Rozdział 68
-O, Ash, siema. - usłyszałam bardzo znany mi głos. Zdziwiona lekko przerażona odwróciłam się.
-Brian?
-Kendall? Nie wiedziałem, że ćwiczysz.
-A widzisz, niedawno zaczęłam.
-Wy się znacie? - wtrącił się Ashton.
-Owszem, chodzę z tym idiotą do klasy. - zaśmiałam się.
-Phii, odezwała się najmądrzejsza. - prychnął.
-A nie?
-Uhh, dobra, nie było rozmowy. - odchrząknął wkurzony chłopak.
-No więc Kendzio, co byś chciała ćwiczyć? - Irwin wyglądał na trochę zdenerwowanego tą sytuacją.
-Panie trenerze, to ty chyba jesteś moim trenerem i masz mi mówić co mam robić.
-Owszem, ale jeśli masz jakieś specjalne życzenia co do ćwiczeń, to je spróbuję spełnić. - uśmiechnął się szeroko.
-Szczerze? Nie mam jakiś specjalnych życzeń, ale po prostu wymęcz mnie tak, żebym następnym razem nie chciała tu wrócić.
-Aż tak nie chcesz mnie widzieć? - zachichotał Ash. Znamy się dosłownie 5 minut, a już mogę przyznać, że z tym człowiekiem mogłabym żartować na wszystkie tematy na świecie. I nie bierze nic do siebie, a wręcz przeciwnie, odwraca w żart. Mogę nawet powiedzieć, że jesteśmy do siebie bardzo podobni.
-Coo? phii, no przecież, że nie! Nie chcę cię widzieć? Bzdura! - zaczęliśmy się we dwójkę śmiać, sami nie wiedząc z czego. Tak, to prawda, jesteśmy do siebie bardzo podobni, aż za bardzo.
Kątem oka mogłam widzieć stojącego obok nas Briana ze zdenerwowaną miną. O, cóż pan Horan zazdrosny? A może to jakoś wykorzystać?
-Dobra, dobra, Irwin, nie obijamy się, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
-Tak szybko chcesz uciekać?
-Jak chcesz, mogę nawet teraz pójść, sama nie wiem, czy coś pomoże mojemu sadłowi.
-Może nie coś, ale ktoś. - mruknął do mnie łobuzersko.
-Możliwe, że się skuszę na tę propozycję. Więc co proponujesz?
-Najlepiej by wypierdalał. - powiedział szeptem Brian, co ja usłyszałam.
-Hmm, może na początek ćwiczenia na brzuch. Połóż się na macie płasko i przyciągaj kolana do klatki piersiowej 20 razy, następnie zrób po 20 brzuszków a na koniec unieś miednice, leżąc płasko. Rozumiesz wszystko?
-Tak, oczywiście.
-Dobrze, to zaczynaj, a ja za 5 minut przyjdę. - i poszedł w kierunku recepcji i zaczął rozmawiać z Ericem, który od czasu do czasu spoglądał na mnie.
Po kolei zaczęłam wykonywać wszystkie ćwiczenia, które kazał mi robić Ash. Powiem, że szło mi to nawet gładko, miałam jednak dobrą kondycje, jako jedna z garstki dziewczyn ćwiczę w pełni na WF-ie zamiast patrzeć tak jak Madison na Briana czy innych chłopaków, którzy robią właśnie pompki. Wolę sama robić, niż patrzeć jak ktoś robi.
-Wkurza mnie ten Ashton. - powiedział po chwili Brian, który od dobrych paru minut biegał na bieżni.
-Ciebie to chyba wszystko wkurza, to ja się nie dziwie. - prychnęłam w jego kierunku. Czemu niby go wkurza? Bo ze mną normalnie rozmawia? Na Boga, chyba nie widziałam bardziej zazdrosnego chłopaka, który się złości o to, że dziewczyna rozmawia z innym chłopakiem, chociaż nie są razem. Taka przyjacielska zazdrość.
-A ty nie widzisz co on robi?
-Widzę, jest moim trenerem, całkiem niezłym trenerem. - puściłam mu oczko, na co on zmarszczył czoło.
-Nie znasz go. On jest...
-Typem człowieka co podrywa dziewczyny na jedną noc i porzuca? Gdzieś to już słyszałam. - prychnęłam. - Nie jestem małą dziewczynką Brian, wiem co mam robić, a Ashton wygląda na fajnego chłopaka, daj już spokój, zajmij się lepiej Madison. - i wróciłam do zajęć, a on do biegania. Po paru minutach wrócił uradowany Ash.
-A ty co taki szczęśliwy? W lotka wygrałeś? - spytałam siadając na ziemi.
-A nic, nic. Odwołali mi wszystkie późniejsze treningi, będę mógł wreszcie sobie odpocząć.
-Przy piwie i meczu. - dodał Brian.
-Przy meczu to nie taki zły pomysł, nie oglądałem go wczoraj, ale piwko to już chyba nie, może jedno, max 2.
-Dieta cud ci nie pomoże. - zaśmiał się Brian.
-Ale na pewno pomoże bardziej niż tobie. - mruknął do chłopaka, a następnie powiedział do mnie. - Skończyłaś już? - przytaknęłam głową, a on kontynuował. - To teraz idź na bieżnie, pobiegaj z 10 minut i to by było na dzisiaj.
-Tak luźno dziś? - zdziwiłam się.
-Na początek powinnaś stopniowo rozgrzewać mięśnie, następnym razem będzie ciężej, ale spokojnie, nie będziesz widziała różnicy. - uśmiechnął się do mnie.
-Dobrze. - poszłam na bieżnie, obok Briana. Zdziwiłam się że jeszcze biega, robi to już ponad pół godziny. Nie przejmowałam się już nim. Trener ustawił mi średni czas, stwierdził, że mam nawet dobra kondycję i nie muszę na najwolniejszym tempie. W międzyczasie gdy biegałam chłopak zadawał mi masę pytań.Także ja mogłam się trochę o nim dowiedzieć.
-Dobra, jak na dzisiaj to chyba koniec. - uśmiechnął się do mnie gdy skończyłam biegać.
-Myślę, że tak. Ale nawet nie było tak źle.
-Czyli nie jestem takim słabym trenerem? - zaśmiał się tak uroczo. Jednak znam bardziej uroczy śmiech.
-A kto tak powiedział? Jesteś moim najlepszym trenerem. Chociaż jesteś jedynym moim trenerem... - zachichotałam.
-Jestem twoim pierwszym? Czuję się zaszczycony. - razem zaczęliśmy się śmiać. -A tak po za tym, masz jakieś plany na teraz?
-Mhmm, iść do domu i oglądać serial. Liczy się?
-Nie. Zabieram cię na kawę, co ty na to? - uśmiechnął się tak, że pokazał te swoje słodkie dołeczki.
-Chętnie przystam na tą propozycję. Tylko jeszcze Erick chciał mnie zaprosić na kawę.
-Cóż, to niestety innym razem, dzisiaj panienko Malik pójdziesz ze mną.
-Dobrze panie Irwanie.
-To idź do szatni. Będę czekał przed budynkiem.
-Dobrze. - odpowiedziałam i ruszyłam do damskiej szatni. Wzięłam ubrania do przebrania i ruszyłam pod prysznic zmyć cały wysiłek, ile złożyłam dzisiejszego treningu.
Przebrana, z ręką w torbie ruszyłam w stronę wyjścia, przed którymi czekał Ash.
-Wiedziałem. - sapnął smutno Eric.
-Jejciu, sory, tak wyszło. A co powiesz na następny raz?
-A kiedy następnym razem przyjdziesz?
-Uhh, może wtorek?
-Dobrze, to jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - pożegnałam się i wyszłam z siłowni. Muszę przyznać, że jest tu wiele naprawdę miłych osób. Szczególnie Ash.
-O, już jesteś.
-W rzeczy samej. - uśmiechnęłam się.
-Tu za zakrętem jest świetna kawiarnia, chodź. - Ashton prowadził mnie do kawiarni. Nagle wpadłam na kogoś i przewróciłam się. Chłopak szybko pomógł mi wstać. Gdy byłam już na nogach, zwróciłam się do osoby, na którą wpadłam.
-Przepraszam bardzo.
-Phii, weź się. - usłyszałam piskliwy głos.
-Madison. - warknęłam.
-Kendall. - powiedziała ze złością.
~~~~~~~~~~
Osz kurna, moje jednorożki. Zbliżamy się do 500k wyświetleń i 1k obserwatorów! Dziękuję wszystkim :D I teraz jeszcze troszkę informacji:
~Książka będzie miała mniej więcej 100 rozdziałów (tsaa, już mam koniec i epilog haha xd)
~Będzie 2 cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro