Rozdział 60
~Brianuś Jesteś tam?
~Ja Nie, w kosmosie. ;_; Przecież ci mówię.
~Brianuś Idę cię szukać.
~Ja Zapomniałeś o najważniejszym.
~Brianuś O czym niby?
~Ja Nie wiesz jak wyglądam. :')
~Brianuś Ale Kendall wie ;D
~Ja I co z tego?
~Brianuś Bo mi powie.
~Ja No chyba nie.
~Brianuś Ale teksty dowalasz.
~Ja Zazdrościsz? ;) I Kendzia ci nic nie powie.
~Brianuś A powie, zobaczysz. Cała zjarana jest i wszystko wyrzuci.
~Ja A wyrzuci ci też, że została pobita przez tę Madison którą przed chwilą obściskiwałeś.
~Brianuś Co Madison zrobiła?!
~Ja Myślałam, że bardziej zareagujesz, że wiem o twoich małych igraszkach z tą suką, ale spoko.
~Brianuś To chyba dobrze, że się martwię o Kendall, nie?
~Ja Ciekawe jakie są intencje...
~Brianuś Na pewno dobre.
~Ja Phii, ty i dobre intencje.
Dobre, zaśmiałam się.
~Brianuś Czemu tak źle o mnie uważasz?
~Ja Bo cię znam Brian, bo cię znam.
~Brianuś Taa, na pewno.
~Ja Nawet nie wiesz jak bardzo.
~Brianuś Yhy, czekaj, czekaj, jesteś z Malikówną?
~Ja Możliwe a co?
~Brianuś Ona jest w swoim pokoju, czyli ty też tam jesteś. ;)
~Ja Niestety źle główkujesz.
~Brianuś Myślę, że jednak dobrze, zaraz będę.
~Ja Myślenie ci idzie gorzej.
Cholera. Tego nie przemyślałam. Wyłączyłam telefon, by światło padające z niego nie wskazywało gdzie się znajduję. Może Brian nie będzie wiedział, że jestem własnie tutaj?Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i włącza światło. Szybko wstałam z podłogi i nie wiem czym się kierowałam że schowałam się w dużej, białej szafie. Kiedy zamknęłam drzwi szafy od razu do moich uszu doszedł ten sam dźwięk, ale drzwi prowadzących do garderoby. Siedziałam w ciszy, mając nadzieje, że chłopak sobie odpuści. Niestety myliłam się. Drzwi od mojej kryjówki niespodziewanie się otworzyły, a w nich stał Brian.
-O tu cię mam. - uśmiechnął się łobuzersko.
-O, Brian, a co tu robisz? - próbowałam grać zdziwioną.
-Nie pogrywaj ze mną, gdzie jest Kendall?
-Tu jestem, taki pijany jesteś, że mnie nie rozpoznajesz?
-Wiesz o kogo mi chodzi. - syknął.
-O mnie?
-Nie.
-Wiem!
-Wreszcie zrozumiałaś! - uśmiechnął się szyderczo.
-O moją siostrę bliźniaczkę!
-Ty masz siostrę bliźniaczkę? - naprawdę się zdziwił.
-Nie, ale słyszałam że po alkoholu ludzie widzą podwójnie, więc możesz tu widzieć zaraz moją siostrę.
-Jezu, Kendall! Gdzie jest ta Kendall z którą pisze?
-A skąd mam wiedzieć?
-Bo pisała mi, że jest z tobą.
-I?
-I wiesz gdzie ona jest.
-A jak powiem, to dasz mi spokój?
-Możliwe, że tak.
-Ok, poszła do domu, bo nie chciała cię widzieć.
-Dlaczego niby?
-Bo nie lubi ludzi, którzy mówią o kimś dobrze, bo chcą coś od tej osoby.
-I co ma z tym związanego?
-Naprawdę jesteś taki głupi?
-Jak widać tak.
-Wiesz co? Muszę częściej robić imprezy, bo jak wypijesz jesteś bardziej szczery. - zauważyłam.
-Wiesz, że nie piłem wcale.
-Taa, wcale.
-Tylko 5 drinków. - wzruszył ramionami.
-Dla ciebie to nic?
-Wiesz, jestem wstanie wypić na jednej imprezie całą butelkę whisky, no to wiesz. - puścił mi oczko.
-Ok, to wracaj na dół i wypij nawet cały barek. - machnęłam ręką i wstałam z podłogi, kierując się do wyjścia. W ostatnim momencie zostałam złapana przez Briana w pasie.
-A panienka gdzie się wybiera?
-Jak wiesz albo też nie, jestem gospodarzem, a Zayn zniknął z Maddie w pokoju i muszę się zająć tym wszystkim na dole. - mruknęłam do niego i już chciałam iść, ale znów mnie zatrzymał.
-Mam propozycję.
-Słucham.
-Może na rozruszanie, jakiś taniec? - podniósł brew.
-Nie dzięki, Madison będzie zazdrosna. - zaśmiałam się.
-Kto tu jest zazdrosny? - uśmiechnął się szeroko.
-No chyba nie mówisz o mnie idioto! - palnęłam go w ramię. - Są ciekawsze osobniki niż ty. - puściłam do niego oczko.
-Czuję się urażony.
-Sory, miałeś się poczuć wywyższony. - prychnęłam i poszłam w dół. Wszystko wyglądało w miarę spokojnie, ludzie już całkiem pijani spali na podłodze, grupka totalnie zjaranych chłopaków leży przed domem, oglądając gwiazdy, kilka par nie zna definicji ,,prywatność" i woli wszystko robić na oczach innych osób. Hmmm, normalna impreza. Idąc do kuchni trzeba bardzo uważać na leżących na ziemi osobach. Najlepiej by było wziąć ich do któregoś z pokojów, ale sama nie dam rady. Jak wróci mój brat z podboju Maddie, poproszę go o to.
Wchodząc do kuchni od razu rzuca mi się w oczy para moich przyjaciół, Emma i George, którzy rozmawiają, od czasu do czasu biorą łyka z czerwonego kubeczka. Mogłam przysiąść, że parę minut temu byli jeszcze w moim łóżku i smacznie spali. Jak widać, jestem nieźle wstawiona. Mówiłam? Nie pić!
-Elo dziubaski. - witam się z nimi, na co dostaję w odpowiedzi szerokie uśmiechy.
-Cześć Kendall.
-To sobie pospaliście. - zaśmiałam się.
-Taa, ale nie dało się dłużej spać, jak tu tak szaleją.
-Dokładnie, dokładnie. Jeszcze gorzej z tymi, którzy już są prawie nieżywi. Będzie trzeba ich gdzieś zanieść.
-Chcesz ukryć ciała? - spytała przejęta Emma.
-A co myślisz? Jak policja przyjdzie, bo hałas i zobaczą, pomyślą, że nie żyją i pójdziemy do pierdla. - patrzyłyśmy na siebie poważnie, aż wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Zawsze podziwiałem twoje poczucie humoru. - mruknął mój przyjaciel.
-A dziękuję. Ja cię zawsze, że nie potrafisz sobie znaleźć dziewczyny, chociaż ich nigdy nie brakowało.
-Nigdy nie było tej jedynej. - w jego oczach zobaczyłam tak jakby iskierki, po czym spojrzał na Emme.
-Uuu, gorzko! Ja lepiej będę sprzątać ciała. - uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z pomieszczenia. Zaraz przy schodach siedział Matt nawet nie wiedziałam że przyszedł.
-Matt!
-Kendall! - powiedział delikatnie, łapiąc się za głowę.
-Oj, boli główka, co nie?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Poszedłbym sobie spać.
-To dobrze się składa. Zbieram na pół umarłych ludzi, żeby mogli sobie spokojnie spać u góry. Pomożesz?
-Nie ma problemu. - wyszczerzył się do mnie, biorąc na ręce jakąś brunetkę, która leżała pod schodami, z winem w rękach, Ja natomiast zabrałam Andie, dziewczynę z ostatniej klasy, która coś tam mamrotała pod nosem. Zanieśliśmy je do pokoju gościnnego który znajdował się zaraz koło mojego pokoju. W sumie przenieśliśmy gdzieś razem z 40 osób. Tyle ludu zmieściło się oczywiście w jednym pokoju, więc resztę trzeba było dać do salonu u góry. Mieliśmy wprawdzie jeszcze mój pokój, Zayna i rodziców, ale do żadnego z tych pokoi nie wpuściłabym nikogo z imprezowiczów, coś by jeszcze popsuli.
Kiedy pozbyliśmy się wszystkich ciał, siadłam wygodnie na kanapie, zamykając delikatnie oczy. Niestety nie było mi dane długo sobie poleżeć, bo ktoś zaczął mnie przytulać i całować po policzku. Otworzyłam oczy i szczerze się zaśmiałam.
-Matt, daj spokój jestem zmęczona.
-Ja też, poszedłbym spać.
-To chodź do mojego pokoju. Tm nikt nie będzie nam przeszkadzać. - wstałam chwytając go za rękę. Szatyn pochylił się i znów złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Briana ze spuszczonym wzrokiem i mocno zaciśniętymi pięściami. Co się stało?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro