Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 78


-Nie waż się tak o mnie mówić! Jesteśmy stworzeni dla siebie, ja z Brianem i ty tego nie zmienisz. Nie powstrzymasz mnie! - krzyknęła.

-Kendall może, ale ja tego dopilnuję. - usłyszeliśmy męski głos. Odwróciłyśmy się w stronę wejścia i ujrzawszy lokowatego, który trzymał ręce na klatce piersiowej i mrużył oczy na Madison. Ona jedynie się zaśmiała.

-Oj Harry, Harry. Wiesz przecież że mogę mieć każdego faceta w tej szkole, Briana, ciebie.

-Zdziwiłabyś się.

-Taa, musiałbyś mnie przekonać. - rzuciła i uniosła jedną brew, czekając na odpowiedź bruneta. Już otwierał usta, gdy usłyszeliśmy znów męski głos, tym razem bardziej dojrzalszy.

-Panie Styles, co pan wyrabia w damskiej toalecie? - słyszę ironiczny głos pana dyrektora.

-A nic proszę pana, tak tylko krótką pogawędke uciąłem sobie z Madison.

-Madison?! - zezłościł się. Wszedł do łazienki i groźnym spojrzeniem, spojrzał na naszą dwójkę, zabijając wzrokiem dziewczynę obok mnie.

-A dzień dobry panie dyrektorze! - uśmiechnęła się szeroko Andersen. Ona chyba nie wie, że przychodząc tu, będzie miała o wiele większe problemy niż przedtem.

-Panna Andersen jeszcze ma czelność się tu pojawiać? Wiesz ile to niesie konsekwencji?

-Eee, co tam konsekwencje. - machnęła ręką, oglądając przy okazji swoje długie paznokcie. - Przyszłam tutaj bo miałam coś do załatwienia, a to głupie zawieszenie to mam gdzieś dyrektorze.

-Nie byłbym tego taki pewny, gdybyś całkiem wyleciała.

-Nie zrobi pan tego!

-Z tego co wiem, dyrektorem jestem tutaj ja i mam prawo wyrzucać uczniów, którzy nie zasługują na uczęszczanie do tej szkoły panno Madison.

-Jeżeli mnie pan wyrzuci, to mój ojciec...

-Proszę mnie nie straszyć swoim ojcem, jest to bardzo dziecinne, nie zgadzasz się ze mną? - zapytał ją dyrektor, unosząc delikatnie brew do góry. Dziewczyna natychmiastowo spuściła głowę w dół, lecz po chwili podniosła wzrok, skupiając go na mojej osobie. W jej oczach widziałam narastający gniew i tylko sekundy dzieliły nas od jej wybuchu.

-Ty... - wysyczała, wskazując na mnie palcem i powoli podchodząc. Nie zrobiła jednak za dużej odległości, gdyż natychmiastowo zostałam osłonięta ciałem Styles.

-Madison im szybciej wyjdziesz z terenu placówki szkoły, tym lepiej dla ciebie. - powiedział do niej dyrektor, stojąc cały czas z założonymi rękami. Natomiast knykcie Andersen były całe blade od zaciskania ich przez dziewczynę, a w niektórych miejscach można było zaznać szare odciski, odgniecione od jej tipsów. Podniosła głowę do góry, zadzierając przy tym nos i wyszła z pomieszczenia. W geście ulgi wypuściłam powietrze, które nawet nie wiem, kiedy zdążyłam go wciągnąć.

-Ja naprawdę nie wytrzymam z tą dziewczyną! - Pan Obama podparł głowę o dłoń, kiwając nią o boki.

-Najlepiej byłoby już ją dawno wyrzucić, nie było by problemu. - wtrącił Hazzy.

-Gdyby to jeszcze było takie łatwe Haroldzie. - odetchnął mężczyzna, po czym zwrócił się do mojej osoby. - Już po konkursie Kendall?

-Tak proszę pana.

-Mam nadzieję, że zajmiesz jak najwyższe miejsce. Możesz wrócić już do domu, jesteś zwolniona z pozostałych lekcji. A ty Harry, możesz odwieźć koleżankę, jakby znowu gdzieś napotkałaby się Madison.

-Tak jest! - zasalutował chłopak i pociągnął mnie za rękaw koszuli, ciągnąć na parking. Podeszliśmy do srebrnego Bantleya, uprzednio chłopak otworzył mi drzwi, posyłając mi szeroki uśmiech. Wsiedliśmy do auta, natychmiastowo ruszając pod mój dom. Chwilę trwaliśmy w ciszy, którą postanowił przerwać mój kierowca.

-No to powiedz Kendall, kiedy następna randka? - spytał z uśmieszkiem. Spojrzałam na niego spod łba, mrużąc delikatnie oczy.

-Harry, to nie jest randka! Odwozisz mnie tylko do domu. - przewróciłam oczami. Teraz to on na mnie spojrzał jak na idiotkę, a potem uroczo się roześmiał.

-Nie mówię o nas idiotko moja kochana. Tylko o Krian.

-Krian? - uniosłam brew.

-No ty i Brian! Shippuję was!

-Ale ty wiesz, że my nie jesteśmy razem?

-Będziecie razem, zobaczysz. - puścił mi oczko.

-Chyba w snach. A tak po za tym on woli ta swoją SMS-ową Kendall. - prychnęłam.

-Nie bądź zazdrosna Kendalino. To tylko twoja kuzynka. A po za tym Brian woli ciebie, zmieniłaś go.

-Że się ugania za dwoma laskami na raz? Cóż, prawda, zmieniłam go, wcześniej uganiał się za całą szkołą jednocześnie.

-Oh, przestań. Naprawdę zmieniłaś go na lepsze. Nie pieprzy wszystkiego co łazi, zaczął nawet lepiej się uczyć! Horan! Zaczął się lepiej uczyć! No i zrobił się trochę milszy dla nas.

-No to dla was.

-Jakbyś wiedziała ile rzeczy o tobie gada. Kendall dzisiaj to, Kendall powiedziała tamto, Kendall pokazała mi siamto. - piszczał jak mała dziewczynka, na co zachichotałam.

-Albo się zastanawia, czy ta twoja kuzynka jest równie urocza, piękna i mądra jak ty, chociaż jak sam powiedział, drugiej takiej Kendall jak ty, nawet z rodziny nie znajdzie. - zaśmiał się, choć mi nie było ani trochę do śmiechu. Zawsze, jak ktoś mi przypomina, niezależni czy ja, Brian czy jeszcze ktoś inny o tych rozmowach i że wreszcie się oni spotkają, to w środku czuję taki straszny ból, że go okłamuję. Może mu powiedzieć wcześniej? Odbyłby się bez większych scen, ale też boję się. Boję się co może się wydarzyć. Wolę to zostawić na ostatnią chwilę,, by być jak najdalej od tego. Jak najdalej, gdy będę zmuszona powiedzieć Brianowi, że go okłamałam.

Auto gwałtownie zahamowało. Dobrze, że miałam zapięte pasy, bo bym już leżała na przedniej szybie. Popatrzyłam wrogo na loczka.On jedynie wzruszył ramionami i wysiadł z auta. Zrobiłam to samo co on. Podążałam za brunetem, który kierował się w stronę mojego domu. Poczekał przy drzwiach, które były zamknięte.

-Chyba nie chce ci się wracać do szkoły, co nie? - zaśmiałam się, obracając klucz w dziurce.

-Uhh, za bardzo to nie, nie mam ochoty na matematykę z panią Flack. - wzdrygnął się.

-Przecież to bardzo miła nauczycielka. - uśmiechnęłam się szeroko, mając przed oczami widok 50-letniej matematyczki, która nosiła wełniane sweterki i długie spódnice, które sięgały jej do kostek, ukazując przy tym jej kochaną kolekcję butów, z których wybijały się kozaczki węża skóry, albo kowbojki emitujące krowią skórę. Do tego jeszcze jej zawsze ,,idealny" kok, w który wbijała dwie drewniane pałeczki z jakiejś podróży z chin, o której zawsze opowiadała.

-Założę się, że ty jak masz z nią lekcję też chcesz wyskoczyć z okna. Nic do niej nie mam, tylko kobieta po prostu odpycha od siebie i troszkę wnerwia ludzi, ciebie nie? - spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi.

-Szczerze powiedziawszy, żaden nauczyciel mnie tak bardzo nie wnerwia. Nawet jakby truli mi dupę przez wszystkie lekcje, miałabym to gdzieś. Taka Madison cały czas coś wkurzającego gada i nie zwracam na to uwagi. Jak większość osób. - wzruszyłam rękami i poszłam do kuchni. Po chwili dołącza do mnie chłopak.

-A Brian cię wkurza?

-Jak nikt inny.

-Czemu?

-Bo nie chce mi dać spokoju, odpuścić. Jakby mu na czymś zależało.

-Bo zależy. - powiedział z powagą.

-Ciekawe na czym.

-Nie na czym, tylko na kim. Zależy mu na tobie Kendall. On cię kocha.


~~~~~~~~~~

Wowowo. Siema ludzie :P Dzisiaj Boże Ciało, więc miałam dużo czasu by napisać ten rozdzialik, chociaż wenki bardzo brakuje, jak czasu w tygodniu. I tez przepraszam, ze nie było rozdziału w tygodniu, a dopiero dziś, ale w poniedziałek miałam leczone kanałowo jedynkę chyba, największa męczarnia na świecie, hahah. A we środę jeszcze mi wypełniała jedną dziurę w jakimś zębie, a w przyszłym tygodniu jeszcze będzie kończyć czy coś to leczenie kanałowe XD Mama wyciągnęła mnie po 2 miesiącach do dentysty, bo się panicznie boję. hahah, taki śmieszek ze mnie, boi się dentysty jeszcze ;') 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro