Rozdział 66
-Halo?
-KENDALL! Do jasnej cholery!
-Co się stało Zayn?
-Ty się jeszcze pytasz? Gdzie ty jesteś, jest prawie północ!
-Jezu braciszku, ile mam lat?
-Nie jesteś pełnoletnia...
-Prawie jestem. A tak po za tym, to mam ci przypomnieć jak nieraz przychodziłeś do domu w nocy?
-To co innego...
-Bo ty to ty, a ja to ja? Weź skończ pieprzyć.
-Kendall, od kiedy się posługujesz takim ciętym językiem? - zaśmiał się do słuchawki.
-Od dawna, ale jak widzisz, interesujesz się mną wtedy, kiedy nie trzeba. - prychnęłam.
-Dobra, nie wiem o co ci chodzi, ale powiedz gdzie jesteś.
-U koleżanki. - skłamałam.
-Jakiej?
-Srakiej.
-Kendall! Proszę cię!
-Jeju, u Emmy. Pasuję?
-Tak.
-Dobra to my idziemy spać, dobranoc.
-Dobranoc. - rozłączyłam się. Znów popatrzyłam na telefon w celu zadzwonienia do Emmy.
-Do kogo dzwonisz? - zapytał się Brian.
-Do Emmy. - szybko odpowiedziałam i wybrałam wymieniony numer i czekałam aż dziewczyna odbierze. Pierwszy sygnał... drugi sygnał... trzeci sygnał. I nic. Rzuciłam telefon na drugi koniec kanapy. Mam nadzieję, że się nie rozbił. Oby.
-Nie odbiera? - zapytał po chwili.
-Nie. - burknęłam. - Muszę ją uprzedzić, że jestem u niej, bo nie wiadomo czy Zayn jej nie odwiedzi.
-Cóż to może zadzwoń do tego całego George?
-Po co niby? - zdziwiłam się.
-Po prostu spróbuj, ok?
-Dobra. - zgodziłam się. Cóż, to nawet nie taki głupi pomysł. Możliwe, że są aktualnie razem, wspominali wczoraj, że muszą się jeszcze spotkać.
Wybrałam numer mojego przyjaciela, które odebrał od razu.
-Hej Geor, jest może gdzieś w pobliżu Emma?
-Owszem, dać ją do telefonu?
-Nie trzeba, tylko jej przekaż, że jak co, to jestem u niej. Ok?
-To gdzie ty jesteś?
-U znajomego. Przekażesz jej?
-Dobra, nie pytam więcej. Nie ma problemu. Cześć.
-Dzięki, cześć. - pożegnałam się z chłopakiem, po czym zwróciłam się do mojego towarzysza, który od dłuższego czasu się we mnie wpatruję. Nie lubię, że jak coś robię, to ktoś się na mnie patrzy. To strasznie irytujące.
-Wiem Brian, że jestem seksowna, ale zaraz będziesz cały w ślinie.
-Chciałabyś. - prychnął.
-Uwierz, nie chcę.
-Uwierz, że każda dziewczyna chciałaby. - uśmiechnął się łobuzersko.
-Zapamiętaj na całe życie, ja nie jestem jak inne laski. - mruknęłam do niego oczkiem. On natomiast uśmiechnął się jeszcze szerzej. Po chwili, jednak nie pozwolił, by humor mu uciekł, zaprosił mnie na górę. Kazał mi iść pierwszą, tak na wszelki wypadek, gdybym się poślizgnęła na dywanie i chciała wpaść w jego silne ramiona.
-Przyznaj się Brian, nie możesz nawet na chwilę oderwać oczu ode mnie, nie? - zapytałam po chwili.
-Jak już co, to bardziej od twojego tyłka. Taki zgrabny, wyćwiczony... - zaczął prawić komplementy o moich czterech literach. Jakoś specjalnie wyćwiczony nie był, nie prowadzę zbytnio zdrowego trybu życia, nie ćwiczę na siłowni. Siłowni. O cholera! Na śmierć zapomniałam o tym całym karnecie na siłownie. Będę musiała jutro jechać, nie byłam jeszcze, muszę wszystko obeznać.
-Dobra skończ już, nie lubię, gdy gadasz do mnie jak do tych lasi z naszej szkoły.
-Bo im tak nie mówię.
-Taa, na pewno.
-No serio, jesteś chyba pierwszą dziewczyną, której prawie takie komplementy. - zatrzymałam się gwałtownie. Odwróciłam się, teraz stojąc do niego twarzą w twarz.
-Yhy, na pewno nie słodziłeś laskom, by weszły ci do łóżka, no wcale. - prychnęłam.
-Za takiego mnie masz? - jego mimika twarzy tramedialnie się zmieniła z szeroko uśmiechniętej do zasmuconej.
-Czyli jakiego? - udawałam głupią.
-Chłopaka, który wyrywa na lewo i prawo laski na jedną noc, a potem je zostawia, bo nie ma uczuć.
-Tego nie powiedziałam.
-Ale pomyślałaś. - spuścił głowę, ruszając do góry. Przeszedł koło mnie bez słowa. Ruszyłam za nim, chciałam jakoś naprawić to. Nie wiedziałam, że moje słowa tak go zranią. Myślałam, że wie, jaką ma wyrobioną opinię. Teraz chyba mogę się przekonać, że Brian zgrywa chyba takiego podrywacza, ale tak naprawdę bierze wszystko do siebie. A może się mylę?
Pobiegłam szybko za nim, mówiąc głośno jego imię. Odwrócił się do mnie i bez żadnych uczuć wskazał na drzwi po jego prawej stronie, mówiąc, że tam mogę spać. Dodał również, że za chwilę przyjdzie do mnie z jakąś piżamą. Delikatnie przytaknęłam głową. I wyszedł. Siedziałam teraz sama w pokoju, myśląc nad tym wszystkim. Z jednej strony nie powinnam tak mówić o Brianie, każdy ma uczucia, ale z innej strony, przecież to prawda.
Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Prawie bezgłośnie powiedziałam ,,proszę". Wszedł do pokoju, trzymając w ręce duży, czarny podkoszulek oraz parę bokserek. Podał mi je, a ja podziękowałam. Gdy już miał wychodzić zawołałam go po cichu. Odwrócił się w moją stronę, czekając, aż coś powiem. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Brian... Przepraszam...
-Kendall... - przerwałam mu.
-Nie przerywaj mi. Nie chciałam cię obrazić naprawdę. Po prostu chciałam...
-Co chciałaś?
-Sama nie wiem. Naprawdę, strasznie cię przepraszam, nie powinnam tego mówić. Ta więź między nami, która kiedyś była napięta, powoli się polepsza, a ja znów ją niszczę. Naprawdę, przepraszam.
-Nikt w całym moim życiu nie przepraszał mnie tyle razy w jednym momencie. Nie pamiętam nawet, by ktoś mnie w ogóle przepraszał. - uśmiechnął się delikatnie.
-Nasz pierwszy raz? - zaśmiałam się cicho.
-Nasz pierwszy raz. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-To między nami dobrze?
-Myślę, że tak. - na jego twarzy tym razem pojawił się bardzo duży uśmiech.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tego powodu.
-Ja również Kendall, ja również. No to tu masz łazienkę, a ja już pójdę. - powiedział. - Jak co, to jestem w pokoju obok.
-Dobrze, dziękuje Brian.
-Proszę słońce. - i zniknął za drzwiami. Słońce? Nikt tak do mnie nie mówi, Brian jest pierwszym.
Chwilę siedziałam jeszcze na łóżku. Momentalnie wstałam i poszłam w kierunku łazienki, by jak najszybciej się umyć, a następnie iść spać. Rano będę musiała wstać i jechać na tą siłownie. A jeszcze wcześniej do mojego domu po wszystko.
Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w koszulę, którą dostałam od Briana. Pachniała mocno męskimi perfumami. Pachniała tak mocno Brianem.
Gdy już byłam gotowa by iść spać położyłam się w wielkim łóżku. Mogłam przysięgnąć, że chyba nie leżałam na bardziej wygodnym łóżku w moim życiu. Nawet moje nie jest aż takie wygodne. Mocno ziewnęłam. Byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem. Chociaż nie działo się zbyt wiele, to i tak mogę powiedzieć, że ten dzień należy do udanych. Pomogłam Emmie z tym pokojem, coraz bardziej zaprzyjaźniłam się z chłopakami, a szczególnie z Brianem.
~Grzmot, Grzmot!~
Momentalnie podniosłam się z łóżka, słysząc głośne dźwięki dochodzące zza okna. Spojrzałam w tamtym kierunku i od razu tego pożałowałam. Co chwilę na niebie było widać błyski. To tylko burza. Tak, to tylko burza, ale dla mnie to nie tylko burza. Od małego bałam się burzy. Jak nic innego. W taką jedną, burzową noc zmarła mi babcia, moja najukochańsza babcia, która się nami zazwyczaj opiekowała, gdy rodzice byli zbyt zajęci pracą, pracą i pracą. Zawsze gdy jest burza przypominam sobie o niej i o jej śmierci.
Wstałam gwałtownie i poszłam do drzwi. Będę na korytarzy szukała po ciemku pokoju Briana. Gdy natrafiłam na klamkę delikatnie zapukałam i weszłam. Gdy byłam już w środku chłopak delikatnie się podniósł.
-Coś się stało? - zapytał szeptem.
-Boję się burzy. Mogę spać tu? - zapytałam tak, by mnie ledwo słyszał.
-Jasne. - podniósł kołdrę, a ja natychmiastowo pod nią weszłam. Gdy byłam już na łóżku Brian się do mnie przysunął i delikatnie objął w pasie. Od razu zasnęłam.
~~~~~~
HEY!
Dziękuję moje jednorożki za 400k <3 :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro