Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

„Gdy jesteśmy zazdrośni, przekonujemy się, że kochamy, tak jak przekonujemy się, że żyjemy, kiedy nas coś boli".

S.G. Colette.

Alyssa

- Zauroczyłaś się nim prawda? – pytanie Stevena tak wytrąciło mnie z równowagi, że upuściłam miskę z popcornem. W ostatniej chwili udało mu się ją złapać czym uratował sytuację. Nie spodziewałam się po nim takiej zagrywki, ale dobrze wiedział z jakiegoś powodu musiałam zareagować w tak czy inny sposób, kiedy Conor przedstawił swoją nową dziewczynę.

Czy się w nim zauroczyłam? Stanowczo tak. Czy go kocham? To za dużo powiedziane, lubiłam go, ale na pewno nie kochałam, dlatego wiedziałam, że zauroczenie szybko minie a ja o nim zapomnę. Sprawę ułatwiał fakt, że to jego ostatni rok na uczelni więc nie będę go dłużej widywać.

- Nie wiem o czym mówisz. – udawałam głupią, bo tylko to przychodziło mi do głowy. Poprawiłam się na miejscu i odebrałam mu miskę wpychając sobie do ust garść popcornu. Kiedy wyciągnął dłoń, żeby wziąć trochę od razu uderzyłam go dłonią po palcach.

- Za co?

- Za to głupie gadanie.

- To nie głupie gadanie tylko szczera prawda.

- Nieprawda.

- Prawda mała, ale nie chcesz tego poznać. Ale niech ci będzie przepraszam, że tak głupio palnąłem a teraz oddawaj miskę i wybieraj film. – podał mi pilota kończąc tym sposobem temat.

Patrząc na ekran przeglądałam co by tu ciekawego by tu obejrzeć. Wybór był przeogromny, dlatego zawęziłam pole wyszukiwania do dwóch kategorii i to takich które Steven z ledwością tolerował.

- Komedia czy romans? – rzuciłam bardziej do siebie niż do niego.

- Komedia. – powiedział szybko.

- Romans. – stwierdziłam śmiejąc się perfidnie. Wiedziałam, że nie znosił ich całych sercem, ale dzisiaj miałam ogromną chęć zobaczyć prawdziwą miłość. Chociaż raz. I postękać się nad sobą i swoim marnym losem.

- Tylko dlatego że cierpisz tym razem się zgodzę. – pokręciłam oczami na jego słowa.

Nie byłam jakoś wielce umierająca z miłości, ale i tak zobaczyć go z inną dziewczyną wywoływało w mojej głowie pewne zawirowanie. Kiedy już myślałam, że go rozgryzłam on robił właśnie coś takiego czym wytrącał mnie z równowagi i już nie potrafiłam stwierdzić czy to jaki był przy mnie to było prawdziwe.

Przez wiele lat mojego życia poznałam wielu chłopaków, wiele ich zagrywek, wiele tekstów i dziwnych zachowań przy nim wydawało się to w niczym. Może wyobrażałam sobie zbyt wiele po tej relacje, ale na początku naprawdę sądziłam, że to tylko przyjaźń jednak im dłużej czasu mijało tym bardziej utwierdzałam się w tym, że mógłby stać się dla mnie kimś więcej. Oczywiście nigdy nie powiedziałam tego na głos tylko tak sobie wyobrażając w głowie, ale może właśnie te myśli tam powinny pozostać.

- Dziękuję – posyłam mu szeroki uśmiech i puściłam „Zostań, jeśli kochasz". Nie oglądałam tego jeszcze, ale słyszałam o nim bardzo dobre opinie więc coś musiało w tym być.

Steven podniósł się z miejsca zanim ekran rozjaśnił się pierwszą sceną.

- Gdzie ty idziesz? – zapytałam odwracając się do niego.

- Po chusteczki, bo będziesz płakać a mam za fajną koszulkę. – wyburczał.

Spojrzałam jeszcze raz na ekran, ale naprawdę nie sądziłam, że mogłabym na tym filmie płakać. To, że był to romans to nie znaczy ze rozkleję się jak większość kobiet. Przez zgaszone światło ledwo go widziałam jednak po chwili zajął miejsce obok mnie i podał mi wielką paczkę chusteczek. Przyglądałam się temu z wysoko podniesionymi brwiami jednak przyjęłam ją wiedząc, że będzie tak na mnie patrzył, dopóki jej nie wezmę.

Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę telewizora.

***

Kiedy tylko zaczęły się napisy końcowe wyłączam telewizor. Wytarłam chusteczką najpierw mokre oczy a potem wysmarowałam nos. Musiałam przyznać Stevenowi rację, że załamał mnie ten film. Nie spodziewałam się, że będę go tak bardzo przeżywała. Główna bohaterka straciła rodziców a potem młodszego brata w wypadku samochodowym i nie było wiadomo co się z nią będzie, bo jej stan był krytyczny.

Z zapartym tchem śledziłam całą fabułę aż do ostatniego momentu, kiedy dziewczyna w końcu otworzyła oczy i spojrzała na swojego chłopaka. Czkałam jeszcze trochę i pochlipałam a Steven dał mi czas i cierpliwie czekał aż skończę.

- To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby puszczać ten film. – stwierdził podając mi kolejną chusteczkę wyciągniętą z pudełka. Kilka poprzednich leżało porozrzucanych wokół mnie.

- Piękny film. – westchnęłam patrząc przed siebie.

- Czujesz się trochę lepiej? – czekał na moją reakcję obserwując mnie z niepokojem. Byłam mu wdzięczna za to, że starał się mnie pocieszyć, ale to nie było takie łatwe. Kiedy przypominałam sobie jak jej dotykał i całował a także czekał przy jej łóżku moje serce zacisnęło się z bólu. Też chciałam doświadczyć tak wielkiej miłości.

Znałam tylko jeden sposób, aby jakoś zapomnieć o Conorze i swoich uczuciach.

- Chodźmy na siłownię. – rzuciłam niespodziewanie.

Mogłam się wtedy skupić na oddychaniu i ćwiczeniach a nie na rozmyślaniu o problemach czy trudnościach jakie pojawiały się w moim życiu. Wiedziałam, że był to tylko chwilowy sposób na pozbycie się negatywnych emocji, ale na tą chwilę musiało wystarczyć. Potem pomyślę co zrobić, żeby więcej o nim nie myśleć.

- Jesteś pewna? – dopytał.

- Tak. – pokiwałam głową. - Muszę to z siebie wszystko wyrzucić. – nie czekając na jego odpowiedź wyciągnęłam z szafy sportowe ubrania i zniknęłam w łazience. Szybko przebrałam się w swój strój, związałam włosy w kucyk i byłam gotowa. Steven już na mnie czekał więc wystarczyło, że założyłam buty i mogliśmy się zbierać. Przez chwilę miałam ochotę zapytać czy zawsze nosił ze sobą sportową torbę z ubraniami, ale to byłoby głupie. Oczywiście że miał ja zawsze przy sobie, bo taki już był.

- Chodź mała. Zobaczymy, czy wytrzymasz na drążku więcej niż ja. – rzucił mi jawne wyzwanie i wiedziałam, że nie mogłam go nie przyjąć.

- Zawsze wygrywam. – poklepałam go po plecach i zbiegłam na dół po schodach.

W trakcie nauczania zdalnego w domu czasami się dusiłam tym wszystkim. Tym jak nauczyciele na mnie patrzyli, jak rodzicie koło mnie skakali i jak Alex chodził wszędzie tam, gdzie ja. I w dodatku te wszystkie emocje, które zaczęły mnie dobijać.

Tylko Steven zauważył, że coś niedobrego się ze mną dzieje. Musiałam w jakiś sposób pozbyć się negatywnych emocji więc przychodził dzień w dzień i wyciągnął mnie z domu zabierając do własnego, gdzie w piwnicy miał przygotowaną siłownię. Rodzice i Alex początkowo byli niezadowoleni, ale jakoś ich przekonał.

Nie wiedziałam co im powiedział a ja nigdy nie zapytałam jednak na początku zabierał mnie do siebie raz w tygodniu, ale im więcej czasu mijało sama zaczęłam do niego przychodzić i to nawet codziennie. Ani razu nie narzekał, że nie miał dla mnie czasu tylko po prostu zajmował się sobą, kiedy ja zaczęłam pozbywać się tych wszystkich emocji. Rodzice zaczęli zauważać, że moje stopnie się poprawiły, spałam lepiej i nie miałam koszmarów. W końcu zaczęłam też z nimi rozmawiać.

Steven pomógł mi przekształcić mój ból i gniew w coś co kiedyś zaowocowało. Zaczęłam biegać i bardzo to polubiłam. A zwłaszcza zwisanie na drążku. Robiliśmy nawet zawody kto wytrzyma najdłużej. Za pierwszym razem spadłam pierwsza. Za drugim, trzecim, czwartym i kolejnym też. Ale po kilku miesiącach ćwiczeń udało mi się wygrać z Alexem a z czasem i Stevenem. Zdarzyło się to tylko dwa razy, ale byłam wtedy tak szczęśliwa jak nigdy.

Dzisiaj też go pokonam i pokażę mu kto tu rządził. – z tą myślą wyszłam na świeże powietrze i czekałam na mojego partnera, który zbiegał ze schodów tuż za mną.

Conor

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ją wtedy pocałowałem. Patrzyła na mnie tak niewinnie, że nie mogłem się oprzeć, a kiedy zacząłem ją dotykać totalnie przepadłem. Jednak, kiedy w mój umysł wdarła się rzeczywistość odskoczyłem od niej jak oparzony i przeprosiłem. Nie powinienem jej tak potraktować dlatego udałem, że nic mnie to nie ruszało, zszedłem na temat naszej pracy po czym jak najszybciej się ulotniłem.

W drodze do akademika wstąpiłem na imprezę jednego z bractw. Tam spotkałem dziewczynę, która miała włosy podobne do Alyssy. Nie wiedziałem jak i kiedy wylądowaliśmy u mnie w łóżku. Przespałem się z nią nie jeden raz, nie dwa a kilka razy. Cały czas wyobrażałem sobie, że to Alyssa a potem przeklinałem samego siebie za to w jaki sposób się zachowałem.

Kiedy wstałem rano dziewczyna nadal u mnie była i kiedy powiedziała jakie ma zajęcia od razu zaproponowałem jej, żeby poszła tam razem z nami. Chciałem być po prostu miły, bo potraktowałem ją przedmiotowo i miałem wyrzuty sumienia. Myślałem, że na tym się skończy, ale stało się coś niespodziewanego.

Po raz pierwszy moi przyjaciele zaczęli patrzeć na mnie jak na wroga a dziewczyny wyglądały tak jakby chciał wydrapać mi oczy. Przecież dobrze zdawali sobie sprawę z tego jak wiele razy przez moje łóżko przewijało się wiele studentek i nie mieli z tym problemu aż do teraz. Charlotte – bo tak miała na imię dziewczyna, z którą spędziłem noc zadzierała nosa, ale nie mogłem się teraz wycofać. Wzięliśmy ją ze sobą, a kiedy usiadła na miejscu Alyssa w pierwszym momencie chciałem ją z niego zepchnąć, ale opanowałem się i zignorowałem to głupie uczucie.

Chciałem nawet jej powiedzieć, że to był głupi pomysł, ale w tym momencie ona mnie pocałowała i chociaż po chwili ją od siebie odsunąłem mignęła mi w wśród ławek Alyssa. Siadła dokładnie za nami jednak nie odwracałem się, bo za bardzo było mi wstyd. Oczywiście wywiązała się sprzeczka, pomiędzy Charlotte którą nazywałem swoją dziewczyną a Stevenem. Po moich słowach, kiedy tak jawnie określiłem swój związek nastała cisza.

Po zakończonych zajęciach Ava zaproponowała całej grupie wypad do kina, ale Alyssa odmówiła. Wiedziałem, że zrobiła to tylko dlatego aby nie być blisko mnie, ale nie mogłem mieć o to pretensji. To ja potraktowałem ją jak każdą inną co od razu wyłapałem tamtego wieczora w jej pokoju. Nic nie mogłem jednak poradzić na to, że ogarnęła mnie złość, kiedy pomyślałem o ich dwójce, razem.

Poszliśmy do kina, obejrzeliśmy film i dopiero wtedy Charlotte pożegnała się ze mną mówiąc, że musi spotkać się z przyjaciółkami. Zaznaczyła jednak, że wróci potem, aby spędzić noc ze swoim „chłopakiem". Po co ja wyskakiwałem z tą dziewczyną. Uczepiła się mnie i teraz tak szybko nie odpuścić a ja już miałem jej dość. Kiedy tylko wróciliśmy do akademika cała trójka od razu na mnie napadała.

- Stary nie chcę ci nic mówić, ale i tak to zrobię. Czy ty jesteś normalny. Chodzisz z kimś takim, kiedy masz przy sobie Alyssę? – Matt nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do konkretów.

Dziewczyny miały jakieś swoje plany, ale jak dla mnie to była zaplanowana akcja więc trafiłem pod ich obstrzał. Udało mi się jeszcze wziąć z blatu butelkę wody i zająć miejsce na kanapie. Myślałem, że jak będę ich ignorował to dadzą mi spokój, ale nie. Obsiadli mnie wokół i spoglądali na mnie przenikliwie.

- Czy ja się wpieprzam do twojego życia? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Otworzyłem butelkę z wodą i wypiłem ją w kilku łykach, żeby przeciągnąć tą chwilę jak najdłużej. Moje decyzje mogły im się nie podobać, ale to nie byłą ich sprawa a moja. Musieli je akceptować, czy tego chcieli czy nie.

- Też nigdy tego nie robiłem, ale najwyraźniej potrzebujesz pomocy. – Matt pokręcił głową zawiedziony. – Dobrze wiesz, że razem z Alyssą jesteście dla siebie stworzeni. Już teraz zachowujecie się jak para. Nawet wtedy, kiedy zrobiła ci ten kawał od razu ci przeszło, ale chciałeś ją przetrzymać a nigdy tak nie robisz. Krzyczysz, robisz awantury, nawet rzucasz się na ludzi, ale nigdy nie milczysz.

- A jak ostatnio oglądaliśmy film siedziała obok ciebie i zasypiała. Oparła głowę o twoje ramię a ty ją jeszcze kocem przykryłeś. – odezwał się Daniel podając mi kolejny argument. Mogłem udawać, że zrobiłem to dlatego że mogło być jej zimo, ale prawda była zupełnie inna. Chciałem, aby czuła się dobrze.

- A ty masz coś do powiedzenia? – zwróciłem się tym razem do Ethana.

- Jak poszedłeś wczoraj do niej wziąłeś ze sobą jedzenie mówiąc, że pewnie będzie głodna. Czegoś takiego nie robiłeś nawet dla nas – powiedział pocierając ręką brodę. – Zachowujesz się przy niej inaczej, ale to wcale nie oznacza, że gorzej. Nawet lepiej.

- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. – wytłumaczyłem im, ale i chciałem przekonać samego siebie do tej myśli. Nie zmienię się dla żadnej dziewczyny i tym bardziej nie będę sypiał tylko z jedną. Lubiłem różnorodność i wcale się tego nie wstydziłem. Jednak, dlaczego na samą myśl, że miałbym przespać się z kimś kto nie był Alyssą czułem ogromny uścisk w piersi.

- Przemyśl to stary. – Matt znowu zaczął, ale nie miałem na to siły.

- Idę na siłownie. – machnąłem na nich ręką i zniknąłem w swoim pokoju.

Od razu zlokalizowałem swoją torbę pod biurkiem. Często tak miałem, że zapominałem, gdzie ją położyłem, bo po prostu jak wracałem z treningu to rzucałem ją byle gdzie, a kiedy prałem ubrania i wkładałem do niej nowe robiłem dokładnie to samo. Dochodziło do tego, że czasami musiałem szukać jej całą godzinę a okazywało się, że była przez ten cały czas w salonie.

Rozejrzałem się po swoim pokoju, który wydawał mi się niezwykle pusty. Zwykłe łóżko, dwie szafy, komoda, biurko z krzesłem i półka, na której znajdowały się puchary. Mój pokój był odzwierciedleniem tego jaki byłem. To było miejsce typowego sportowca, który spędzał w nim jak najmniej czasu nie przywiązując się zbytnio do żadnej rzeczy.

Sprawdziłem jeszcze raz czy miałem wszystkie ubrania w torbie po czym zasunąłem ją i zarzuciłem na ramię. Już prawie chwytałem za klamkę, kiedy odezwał się telefon w mojej kieszeni więc wyciągnąłem go i rzuciłem okiem kto do mnie napisał.

Charlotte: Co tam mój kociaku? Wpadnę później i spędzimy razem wieczór :)

Zamrugałem kilka razy zastanawiając się skąd ona ma mój numer telefonu, skoro nawet jej go nie podawałem. Kolejnym zaskoczeniem było to, że miałem ją zapisaną w swoim telefonie więc istniało tylko jedna wytłumaczenie. Musiała zrobić to sama i w dodatku wtedy, kiedy spałem.

Charlotte: Kotek, jesteś tam?

Charlotte: Tęsknię.

Musiałem jej odpisać, bo inaczej się nie odczepi. Coś mi się jednak wydawało, że to dopiero początek moich problemów, więc musiałem je jak najszybciej rozwiązać. Jako pierwsze było odsunięcie Charlotte ode mnie jak najdłużej a może w końcu samo jej przejdzie.

Ja: Jestem. Nie będę miał dzisiaj dla ciebie czasu. Sorry.

Charlotte: Co robisz?

Ja: Mam coś do załatwienia.

Charlotte: Ale chyba mnie nie zdradzasz?

Moje palce zawisły nad klawiaturą i jej głupimi insynuacjami. Przespaliśmy się tylko raz i to w dodatku z wczoraj na dzisiaj a ona zachowywała się jakby miała prawo do tego, aby w taki sposób do mnie zwracać. Nie byliśmy na takim etapie relacji a tym bardziej nie miała do tego żadnych podstaw. Pokręciłem głową, bo już zaczynałem sam siebie tłumaczyć a nie miałem przed czym. Kiedy nie odpisałem pojawiła się kolejna wiadomość co tylko utwierdziło mnie w tym, że czekała przed telefonem.

Charlotte: Zdradzasz?

Najłatwiej będzie jak się jej pozbędę tu i teraz. Nic z tego nie będzie a ona za bardzo mnie ograniczała.

Ja: Myślę, że powinniśmy się rozstać. Nie pasujemy do siebie.

Charlotte: Nie ma takiej mowy. Przyjdę wieczorem i porozmawiamy. Pa. Kocham cię. Buziaczki.

Dotarło do mnie, że spotykałem się z psychiczną dziewczyną i czym prędzej musiałem się od niej uwolnić. Może jak udam, że mnie nie ma to wtedy da sobie spokój, a jak nie to będę się tym przejmował później.

Cała ta sytuacja sprawiła, że wyszedłem nabuzowany spokoju a tam czekali moi przyjaciele. Zaskoczyło mnie to, że wszyscy mieli torby sportowe w rękach.

- Chyba nie myślałeś, że pójdziesz bez nas. Zawsze chodzimy razem. – tłumaczył się Ethan widząc moją minę.

Wyszliśmy z pokoju i zamknęliśmy za sobą drzwi. Dodatkowo zamknąłem je na klucz co wywołało w chłopakach zaskoczenie więc od razu wytłumaczyłem im o co mi chodziło. Śmiechom nie było końca a ja miałem prawdziwy problem w postaci Charlotte.

Alyssa

- Chodźmy już. Nie bądź taka uparta i nie przeciągaj tego co nieuniknione. – słuchałam jęczenia Stevena nie przerywając swojego biegu. Wiedziałam, że czekał na nasze zawody, ale nie dałam mu tej satysfakcji. Przetrzymałam go jeszcze trochę dobrze wiedząc, że to go wyprowadza z równowagi.

- Nie skończyłam się rozgrzewać. – wcisnęłam przycisk na bieżni i podkręciłam obroty. Momentalnie zaczęłam szybciej biec.

- Skończyłaś dwadzieścia minut temu. – sięgnął do panelu i wyłączył sprzęt.

Zaśmiałam się z niego, bo wyglądał jak naburmuszone dziecko. Czasami widziałam w nim podobieństwo do Alexa. Aż dziw, że nie byli rodzonymi braćmi. Mieli takie same humorki, miny i odzywki. Kiedy był niezadowolony jak teraz podpierał się pod boki, oczami patrzył w podłogę i obracał się w koło. Śmiesznie to wyglądało, napakowany facet a jednak dziecko.

- Dobra. – poddałam się chcąc mu poprawić humor. – Niech ci będzie.

Podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się od ucha do ucha. Kilka dziewczyn westchnęło obok mnie i nawet zaczęły szeptem prawić mu komplementy. Usłyszałam, że był: seksy, przystojniak, cudo, ideał i takie tam.

Zeszłam z bieżni i kiedy zauważyłam, jak odchodzi odwróciłam się do szepczących między sobą dziewczyn. Może nie powinnam tego robić, ale to on wyłączył mi sprzęt, więc mogłam się na nim odegrać a co było lepsze, gdyby nie to co miałam zaraz zamiar zrobić.

- Jakby co ma na imię Steven, ma dwadzieścia lat i studiuję architekturę. I jest wolny. – mrugnęłam do nich i ruszyłam tuż za nim. Albo mi się wydawało albo faktycznie usłyszałam słowa podziękowania.

Podążyłam za nim do drążka. Zrobił dla mnie miejsce i nawet przyniósł sekundnik jak podczas prawdziwego wyzwania. Najwyraźniej bardzo mu na tym zależało. Wokół kręciło się kilka osób, które najwyraźniej też przyszły podziwiać widowisko, ale kiedy zauważyłam wśród nich Matta od razu pomachałam mu dłonią. Podszedł bliżej spoglądający raz na mnie raz na stojącego obok mnie Stevena a tuż za nim pojawiła się cała reszta wraz z chłopakiem, który tak bardzo zawrócił mi w głowie.

Wprost nie mogłam oderwać wzroku od Conora. Był dosłownie w samych spodenkach i sportowych butach w dodatku bez koszulki. Miałam niesamowity widok na mięśnie jego brzucha po których spływały kropelki potu. Nie wiedziałam co mnie napadło, ale miałam ochotę podejść do niego i przejechać dłońmi po tych wyćwiczonych mięśniach a może nawet dotknąć ich ustami.

Stop. Stop. Stop. Pohamuj swoje myśli i nie zapominaj o tym, że ma dziewczynę.

- Gotowa? – Steven zacierał ręce i podał mi proszek antypoślizgowy. Włożyłam do niego dłonie tak aby całe były w nim umoczone po czym odłożyłam go na bok a na koniec poklepałam jeszcze kilka razy ich wnętrza o sobie i byłam gotowa.

- Jasne – posłałam mu swój olśniewający uśmiech – Zniszczę cię. – dorzuciłam jeszcze i oboje przygotowaliśmy się na rozpoczęcie wyzwania.

Podskoczyłam i chwyciłam się drążka a po chwili w całym pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Spojrzałam na zegar odliczający sekundy, ale wiedziałam, że muszę się na czymś skupić, dlatego przymknęłam oczy. Wdech i wydech. Czułam jak mięśnie na moich rękach napinają się, ale nie sprawiało mi to większego bólu. Do tego momentu dojdziemy z czasem.

Sekundy mijały, mój przyjaciel nie odpuszczał a w tle słyszałam skandowanie ludzi. Wiedziałam, że jeśli otworzę oczy to się z dekoncentrują i puszczę ciepły od moich dłoni metal, dlatego nie przerywałam i w dalszym ciągu skupiałam się na oddychaniu. Czułam, jak ramiona zaczynają mnie boleć, ale jeszcze dawałam radę. Jeszcze kilka chwil zanim mój przyjaciel się podda i przegra z kretesem.

Pomimo tego wszystkiego czułam na sobie wzrok Conora jakby mógł prześwietlić mnie na wylot. Spodobało mi się to, że mogłam się przed nim wykazać i aby zobaczył we mnie coś więcej, ale w momencie strzeliłam sobie mentalnie w twarz. Nie byłam dziewczyną, która chwaliła się swoimi atutami przed innymi chłopakami, dlatego i teraz nie będę tego robić. Nieważne jak bardzo by mi się ten chłopak podobał.

Wtedy to poczułam. Ten moment, w którym miałam wrażenie jakby ramiona zaraz miały wypaść mi zestawów, mięśnie piekły niemiłosiernie więc otworzyłam oczy i puściłam drążek zeskakując na podłogę.

- Mała jesteś niesamowita. – przyjaciel wziął mnie za ramiona, ale było ciężko zrozumieć są do mnie mówił. Ludzie dodatkowo klaskali i wiwatowali jakby wydarzyło się coś niezwykłego.

- Czemu?

- Jakieś dwie minuty temu się puściłem. Wytrzymałaś ponad pięć minut i ustanowiłaś nowy rekord. Nikt jeszcze tyle nie wytrzymał. – przytulił mnie.

- Serio? – musiałam upewnić, bo trudno mi było w to uwierzyć.

- Serio.

Ludzie podchodzili i składali gratulacje, ale byłam na to zbyt oszołomiona. Matt porwał mnie w ramiona i okręcał dookoła, więc poddałam się chwili. Śmiałam się i cieszyłam z kolejnego odniesionego sukcesu. Dla innych to mogło być nic a dla mnie coś o wiele trudniejszego.

- Gratuluję Issa. – uśmiechnął się do mnie i w końcu postawił mnie na ziemi.

- Dziękuję.

- Gratuluję. – poczułam nieoczekiwanego klapsa w pośladek. – Może byśmy to uczcili? – słyszałam nieznajomy głos przy uchu.

Odwróciłam się do chłopaka, który mnie dotknął lekko zaskoczona, ponieważ nie spodziewałabym się takiego zachowania w stosunku do jakiejkolwiek kobiety. Radość z mojego zwycięstwa szybko opadła w zderzeniu z osobą, która spoglądał na mnie w obleśny sposób. Jakby miała do tego pełne prawo i już wiedziałam, że nie chciałabym stać obok takiej osoby z własnej nieprzymuszonej woli.

- Raczej nie. - nie miałam zamiaru przebywać w jego towarzystwie dłużej niż to potrzebne.

- Nie bądź taka. – chciał mnie chwycić za ramię jednak się odsunęłam. – Wiem, że tego chcesz.

- Powiem to tak. Choćbyś był ostatnim facetem na ziemi nigdzie bym z tobą nie poszła. – obrzuciłam go pogardliwym wzrokiem i już chciałam odejść, kiedy poczułam na ramieniu jego mocny uścisk. Przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie.

- Puść mnie. – wysyczałam mu prosto w twarz próbując się oswobodzić.

- Nie bądź taka mała. – ścisnął mnie mocniej nie dopuszczając do siebie moich słów.

- Nie rozumiesz, że powiedziała nie. – Steven pojawił się obok niego z rękami zaciśniętymi w pięści.

- Odwal się. Nie widzisz, że znalazłem sobie ruchanko. – parsknął nie przejmując się słowami mojego przyjaciela.

Nie byłam jakąś pierwszą laską, żeby można było zaciągnąć mnie do łóżka a potem opowiadać jaka to byłam dobra albo zła. W ogóle nie byłam takim typem dziewczyny, która bez zaangażowania sypiała z kim popadnie. Potrzebowałam na początku poznać tą osobę, zaufać jej a może następnym krokiem byłoby coś więcej jednak na pewno nie z kimś takim jak on.

- Chyba cię pojebało! – krzyknęłam wierzgając w jego ramionach.

Chłopak w dalszym ciągu mnie nie puszczał więc zrobiłam jedną rzecz, którą podpowiadało mi serce. Podniosłam kolano i szybkim ruchem uderzyłam nim w jego krocze na co od razu mnie puścił. Nie czułam ani grama wyrzutów sumienia a dawałam mu to na co zasłużył swoim zachowaniem i działaniami. Może teraz dwa razy się zastanowi zanim podejdzie do jakiejkolwiek dziewczyny i zacznie mówić do niej w taki sposób jak do mnie.

To co zrobiłam przyciągnęła uwagę. Jako pierwszy obok mnie pojawił się Matt i odciągnął mnie na bezpieczną odległość zauważając co się wydarzyło.

- Ty szmato, zapłacisz za to. Takich kurw, jak ty to mogę mieć na pęczki!! – trzymał się za kroczę jęcząc i grożąc mi.

To co wydarzyło się później było jak scena z filmu. Najpierw zauważyłam wyciągniętą pięść, ten moment, kiedy uderzyła ona w chłopaka a na koniec dźwięk, który już zawsze będę pamiętała. Stałam jak zamurowana przyglądając się Conorowi który wyprowadził celny cios posyłając go na podłogę a tuż obok niego zaroiło się od ludzi.

Poczułam jak szybko zaczyna mi być serce a jedyne co mogłam w stanie zrobić to patrzeć i krzyczeć, aby przestali. Pięści poszły w ruch. Już nie można było rozróżnić kto jest kim w tym wszystkim, ale jedyne co wiedziałam to, to że bałam się o każdego z nich.

- Przestańcie! –starałam się ich przekrzyczeć – Matt zrób coś.

Szarpnęłam się w jego ramiona, bo jako jedyny odciągał mnie od całej zgrai i w dalszym ciągu nie puszczał. Usłyszałam jego jęk i kiedy się odwróciłam zauważyłam kolegę tego gnojka, którym nie dotknął bez mojego pozwolenia a który wykorzystał sytuację, że zostałam podciągnięta od bójki i uderzył Matta.

Moje oczy zwięzły się ze złości i tym razem nie pozwoliłam, aby ramiona mojego przyjaciela mnie w tym powstrzymały. Wyswobodziłam się z jego uścisku i rzuciłam na chłopaka, który zastosował nieczyste zagranie i wykorzystał jego nieuwagę. Wskoczyłam mu na plecy i zaczęłam okładać go pięściami w jak w jakimś amoku.

- CZEMU. FACECI. TO. TACY. KRETYNI!!! – artykułowałam każde słowo uderzeniem w głowę napakowanego gościa. Byłam wściekła, bo zamiast zignorować jego gadanie oni rzucili się na siebie jakby to ich obrażono. Nie wytrzymałam całego tego napięcia i w końcu pękłam.

Gdybym wiedziała przez co przejdzie mi przejść przez głupotę tych idiotów od razu wyszłabym z siłowni jak tylko się na siebie rzucili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro