Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

„Kiedy miłość się kończy, jeden z dwojga cierpi.

Jeśli nikt nie cierpi, to się nigdy nie zaczęło.

Jeśli oboje cierpią, to nigdy się nie kończy".

Marilyn Monroe


Alyssa

Minął jeden tydzień, drugi a on nadal z nią był. Spędzaliśmy czas razem w grupie, ale coraz ciężej to znosiłam. Moje uczucie do niego nieznacznie opadło i traktowałam go tylko jak przyjaciela. Najwyraźniej nie było to tak wielkie uczucie jak początkowo mi się wydawało a zobaczenie go w ramionach innej całkowicie mnie otrzeźwiło.

Co nie znaczy, że łatwo było mi spędzać z nimi czas. Jego dziewczyna zawsze znajdowała jakiś pretekst, aby mnie obrazić. Mówiła, że byłam nieporadna, kiedy coś przez przypadek zrzuciłam, stwierdziła że miałam głupi śmiech, nieładne włosy i niemodny styl. Tego było dla mnie już za wiele.

Dlatego kiedy po raz kolejny zaproponowali mi kolejne wyjście odmówiłam. Robiłam tak od tygodnia, bo nie mogłam się zmusić, żeby spędzić z nimi czas, kiedy ona tam była. Miało to też dobre strony, ponieważ moje koszmary zelżały i nie męczyły mnie tak jak wcześniej. Unikałam tego tematu na kolejnym spotkaniu grupy wsparcia jednak dzisiaj było kolejne i potrzebowałam rady jak miałam sobie z tym poradzić, żeby zniknęły na zawsze.

Umówiłam się z Mattem na to, że zabierze mnie spod akademika. Musiałam mieć pecha, bo znowu spotykałam tą blond siksę. Czy wszechświat się na mnie po prostu uwziął i podsuwa mi jako karę?

Kiedy Matt podjechał, zaparkował obok a ona musiała przystanąć i nas poobserwować. Aby jakoś jej dogryźć posłałam jej swój uroczy uśmiech i pomachałam dłonią zastanawiając się jak zareaguje. Była kompletnie zaskoczona tak bardzo, że nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, ale ja już wsiadłam do samochodu nie przejmując się nią dłużej.

- Widzę, że koleżanka znowu na horyzoncie. – Matt ruszył z miejsca.

- Nie lubię jej. Jest w niej coś sukowatego. – może nie powinnam obrażać ludzi, ale ona zrobiła tak samo w moim kierunku już zbyt wiele razy.

- Ona cała jest sukowata. – pochylił się w moją stronę i wyszeptał te słowa jakby to był sekret.

- A to ci nowina. – zaśmiałam się z trudem co nie uszło jego uwadze.

- Co się dzieje? – zmieniał tematy tak szybko jak biegi w samochodzie.

Dobrze wiedziałam, że okłamywanie go nie miało sensu jednak i tak dzielenie się swoimi uczuciami z innymi było dla mnie niezwykle trudne. Inaczej podchodziłam do tego, kiedy ktoś mi się zwierzał, ponieważ potrafiłam słuchać i nigdy nikogo nie oceniałam. W tym byłam niezwykle dobra, bo to nie wymagało ode mnie mówienia.

- Od jakiegoś czasu wróciły koszmary i za każdym razem przypominają mi o tym jak wiele osób zraniłam tym co zrobiłam. – w końcu zebrałam się na odwagę i to powiedziałam.

- Kiedy słuchałem przez co przeszłaś moje problemy wydają się głupotami. - stwierdził.

- Nie mów tak. - odwróciłam się w jego stronę, aby móc na niego patrzeć. - Każdy z nas ma jakieś problemy, jedni radzą sobie z tym lepiej a drudzy gorzej.

- To ty masz koszmary a pocieszasz mnie. Czy to nie dziwne? – zapytał z delikatnym uśmiechem.

- Wcale. – odpowiedziałam.

- Dlatego jesteś dla nas tak ważna. Potrafisz odłożyć swoje demony na bok i patrzeć na nasze okiem profesjonalisty. Dlatego coraz więcej osób chodziło na spotkania. – co racja to racja. To nasze kolejne spotkanie, ale przyszły cztery nowe osoby co dla mnie było najlepszą nagrodą.

Nie minęło wiele czasu jak podjechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy z samochodu. Nie wiadomo skąd obok nas pojawiła się Willow która z dnia na dzień wyglądała coraz lepiej. Na drugim spotkaniu, które się odbyło opowiedziała, że od jakiegoś czasu mieszkała z ciocią, która zaopiekowała się nią po tym jak jej rodzicom zostały odebrane prawa rodzicielskie. Z wielkim trudem słuchało się tego jak mówiła, że znęcali się nad nią fizycznie; bili ją, głodzili i nie pozwalali widywać się ze znajomymi. Na szczęście ktoś musiał coś zauważyć, bo z dnia na dzień pod ich dom podjechała policja i od razu ich aresztowała. Willow została oddana siostrze jej taty która o niczym nie miała pojęcia. Spotkałam tą kobietę tylko raz po ostatnim spotkaniu, kiedy czekała na dziewczynę, aby ją odebrać. Podeszła do mnie i zaczęła wylewnie dziękować, że to właśnie za moją sprawą Willow stała się bardziej otwarta i częściej z nią rozmawiała.

Nic nie cieszyło mnie w tamtej chwili jak jej słowa. Miałam realne potwierdzenie tego, że robiłam coś niesamowitego.

- Wchodzicie? – dopytała z uśmiechem.

- Jasne. – odpowiedziałam jej z wielkim zaangażowaniem.

Matt szedł tuż za nami z rękami w kieszeniach przysłuchując się naszej rozmowie.


***

- Co ostatnio zrobiliście dla siebie? – zadałam pierwsze pytanie na rozpoczęcie spotkania. Zauważyłam, że takie luźne rozmowy sprawiały, że później byli bardziej otwarci i rozgadani.

Może nie byłam jeszcze psychologiem dziecięcym jednak prowadzenie takich spotkań bardzo wiele mi dało, ale także uczyło, że osiągnięcie celu nie było tak łatwe i szybkie jak mogłoby się wydawać. Wiele osób uczęszczających na zajęcia miało przed sobą bardzo długą drogę, aby wyjść na prostą jednak liczyłam na to, że prędzej czy później im się to uda.

Tak naprawdę te spotkania nie miały na celu ich wyleczyć a pomóc im w tym procesie. To pewnego rodzaju forma wsparcia którą każdy z nas okazywał sobie nawzajem, kiedy przychodził ten najtrudniejszy okres i było to w tym wszystkim najważniejsze. Mieć przy sobie osoby, które są w stanie nas zrozumieć i podnieść na duchu, kiedy tego potrzebowaliśmy.

- Ja obejrzałem ostatni sezon Arrowa. – Matt podniósł rękę i ogłosił tą jakże ważną wiadomość.

- Serio? – spojrzałam na niego.

- No co? – wolałam na to nie odpowiadać, bo znałam jego zamiłowanie do tego serialu i było to zapewne jego kolejne podeście, kiedy go oglądał. Jakby się pewnie skupił to powiedziałby wszystkie kwestie na pamięć.

Matt na każdym spotkaniu siedział obok mnie, ponieważ dzięki temu jakoś lepiej mi się było wtedy skupić. W sumie prowadziliśmy te spotkania we dwójkę na przemian i nawet Pan Nelson stwierdził, że idealnie się do tego nadajemy a grupa go oczywiście poparła. Więc legalnie prowadzimy zajęcia, ale to ja byłam wpisana jako prowadząca. Udało nam się zdobyć zgodę dziekana i w ten sposób mogłam prowadzić je tak długo jak tylko będę chciała.

- Willow może ty? – odwróciłam się do dziewczyny.

- Po raz pierwszy od dawna grałam w szachy. – wyznała nieśmiało.

- Naprawdę?

- Mhm. - miętoliła w rękach rękaw swetra a to był znak, że zaczęła się denerwować. Może i przy mnie była bardziej otwarta, ale kiedy przebywała w większej grupie jeszcze nie była tak śmiała.

- Brawo Willow!! – Matt zaklaskał w dłonie jak zawsze, kiedy ktoś z nas podzielił się dla siebie ważnym. Z czasem stało się to pewnego rodzaju formą forma świętowania i pokazania, że robiło się krok na przód.

- A ty Colin? Co ostatnio zrobiłeś dla siebie? – chłopak, któremu zadałam pytanie chodził na spotkania od niedawna i z trudem udało się z niego coś wyciągnąć. Był niezwykle zamknięty w sobie a jakakolwiek dłuższa rozmowa nie miała racji bytu, bo od razu, kiedy kończyliśmy wychodził z sali i zanim się obejrzałam znikał we wnętrzu samochodu swoich rodziców.

- Nic. – wzruszył ramionami nie patrząc mi w oczy.

- Colin, jeśli nie chcesz tu być po prostu to powiedz. Możesz nie być gotowy na tak duży krok do przodu. Może potrzebujesz więcej czasu. – mówiłam do niego spokojnie bez podnoszenia głosu, ponieważ krzykiem nic bym nie wskórała. Chciałam, aby miał wybór.

- Moi rodzice na to nie pozwolą.

- Więc powiem im, że to po prostu nieodpowiednia pora i potrzebujesz czegoś innego czego my nie potrafimy ci dać. – wzruszyłam nonszalancko ramionami.

- ... ka – wymamrotał pod nosem.

- Słucham? – dopytałam, bo nie zrozumiałam co właśnie powiedział.

- Książka. - poprawił się. - Zacząłem ją czytać trzy dni temu.

- O czym jest? – chciałam wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji, póki mogłam.

- Daj mi spokój. Powiedziałem ci co chciałaś, dlaczego chcesz wiedzieć więcej? – wypalił z krzykiem na co wzdrygnęłam się.

Jego demony były o wiele większe niż początkowo mi się wydawało i naprawdę nie wiedziałam czy będę potrafiła mu pomóc, jeśli on sam nie będzie tego chciał. Myślałam, że jesteśmy na dobrej drodze, aby w końcu się porozumieć jednak on w jednej chwili całkowicie zmienił swoje zachowanie. Chyba faktycznie nie powinnam tak na niego naciskać.

- Może zmieńmy temat. – Matt starał się załagodzić sytuację i uspokoić pozostałych członków spotkania, kiedy ci zaczynali się wiercić i rozglądać wokół jakby nie wiedzieli co ze sobą zrobić. – Alysso może ty powiesz co cię ostatnio dręczy?

- Nie wiem czy to dobry moment. – zaprotestowałam myśląc w dalszym ciągu o Colinie. Chłopak miał piętnaście lat, ale tak zafiksował się na punkcie gier komputerowych, że wpadł w uzależnienie.

- Dawaj Alyssa. – zachęciła mnie Willow. – Jesteśmy tu dla każdego a co oznacza też ciebie.

Grupa pokiwała zachęcająco głowami a nawet Colin zaczął się temu wszystkiemu przesłuchiwać z zainteresowaniem. Poznał mnie jako osobę prowadzącą spotkania jednak nie wiedział o mojej przeszłości. Może dlatego to w jaki sposób na mnie spoglądał sprawiło, że zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.

- Ostatnio wróciły koszmary. – powiedziałam na jednym wdechu. Matt objął moją rękę i ścisnął ją pocieszająco. – Cały czas ten sam sen. Dzień, w którym próbowałam popełnić samobójstwo. Jak przez mgłę pamiętam, jak brat wziął mnie w swoje ramiona i starał się zatamować moje podcięte nadgarstki a ja potrafiłam się tylko wściekać na to, że to robił. Że starał się mnie uratować, kiedy ja chciałam tylko umrzeć. I w kółko ta jedna myśl. Dlaczego nie cieszył się, że w końcu nie cierpiałam. - nie wiedziałam, jak miała sobie z tym wszystkim poradzić.

- Powiedz mu to. – głos Colin kompletnie go zaskoczył przez co momentalnie na niego spojrzałam. Chłopak po raz pierwszy wyszedł z inicjatywą i powiedział coś dlatego że chciał a nie dlatego że to z niego wyciągałam.

- Co?

- Zadzwoń do niego i powiedz jak się wtedy czułaś. – wzruszył beztrosko ramionami jakby to było dziecinnie proste. - Może to ci pomoże, ale jemu też, bo pewnie mu nie powiedziałaś jak się wtedy czułaś.

- Colin jesteś niesamowity. – Willow wyciągnęła w jego kierunku kciuki do górę pokazując swoje uznanie.

- Chyba tak zrobię. – kiedy tylko te słowa opuściły moje usta moja pierś stała się o wiele lżejsza jakbym zdjęła z niej ogromny ciężar. Chyba właśnie tego potrzebowałam. Kogoś kto mną pokieruje i wskaże odpowiednią drogę. - Coś mi się zdaje, że nie możesz nas opuścić Colin. Jesteś dla nas zbyt ważny a twoje rady zbyt cenne. – powiedziałam uśmiechając się do niego nieznacznie.

Chłopak najwyraźniej nie wiedział, jak poradzić sobie z tą pochwałą, bo tylko zarumienił się i spuścił wzrok. Jak tylko znajdę chwilę zadzwonię do jego rodziców i porozmawiam o tym, że powinni przywieźć go na następne spotkanie. Na szczęście miałam wszystkie numery telefonów w swoim notatniku do opiekunów wszystkich członków grupy wsparcia co pozwalało mi na rozmowy z nimi, kiedy zaszła taka potrzeba.

- Co wy na to, żeby następne spotkanie zorganizować w plenerze? – rzuciłam wiedząc, że każdy z nich powinien od czasu do czas wyjść na zewnątrz a co byłoby lepsze niż wspólne wyjście.

- W plenerze?

- Ale że jak?

- Co?

Wszyscy zaczęli mówić w jednym momencie wiec podniosłam dłonie, aby ich uciszyć. Kiedy zrobiło się w miarę cicho zaczęłam im wszystko tłumaczyć.

- Wzięlibyśmy koce i spotkali się na przykład w parku. Tak dla odmiany spróbujemy czegoś innego. – patrzyłam na ich reakcję. A sądząc po tym jaka radość widniała na ich twarzach miałam już swoją odpowiedź. – Nawet nie musicie mówić i tak wiem, że się zgadzacie.

- No pewnie. – Willow odpowiedziała za wszystkich ciesząc się na mój pomysł.

- Z tego co wiem to mają do nas dołączyć trzy nowe osoby więc przyjmijmy ich jak najlepiej. – Matt ogłosił nowinę, która bardzo mnie ucieszyła.

W sumie będzie nas już piętnaścioro więc musiałam pomyśleć za jakiś czas o podziale na grupy, bo w mniejszym gronie pracowało się o wiele lepiej. Jakby tak wszystkich ścisnąć udałoby się pomieścić trzydzieści osób, ale wtedy zrobi się bardzo ciasno i mogłoby to sprawić więcej problemów niż pożytku. Postanowiłam, że tym będę się przejmować, jak dojdą nam nowe osoby a przecież i w takiej sytuacji znajdzie się jakieś wyjście.


Conor

Przez te dwa tygodnie chciałem zerwać z Charlotte, ale dopiero dzisiaj mi się udało. Kiedy dopadła do mnie po tej akcji z policją i zaczęła mnie całować byłem na granicy wybuchu, ale powstrzymałem się nie chcąc robić zamieszczenia przy przyjaciołach. Nie wiedziałem, dlaczego tak długo z tym zwlekałem jednak nie mogłem tak dłużej, ponieważ za każdym razem, kiedy patrzyłem w kierunku Alyssy widziałem jej minę i nie mogłem tego znieść. Nie byłem jej obojętny, ale i ja zacząłem coś do niej czuć, dlatego tak było najrozsądniej.

- Conor ktoś do ciebie! – krzyknął do mnie Ethan z kuchni.

- No cześć. – Charlotte pojawiła się obok mnie z uśmiechem na twarzy.

Wyrzuciłem ją za drzwi mówiąc, że ma się tu więcej nie pokazywać a do niej jakby to nie docierało. Myślałem, że użyłem wystarczających argumentów, ale najwyraźniej to nie pomogło.

- Czegoś zapomniałaś? – zapytałem ignorując to, że pochyliła się w moją stronę myśląc, że ją pocałuję. Niedoczekanie.

- Nie, ale stwierdzałam, że przyjdę, bo coś nie dawało mi spokoju. – zaczęła przyglądać się swoim paznokciom a ja chciałem się jej jak najszybciej pozbyć i mieć spokój.

- Mów czego chcesz i wynocha. – rzuciłem nieprzyjemnym tonem.

- Nie podnoś głosu, na posłańcu który chce tylko wam pomóc. – rozejrzała się po każdym z nas, ale to na Avie zatrzymała wzrok na dłużej. Kiedy na jej ustach pojawił się wielki uśmiech wiedziałem, że nam się to nie spodoba.

- Ty chcesz pomóc? – prychnął Ethan przyglądając nam się z odległości.

Zacząłem się zastanawiać w co ona pogrywała, bo to, że miała jakiś określony cel to było pewne. Jednak jak na razie nie potrafiłem określić co nią kierowało poza zazdrością. Jeśli myślała, że nie zauważyłem tego w jaki sposób traktowała Alyssę i w jaki sposób się do niej odnosiła to musiałbym być kompletnym kretynem.

- Podobno Matt miał jakieś ważne spotkanie, którego nie mógł przegapić. – spojrzała na Avę a w jej oczach pojawił się złowieszczy błysk. – Ale nie myślałam, że jego towarzyszką będzie Alyssa. Dziwne co nie?

- Że co! – Ava podniosła się z miejsca.

Dosłownie wszyscy byliśmy zaskoczeni, bo faktycznie Matt powtarzał kilka razy, że miał dzisiaj jakieś ważne spotkanie, na którym musiał być którego nie mógł opuścić. Od czasu zdarzało mu się, że gdzieś wychodził i nam o tym nie mówił, ale sądziliśmy, że po prostu musiał coś załatwić więc ani trochę nas to nie dziwiło.

Usłyszenie z ust kogoś obcego, że dwójka bardzo ważnych dla nas osób spędzała czas ze sobą a nie z nami to było niesamowite oszołomienie albo raczej szok.

- Dlaczego tak sadzisz? - jakoś nie mogłem jej uwierzyć na słowo.

- Najwyraźniej dobrze się bawili, bo wsiadała z uśmiechem do jego auta i gdzieś pojechali. A że miałam trochę czasu to za nimi poszłam. Jechali tak wolno, że to było dziecinnie proste. – wyszczerzyła się a od tego uśmiechu zrobiło mi się wręcz słabo. Potem zrobiła coś po czym wiedziałem, że nie kłamała. Wyciągnęła telefon i odwróciła go w moją stronę pokazującymi zdjęcie jednak zanim miałem szansę bliżej mu się przyjrzeć ktoś zabrał je sprzed moich oczu.

- Zabije go!! – krzyknęła Ava ich zanim miałem okazję ją złapać i powiedzieć, żeby się uspokoiła wypadła spokoju.

- Idziemy! - rzuciłem do pozostałych i ruszyłem w ślad za nią, bo wiedziałem do czego była zdolna.

Znałem to miejsce i wiedziałem, że było jakieś dziesięć albo i mniej minut od naszego akademika. Jeżeli to prawda i potajemnie się spotykali okłamując nas wtedy nie mógłbym dłużej się z nimi przyjaźnić. Taka zdrada bolała.

Ethan podążał tuż obok mnie. Czułem, jak emocje chciały zawładnąć moim ciałem jednak nie mogłem na to pozwolić. Powinienem być tą rozsądną osobą, która dowie się prawdy a nie da się ponieść zazdrości. Tak, byłem zazdrosny o Alyssę i nawet nie mogłem sobie wyobrazić, że pomiędzy mną a moim przyjacielem do czegokolwiek doszło.

Nieraz zauważyłem, że dobrze się czuli we własnym towarzystwie, ale po prostu myślałem, że to nic nadzwyczajnego. Zwykła przyjaźń i nic ponadto jednak może powinienem bardziej się im przyjrzeć i może dostrzegłbym to czego wcześniej nie chciałem.

Dotarliśmy pod miejsce ze zdjęcia zdecydowanie szybciej niż mógłbym przypuszczać. Przyglądałem się Avie, która przechadzała się w jedną i w drugą stronę przy krawężniku, gdzie stał zaparkowany samochód należącym do jej chłopaka. Była wściekła i pełni ją rozumiałem, bo byli parą przez bardzo wiele lat.

Może to za sprawą adrenaliny, ale do mojego mózgu docierały te wszystkie sygnały ostrzegawcze których tak bardzo nie chciałem dostrzec. To jak go broniła na siłowni, to jak on mówił o niej, kiedy się z nami nie widywała a nawet to jak posyłali sobie ukradkowe spojrzenie. Teraz to wszystko zaczęło układać się w jedną całość i zaczynałem przekonywać się, że naprawdę coś ich łączyło.

- Ava to może nic tak... - Ethan starał się ją uspokoić zastępując ją drogę, ale nie zdążył skończyć zdania, bo właśnie w tym momencie nasza poszukiwana para wyszła z wnętrza budynku.

Mój przyjaciel trzymał dłoń na plecach Alyssy dokładnie pomiędzy łopatkami ona zawzięcie coś mu tłumaczyła. Moja szczęka zacisnęła się z całych sił, kiedy na jej twarzy pojawił się promiennie uśmiech a Matt go odwzajemnił. Jeśli w mojej głowie były jeszcze jakieś wątpliwości zostały one rozwiane za sprawą załączonego obrazka, który miałem przed sobą. Który wszyscy mieliśmy.

- Matt!!! – krzyknęła w jego stronę Ava i szybko się do niego zbliżyła. On wygląda na wściekłego a Alyssa jakby zaraz miała tu zemdleć. – Podejrzewałabym, że znowu wpadniesz w problemy, ale nie że zaczniesz mnie zdradzać.

- Czy ty jesteś normalna. Jaka zdrada? – spojrzał na nią kompletnie oszołomiony albo potrafił dobrze udawać.

- A co to niby ma być. – pokazała na Alyssę machając dłonią we wszystkie strony i spoglądając na nią rozwścieczona. - Te uśmiechy i dotykanie. Czy ty myślisz, że jestem głupia. Teraz to do mnie dotarło, że to musiało trwać od dawna, bo ta wasza przyjaźń nie jest normalna. Znacie się zaledwie od kilku tygodni a rozumiecie się lepiej niech reszta razem wzięta. – chodziła w jedną i w drugą stronę nie przerywając swojego monologu. – A ja myślałam, że łączy nas coś wyjątkowego a ty po prostu zamieniłeś mnie na pierwszą lepszą laskę, która pojawiła się w twoim życiu. Nie mogę pojąć jak tak bardzo mogłam się w stosunku do ciebie pomylić.

- Avo to nie tak. – Alyssa pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w to co słyszała a ja po prostu mogłem stać i patrzeć, bo nie wiedziałem co miałem o tym wszystkim myśleć. Nie miała jednak szansy z rozwścieczoną mi skrzywdzoną dziewczyną.

- Ty się lepiej zamknij. – odepchnęła ją na bok nie chcąc słuchać. – A z nami koniec. Koniec rozumiesz! – krzyknęła dosadnie powtarzając swoje słowa.

Matt był rozdarty pomiędzy zostawieniem Alyssy samej a oddalającą się z każdym krokiem Avą.

- Idź za nią. – usłyszałem cichy głos Alyssy nawet pomimo szumu, w uszach który nie dawał mi spokoju. Zacisnąłem mocno dłonie w pieści, bo pomimo całej tej sytuacji zachowywali się jakby ani trochę nie było im wstyd. Jakby nie mieli wyrzutów sumienia, że zranili jedną z najcudowniejszych dziewczyn jaką mogliby spotkać.

- Mam jej powiedzieć prawdę? – spojrzał na nią. - Tego chcesz.

- Matt. – wyszeptała. – To twoja dziewczyna i powinna wiedzieć.

- Gdybym miał jej wszytko powiedzieć musiałbym powiedzieć też o tobie. – przesłuchiwaliśmy się tej rozmowie nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.

- Matt o czym ty myślałeś? – Ethan nie miał zamiaru tego tak zostawić. - Jesteście razem, odkąd tylko pamiętam a zdradzasz ją z pierwszą lepszą poznaną dziewczyną. - spojrzał na Alyssę z wykrzywioną w grymasie obrzydzenia twarzą.

Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, bo wydawało mi się to niezwykle dziwne, że mogłoby być coś pomiędzy nimi, tym bardziej że chodziło o coś zupełnie innego. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że to nie wyglądało na to co wszyscy widzieliśmy jednak w tej chwili nie miałem siły, aby o tym wszystkim myśleć. Tym bardziej że Matt coraz bardziej się w tym wszystkim pogrążał.

- Alyssa wsiądź do samochodu. – powiedział do niej. Nawet pomógł jej zająć miejsce w samochodzie i zatrzasnął drzwi więc od razu się domyśliłem, że nie chciał, aby słyszała jego kolejne słowa. – Nigdy nie podejrzewałbym, że moi przyjaciele uwierzą w jakieś bzdury. Ale jak widać żadni z nas przyjaciele. – prychnął i wsiadł do samochodu.

Patrzyłem, jak odjeżdżają i czułem się tak jakbym dostał w twarz. Mój przyjaciel, którego uważałem za osobę godną zaufania i prawdomówną stawał się dla mnie kimś zupełnie obcym.

Byłem przytłoczony całą tą sytuacją, tym bardziej że nie dowiedzieliśmy się przez to całe zamieszanie co tak naprawdę ich łączyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro