Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

„Najważniejsza rzecz w życiu to rodzina. Najpierw ta w której się urodziłeś, później ta, którą sam stworzyłeś".

–Peter Sellers


10 lat później

Alyssa

Przez te wszystkie lata bardzo wiele się wydarzyło i nie mogłam wprost uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. Mój związek z Conorem rozwijał się bardzo powoli i chociaż nie było nam łatwo pogodzić jego pracę z moimi studiami jakoś nam się to udawało. Może nie widzieliśmy się po kilka dni jednak zawsze wiedzieliśmy, że byliśmy dla siebie ważni.

Kiedy tylko skończyłam studia postanowiliśmy zamieszkać razem co było wyjątkowym czasem, ponieważ wiązało się to z tym, że widywaliśmy się codziennie. Każdego ranka budziłam się przy nim, jadłam wspólnie śniadania a nawet wychodziliśmy razem on do pracy a ja na uczelnię. Potem przychodziły wspólne obiady, kolację a nawet spędzanie czasu w swoim własnym towarzystwie. Nie mogłabym wymarzyć sobie innej przyszłości.

Tego samego dnia, w którym się do niego wprowadziłam Conor oświadczył mi się kompletnie mnie zaskakując, bo nigdy bym nie przypuszczała, że w tak młodym wieku mogłabym mieć narzeczonego. Od razu się zgodziłam wiedząc, że nigdy nie spotkałabym kogoś bardziej cudownego od niego. A rok później wzięliśmy ślub.

Zostaliśmy w Illinois, bo nie chciałam rozstawać się z grupą wsparcia z którą w dalszym ciągu się spotykałam. Byłam pełnoprawnym psychologiem i pracowałam w ośrodku dla dzieci z ulicy dotkniętych przemocą który założyliśmy wspólnie z moim mężem. To był jego pierwszy prezent po naszym ślubie, który wywołał we mnie tak wiele emocji, że tylko mogłam patrzeć na ten budynek i płakać.

Chociaż początkowo nie było łatwo tego wszystkiego ogarnąć przez nawał pracy Conor wspierał mnie we wszystkich moich decyzjach. Kiedy nie miałam czasu, aby coś zjeść od razu przynosił mi obiad, wpadał niespodziewanie z rozgrzewką wody wiedząc, że nie miałam czasu wyjść z ośrodka.

Byliśmy niesamowicie szczęśliwi i tylko to się dla mnie liczyło.

- Do widzenia. – powiedziała jedna z dziewczynek.

- Do widzenia. – odpowiedziałem z uśmiechem.

Moi podopieczni wychodzą ze mną na zewnątrz po skończonym spotkaniu. Grupa liczyła dwanaście osób w wieku od trzynastu do piętnastu lat. Druga z kolei grupa była w przedziale wiekowym od szesnastu do dziewiętnastu. A trzecia powyżej dwudziestu. Nie miałam wyjścia i musiałam ich jakoś podzielić, bo były ich zdecydowanie za dużo. Byłam dumna z tego co osiągnęłam przez te lata.

Kilkoro dzieci nadal kręciło się wokół budynku podczas tak ciepłych dni. Każdy z nich chciał jeszcze trochę pobawić się i pobyć we własnym towarzystwie. Ta grupa zajmowała szczególne miejsce w moim życiu, bo po raz pierwszy spotkałam się z osobami, które tak bardzo się wspierały i nie pozwalały innym się poddać.

- Mama! – odwróciłam się słysząc głos mojej córki.

Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy, kiedy zauważyłam, jak biegnie do mnie z wyciągniętymi rączkami i uśmiechem tak szerokim, że mógłby przesłonić słońce. Wzięłam ją w ramiona i podniosłam wysoko nad głową na co zareagowała głośnym piskiem. Po chwili jednak przytuliłam ją do siebie rozkoszując się tym jak zawsze rozgrzewała się moje serce, kiedy trzymałam ją w ramiona.

Alexia miała cztery lata i była oczkiem w głowie naszych rodziców. Była miniaturową wersją mojego męża co wypominałam mu codziennie, odkąd tylko pojawiła się na świecie. To samo tyczyło się naszej dziewięciomiesięcznej Aidy, która siedziała w wózku gaworzą sobie wesoło i wymachując nóżkami.

Spojrzałam na Conora który prowadził wózek niczym dumny ojciec.

- Jak spacer z tatą króliczku? – zapytałam.

- Dostałam misia. – wyciągnęła w moją stronę małego białego królika. Nic dziwnego, że była taka zadowolona, skoro tak bardzo je uwielbiała a na półkach piętrzyło się ich kilkanaście.

- Nie moja wina. - wzruszył bezradnie ramionami Conor, kiedy zauważył jak surowe spojrzenie mu posłałam. - Sama go jakoś ode mnie wyciągnęła.

- Ta jasne. – powątpiewałam.

- Na dół. – Alexia zaczęła wymachiwać nogami a już po chwili biegała dookoła nas.

Zajrzałam w tym czasie do wózka patrząc na Aidę i przy okazji poprawiając jedną ze skarpetek która zsunęła jej się z nóżki. Widziałam się z moimi córkami dosłownie rano a tęskniłam się tak bardzo jakbym nie widziała ich rok albo nawet dłużej.

Nie spodziewałam się, że tak bardzo można pokochać własne dzieci jednak, kiedy pojawiły się one w naszym życiu wszystko się zmieniło. To była miłość, której nie dało się opisać słowami. Po prostu czysta i nieskazitelna za którą oddałabym życie bez wahania.

- Chodź do mnie. – Conor przyciągnął mnie do swojego boku i pocałował z pasją. Nic się nie zmieniło od naszego pierwszego spotkania a to tylko dlatego że pielęgnowaliśmy nasze uczucia każdego dnia nie pozwalając im wygasnąć.

- Kocham cię wiesz? – powiedziałam do niego.

Złapałam za rączkę Alexię i powoli ruszyliśmy w kierunku naszego domu mieszczącego się zaledwie piętnaście minut od ośrodka.

- Ja ciebie bardziej. - puścił mi oczko. - Zawsze będę przy tobie. – wyszeptał mi słowa, od których to wszystko się zaczęło.

Nasza miłość, która nigdy nie zgaśnie, bo miałam jego.

Mojego przyjaciela.

Mojego obrońcę.

Mojego chłopaka.

Mojego męża.

Życie nie było dla mnie łatwe. Musiałam przejść przez piekło, żeby odnaleźć miłość. Jedno wiedziałam na pewno.

Było warto przetrwać to wszystko, ponieważ miałam rodzinę jakiej pragnęłam a miłość moich bliskich otaczała mnie z każdej strony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro