Rozdział 17
"Miłość jest równie piękna i równie trwała jak tęcza. Zachwyca od
pierwszego wejrzenia, ale wystarczy mrugnąć i już po niej."
Jodi Picoult
Alyssa
Od dziesięciu minut staliśmy pod moim akademikiem. Błagałam go, żeby pojechał do swojej dziewczyny i wytłumaczył jej wszystko, ale nawet tego nie chciał słuchać. Że też musieli nas przyłapać w takim momencie jednak wiedziałam, że to nasza wina, bo zbyt długo to wszystko ukrywaliśmy. Kłamaliśmy i kręciliśmy, bo nie potrafiliśmy być szczerzy, z osobami które wiele dla nas znaczyły. To musiało źle się skończyć i chociaż myślałam, że wszystko potoczy się inaczej takiego zakończenia się nie spodziewałam.
Oskarżenie Avy, że mieliśmy ze sobą romans było jak uderzenie obuchem w głowę. Myślałam, że byłyśmy przyjaciółkami, ale ona w ciągu jednej chwili sprawiła, że znowu poczułam się jak nic nie warta. Zraniła mnie i zrobiła to z pełną premedytacją i chociaż starałam się ją usprawiedliwić nie mogłam. Ethan i Conor nie byli wcale lepsi, ale zachowanie tego drugiego najbardziej mnie zawiodło.
- Nie możesz ciągle uciekać. Porozmawiaj z nią. - prosiłam go po raz kolejny. Wiedziałam, że teraz był zawiedziony jej postawą, ale kochał ją i prędzej czy później dojdą do porozumienia. Wystarczyło tylko żeby się przed nią otworzył i wyznał prawdę.
- Ale jak jej to wytłumaczę?
- Powiesz, że prowadzę spotkania dla grupy wsparcia dla osób dotkniętych tragedią. Znacie się od tylu lat i wie przez co przeszedłeś więc powinna to zrozumieć, a jak nie to po prostu powiemy jej wszystko. - może to było radykalne jednak nie chciałam, aby przeze mnie stracili coś co jest najważniejsze na świecie. Prawdziwą miłość, która zdarzała się raz na milion a która przetrwa wszystko tak jak w ich wypadku. Tego byłam pewna.
- Naprawdę to zrobisz? – podniósł głowę, kiedy dotarło do niego, że mówiłam szczerze. Nadzieja w jego głosie sprawiła, że tylko utwierdziłam się w tej decyzji.
- Tak. – powiedziałam z pełną stanowczością.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką. – uśmiechnął się lekko.
- Wiem.
- Zmykaj. – wskazał głową na drzwi.
- Zadzwoń, jak uda ci się z nią porozmawiać. – wysiadłam z samochodu i patrzyłam, jak znika za zakrętem.
Stałam przed akademikiem zastanawiając się czy Ava da sobie wszystko wyjaśnić na spokojnie. Może teraz była zraniona, ale ta miłość w jej oczach którą widziałam jak za każdym razem spoglądała w kierunku Matta nie mogła tak po prostu zniknąć. Tym bardziej że ich związek od początku był w pełnym wzlotów i upadków więc nie powinno zniszczyć go jedno kłamstwo.
Prawda?
***
Od razu jak wstałam następnego dnia napisałam wiadomość do Matta czy udało mu się porozmawiać z Avą i wszystko wytłumaczyć. Czekałam z niecierpliwością na jego odpowiedź wpatrując się w telefon, ale w końcu się od niego oderwałam wiedząc, że tylko coraz bardziej się denerwowałam. Postanowiłam zająć czymś czas, więc posprzątałam w pokoju, poukładałam ubrania, które swoją drogą i tak były poukładane a na koniec zapakowałam książki na zajęcia.
Umówiłam się z także z bratem na poważną rozmowę na wideo czacie, ponieważ nie mogłam tego dłużej odkładać. Początkowo był zaniepokojony moją wiadomością, ale uspokoiłam się, że nic złego się nie działo. Umówiliśmy się więc wieczorem, aby chociaż widzieć siebie na ekranach i wtedy powiem mu to co czułam a co tak długo przed nim ukrywałam.
Kiedy tylko usłyszałam piknięcie telefonu od razu się na niego rzuciłam jednak jedno spojrzenie na ekran sprawiło, że mój entuzjazm opadł.
Matt: Nie chciała ze mną rozmawiać. Nie odbiera telefonów a Sara i Rosa pilnują jej żebym nie mógł z nią porozmawiać. A chłopaki wcale nie lepsi patrząc na mnie jakbym był kryminalistą.
Ja: Może złap ją na zajęciach. Rozumiem jej uczucia, ale nie warto tak łatwo się poddawać.
Matt: Tak zrobię, ale to nie będzie łatwe. Ava może i jest łagodna i zawsze wszystkim pomaga, ale z trudem wybacza.
Rozmawiałam z nim jeszcze trochę w drodze na zajęcia o pomysłach jakimi mógł przekonać swoją dziewczynę do rozmowy i wyjaśnienia jej wszystkiego. Doszło nawet do tego, że w przepływie poczucia humoru postanowiliśmy ją zapakować do samochodu i porwać, ale to mogłoby wywołać wiele problemów więc od razu odrzuciliśmy ten pomysł.
Znajdowałam się przed budynkiem uczelni, kiedy zauważyłam jak w moją stronę zmierzają dziewczyny, jeszcze mnie nie widziały więc to była moja szansa na przemówienie Avie do rozumu. Chciałam w jakikolwiek sposób pomóc im się pogodzić chociaż wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe jednak miałam nadzieję, że moja przyjaciółka da sobie wszystko wyjaśnić. Przecież przyjaźniłyśmy się już od dłuższego czasu i ani razu nie dała mi pretekstu do tego, aby mi nie ufała.
- Ava. – powiedziałam, aby zwrócić jej uwagę, gdy była kilka kroków przede mną. Zatrzymała się i starała się nie patrzeć w moją stronę, ale to już coś, bo mogła mnie całkowicie zignorować. Nie to co Sara która otwarcie okazywała swoje niezadowolenie.
- Ktoś coś słyszał? – udawała, że rozglądała się wokół w dalszym ciągu mnie ignorując.
- Masz zamiar zniszczyć wasz związek tylko dlatego że zobaczyłaś coś opacznie i zachowałaś się jak histeryczka?
- Ja histeryczna!! – to wywołało właśnie taką reakcję na jako liczyłam. Spojrzała mi prosto w twarz. – Za to ty jesteś hipokrytką. Zaprzyjaźniłaś się z nami, spędzałaś czas a potem odbiłaś mi faceta.
- Rozumiem, że masz jakieś dowody. – powiedziałam spokojnie, ale moja cierpliwość z lekka zaczęła się wyczerpywać. Miałam ochotę powiedzieć jej jaką kretynką była, że tak łatwo uwierzyła w zdradę swojego chłopaka, ale wtedy już nigdy nie będę mogła tego naprawić.
- Tak to jak szliście obok siebie uchachani i niczego nieświadomi. – parsknęła. – Charlotte nawet pokazała nam zdjęcia jak byliście razem w samochodzie a to chyba o czym świadczy.
- Więc mam rozumieć, że uwierzyłaś jej a nie mnie. Dziewczynie, której nie znosiłyście i tak otwarcie to pokazywałyście? – aż nie mogłam w to uwierzyć, że była tak bardzo naiwna. Przecież od początku było wiadomo, że dziewczyna Conora zachowywała się jakby pozjadała wszystkie rozumy i z nikim się nie liczyła a one stanęły po jej stronie.
- Ona przynajmniej była ze mną szczera. – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Szczera, proszę cię. – wybuchłam krótkim śmiechem. – Widziała, jak wsiadałam do jego samochodu i tyle. Najwyraźniej musiała nas też śledzić, bo zdjęcie nie wzięło się znikąd.
- Alyssa, może już idź. – Sara próbowała nas uspokoić, bo sytuacja zaczęła się robić coraz bardziej niebezpieczna. Dotarło do mnie, że zbliżyliśmy się do siebie tak bardzo, że jeszcze jeden krok a stykałybyśmy się nosami. Nawet tego nie zauważyłam zbyt zaabsorbowana całą rozmową.
- Nie spodziewałabym się tego po was. Przyjaciółki. – prychnęłam.
Zauważyłam po ich twarzach, że nie spodziewały się po mnie takiego tonu, ale to one mnie zraniły. Nic mnie w tej chwili nie obchodziło co mogły o mnie sądzić, bo one zrobiły dokładnie to samo wierząc w te wszystkie kłamstwa. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę mogła w stanie spojrzeć na nie tak jak dotychczas.
- Zaczepia cię? – Conor pojawiał obok nas spoglądając ze zmarszczonym czołem raz na nią raz na mnie. Tuż za nim pojawili się Ethanem i Danielem którzy nie wiedzieli, jak mają mi spojrzeć w oczy.
- Nie, takie coś nie jest w stanie mnie zaczepić. – w tym momencie wiedziałam, że to koniec.
Nasza przyjaźń nigdy już nie będzie taka jak dawniej a nawet nie wiedziałam czy kiedykolwiek mogłam to tak nazwać, tym bardziej że teraz czułam się jakby cały świat był przeciwko mnie. Jakby one były przeciwko mnie i w tej chwili zrozumiałam, że jedyne co zrobiłam dobrze to nie powiedziałam i o mnie prawdy, bo mogłyby to wykorzystać.
- Będziesz tego żałować - powiedziałam ledwo hamując łzy. – Ale to tylko twoja wina a nie moja, bo nie byłaś w stanie zaufać swojemu chłopakowi. Nie zrzucaj winy na kogoś, że mu nie ufasz.
Nie zaszczycając jej nawet jedynym spojrzeniem ani tym bardziej pozostałych odwróciłam się na pięcie i weszłam do wnętrza budynku. Zna przeciwka w moją stronę szedł Matt, który rzucał wzrokiem pomiędzy mną a swoją dziewczyną jednak machnęła mu ręką, żeby do niej podszedł, bo ja nie miałam na to siły. Zaskoczył mnie po raz kolejny, kiedy to zatrzymał się przy mnie łapiąc za ramię i nie pozwalając iść dalej.
- Issa co się stało? – zapytał stojąc niedaleko wejścia do sali.
- Nie wiem jak mam ją przekonać. Wiesz jak oni na mnie patrzeli? Jak na intruza a jeszcze tydzień temu śmiali się ze mną i żartowali. – łzy spływały po moich policzkach. Myślałam, że znalazłam prawdziwych przyjaciół a oni tak mnie potraktowali i zranili. Ludzie wokół przysłuchiwali się naszej rozmowie, a wieczorem już każdy będzie wiedział, że odbiłam jej chłopaka.
- Myślałem, że tobie się uda. – powiedział zawiedziony nie puszczając mojej ręki.
- Moi najlepsi studenci. – Pan Nelson zbliżył się do nas z drugiej strony korytarza, ale kiedy zauważył w jakim byłam stanie uśmiech zszedł z jego twarzy. – Co się stało?
- Nie słyszał pan jeszcze. – prycha Matt. – Zdradzałem swoją dziewczyną z Alyssą.
- Kto wpadł na taki pomysł? – zapytał zszokowany dobrze wiedząc, że łączyła nas tylko przyjaźń. – I kto w to uwierzył?
- Najwyraźniej wszyscy.
- Może zwolnię was z dzisiejszych zajęć co?
- Nie, nie trzeba. – potarłam oczy, aby jakoś wyglądać. – Trochę się ogarnę i możemy iść na zajęcia.
- Na pewno? – dopytywał.
- Tak. – wyprostowałam plecy i posyłałam mu delikatny uśmiech. - Przecież nie mogę pozwolić, aby po raz kolejny ktoś rządził moim życiem. Jestem silna i nie są w stanie mnie zranić.
W końcu po niedługim czasie udało mi się uspokoić, ale na zaczerwienione oczy już nic nie mogłam poradzić. Weszliśmy na zajęcia i od razu zajęliśmy miejsca obok Stevena. Najwyraźniej nikt z nas nie miał ochoty na rozmowę, ponieważ zajęliśmy się ekranami swoich telefonów.
Kątem oka zauważyłam jak nasi niby przyjaciele usiedli przed nami i zajęli się rozmową całkowicie nas ignorując. Wybierali się do parku wodnego i wiedziałam, że robili to specjalnie. Zwłaszcza Ava, która mówiła o wszystkim głośno i wyraźnie tak żebyśmy to usłyszeli, ale wcale nie musiała tego robić, bo znajdowali się blisko nas. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że jej chłopak bardzo chciał tam pojechać i perfidnie to wykorzystywała. Nie spodziewałem się po niej, że była tak mściwa i byłaby w stanie zranić go umyślnie. Teraz zauważyłam, że była całkowicie inną osobą, iż niż początkowo mi się wydawało.
- Patrz. – Matt podsunął mi telefon przed twarz.
Były to wiadomości na wspólnym czacie grupy wsparcia, które zaczęły napływać z zawrotną prędkością. Rodzice każdego z uczestników wyrazili zgodę, aby zajęcia odbyły się w plenerze co niezmiernie mnie cieszyło. Nawet dostaliśmy potwierdzenie o tym, że trójka nowych dzieciaków także się pojawi więc był to dla mnie niezwykły sukces.
- Super. – ucieszyłam się, ale widziałam, że Matta także okazywał radość jednak podszyta była ona smutkiem który starał się zamaskować.
- Pokażcie. – Steven wyrywał mi telefon i uważnie czytał wiadomość. Wiedział o naszych spotkaniach i kiedy tylko dowiedział się o całej sytuacji o mało co nie zerwał się z miejsca i nie udusił Charlotte gołymi rękami. W ostatnich chwili udało mi się utrzymać go na miejscu, ale nie było to łatwe. Dopiero jak powiedziałam mu na ucho, że miałam mieć poważną rozmowę z bratem od razu go to uspokoiło. Napomknęłam mu mimochodem o co miało chodzić w tej całej rozmowie i od razu się ucieszył wyrażając swoje własne zdanie, że powinno odbyć się to już dawno.
- Mogę iść z wami? – rzucił tak niepodziewanie, że w pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam.
- Że co? – zapytałam, bo nie wiedziałam czy dobrze usłyszałam.
- Ja też chcę iść. W sumie jakby mnie to też dotyczy. Przecież byłem tam razem z Alexem, kiedy ty... - zawiesił głos i odwrócił głowę.
Dlaczego to zrobił. Przysłuchiwali się nam i nawet się z tym nie kryli więc rzuciłam na nich kątem oka po czym odwróciłam się w kierunku przyjaciele. Jego niespodziewane zapytanie wywołało we mnie lawiny napływających pomysłów jak mogłabym go wykorzystać.
- W sumie możesz iść. - stwierdził poważnie Matt zanim miałam okazję zareagować. - Powiesz, jak się z tym wszystkim czułeś i jak udało ci się dotrzeć do tego momentu, w którym jesteś teraz.
- Wiedziałam, że bycie moim zastępcą jest dla ciebie idealne. – uścisnęłam mocno jego ramię.
- A poza tym wszyscy mnie lubią. – chwalił się – No prawie wszyscy. – tym razem spojrzał w inną stronę.
Bolało go to i to bardzo. Z Avą byli ze sobą od szkoły średniej a z chłopakami znali się praktycznie od pierwszego dnia studiów.
Nie miałam czasu o tym dłużej myśleć, ponieważ Pan Nelson oznajmił, że czas zaczynać. Zaskoczył każdego z nas, kiedy porzucił obecny temat na rzecz psychologii kłamstwa co wywołało niezłe zamieszanie całej grupy. Nie był to zakres jego przedmiotu, ale wiedziałam, dlaczego to robił. Ze spokojem opowiadał o tym, dlaczego ludzie kłamią, jak sprawić, aby kłamstwo okazało się prawdą a także jak można zranić tym swoich bliskich.
- Ważne jest zaufanie do drugiej osoby. - ciągnął swój monolog. - Każdy z nas coś przeżył i ma jakieś dobre i złe wspomnienia, z którymi musi sobie poradzić, dlatego tak ważne jest mieć przy swoim boku przyjaciół, którzy zawsze będą trzymać waszą stronę. Nie ważne jak źle by było oni zawsze staną przy waszym boku. Jeżeli załamią się po pierwszej próbie musicie wiedzieć, że takie osoby nie są w waszym życiu potrzebne i nie zapewnią wam takiego wsparcia jakiego potrzebujecie. – miałam wrażenie, że to jego osobista refleksja.
- Przepraszam? – Rosa podniosła dłoń przerywając mu tym samym w połowie zdania.
- Proszę. – udzielił jej zgody na zadanie pytania.
- Czy uważa Pan, że kiedy przyjaciele okłamują nas, a kiedy dowiadujemy się prawdy to mamy im znowu zaufać? – obserwowałam wykładowcę jak słuchał i rozważał jej pytanie.
- To zależy, czy dowiedzieliście się prawdy od nich czy od kogoś innego. Ważne jest to co oni wam powiedzą i czy ufacie im na tyle żeby uznać to za prawdę. Jeżeli tak nie jest najwyraźniej wasza przyjaźń nie miała trwałych podstaw. – w tym momencie spojrzał w kierunku naszej grupy. – Czy rozwiałem Pani wątpliwości? – zapytał.
- Dziękuję. – pokiwała głową i pogrążyła się w rozmowie z Avą co utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że bała się zadać to pytanie i zrzuciła to na kogoś innego.
Matt: Nie przejmuj się nie warto. Pan Nelson ma rację nie są tego warci. Ava najwyraźniej nie kochała mnie tak bardzo jak ja ją.
Z każdego jego słowa wyzierało cierpienie. Nie mogłam znieść tego jak się nawzajem traktowali. Ona nie chciała go słuchać a on był zbyt dumny, żeby z nią porozmawiać. Wiedziałam jednak jak ważna była ona dla niego. Na każdym spotkaniu opowiadał o niej i pokazywał całej grupie jej zdjęcia. Mówił, że była jego aniołem, który przywrócił go do życia. A teraz ten anioł zrobił wszystko, żeby znowu pogrążył się w ciemności.
***
Przez cały dzień Matt biegał za Avą i starał się z nią porozmawiać. Załamał się po tym jak zauważył, że flirtowała w towarzystwie jakiego osiłka. Dotarło do niego, że musiał schować dumę do kieszeni i teraz latał za nią jak głupi jednak ona była uparta. Oświadczyła, że wybierała się na imprezę z nowo poznanym facetem. Więc chcąc czy nie chcą musiałam iść tam z nim. Zadzwoniłam do Alexa i przełożyłam naszą rozmowę, bo teraz musiałam skupić się na swoim przyjacielu, który szukał w tłumie swojej dziewczyny.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – Steven popijał piwo z butelki rozglądając się tak samo jak ja. – Jak ją nakryje z innym to tym razem on wyląduje w areszcie.
- Nawet tak nie mów. – oburzyłam się.
- Taka prawda. – jego uwagę przyciągnęła dziewczyna pod ścianą. – Przepraszam cię, ale moja randka czeka.
- Randka, dobre sobie. – prychnęłam. – Przelecisz ją i wyrzucisz z łóżka z samego rana.
- Mała do niczego jej nie zmuszam. – mrugnął i wkracza do akcji zostawiając mnie samą.
Rozejrzałam się wokół wiedząc, że takie typu spotkania nie były dla mnie, bo głośna muzyka, pokrzykiwania a także całujące się po kątach pary to nie było coś dla mnie. Imprezy studenckie miały to do siebie, że alkohol lał się strumieniami i chociaż było to zakazane nikt sobie nic z tego nie robił.
Uśmiechałam się, kiedy ktoś przychodzi obok mnie i spoglądał w moim kierunku niezwykle zainteresowany i już wiedziałam, że cała ta afera obiegła uczelnię. Moja dawna ja skryłaby się swoim pokoju i nie wychodziła, ale już nią nie byłam dlatego z wysoko podniesioną głową pokazywałam, że ich szepty i spojrzenia w moją stronę nic dla mnie nie znaczyły.
Rozejrzałam się po raz kolejny za Mattem, który zawzięcie szukał swojej dziewczyny i najwyraźniej ją znalazł, bo ruszył w stronę schodów. Wiedziałam, że nie mogłam zostawić go samego, bo jak powiedział Steven mogła wywiązać się z tego bijatyka a bym nie chciała. Ruszyłam więc tuż za nim i dogoniłam go na ostatnim stopieniu. Niczym cień podążałam za nim wiedząc jak wiele emocji w nim buzowało.
- Matt to nie jest... - zapytałam, ale nie byłam w stanie dokończyć zauważając widok przed sobą. Pokoje w którym pary robiły wiadomo co.
- Jeśli to prawda... - nie skończył a głos mu się załamał.
- Matt ... - zaczęłam wiedząc, że jego dziewczyna nie byłaby do zdolna, ale wtedy otworzyły się drzwi obok nas. To było tak nieprawdopodobne, że w pierwszej chwili mogłam tylko mrugać i patrzeć na rozgrywającą się przede mną scenę.
Ava była cała rozczochrana o jej palce zawzięcie zapinały bluzkę. Kiedy myślałam, że mogło mi się coś przewidzieć tuż za nią pojawił się chłopak, który nie wyglądał wcale lepiej. Miał rozpięte spodnie i uśmiech, na twarzy który od razu powiedział nam wszystko.
- Matt – wyszeptała, kiedy tylko go zauważyła.
Nie wiedziałam w jaki sposób zareaguje, ale nie spodziewałam się, że będzie tak po prostu stał i nawet się nie ruszy. Chłopak widząc zbliżającą się awanturę od razu nas wyminą i oddalił się szybkim krokiem.
- Nie spodziewałbym się, że akurat ty jesteś do tego zdolna. – powiedział wypranym z emocji głosem. W korytarzu pojawiły się dziewczyny z całą grupą jakby miały dzwonek alarmowy w głowach a tuż za nimi Steven. Dotarło do mnie, że tak naprawdę nie szedł za dziewczyną a szukał resztę grupy wiedząc, że sytuacja może eskalować. – Byłaś dla mnie wszystkim a ty potrafiłaś podeptać to co zbudowaliśmy dla przygodnego seksu z obcym facetem. Chyba nigdy cię nie znałem. Ten anioł, który podniósł mnie z samego dnia to tylko złudzenie. – dotknął pieszczotliwie jej włosów. – Byłem głupi, że tak za tobą latałem. Jesteś nic niewartą dziwką.
- Matt. – Ava chciała go złapać za ramię, ale jej na to nie pozwolił. Odepchnął ją delikatnie, ale stanowczo i odszedł nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że właśnie w tym momencie granica została przekroczona.
- Złamałaś go i jeśli teraz wróci do tego co było wcześniej osobiście tego pożałujesz. – nie przejmowałam się tym, że moje słowa mogły zabrzmieć jak groźba.
- Ja nie...
- Oceniałaś mnie nie znając prawdy a zobacz co sama zrobiłaś. Zniszczyłaś coś wyjątkowego tylko dla tego, że uwierzyłaś w kłamstwa jakieś idiotki. – zawiedziona jej postępowaniem obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem i odeszłam nie oglądając się za siebie.
Musiałam pomóc przyjacielowi, który mógł zrobić w tej chwili dosłownie wszystko. Jedyne miejsce, w którym mogłam go szukać od razu wpadło mi do głowy. Był to akademik, dlatego tam do niego udałam. Biegłam jak najszybciej, bo wiedziałam, że nie miałam ani chwili do stracenia a widząc w jakim był w stanie mógł popełnić błąd. Czas był moim przeciwnikiem, ale miałam nadzieję, że uda mi się zanim będzie za późno.
***
Wbiegłam do budynku i od razu skierowałem się do pokoju chłopaków. Nawet nie starałam się pukać a po prostu szarpnięciem otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Matt! - krzyknęłam za nim i kiedy już miałam wbiec do jego sypialni zauważyłam go siedzącego przed telewizorem.
Kiedy podeszłam bliżej poczułam jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Na blacie szklanego stołu zauważyłam przeźroczysty woreczek z białym proszkiem. Przez kilka sekund moje serce biło jakby w zwolnionym rytmie, ale potem wzięłam się do działania. Zebrałam woreczek z blatu i nie przejmując się protestami mojego przyjaciela wpadłam do toalety, otworzyłam opakowanie i bezceremonialnie spuściła je wraz z wodą.
- Co ty wyprawiasz? – skarciłam go siadając obok.
- Widziałaś ją. – głowę miał schowaną w rękach opartych na kolanach. Widziałam, jak to przeżywał, ale nie mogłam pomóc mu się z tym uporać.
- Matt, proszę cię nie katuj się tym. – dotknęłam jego włosów chcąc mu choć w ten sposób dodać otuchy.
- Myślałem, że to dobry pomysł, żeby iść na tą grupę wsparcia, dlatego tam poszedłem. Te spotkania mi pomagały, nawet ty, kiedy słuchałaś o moim ćpaniu nie osądzałaś mnie. Siedziałaś, słuchałaś i trzymałaś mnie za rękę, kiedy było ciężko. A Ava nie potrafiła zrobić nawet tego. Nie wysłuchała mnie i tego co mam do powiedzenia tylko od razu zarzuciła zdradę. Czy tak bardzo się pomyliłem. Czy osoba, która pomogła mi przestać brać tak bardzo się zmieniła? – żalił się a ja tylko mogłam tylko tego słuchać.
- Nigdy nie byłam tak bardzo zakochana jak ty i nawet nie mogę wyobrażać sobie tego bólu. - gładziłam go nieprzerwalnie po plecach w jednostajnym kojącym rytmie.
- To jest do dupy. - parsknął śmiechem.
- Ale gdybyś miał jeszcze raz się zakochać zrobiłbyś to?
- Wiesz, że tak, ale co z tego, skoro jedyna osoba, która znaczyła dla mnie wszystko zniszczyła dla mnie to uczucie.
Ułożył głowę na moich nogach a jego ciałem wstrząsnął szloch. Ten zawsze uśmiechnięty i pogodny chłopak nie przypominał tego którego miałam przed sobą. Był załamany zdradą najbliższej mu osoby. Mogłam tylko trwać przy nim.
Zastanawiałam się jak bardzo można oszaleć z miłości i do jak wiele złych decyzji jesteśmy w stanie podjąć pod wpływem emocji.
- Czasami życie daje nam szanse abyśmy mogli przekonać się o sile swoich uczuć. – powiedziałam, ale miałam wrażenie jakbym mówiła do ściany.
Kiedy byłam pewna, że Matt zasnął mogłam oderwać od niego wzrok i spojrzeć za siebie. Wiedziałam, że Conor, Ethan i Daniel stali tam od dłuższej chwili i przesłuchiwali się naszej rozmowie. Może to co zrobiłam było bezduszne, ale musieli w końcu dowiedzieć się o jego przeszłości dlatego siedziałam cicho, kiedy nieświadomy tego, że byli w pobliżu wyznawał im prawdę.
Powinni wiedzieć co przeżywał ich przyjaciel, bo gdyby nastał gorszy moment mogliby temu nie podołać. Może teraz będą go wspierać a sądząc po ich minach znałam już swoją odpowiedź. Conor spoglądał w moim kierunku jakby chciał mnie przeprosić za wszystkie świństwa, które powiedział, ale nie wiedział w jaki sposób miał to zrobić.
Tak szczerze to ich przeprosiny mało mnie obchodziły, bo w tej chwili teraz liczył był tylko Matt. A ja jako jego przyjaciółka nie miałam zamiaru odstępować go ani na krok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro