Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60


~Brianuś Jesteś tam?

~Ja Nie, w kosmosie. ;_; Przecież ci mówię.

~Brianuś Idę cię szukać.

~Ja Zapomniałeś o najważniejszym.

~Brianuś O czym niby?

~Ja Nie wiesz jak wyglądam. :')

~Brianuś Ale Kendall wie ;D

~Ja I co z tego?

~Brianuś Bo mi powie.

~Ja No chyba nie.

~Brianuś Ale teksty dowalasz.

~Ja Zazdrościsz? ;) I Kendzia ci nic nie powie.

~Brianuś A powie, zobaczysz. Cała zjarana jest i wszystko wyrzuci.

~Ja A wyrzuci ci też, że została pobita przez tę Madison którą przed chwilą obściskiwałeś.

~Brianuś Co Madison zrobiła?!

~Ja Myślałam, że bardziej zareagujesz, że wiem o twoich małych igraszkach z tą suką, ale spoko.

~Brianuś To chyba dobrze, że się martwię o Kendall, nie?

~Ja Ciekawe jakie są intencje...

~Brianuś Na pewno dobre.

~Ja Phii, ty i dobre intencje.

Dobre, zaśmiałam się.

~Brianuś Czemu tak źle o mnie uważasz?

~Ja Bo cię znam Brian, bo cię znam.

~Brianuś Taa, na pewno.

~Ja Nawet nie wiesz jak bardzo.

~Brianuś Yhy, czekaj, czekaj, jesteś z Malikówną?

~Ja Możliwe a co?

~Brianuś Ona jest w swoim pokoju, czyli ty też tam jesteś. ;)

~Ja Niestety źle główkujesz.

~Brianuś Myślę, że jednak dobrze, zaraz będę.

~Ja Myślenie ci idzie gorzej.

Cholera. Tego nie przemyślałam. Wyłączyłam telefon, by światło padające z niego nie wskazywało gdzie się znajduję. Może Brian nie będzie wiedział, że jestem własnie tutaj?Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i włącza światło. Szybko wstałam z podłogi i nie wiem czym się kierowałam że schowałam się w dużej, białej szafie. Kiedy zamknęłam drzwi szafy od razu do moich uszu doszedł ten sam dźwięk, ale drzwi prowadzących do garderoby. Siedziałam w ciszy, mając nadzieje, że chłopak sobie odpuści. Niestety myliłam się. Drzwi od mojej kryjówki niespodziewanie się otworzyły, a w nich stał Brian.

-O tu cię mam. - uśmiechnął się łobuzersko.

-O, Brian, a co tu robisz? - próbowałam grać zdziwioną.

-Nie pogrywaj ze mną, gdzie jest Kendall?

-Tu jestem, taki pijany jesteś, że mnie nie rozpoznajesz?

-Wiesz o kogo mi chodzi. - syknął.

-O mnie?

-Nie.

-Wiem!

-Wreszcie zrozumiałaś! - uśmiechnął się szyderczo.

-O moją siostrę bliźniaczkę!

-Ty masz siostrę bliźniaczkę? - naprawdę się zdziwił.

-Nie, ale słyszałam że po alkoholu ludzie widzą podwójnie, więc możesz tu widzieć zaraz moją siostrę.

-Jezu, Kendall! Gdzie jest ta Kendall z którą pisze?

-A skąd mam wiedzieć?

-Bo pisała mi, że jest z tobą.

-I?

-I wiesz gdzie ona jest.

-A jak powiem, to dasz mi spokój?

-Możliwe, że tak.

-Ok, poszła do domu, bo nie chciała cię widzieć.

-Dlaczego niby?

-Bo nie lubi ludzi, którzy mówią o kimś dobrze, bo chcą coś od tej osoby.

-I co ma z tym związanego?

-Naprawdę jesteś taki głupi?

-Jak widać tak.

-Wiesz co? Muszę częściej robić imprezy, bo jak wypijesz jesteś bardziej szczery. - zauważyłam.

-Wiesz, że nie piłem wcale.

-Taa, wcale.

-Tylko 5 drinków. - wzruszył ramionami.

-Dla ciebie to nic?

-Wiesz, jestem wstanie wypić na jednej imprezie całą butelkę whisky, no to wiesz. - puścił mi oczko.

-Ok, to wracaj na dół i wypij nawet cały barek. - machnęłam ręką i wstałam z podłogi, kierując się do wyjścia. W ostatnim momencie zostałam złapana przez Briana w pasie.

-A panienka gdzie się wybiera?

-Jak wiesz albo też nie, jestem gospodarzem, a Zayn zniknął z Maddie w pokoju i muszę się zająć tym wszystkim na dole. - mruknęłam do niego i już chciałam iść, ale znów mnie zatrzymał.

-Mam propozycję.

-Słucham.

-Może na rozruszanie, jakiś taniec? - podniósł brew.

-Nie dzięki, Madison będzie zazdrosna. - zaśmiałam się.

-Kto tu jest zazdrosny? - uśmiechnął się szeroko.

-No chyba nie mówisz o mnie idioto! - palnęłam go w ramię. - Są ciekawsze osobniki niż ty. - puściłam do niego oczko.

-Czuję się urażony.

-Sory, miałeś się poczuć wywyższony. - prychnęłam i poszłam w dół. Wszystko wyglądało w miarę spokojnie, ludzie już całkiem pijani spali na podłodze, grupka totalnie zjaranych chłopaków leży przed domem, oglądając gwiazdy, kilka par nie zna definicji ,,prywatność" i woli wszystko robić na oczach innych osób. Hmmm, normalna impreza. Idąc do kuchni trzeba bardzo uważać na leżących na ziemi osobach. Najlepiej by było wziąć ich do któregoś z pokojów, ale sama nie dam rady. Jak wróci mój brat z podboju Maddie, poproszę go o to.

Wchodząc do kuchni od razu rzuca mi się w oczy para moich przyjaciół, Emma i George, którzy rozmawiają, od czasu do czasu biorą łyka z czerwonego kubeczka. Mogłam przysiąść, że parę minut temu byli jeszcze w moim łóżku i smacznie spali. Jak widać, jestem nieźle wstawiona. Mówiłam? Nie pić!

-Elo dziubaski. - witam się z nimi, na co dostaję w odpowiedzi szerokie uśmiechy.

-Cześć Kendall.

-To sobie pospaliście. - zaśmiałam się.

-Taa, ale nie dało się dłużej spać, jak tu tak szaleją.

-Dokładnie, dokładnie. Jeszcze gorzej z tymi, którzy już są prawie nieżywi. Będzie trzeba ich gdzieś zanieść.

-Chcesz ukryć ciała? - spytała przejęta Emma.

-A co myślisz? Jak policja przyjdzie, bo hałas i zobaczą, pomyślą, że nie żyją i pójdziemy do pierdla. - patrzyłyśmy na siebie poważnie, aż wybuchnęłyśmy śmiechem.

-Zawsze podziwiałem twoje poczucie humoru. - mruknął mój przyjaciel.

-A dziękuję. Ja cię zawsze, że nie potrafisz sobie znaleźć dziewczyny, chociaż ich nigdy nie brakowało.

-Nigdy nie było tej jedynej. - w jego oczach zobaczyłam tak jakby iskierki, po czym spojrzał na Emme.

-Uuu, gorzko! Ja lepiej będę sprzątać ciała. - uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z pomieszczenia. Zaraz przy schodach siedział Matt nawet nie wiedziałam że przyszedł.

-Matt!

-Kendall! - powiedział delikatnie, łapiąc się za głowę.

-Oj, boli główka, co nie?

-Nawet nie wiesz jak bardzo. Poszedłbym sobie spać.

-To dobrze się składa. Zbieram na pół umarłych ludzi, żeby mogli sobie spokojnie spać u góry. Pomożesz?

-Nie ma problemu. - wyszczerzył się do mnie, biorąc na ręce jakąś brunetkę, która leżała pod schodami, z winem w rękach, Ja natomiast zabrałam Andie, dziewczynę z ostatniej klasy, która coś tam mamrotała pod nosem. Zanieśliśmy je do pokoju gościnnego który znajdował się zaraz koło mojego pokoju. W sumie przenieśliśmy gdzieś razem z 40 osób. Tyle ludu zmieściło się oczywiście w jednym pokoju, więc resztę trzeba było dać do salonu u góry. Mieliśmy wprawdzie jeszcze mój pokój, Zayna i rodziców, ale do żadnego z tych pokoi nie wpuściłabym nikogo z imprezowiczów, coś by jeszcze popsuli.

Kiedy pozbyliśmy się wszystkich ciał, siadłam wygodnie na kanapie, zamykając delikatnie oczy. Niestety nie było mi dane długo sobie poleżeć, bo ktoś zaczął mnie przytulać i całować po policzku. Otworzyłam oczy i szczerze się zaśmiałam.

-Matt, daj spokój jestem zmęczona.

-Ja też, poszedłbym spać.

-To chodź do mojego pokoju. Tm nikt nie będzie nam przeszkadzać. - wstałam chwytając go za rękę. Szatyn pochylił się i znów złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Briana ze spuszczonym wzrokiem i mocno zaciśniętymi pięściami. Co się stało? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro