Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

„Istnieją dwa błędy, które można popełnić na drodze do prawdy: nie iść do końca i odchodzić od niej".

Budda


Alyssa

- Nie rób sobie żartów tylko odpowiadaj na poważnie. Jaki był twój najszczęśliwszy dzień do pięciu lat wstecz? – po raz kolejny zadałam mu to pytanie, bo Conor robił sobie ze mnie jaja i wymyślał jakieś niestworzone rzeczy.

Przyszedł do mnie godzinę temu z pudełkiem sushi i kilkoma puszkami coli. Nie mogłam odmówić temu cudownego życiodajnemu napojowi, więc go wpuściłam, ale za sushi podziękowałam. Nie mogłam się przemóc i zjeść surowej ryby. Conor nie miał z tym problemu i wepchał w siebie całe pudełko wcześniej dzwoniąc po pizzę dla mnie. Gdybym była bardziej stanowcza pewnie by się ugiął i nie dzwonił, ale byłam głodna i poddałam się po pierwszej próbie.

Kiedy ja jadłam zadawałam mu pytania i zapisywałam je na kartce. To znaczy starałam się, bo byliśmy przy pierwszym pytaniu i nie udało mi się przejść dalej a to wszystko dlatego że się wygłupiał i unikał odpowiedzi.

- Dobra to teraz na poważnie. – myślał przez dłuższy czas jak mi na to odpowiedzieć. – Chyba tydzień temu jak tata powiedział mi, że jeśli nie będę chciał przejąć po nim firmy a będę wolał wybrać karierę sportową to on nie będzie mi stał na drodze a będzie mnie wspierał w moim wyborze.

Leżał z głową na poduszce i uśmiechał się na to wspomnienie. Zanotowałam sobie, że były to dla niego miłe wspomnienia, w których idealizował swoich rodziców. Własne przemyślenia były także elementem zaliczenia przedmiotu, więc chciałam zebrać jak najwięcej informacji.

- A twój najszczęśliwszy dzień? – podparł się na łokciu i zaczął mnie obserwować. Spięłam się na tą nieoczekiwaną zmianę tematu i ale i tak zaczęłam myśleć, jaki to mógłby być dzień.

Ostatnie trzy lata to niekończące się pasmo bólu i cierpienia. Nie pamiętałam, kiedy miałam jakiś szczęśliwy dzień, a jeśli nawet i był to ciężko było mi sobie taki przypomnieć. Codziennie musiałam się zmierzyć z hejtem ze strony jednej z dziewczyn. To ona zniszczyła mi życie i chociaż mój terapeuta chciał abym jej wybaczyła nie mogłam się do tego zmusić. Rany były na to zbyt świeże.

Momentalnie zaświtała mi w głowie pewna myśl. Wiedziałam jaki dzień określiłabym mianem najszczęśliwszego.

- Łyżwy z wami. – pokiwałam głową wiedząc, że to dobra odpowiedź. - To było dla mnie z jednej strony zaskakujące doświadczenia a z drugiej orzeźwiające. Nie pamiętam, kiedy robiłam coś z taką przyjemnością. – po dłuższej chwili tylko to wspomnienie było jednym ze szczęśliwszych.

Pomimo tego, że miałam niesamowicie radosne i beztroskie dzieciństwo żadne z tych wspomnień nie było tak intensywne jak właśnie to. Nie mogłam tego zrozumieć, ponieważ te najbardziej bezcenne powinny dotyczyć najbliższej rodziny a jednak na pierwszy plan wychodziło to w którym spędzałam czas z Conorem. Chyba nigdy nie czułam tak bardzo pomieszanych emocji jak w tamtej chwili.

- Naprawdę? – podniósł się zdziwiony.

- No tak. – czułam się troszeczkę osaczona przez to jego czujne spojrzenie.

- Dziewczyno to jak ty żyłaś.

Jak żyłam? Nijak. Wegetowałam z dnia na dzień modląc się o to żebym miała siłę wstać rano, która wraz z biegiem czasy malała aż przyszedł taki moment, że nie mogłam. To czego się dopuściłam sprawiło, że zupełnie inaczej patrzyłam na świat. Dotarło do mnie, że odbierając sobie życie sprawiłam, że odebrałam sobie własną przyszłość.

Tamto wydarzenie ukształtowało całą moją dotychczasową ścieżkę kariery i dążyłam do niej niezwykle zdeterminowana. Może po drodze zapomniałam, że warto ponownie zaufać ludziom, bo nie wszyscy są tacy jak ta jedna osoba, która była dla mnie kimś ważnym a w jednej chwili stała się katem. Nie było mi łatwo, aby dopuścić kogoś do siebie jednak teraz nie wyobrażałam sobie, że mogłoby nie być przy mnie Conora, Avy, Rosy, Sary, Matta, Ethana, Daniela, Stevena, mojego brata a także tych wszystkich osób, które były dla mnie ważne.

- Alyssa wszystko w porządku? – nawet nie zauważyłam, jak kiedy jego twarz pojawiła się przede mną. Siedziałam oparta o ścianę na swoim łóżku a on do tej pory znajdował się po przeciwnej stronie pokoju a teraz był tak blisko, że musiałam zamrugać kilka razy, aby się upewnić czy mi się to nie przewidziało.

- Co? – zapytałam lekko zamyślona.

- Mówiłem do ciebie, ale najwyraźniej myślami byłaś daleko stąd. – przyglądał mi się.

- Przepraszam. – miętoliłam między palcami bransoletkę. Zawsze tak robiłam, kiedy się denerwowałam i jak ktoś zadawał mi niewygodne pytania.

- Nie przepraszaj. To ja tak wypaliłem jak kretyn, ale nie spodziewałem się, że wybierzesz akurat to wspomnienie.

- Nic się nie stało.

To co zrobił następne było tak nieoczekiwane już po prostu mogłam tylko siedzieć i doświadczać czegoś cudownego. Przyłożył rękę do mojej twarzy a następnie pogładził policzek na co przymknęłam powieki na tą niesamowitą lekkość. To było tak miłe, że bezwiednie przycisnęłam się do jego ręki. Kciukiem przejechał przez moje wargi czym wytrącił mnie z równowagi i od razu musiałam otworzyć oczy, aby spojrzeć w jego brązowe przypominające mi płynną czekoladę.

- Co też kłębi się w twojej głowie? – nie odrywał wzroku od moich ust. Rozchyliłam je delikatnie co jeszcze bardziej go zachęciło, aby zrobić kolejny krok.

Pochylając się nade mną złączył nasze usta w szybkim pocałunku. Ta chwila szybko minęła, ale zdążyłam poczuć miękkość jego warg, to jak cieple były i delikatne zarazem. Patrzył na moją reakcję, a kiedy nie zaprotestowałam zrobił to po raz kolejny sprawiając, że z moich ust wydobywał się jęk przyjemności.

To mój pierwszy pocałunek od bardzo dawna więc poczułam go całą sobą. Moje ręce od razu poddały się mojemu ciału i znalazły się na jego barkach. Wiedziałam, że się przemieszczamy a po chwili moje plecy uderzyły o miękki materac. Leżał nam nie dotykając mojej twarzy, ramion, szyi.

Nie przypuszczałabym, że pocałunki z Conorem mogą sprawić mi taką niesamowitą przyjemność, ale zatracam się w nich bez końca.

- Co to było? – zapytałam nie mogąc uwierzyć, że do czegoś takiego pomiędzy nami doszło.

Odsunęliśmy się od siebie. Czułam jak moja skóra była rozpalona, policzki płonęły żywym ogniem a usta były niesamowicie opuchnięte. Conor opierał się na przedramionach nie spuszczając ze mnie wzroku jednak po chwili jego oczy wróciły do poprzedniego wyglądu, w którym straciły swój blask a on szybko zerwał się ze mnie jakby gonił go sam diabeł.

- Przepraszam. – powiedział zupełnie niespodziewanie i pomógł mi się podnieść. – Nie powinienem był tak się zachować.

To było jak kubeł zimnej wody który ktoś wylał na moją twarz a także na całe ciało. W jednej chwili czułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna całując się z chłopakiem, który jej się podobał a w następnej jakby ktoś odebrał mi gwiazdkę z nieba. Przez chwilę sprawił, że uwierzyłam w to jak to było czuć się bezpiecznie w czyichś ramionach a on tak po prostu mi to zabrał.

Nie mogłam pozwolić, aby odebrał mi moją godność dlatego nie pokażę mu, że jego działania w jakiś sposób mnie zraniły.

- Nic się nie stało. Po prostu nas poniosło. – starałam się, żeby mój głos nie wyrażał tego jak bardzo mnie zranił. Najwyraźniej dałam z siebie wszystko, bo zauważyłam, jak odetchnął z ulgą i usiadł tuż obok mnie.

- To na czym skończyliśmy? – zapytał biorąc do ręki notes jakby ta sytuacja w ogóle się nie wydarzyła.

Nawet nie wiedziałam jak to się nam udało, ale zabraliśmy się do pracy, nad którą spędziliśmy ponad dwie godziny. Tak bardzo chciałam zaliczyć tymi przedmiot, że zupełnie zapomniałam o swoich rozterkach i w pełni skupiłam się nad naszym projektem. Im dalej z pytaniami zabrnęliśmy trudniej się nam na nie odpowiadało, tym bardziej że w większości z nich mijałam się z prawdą.

Kiedy Conor w końcu pożegnał się i wyszedł wszystkie emocje wróciły. Zachowywał się jakby to co się wydarzyło w ogóle nie miało miejsca. Było mi z tego powodu bardzo przykro, bo najwyraźniej dla niego byłam kolejną laską do zaliczenia. Nie rozumiałam tylko dlaczego przerwał, skoro dobrze zdawał sobie sprawę ze swojej reputacji a także z tego, że ja o niej wiedziałam.

Postanowiłam sobie, że nie pozwolę mu na kolejny pocałunek nieważne jak bardzo bym tego pragnęła. Musiałam być silna, ale nie takie rzeczy przetrwałam więc wiedziałam, że dam radę.

Poradzę sobie z nim.


***

Wchodząc rano na zajęcia nie spodziewałam się zderzenia z czołgiem. Obok Conora na moim miejscu siedziała jakaś blondyna, z którą obściskiwał się w najlepsze. Nie widząc dla siebie miejsca skorzystałam z tego, że Steven do mnie pomachał więc ruszyłam w jego kierunku. Na szczęście siedział z brzegu więc szybko się przesunął i mogłam zająć miejsce obok niego.

Zabolało a nawet nie pomyślałam, że mogłam się tak czuć. To był tylko jeden pocałunek, ale znaczył dla mnie o wiele więcej niż początkowo mi się wydawało.

Zauważyłam, jak Ava posłała w stronę Conora zabójcze spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robił tylko w najlepsze uśmiechał się do siedzącej przy nim dziewczyny. Nie dało się nie zauważyć, że była przepiękna. Nie taka jak pozostałe które malowały się do przesady i eksponowały swoje ciało. Nie. Ona była ich zupełnym przeciwieństwem więc tym bardziej czułam się przytłoczona ich widokiem razem.

- Cześć słońce. – Steven przytulił mnie do swojego boku patrząc na tył głowy Conora.

- Cześć. – odpowiedziałam.

- Jak leci?

- Dobrze a u ciebie?

- Wiesz czasami lepiej czasami gorzej, ale dzisiaj jest najlepszy dzień, bo pozbyłem się beznadziejnej laski ze swojego łóżka a zyskałem taki skarb. – mrugnął do mnie.

Blond dziewczyna drgnęła po jego słowach. Oho, chyba ktoś tu się wścieknie. Nie chcąc być w środku ognia odsunęłam się delikatnie od niego, kiedy dotarło do mnie kto jeszcze tego ranka był w jego pokoju. Siedząca przede mną dziewczyna, która w jakiś dziwny sposób znalazła się teraz w ramionach Conora.

Czekałam na początek akcji i nawet nie potrwało to długo, kiedy dziewczyna podniosła się z rękami zaciśniętymi w pięści i mordem w oczach.

- Coś ty powiedział!

- To co słyszałaś. – popatrzył na nią beznamiętnie. - Nie wiedziałem tylko że jesteś łatwa, żeby opuścić moje łóżko poprzedniego wieczoru i znaleźć się u kogoś innego. – rozsiadł się jakby był pewny siebie, ale trochę się o niego bałam. Wiedziałam, że jeśli dziewczyna była wściekła mogła być zdolna dosłownie do wszystkiego a stojąca przed nami dziewczyna najwyraźniej ledwo się hamowała na tym, aby się na niego nie rzucić.

W jednej chwili wróciło do mnie to co powiedział Steven. Conor wyszedł ode mnie wieczorem i w ciągu zaledwie chwili znalazł sobie inną dziewczynę. Najwidoczniej to ja sobie coś ubzdurałam a dla niego to nic nie znaczyło. Poczułam szumu w uszach jednak pomimo tego w dalszym ciągu uczestniczyłam w rozmowie pomiędzy moim przyjacielem a blondynką.

- Nie jestem łatwa. – pisnęła tak głośno, że aż zmrużyłam oczy. Najwidoczniej jej wygląd nie współgrał z jej głosem, który przyprawiał o ból głowy.

- Serio? – parsknął śmiechem. – Więc wytłumacz mi w jaki sposób znalazłaś się w łóżku kogoś kogo dobrze znam? – zapytał.

- Conor może byś mnie obronił? – dziewczyna najwidoczniej nie wiedziała, jak odpowiedzieć na to pytanie więc od razu zwróciła się do niego szturchając go lekko w ramię. Czekałam z zapartym tchem jak zareaguje jednak jego kolejne słowa sprawiły, że poczułam jak ogromny ciężar przyciska mi pierś.

- Stary odpuść. – odwrócił się w naszym kierunku i jeśli przez chwilę się wahał coś zmieniło się w jego oczach. Skupił się w pełni na Stevenie.

Dziewczyna? Nie spodziewałabym się tego po nim. Poczułam pieczenie w piersi przez co przyłożyłam do tego miejsca dłoń jakby to miało w czymś pomóc. Nie uszło to uwadze Matta, który patrzył na mnie lekko zaniepokojony. Uśmiechnęłam się do niego z wielkim trudem, ale i tak poczułam piekące łzy pod oczami. Nie chcąc robić z siebie pośmiewiska szybko odwróciłam się i wytarłam lekko wilgotne powieki. Na szczęście pojawienie się wykładowcy pomogło mi się opanować a także uniknąć dalszych rozmów.

Nie minęła nawet minuta a otrzymałam wiadomość na telefon.


Matt: To kretyn i nie ma najmniejszego pojęcia jak wielki skarb ma obok siebie.


Matt: Tutaj Ava, Matt ma rację Conor to kretyn, ale nie pokazuj mu jak bardzo cię zranił. Nie daj mu tej satysfakcji.


Ja: Dzięki że jesteście.


Poznałam ich zaledwie kilka tygodni temu a czułam się jakby byli moimi przyjaciółmi od zawsze.


Ja: Nie chcę żebyście się na niego gniewali. To wasz przyjaciel.


Matt: Też jesteś naszą przyjaciółką i od razu zauważyliśmy jak na siebie patrzyliście. Zwłaszcza na łyżwach więc nie rozumiem co się wydarzyło, że odwalił takie coś. Nic nikomu nie powiedział więc i dla nas jest to szok.


Ja: Proszę nic nie róbcie.


Matt: Issa!!!!!


Ja: Proszę.


Matt: Dobra, ale jak przez niego znowu będziesz płakać to dostanie ode mnie w ryj i nie ważne, że jest moim przyjacielem.


Byłam mu wdzięczna, że chciał to dla mnie zrobić, ale i tak czułabym się z tym źle. A poza tym musiałam w końcu bronić się sama, bo nie zawsze ktoś przy mnie będzie.

Zajęcia przeleciały mi bardzo szybko i kiedy Rosa zaproponowała wspólny wypad do kina już miałam odpowiedzieć, że z chęcią się wybiorę, kiedy dziewczyna Conora także postanowiła do nas dołączyć więc zrezygnowałam. Chcąc tego czy nie dowiedziałam się o niej kilka rzeczy, ale najważniejsze było to, że miała na imię Charlotte i studiowała rachunkowość.

Steven jakby zdając sobie sprawę z mojego humoru zaproponował abyśmy wspólnie spędzili ze sobą wieczór. Bardzo mi to pasowało, bo nie musiałabym ciągle mieć przed oczami widoku całującego się Conora i jego dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro