Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI

~ Draco ~

Zostaliśmy sami. Myślałem, że poczuję coś więcej, ale nic się nie stało musiałem wrócić do walki z różdżką w ręku, którą parę sekund wcześniej, wcisnął mi Severus.
Rozejrzałem się po sali, to że sytuacja była katastrofalna wiedziałem od samego początku, że nie mamy najmniejszych szans - tak, to też dało się przewidzieć - jednakże łudziłem się, że zginiemy po długiej i bohaterskiej walce, ale zamiast tego mieliśmy zostać zgnienieceni i zrównani z ziemią.
- No i nas chłopie zostawili - westchnął Black i przeczesał dłonią gęste, ciemne włosy. - Na szczęście, kochany Smark zostawił nam parę wskazówek, ale nie jestem pewny czy wszystkie są trafne, ponieważ...
- Syriusz... - jęknąłem. Znałem stosunek huncwota do tego konkretnego ślizgona, działający w obie strony, ale nie mieliśmy teraz czasu na ich nastoletnie antypatie. Przewróciłem oczami, a potem wbiłem wzrok w Łapę, który westchnął i spojrzał na mnie lekko zdenerwowany.
- Weź Luka na ręce i... - zaczął, ale uderzyło w niego jedno z zaklęć. Sam odskoczyłem i spojrzałem w stronę, z której dokonano ataku. Ku mnie, wolnym, majestatycznym krokiem, wręcz sunął Czarny Pan.
Widać było, jak gotowała się w nim złość, jak starał się opanować drżenie swojego nowego ciała. Miałem wrażenie, jakby temperatura w sali spadła o parę stopni.
- Jak... Czemu... To nie dopuszczalne - te słowa wydobyły się z wyblakłych ust Voldemorta. Po chwili zaczął uderzać różdżką w udo, oznaka zdenerwowania. To musiał być dobry znak.
- Gdzie oni są? - po dłuższej chwili milczenia zapytał szeptem. - Jak udało im się zniknąć, przecież... Miałem ich w garści... Wszystko było takie piękne, wręcz idealne, czemu więc mi uciekli...
Nikt nie raczył mu odpowiedzieć. Syriusz i ja staliśmy z hardo uniesioną głową, Luke ledwo żył, stękając cicho położony na ziemi. Na nim nasze siły się kończyły.
- Odpowiedz, psie! - Tom dotknął piersi Łapy. Ich spojrzenia przez chwilę walczyły o dominację.
- Uciekaj! - krzyknął nagle, a ja nie wiele myśląc rzuciłem się biegiem w stronę wyjścia. Nie było czasu na rozważania i heroiczne zachowania.
Czułem na rękawa czyjeś dłonie, czasem różdżki. Moja szata musiała przetrwać szarpanie ze wszystkich stron na raz, ale ja na to nie zważałem. Wzrok utkwiłem w drzwiach, w moim celu.
Nie wierzyłem, że uda mi się tam dobiec, ale z każdą chwilą cel stawał się coraz bardziej realny. ,,Pokój życzeń" - przebiegło mi przez myśl, więc kiedy tylko opuściłem zatłoczoną salę udałem się w tamtym kierunku.
Cały czas towarzyszyły mi jakieś głosy i stukanie butów o kamienną posadzkę. Pogoń była blisko, wręcz czułem ręce, łapiące mnie za szaty i wilgotny, nierówny oddech na karku. Tak nie wiele już brakowało. Ostatnie schody, korytarz, prosta do tego, aby zobaczyć wymarzoną ścianę.
Nagle upadłem. Nie wiedziałem co się stało, ale poczułem się taki pusty, kruchy i niepotrzebny.
- Nareszcie chłopcze - głos, chociaż obcy, wydawał mi się blisko, jak ojca. Na wstępie surowy i nieznoszący sprzeciwu. Ciągnęło mnie do niego, ale wycieńczone ciało nie pozwalało mi na dalsze przemieszczanie. W końcu mnie dopadli, czarodzieje w maskach pochwycili mnie między siebie. Zaczęli nieść w powrotną drogę. - Już myślałem, że już na to nie wpadniesz. Ale starałeś się, padłeś u moich stóp...
- Panie - znałem ten głos. Był mi jak rodzina. Salazar. Wreszcie zmęczony umysł pochwycił to imię. I chociaż powinienem, nie trząsłem się że strachu przed nim. W końcu to od niego się wywodziłem. Dlatego chciałem błagać o informacje. Wiedziałem, że stoimy po przeciwnych stronach barykady, ale przecież nie mógł zniszczyć mnie tak po prostu, przecież...
- Wstawaj, Draco. Jeżeli chcesz chwały to Wałcz, jeżeli wiedzy, czytaj z gwiazd.

I o to znalazłem się na wieży astronomicznej. Stałem na barierce, mając tylko cienki, metalowy pałąk pod stopami. Serce biło mi w zawrotnym tępie, ale w pewnym sensie podobało mi się to. Czułem się naprawdę wolny.
- Czytaj w gwiazdach. Tylko one znają odpowiedź na twoje pytania i chociaż dzisiaj wszystkie chowają się za mgłą, to i tak są jedyną namiastką przyszłości.
Nie powinienem cię tutaj zabierać, ale nie wierzę w twoich przyjaciół. Mają zbyt wiele do stracenia, te wszystkie drobnostki, przez które upadają imperia - ciągle go nie widziałem z tylko brzmienie jego głosu przyprawiało mnie o zawroty głowy i mdłości. Emanował mocą i siłą.
- Chcę żebyś dożył końca - szepnął. Jesteś tego wart, dlatego też pozwolę ci na jeszcze jedno. Na śledzenie poczynań swoich bliskich. I tak im nie pomożesz. Twój los i tak jest już przesądzony.
Gdy to powiedział spadła jedna gwiazda. Wzdrygnęłem się, bo zaraz potem zapanowała kompletna cisza. Jedyne co mi pozostało, to czekać i się łudzić, że jeszcze może być dobrze.

~ Harry ~

Czułem się silniejszy. Dotknąłem twarzy i nie wyczułem nadprogramowych zmarszczek. Może i było to dziecinne w obliczu zaistniałej sytuacji poczułem ulgę. Spojrzałem w okół siebie. Na moich ramionach swe dłonie trzymali Severus i Hermiona. Oni także milczeli.
Spojrzałem w kierunku, w którym patrzyli.

To już ostatni rozdział, nie jakiś wybitny, ale jestem z niego w miarę zadowolona. Zaraz opublikuję epilog i podziękowania ❤️

Edit: mała korekta na potrzeby drugiej części

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro