsca.
Odłożyłam czyste ubrania na zamkniętą toaletę i zrzuciłam z siebie brudne rzeczy wrzucając je do kosza na pranie. Wiedziałam, że nie było sensu zabierać ich ze sobą, tym bardziej że babcia prawdopodobnie będzie chciała je wybrać. Przekręciłam gałkę pod prysznicem i puściłam wodę sprawdzając dłonią jej temperatury. Kiedy upewniłam się, że była dla mnie odpowiednia wyszłam do środka i zaczęłam się szybko myć. Na jednej z półek zauważyłam całkiem nowe przybory toaletowe składające się z żelu pod prysznic, szamponu do włosów a nawet maseczki, którą się spłukuje po kilku minutach.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, bo wiedziałam, że to wszystko przygotowała babcia. Pomimo że ten dzień może nie był tak jak sobie go zaplanowałam jednak miałam nadzieję, że dalszy ciąg już całkiem inny. Nie chciałam tego dłużej przeciągać, dlatego szybko się ogarnęłam a potem zaczęłam suszyć ciało.
Zastanawiałam się czy przez to wszystko babcia zauważyła moje wytatuowane nadgarstki jednak najwyraźniej albo nie przywiązywała do tego zbytniej wagi albo po prostu nie zwróciła na nie uwagi. Przeglądając się w lustrze po raz pierwszy zobaczyłam w nim całkowicie inną osobę. Byłam niesamowicie szczęśliwa i chciałam, żeby i ona to zobaczyła.
Założyłam ubrania i wrzuciłam mokre ręczniki do kosza na prania po czym wyszłam z łazienki. Conor siedział na brzegu łóżka stukając zawzięcie w telefonu jednak, kiedy mnie zobaczył od razu go odłożył.
- Lepiej się czujesz? – zagadnął.
- Tak. – uśmiechnęłam się, bo niczego innego bym się po nim nie spodziewała jak słów z zapytaniem o moje samopoczucie. – A teraz idź się wykąpać.
- Oczywiście kochanie. - mrugnął do mnie przekornie i po chwili zniknął za drzwiami.
Usiadłam więc na łóżku chcąc na niego poczekać. Rozglądając się po pokoju wracało do mnie tak wiele wspomnień z dzieciństwa, że było wręcz niemożliwie czuć tak wiele mając przy sobie tylko odpowiednie osoby.
Jeśli ktoś twierdził, że pieniądze dawał im szczęście to byli w błędzie.
Prawdziwe szczęście dawały nam osoby, którymi się otaczaliśmy.
***
Kolacja minęła nam w ciszy zmąconej tylko sztućcami uderzającymi o talerze. Babcia naprawdę się przygotowała, ponieważ pieczeń, którą upiekła w piekarniku przywoływała mi na myśl smaki dzieciństwa, a kiedy dodatkowo zrobiła do tego swój popisowy sos żurawinowy, tłuczone ziemniaki i wielką miskę sałaty nie potrzeba było nic więcej.
Pomimo tego atmosfera była tak bardzo napięta, że od razu, kiedy zakończyliśmy jedzenie wyszłam na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem. Usiadłam na ławce znajdującej się przed domem i odepchnęłam się nogami, aby nieznacznie się poruszała.
Kiedy na moich ramionach pojawił się koc od razu dotarło do mnie, że mogła to zrobić tylko jedna osoba. Conor zajął miejsce obok mnie i nawet nie musiał się odzywać, bo liczyło się dla mnie tylko to, że było obok.
- Nie tak to sobie wyobrażałam. – nie wytrzymałam tej ciszy. – Myślałam, że wejdę do środka przedstawię cię a ona przytuli cię i powita w rodzinie. Ten wyjazd miał być kolejnym krokiem na przód. No wiesz najpierw jest chodzenie a potem poznanie swoich rodzin. – dodałam żartobliwie.
- A na koniec zaręczyny i ślub. – zakończył moje niewypowiedziane słowa.
- Tego nie powiedziałam. – parsknęłam rozbawiona. Usłyszeć z jego ust takie słowa to było coś niespotykanego.
- Ale tak będzie. – spojrzał na mnie z poważną miną. – Po studiach zamieszkamy razem, a kiedy będziesz gotowa to ci się oświadczę. Myślę, że wystarczy rok zanim weźmiemy ślub. Za kilka lat pojawią się dzieci. Chciałbym mieć piątkę i żeby były to same dziewczynki.
Po jego słowach zaległa taka cisza, że gdyby bardziej się wsłuchał usłyszałby moje szybko bijące serce. Wyrzucił z siebie te słowa jakby to była normalna rzecz, ale wcale tak nie było. Był całkowicie przekonany o tym co mówił i jedyne o czym w tej chwili myślałam to o tym, że chciałbym mieć same córki. Już na końcu języka miałam słowa, że to tak nie działa i że nie może wybrać sobie płci swoich dzieci jednak zrobiłam coś całkowicie innego.
- Trójka, dziewczynka i dwóch chłopców. – oparłam głowę na jego barku zanurzając się we własnych marzeniach.
- Czwórka. – targował się ze mną.
Tym razem mu nie odpowiedziałam, bo i tak prędzej czy później bym uległa.
Conor
Alyssa spała z głową na moich kolanach a ja nie miałem sumienia jej budzić. Zasnęła dosłownie chwilę po tym jak skończyliśmy rozmawiać, ale ten dzień był dla niej tak intensywny, że nawet nie byłem zdziwiony. Dotknąłem jej włosów i odgarnąłem je twarzy, bo jeszcze chwila aż trafią one do jej rozchylonych ust. Była taka spokojna, kiedy spała a co najważniejsze od jakiegoś czasu nie miała koszmarów które budziły ją w nocy.
Tatuaże na nadgarstkach goił się bardzo dobrze, ale nadal smarowaliśmy je specjalnym kremem, bo wiedziałem jakie ważne było zadbanie o nie w pierwszych chwilach. Ściągnęliśmy nawet folię ochronną a skóra pod nią była jeszcze trochę pomarszczona jednak martwy naskórek zaczął powoli z niej odpadać. Pod palcami czułem jego kontury co napawało mnie dumą, bo miałem swój własny wkład w jej przemianę.
Skrzypnięcie desek wdarło się do mojej głowy. Usłyszałem, jak kobieta podeszła do fotela stojącego metr od huśtawki i usiadła na nim z westchnieniem.
- Kiedy się urodziła była taka malutki. – powiedziała a na jej twarzy pojawił się uśmiech połączony z melancholią. – W pierwszych godzinach walczyła o życie a ja modliłam się, żeby przeżyła kolejną minutę aż czwartego dnia otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Wtedy wiedziałam, że jej życie będzie pełne radości i szczęścia. Kiedy mój syn zadzwonił ze szpitala bałam się i układałam scenariusze co mogło się stać. Nie przewidziałam jednego. Tego, że będzie próbowała się odebrać sobie życie. Była jeszcze dzieckiem a tak wiele przeszła.
- Może i wiele przeszła, ale jest niesamowicie silna. Gdyby pani widziała co potrafi zdziałać na grupie wsparcia. – oświadczyłem będą pod podziwiam tego co osiągnęła. Dzięki niej ta grupa z każdym dniem zaczęła się coraz bardziej rozrastać a i to z jakim zapałem o niej opowiadała wiedziałem, że dawało jej niesamowitą radość.
- Chodzi do grupy wsparcia? – zapytała zaskoczona i zaciekawiona jednocześnie.
- Chodzi to mało powiedziane ona je prowadzi. - duma pobrzmiewała w moim głosie.
- Naprawdę? – spojrzała na swoją śpiącą wnuczkę. - Moja mała.
- Jest niesamowita.
- Słyszałam was wcześniej. – powiedziała niespodziewanie. - To jak mówiłeś, że chcesz wziąć z nią ślub i mieć dzieci. Jesteś podobny do mojego zmarłego męża. On też miał wszystko przemyślane i oświadczył mi to tak samo jak ty. Po prostu stwierdził, że to się stanie. – zaśmiała się delikatnie.
Alyssa opowiedziała mi o nim w drodze, kiedy tu jechaliśmy. Mówiła jakim był wspaniałym dziadkiem, ojcem i mężem.
- Conor. – wyjęczała Issa poruszając się niespokojnie na moich kolanach. Przetarła oczy ręką, otworzyła je a potem spojrzała na mnie rozbudzona.
- Czas spać. – bez trudu wziąłem ją w ramiona i zacząłem wchodzić do środka domu życząc dobrej nocy.
Tym razem kobieta zachowywała się całkowicie inaczej, bo z uśmiechem na usta powiedziała coś o młodych ludziach i płomiennym uczuciu, ale już jej nie słuchałem. Najwyraźniej zaczęła się do mnie przekonywać a sądząc po naszej rozmowie tak właśnie było. Może nie ufała mi bezgranicznie, ale miałem nadzieję, że kiedyś to zrobi.
Alyssa
Wchodząc rano do kuchni nie spodziewałabym się, że zobaczę jak moja babcia i Conor śmieją się w najlepsze i szykują śniadanie. Aż z wrażenia musiałam przystanąć w drzwiach. Oboje byli tak zajęci rozmową, że nie zwracali na mnie uwagi a zwłaszcza mój chłopak, który ubijał jajka na omlet. Musiałam przyznać, że w fartuchu wyglądał niezwykle ponętnie.
Zupełnie nie poznawałam mojej babci. Raz była kochana a raz nie do wytrzymania tak jak było to wczoraj. A dzisiaj jest znowu pokazywała nam swoją łagodniejszą stronę jakby wczorajsze wydarzenia nie miały miejsca. Nie wiedziałam co miałam o tym wszystkim myśleć.
- Issa już wstałaś? – babcia podeszła do mnie z kubkiem kawy i szczerym uśmiechem na twarzy.
- Podmienili cię? – wypaliłam nie mogąc się pohamować.
- Nie, dlaczego? – zapytała.
- Może wczorajszy dzień coś ci mówi? – zasugerowałam, ale i tak wzięłam łyk tego cudownego naparu, który potrafił mnie pobudzić do życia.
- Musiałam sprawdzić, czy jest ciebie godzien. – wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic podeszła z powrotem do kuchenki.
Jakby tego było mało zaczęła smażyć naleśniki jakby to był koniec rozmowy, ale nie dla mnie. Podeszłam do niej i oparłam się biodrem o jedną z szafek przyglądając się mojej babci bardzo wnikliwie. Nie wiedziałam co ona sobie ubzdurała w tej swojej głowie, ale chyba jej się troszeczkę coś pomyliło.
- A co my w średniowieczu żyjemy żebyś sprawdzała kto jest mnie godzien?
- Jestem. – oświadczył niespodziewanie mój chłopak na co ja przewróciłam oczami.
- Jest. – babcia uśmiechnęła się do niego.
Normalnie z nimi je wytrzymam. Zachowywali się jakby wszystko było w porządku. Co oni sobie w ogóle myśleli? A tym bardziej co wyobrażała sobie moja babcia? Martwiła się do mnie i mogłam to zrozumieć, ale żeby od razu napadać na mojego chłopaka i traktować go jak robaka pod butem to już była lekka przesada.
Nie tłumaczyło ją nawet to, że kierowała się moim dobrem. Może i miałam za sobą trudny czas, ale nie oznaczało to, że byłam ograniczona umysłowo i nie mogłam za siebie decydować. Byłam świadoma swoich decyzji i kiedy dotarło do mnie, że chciałabym związać się z Conorem nie była to czcza wymówka a poważna sprawa.
- A może ja nie chcę? – powiedziałam do niego zaczepnie a sądząc po jego minie wywnioskowałam, że moja odpowiedź ani trochę mu się nie spodobała.
- Chyba zapomniałaś o czym mówiliśmy wczoraj a z tego co pamiętam zgodziłaś się. – wyszczerzył się.
- Tak? – udawałam, że nie wiedziałam o co chodziło.
- Tak i nie masz nic do gadania. Zostaniesz moją żoną i urodzisz mi czwórkę dzieci. – podał mi talerz z naleśnikami i nie pozostało mi nic innego jak po prostu usiąść przy stole.
Zabrałam się do jedzenia ignorując jego słowa, które i tak dźwięczały mi w głowie. Nie wiedziałam co on miał takiego w sobie, że tak łatwo przychodziła mi na niego złość. Może to ten jego uśmiech, który sprawiał, że na jego twarzy pojawiały się rozkoszne dołeczki w policzkach albo charakter, który pokazywał mi jak bardzo był zawzięty.
- Macie wybaczone. – powiedziałam z pełnymi ustami i wykonałam prześmiewczo ręką znak krzyża.
Potem dalsza rozmowa potoczyła się coraz lepiej i nawet uśmiechałam się na koniec. Cieszyłam się, że jednak babcia go zaakceptowała, ponieważ na tym najbardziej mi zależało. Wiedziałam dokładnie co ona w nim zobaczyła. Mojego dziadka. I nie był to wygląd a raczej chodziło o charakter, ponieważ zarówno on jak i mój chłopak byli niezwykle opiekuńczy, troskliwi i zawsze stawali po stronie osób, które kochali.
Po śniadaniu zabieraliśmy się za zmywanie naczyń, ale zrobiła się z tego niezła zabawa. Mój chłopak wygłupiał się bawiąc pianą z płynu do naczyń, chlapał mnie wodą a nawet zdarzyło się, że dostałam od niego ścierką po tyłku. Kiedy powiedziałam mu, że mnie to kręci i poruszyłam sugestywnie brwiami myślałam, że za chwilę porwie mnie w ramiona i zaniesie do pokoju na górze. Jedyną przeszkodą była moja babcia, która cały czas patrzyła na nas z uśmiechem, który nie schodził jej z twarzy.
Nie wiedziałam jak jej się to udało, ale namówiła mojego chłopaka na przejażdżkę konną. Co jak co, ale mogłabym być zmęczona, ale nigdy nie odmówię Belli. Objechaliśmy całe ranczo śmiejąc się z tego jak Conor usiłował utrzymać się na koniu a potem jak z niego schodził. Dla niewprawnego jeźdźca to jakby dostać zakwasów na tyłku a sądząc po tym jak chodził najwyraźniej go bolało.
Pod wieczór ruszyliśmy w drogę powrotną, ale to ja prowadziłam wiedząc, że Conor nie nadawał się na kierowcę. Nie w takim stanie. Kiedy przejeżdżałam po jakieś większej dziurze od razu się krzywił i łapał za drzwi jakby za chwilę miał wyskoczyć z pędzącego samochodu. Przez całą drogę nie mógł przestać mówić. Opowiadał jakby to chciał jeszcze pogadać z moją babcią, chciałby spróbować jeszcze pojeździć na koniu.
Alex go lubił, babcia też, więc zostali tylko rodzice, ale wiedziałam, że dla nich najważniejsze było moje szczęście. A tego przy nim miałam aż w nadmiarze.
- Zawsze będę cię kochał. – dotknął mojej dłoni i splótł nasze palce na swoim udzie.
- Ja ciebie też. – odpowiedziałam od razu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro