Rozdział 19
„Błąd łatwiej dostrzec niż prawdę, bo błąd leży na wierzchu, a prawda w głębi".
Johann Wolfgang Goethe
Alyssa
Głośne walenie w drzwi wybudziło mnie ze snu. Przez chwilę byłam zdezorientowana, przetarłam oczy i w końcu spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że było ledwo po drugiej w nocy. Ktokolwiek to był straci życie jak tylko otworzył mu drzwi. Podniosłam się z łóżka czując ją niezwykle ociężała, ale jakoś udało mi dotrzeć do osoby, która nie przestawała uderzać w drewno.
- Nie śpisz? – Conor opierał się o framugę a jego szkliste oczy uświadomiły mi, że był podpity. Jeszcze tego mi brakowało, żeby upił się i przyłaził robić awantury.
- Co tu robisz? – założyłam ręce na piersi i czekałam co też wymyślił tym razem.
- Przepraszam. – wyjęczał i ledwo udało mu się zachować równowagę. Złapałam go za koszulkę, kiedy zaczął się niepokojące odchylać do tyłu i postawiłam go do pionu. Nie spodziewałam się, że przy jego masie było to w ogóle możliwe, ale jakimś sposobem się udało.
- Jesteś pijany. Przyjdź jak już wytrzeźwiejesz. – po chwili jednak zmieniłam zdanie. – Albo nie, nie przychodź.
- Issa proszę cię. – próbował mnie dotknąć, ale mu na to nie pozwoliłam. Od razu zamknęłam mu drzwi przed nosem i wróciłam do łóżka.
Po co przychodził, skoro wiedział, że na razie nie miał co liczyć na pojednanie. Nie przeczę, że kiedy go zobaczyłam w takim stanie moje uczucia do niego jakby odżyły a myślałam, że już sobie z tym wszystkim poradziłam. Wróciło do mnie jak się przy nim czułam zwłaszcza pocałunek, który odebrał mi dech w piersi. Głupia byłam, że tak myślałam, ale uczucia kłębiły się we mnie i buzowały.
A stojący za drzwiami chłopaki nie dawał mi spokoju.
- Issa!! – krzyczał do wtóru walenia w drzwi.
Chyba oszalał. Zachowywał się jak opętany i raz zarazem krzyczał moje imię by po chwili uderzyć pięścią w drzwi. Jak tak dalej pójdzie to w końcu je wyważy, ale nie ma takiej opcji, abym mu otworzyła.
- Dziewczyno wpuść go w końcu! – usłyszałam zza drzwi głos nieznajomej dziewczyny.
- Issa bardzo cię lubię i przepraszam za to co zrobiłem i jak cię potraktowałem. – wymamrotał a ja miałam ochotę skoczyć do drzwi i mu je otworzyć.
- Koleś, bo zaraz wezmę policję! – kolejny głos postawił mnie na nogi. O nie. Nie pozwolę na to, żeby mieszali mnie do kolejnej akcji z policją.
Sfrustrowana podeszłam do drzwi i mu je otworzyłam. Grupa zebrana za drzwiami liczyła prawie dziesięć osób. Jedni byli rozbawieni, czyli dziewczyny, bo najwyraźniej nie widziały czegoś takiego a chłopcy byli wściekli, że przeszkodzono im we śnie. Zacisnęłam mocno zęby, ponieważ tylko chwila dzieliła mnie od tego, aby nie strzelić mu z dłoni prosto w twarz.
- Właź do środka! – warknęłam do niego i aż nie mogłam uwierzyć, że on tak po prostu położył się na podłodze. – Pijaku!!
Podpierając się na łokciach złapał się framugi i podciągnął do góry. Pokiwał się kilka razy na boki jednak tym razem mu nie pomogłam licząc na to, że jak się wywali to w końcu postanowi się stąd wynieść. Kiedy jednak udało mu się zachować równowagę z westchnieniem rezygnacji otworzyłam szerzej drzwi i pozwoliłam mu wejść. Czułam od niego smród alkoholu, który doprowadzał mnie wręcz do szału. Z trzaskiem zamknęłam drzwi i podeszłam do tego kretyna, który rozsiadł się najlepsze na moim łóżku.
- Nie jestem pijany. – mówił nad wyraz dobrze.
- Kłamałeś? – zapytałam, bo przecież czułam od niego procenty.
- Nie do końca. – wzruszył ramionami i nawet założył na siebie nogi w kostkach pokazując jak bardzo czuje się wyluzowany.
Ręce mi normalnie opadły z bezsilności. Nie mogłam zebrać do kupy tego co chciałam mu powiedzieć, bo byłam zbyt wielkim szoku, że był do czegoś takiego zdolny.
- Czy ty jesteś normalny? – w końcu nie wytrzymała mi wydarłam się na niego.
- Chciałem cię przeprosić i tylko na to wpadłem. Nie mogę zadowolić się tym co jest teraz bo ani trochę mi się to nie podoba więc będę nawet błagał cię na kolana abyś mi wybaczyła. – ciągnął niezrażony moim wybuchem.
- Przeprosiłeś więc wynocha. – wskazałam mu drzwi.
- Wybaczysz mi? - nie ruszył się.
- Nie wiem.
- Ale jest szansa. –uśmiechnął się delikatnie.
- Może.
Tylko na takie słowo było mnie stać, bo w tej chwili byłam na to wszystko zbyt zmęczona.
Zbyt zmęczona walką ze swoimi uczuciami, kiedy tak uparcie nie dawał za wygraną.
Zbyt zmęczona po szczerej rozmowie z bratem.
Zbyt zmęczona udawaniem, że nic do niego nie czułam.
- To co mówiłem na korytarzu to prawda. Lubię cię i to bardzo. Walczyłem z tym, ale moje uczucia są silniejsze. – przyciągnął mnie do siebie otaczając w pasie ramionami. Dotknął czubkiem głowy mojego brzucha a jego ciepły oddech wywołał w moim ciele dreszcz. – Czy ty też to czujesz?
Nie wiedziałam co miałam zrobić. Byłam rozdarta pomiędzy wyrzuceniem go stąd na zbity pysk a tym, aby mnie przytulił i pocałował zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę nie wiedziałam na co liczyłam jednak, kiedy podniósł głowę wyczuwając na niego patrzę a nasze oczy w końcu się spotkały nawet nie zorientowałam się kto zrobił pierwszy krok.
Nasze usta spotykają się, dłonie błądzą po całym ciele a wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Rozkoszuję się tym jak jego wargi napierają na moje, jak stanowczo zawłaszcza sobie moje ciało, jak przewraca mnie na łóżko, aby znaleźć się nade mną.
Czułam jak dreszcz oczekiwania rozlewał się po całym moim ciele budząc je do życia. Żadne z nas nie chciało dłużej tego przeciągać. Nasze ubrania po chwili lądują na podłodze, ale nie przejmuję się tym, bo po raz pierwszy czułam, że żyję a moje ciało pragnęło jeszcze więcej i więcej. To istne szaleństwo, bo kiedy usłyszałam dźwięk rozgrywanej foli rozłożyłam zapraszająco dla niego nogi.
Moje serce biło tak szybko, że obawiałam się, że za chwilę wyskoczy mi z piersi. I wtedy przyszedł ten moment, kiedy umieścił się pomiędzy moimi udami i zaczął się we mnie zagłębiać. Zapomniałam jakie to uczucie Być tak blisko z kimś. Czułam się niesamowicie nawet pomimo tego, że jego rozmiar rozpychał mnie do granic możliwości.
Żaden z nas nie chciało wypowiedzieć ani jednego słowa jakby to miało zniszczyć tą chwilę. A kiedy zaczyna się we mnie wbijać oplatam go nogami w pasie i błądzę dłońmi po wyrzeźbionych mięśniach brzucha. Mogłam tylko wzdychać i jęczeć, kiedy trafiał w ten jeden konkretny punkt.
Jego oczy wyrażały czysto i głębokość radość. Nie pozostając mu dłużna zaczęłam wychodzić na spotkanie jego pchnięć przez co czułam jakby zagłębiał się coraz bardziej i bardziej. Czułam, jak zbliżam się do punktu kulminacyjnego a moje mięśnie bezwiednie zaczynają się na nim zaciskać. Przez moment traci rytm jednak po chwili odnajduje go ponownie wbijając się coraz szybciej i mocniej. To był ten moment, kiedy już nie mogłam dłużej. Wygięłam plecy na tą cudowną siłę, która zalała całe moje ciało a głośny krzyk wypełnił całe pomieszczenie.
Conor w kilku krótkich pęknięciach podążył wraz ze mną, aby z jękiem opaść na moje spocone ciało. Słychać było tylko nasze szybkie oddechy mroku nocy. Nigdy nie czułam czegoś takiego dla żadnego chłopaka ani te emocje tak bardzo mną nie zawładnęły.
Kiedy po dłuższej chwili zmęczeni zasypiamy w swoich ramionach mogłam tylko myśleć o tym co ja najlepszego zrobiłam.
***
Kiedy pierwsze promienie słońca wpadają przez okno i od razu odwracam twarz, bo nawet nie chciało mi się otwierać oczu. Kiedy chciałam się przewrócić na drugą stronę coś mi w tym przeszkodziło i dotarło do mnie, że to ciało Conora.
Momentalnie przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło a moje ciało zaczęło się spinać na to wspomnienie. Chcąc czy nie chcąc otworzyłam oczy i spojrzałam na śpiącego obok mnie chłopaka, który oplatał mnie rękę w pasie. Nasze nogi były ze sobą zaplątane tak że wysunięcie się bez zbudzenia go było praktycznie niemożliwe.
Przejechałam ręką potwarzy nie mogąc uwierzyć w to co zrobiłam. Spędziłam z nim noc i miałam nawet wyrzutów sumienia. Oprócz tego że spotykaliśmy się od czasu do czasu i poznałam jego rodziców nic kompletnie o nim nie wiedziałam. Ale jedno było pewne. Ułatwili mu tą sytuację tak samo jak on zrobił to podczas naszego pocałunku i nawet jeśli mnie to bolało tak było najlepiej.
Uwikłanie się w relacje z nim w tej chwili nie było dobrym pomysłem. Najwyraźniej moje rozmyślania musiały do niego dotrzeć, bo tworzył swoje zaspane oczy i uśmiechnął się do mnie rozczulająco. Bądź silna, bądź silna, bądź silna - powtarzałam sobie raz za razem, żeby nie stchórzyć.
- Cześć. –wyszeptał zagłębiając głowę w moją szyję.
- Cześć. –odpowiedziałam i zaczęłam wyplątać się z pościeli. – Możesz podać mi koszulkę? – pokazałam na ubrania leżące w bezładzie na podłodze obok łóżka.
- Wszystko już widziałem. – szelmowski uśmiech rozjaśnił jego twarz a ja miałam ochotę wypchać go z mojego pokoju.
- I to był ostatni raz, więc zapamiętaj je, bo więcej nic nie zobaczysz. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Spoglądał na mnie zdezorientowany, ale zignorowałam to i owijając się prześcieradłem wyszłam z łóżka. Było mi niezwykle trudno opuścić jego ciepłe ramiona, gdzie tak dobrze się czułam jednak teraz nie było odwrotu. Zebrałam swoje ubrania i weszłam do łazienki, gdzie zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie całym ciałem, ale i tak słyszałam szuranie i przekleństwa Conora a także dźwięk zakładanych ubrań.
Spojrzałam na siebie w lustrze i w dalszym ciągu nie wiedziałam co mnie wczoraj napadło. Chyba to jak na mnie spojrzał zza przymrużonych powiek jakby wiedział co do niego czułam. To był punkt zapalny i dla żadnego z nas nie było odwrotu. Tak długo to w sobie dusiłam, że nic dziwnego, że w końcu wybuchło pełną mocą.
Byłam rozdarta. Ciało obolałe i pulsujące wręcz z pragnienia, aby wrócić do niego i posmakować go jeszcze raz. A najlepiej gdybym mogła mieć go na cały cień. Umysł jednak podpowiadał mi, że byłam głupia i nie powinnam z nim więcej sypiać. Przekroczyliśmy granice i ciężko będzie wrócić do relacji przyjaciel-przyjaciół.
- Issa, wszystko dobrze? – usłyszałam pukanie do drzwi i to było jak kubeł zimnej wody.
- Tak, zaraz wyjdę. – szybko wciągnęłam na siebie wczorajszą piżamę i przeczesałam włosy, żeby nie były tak skołtunione.
Moje dłonie bezwiednie znieruchomiałych, kiedy spojrzałam w swoje oczy i dotarło do mnie, że po raz pierwszy czułam taki spokój. Wiedziałam, że nie będzie czekał wiecznie dlatego kiedy uznałam, że wyglądałam w miarę dobrze wyszłam z łazienki.
Konfrontację czas zacząć.
Siedział na łóżku i patrzył wprost na mnie jakby tylko czekał. Jego wzrok mógł mnie spopielić na co pomiędzy moimi nogami poczułam, jak coś woła do niego, żeby przyszedł i się nim zajął.
- Błąd? – powtórzył za mną.
- Tak. – pokiwałam energicznie głową. - Poniosło nas a nie chcę, żeby nasza przyjaźń na tym ucierpiała. Chociaż jestem jeszcze na ciebie wściekła za tą akcję z Mattem to już mniej się gniewam.
- Rozumiem. – uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę? - powiedziałam lekko zawiedziona.
- Tak poniosło nas. – podszedł do mnie a jego mina nie wskazywała na to, aby moje słowa choć przez chwilę wywołały w nim jakiekolwiek emocje. Najwyraźniej tylko ja czułam, że to mogło być coś więcej. Dobrze, że nie poprosiłam go, aby został, bo jeszcze bym się wygłupiła.
- To dobrze. – starałam się opanować zawód.
- To ja będę leciał. – kiwnął głową i zanim się obejrzałam podszedł do drzwi, otworzył je a po czym zniknął jakby go w ogóle nie było.
Usiadłam na łóżku i dopiero wtedy mogłam się nad sobą poużalać. Przez kilka chwil myślałam, że może będzie chciał powalczyć czego najbardziej pragnęło moje serce a on po prostu wyszedł i przyznał mi rację.
Nie wiedziałam, jak miałam się z tym czuć.
Conor
Nie wierzyłem. Chciałem żebyśmy byli przyjaciółmi, ale dotarło do mnie, że zakochałem się w niej i to mi nie wystarczało. Przepadłem i nie wiedziałem, jak miałem sprawić, żeby i ona pokochała mnie.
Wszedłem do pokoju w akademiku i mocno trzasnąłem drzwiami. Dobrze, że nikogo nie było, bo musiałbym się z tego wszystkiego tłumaczyć, ale w tej chwili nie potrafiłem złożyć swoich emocji w całość. Akurat wtedy, kiedy spodobała mi się jakaś dziewczyna i chciałem, żeby została dla mnie kimś więcej ona uparcie trwała w strefie friendzone.
Wiele mnie kosztowało, żeby nie wybuchnąć i powiedzieć jej co do niej czułem prosto w twarz. Jednak widząc powagę na jej twarzy nie mogłem jej tego zrobić i wyznać co tak naprawdę skrywało moje serce. Była pierwszą osobą, przy której chciałem być i trwać już na zawsze. Nie przypuszczałbym, że byłem zdolny do takich uczuć, tym bardziej że zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki jednak z czasem przestało mnie to cieszyć. Mając ją przy swoim boku wszystko wydawało się o wiele wyraźniejsze i o wiele piękniejsze.
Przed oczami stanęła mi wczorajsza noc. Kiedy leżała pode mną a z jej ust raz zarazem wypadały jęki przyjemności pierwszy raz w swoim życiu chciałem zadbać o kogoś innego niż o siebie. Oddalałem w czasie swoje własne spełnienie chociaż było mi w niej niesamowicie dobrze, bo chciałem pokazać jej swoimi czynami co tak naprawdę do niej czułem
Jej błyszczące oczy i zaróżowione policzki miałem dokładnie przed swoimi oczami. Jej ciało, które kusiło mnie od dłuższego czasu i które, kiedy w końcu miałem pod sobą nie chciało mi wyjść z głowy.
Musiałem ostudzić jakoś swój zapał, dlatego wszedłem pod zimny prysznic nie zdejmując ubrań. Nie przejmowałem się tym, że w moje ciało boleśnie uderzała lodowata woda sprawiając, że mogłem tylko szczekać zębami. Ubrania przyległy do mojego ciała a ja dalej trwałem w miejscu wiedząc, że tylko tak przestanę pożądać jej chociaż przez chwilę.
Alyssa
Po południu spotkałam się ze swoim bratem tak jak planowałam. W jego ostatniej wiadomości obiecał zabierze mnie do wesołego miasteczka i kupi kolorową watę co też zrobił a co wywołało moje rozbawienie. Już dawno tak świetnie się nie bawiłam w jego towarzystwie. Cechowała nas beztroska. Kiedy spojrzałam na swojego brata zauważyłam, że jego ramiona nie są tak sztywne jak zazwyczaj a na ustach cały czas utrzymywał się niewielki uśmiech. Ale jego oczy jaśniały tak wielkim szczęściem, że raz za razem w nie spoglądałam.
- Dziękuję. – powiedziałam do sprzedawcy odbierając od niego zieloną watę cukrową o smaku jabłka.
Od razu oderwałam wielki kawałek, zmiętoliłam pomiędzy palcami i włożyłam do ust. Od razu poczułam na swoim podniebieniu jak zaczyna się rozpływać i aż jęknęłam nie mogąc się oprzeć kolejnej porcji. Kiedy wyciągnęłam drewniany patek w stronę mojego brata tym pokręcił głowę, ale nic w tym dziwnego, bo jako sportowiec nie tykał cukru.
Tak dawno nie robiliśmy czegoś razem a teraz byliśmy tutaj. Wokół chodziły rodziny, z dziećmi które biegały przed nimi, które siedziały na barana albo po prostu trzymały swoich rodziców za rękę. Maluchy miały w rękach kolorowe misia i uśmiechy sprawiły, że sama odpowiedziałam im tym samym.
- Chcę takiego delfina. – pokazałam bratu ręką na jeden ze straganów.
- No co ty. – parsknął śmiechem.
- Chcę go i ty mi go wygrasz. – nabrałam kawałek waty i przeżuwając ruszyłam w kierunku budki.
Słyszałam, jak Alex wzdycha, ale jego kroki potwierdziły, że się poddał i postanowił to dla mnie zrobić. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale on nie mógł tego widzieć, ponieważ szłam przodem, ale i tak to było niesamowite uczucie. Przecież sam wczoraj powiedział, że wygra dla mnie misia więc teraz nie mógł tak łatwo się z tego wycofać.
Stanęłam obok niego i patrzyłam, jak kupuje bilet. W tym czasie mężczyzna zaczął nam objaśniać jak to wszystko wygląda, czyli po prostu trzeba było zastrzelić z pistoletu sześć balonów pod rząd, aby wygrać. Mój brat oczywiście rozgrzewał się jak przed wielkim meczem i kiedy zaczyna grać od razu wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Udało mu się zbić tylko cztery balony, ale z jakiegoś powodu się nie poddawał. Wyciągnął pieniądze i bez słowa podał je mężczyźnie wpatrując się w stojące przed nim tarcze. Kiedy robił już piąte podejście, w trakcie którego podwinął rękawy bluzy i ze skupieniem zbijał balony zaczynałam się lekko nudzić.
Nawet dzieci zaczęły go dopingować i jęczały, kiedy chybiał. Zebrała się już niezła publiczność i może dlatego zaczął kupować kolejne bilety, żeby pokazać jaki to on nie był w tym dobry a tak naprawdę był beznadziejny. Co z tego, że w większość dorosłych spogląda na niego z politowaniem czy nie mógł zauważyć tak bardzo skupiony na swoim zadaniu.
- Alex może daj spokój? – zaczynało mi się go robić szkoda.
- Nie ma mowy. - pokręcił głową nie odkładając pistoletu ani na moment. - Moja siostrzyczka chcę tego durnego ssaka i go dostanie. - dzieci zaczęły piszczeć, kiedy podszedł do kolejnego podejścia. Trafił jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty i kiedy udało mu się trafić szósty wokół rozległy się brawa.
Patrzyłam jak najpierw chucha na pistolet, okręca go wokół palca a potem dopiero odkłada na blat. Z jego twarzy nie schodził dumny uśmiech.
- Chcę delfina. – oświadczył sprzedawcy, który jakiś czas temu zdjął ze ściany ową nagrodę jakby wiedział, że to kwestia czasu aż w końcu mój brat trafi. – Proszę. – podał mi misia z szerokim uśmiechem.
- Dziękuję. – przytuliłam ją do siebie jak najcenniejszy skarb.
- Myślałem, że to dla twojej siostrzyczki. – niespodziewanie obok nas rozległ się cichutki głosik. Chłopiec w czerwonej czapce stojący przy moim bracie patrzył na nas z zawodem.
- To jest moja siostrzyczka – wskazał na mnie palcem.
- Ale myślałem, że taka jak moja. – chłopiec odwrócił się w stronę stojący obok rodziców. Najwyraźniej kobieta z wózkiem to była jego mama a dziecko w środku to jego siostra, która mogła mieć około roku.
- Coś ci powiem mały. – Alex kucnął przed nim i pochylił się w jego stronę z poważną miną. – Ale musisz obiecać, że to zostanie między nami.
- Dobrze. – chłopiec odpowiedział z zaciekawieniem i powagą jednocześnie.
- Teraz twoja siostra jest mała, ale kiedy dorośniecie już taka nie będzie. Ale tutaj... – dotknął palcem miejsce na swojej piersi, gdzie biło wielkie i dobre serce. – ... zawsze będzie dla ciebie młodszą maleńką siostrzyczką. I wiesz co wtedy?
- Co?
- Musisz jej bronić, żeby nikt jej nie skrzywdził. Dobrze?
- Dobrze. – odpowiedział z wielką powagą jakby zdawał sobie jak ważna była ta rozmowa. Mógł mieć tylko sześć lat, ale w tej chwili zachował się niczym dorosły mężczyzna.
- No i będziesz musiał robić coś takiego jak wygranie dla niej maskotki w parku, żeby tylko zobaczyć na jej twarzy uśmiech. – dodał.
Mały spogląda na mnie zaciekawiony więc od razu moja twarz rozjaśnia się w uśmiechu. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz tak bardzo miałam okazję do radości jednak patrząc na tego małego który odbiegł od nas i opowiadał coś zawzięcie rodzicom było w tym coś niesamowitego. Podczas całej rozmowy przyglądali nam się z zaciekawieniem, ale najwyraźniej nie wzbudziliśmy ich podejrzeń, bo nawet do nas nie podeszli.
- Dobry jesteś. – powiedziałam, kiedy trzymając delfina w ramionach ruszyliśmy w dalszą drogę. Rozglądałam się wokół i podziwiałam stragany z zabawkami, jedzeniem, pamiątkami i niezliczoną ilością gier podobnych do tej którą rozegrał Alex.
- Wiem. – odparł pewnym siebie głosem.
- Ale nie masz w sobie ani grama skromności.
- Ani trochę. – chełpił się.
- Cieszę się. – przystanęłam.
- Ale z czego?
- Z tego, że mogę się z tobą śmiać i nie wracać do tego co było kiedyś.
- Chciałbym tylko żeby te oczy nie były smutne. – dotknął dłonią mojego policzka.
- Nie są smutne. – zaprotestowałam.
- Są. - zapewnił mnie. – Myślę, że ktoś ci się podoba i to bardzo a ty nie wiesz jak masz sobie z tym poradzić. Może nawet się w nim zakochałaś, ale nie chcesz uwierzyć, że takie uczucie dotarło i do ciebie. Sama musisz uwierzyć w to, że masz okazję na szczęście, ale tylko pod warunkiem zrobisz ten jeden krok.
Rozmyślałam o jego słowa i nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć.
Ponieważ czy tego chciałam czy nie zakochałam się w Conorze.
I bałam się tego jak cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro