Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

~Harry~

    Usiadł na przeciw mnie. Jego przystojna twarz stała była taka namacalna. Tylko siłą woli powstrzymywałem się, aby nie dotknąć jego skóry chociaż opuszkami palców. Patrzyłem w jego oczy... bałem się. Nie chciałem, aby tak na mnie działały, ale to było silniejsze ode mnie.  Te wszystkie wspomnienia, ludzie, których przez niego straciłem. Ucieleśniał to wszystko, co w życiu utraciłem. Strach i ból mieszał się  ze wściekłością i nienawiścią.  Zniknęła moja młodzieńcza odwaga, brawura, zamiast tego pojawiła się obawa, pełna świadomość tego co mogło się za chwilę wydarzyć.  Bałem się. Po prostu się bałem.
- Tyle lat Harry - jego głos był aksamitny, poważny. Mówił powoli z godną podziwu starannością. - i znowu powracam, ale tym razem nie dasz rady mnie powstrzymać. Jesteś sam, bez różdżki, jak niegdyś twoi rodzice. Co za analogia i ty osierocisz syna... Jak widać historia lubi się powtarzać, tylko tym razem zmienimy zakończenie...
 - Nie jesteś żywy - robiłem wszystko, aby mój głos nie zadrżał. Nie mogłem okazać, że sam jego widok mnie paraliżował. - Zniszczyłem wszystkie horkruksy. Nie ma twojej duszy na tym świecie...
- Ty naprawdę myślisz, że przystąpiłbym do walki z tobą, gdybym wcześniej się nie zabezpieczył? Wiedziałem, że odnajdziesz tamte. Kilka dni przed swoją porażką, kilkanaście lat temu, stworzyłem ostatniego. Zamknąłem w nim niewielką cząstkę swej duszy. Nie dokończyłem go jednak w stu procentach, dlatego nie mogę przyjąć do końca takiej formy, jaką bym chciał, ale to już niedługo się zmieni. Staniesz się świadkiem czegoś wielkiego i niepowtarzalnego. Powróci stary porządek. Na jej czele stanie najwybitniejszy czarodziej wszech czasów...
- Skromność nigdy nie była twoją domeną - prychnąłem.
- Nie mówię o sobie - jego głos był lekko znudzony, jakby to, co mówi było tylko dobrze wyuczoną rolą i niczym poza tym. - Przecież widzisz te wszystkie trupy. Potomków Slytherina.  Mojego wielkiego przodka, najwybitniejszego w swym rzemioślez legeńdzie za życia... mógłbym jeszcze długo wymieniać, ale szkoda mojego czasu. Moim skromnymi zdaniem przyszedł ten czas, kiedy pomożesz obudzić mi Salazara.
- Nie - z ust wyrwało mi się jedno krótkie słowo. Głupie i zupełnie niepotrzebne. To on miał nade mną całkowitą kontrolę. Tylko on miam różdżkę...
- Błagam - jego pozbawiony radości śmiech wypełnił salę.  - Nie masz wyboru, twoja historia zbliża się ku końcowi. Nastały nowe czasy, Potter.
    Wstałem. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Wszystko to, czego doświadczyłeś w ciągu ostatnich kilku dni było starannie przygotowywane. Jedyne co mnie zaskoczyła to postawa Rona. Mimo wszystko, po tym zdrajcy krwi, spodziewałbym się trochę więcej lojalności względem ciebie i Hermiony. Bez was byłby nikim...
    Zrobiłem kilka kroków w tył. Nie chciałem przyznać mu racji, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że on się nie myli...
- W sumie, nie mogłem przewidzieć tego,  że Draco się zakocha... ten chłopak zawsze nie był do końca zdecydowany, ale ostatnimi czasy tak bardzo się zmienił, gdyby wiedziała o tym jego matka... no cóż... nie lubiła rozczarowań. No właśnie... co możemy powiedzieć o jej dosyć bliskiej rodzinie... Syriusz Black... mój bardzo daleki krewny. Zdrajca rodu. Wielki przyjaciel twojego ojca, świetny strateg, jednak wiele razy pogubił się. Wielu przyszło za to dużo zapłacić. Niektórym zmarnował życie...
- Nie obwiniam go za śmierć Jamesa i Lilly - warknąłem. Samo wspomnienie ojca chrzestnego było bolesne.
- Nawet o tym nie pomyślałem - zaśmiał się. - Chodziło mi raczej o kogoś mu jeszcze bliższego...
    Ten jego uśmiech. Tak chętnie zmazałbym go z jego twarzy. W moich żyłach buzowała krew, a w głowie zrodził się szalony pomysł. Rzuciełem się do biegu...
- To jest żałosne - prychnął. - I tak stąd nie uciekniesz.
   Zobaczyłem, jak zaczyna iść, jak powoli, wręcz groteskowo podnosi różdżkę. Miałem parę dodatkowych sekund...
    Dotarłem do rzędu trumien. W pośpiechu patrzyłam na twarze zmarłych. Mijałem je w  pośpiechu, szukając tej jednaj. Syriusza była na samym końcu.
   Gdy stanąłem, uleciała ze mnie cała odwaga. Pomysł na nowo stał się dziecinny, nie wiedziałem co mam robić. Tom musiał zdawać sobie z tego sprawę. Dlatego postanowiłem zrobić coś, co i mnie zaskoczyło. Rzuciłem się na szklaną trumnę. W chwili, w której moje ciało dotknęło śliskiej powierzchni, szkło rozprysło się na wiele kawałków. Przelatując nad Blackiem, zobaczyłem, jak otwieraz swoje zimne oczy. Zabawa dopiero się rozkręcała.

~ Hermiona ~

-  Panie profesorze - szepnęłam wystraszona. On żył. Sanpe stał przede mną żywy. To prawda, był wychudzony, wśród jego czarnych, śliskich włosów jaśniały białe pasma, ale to nie zmieniało faktu, że i tak świetnie się trzymał. - Nie wiem co powiedzieć.
- Powinienem chyba to zanotować. Wielkiej czarownicy Hermionie Granger - Wasley odebrało mowę - uśmiechnął się Draco.
- Zamknij się - warknął stary mistrz eliksirów i przyjrzał mi się uważnie. - No błagam, nie mów, że wyszłaś za tego idiotę...
- Ronald - zaczęłam, ale przerwałam, widząc twarze obu mężczyzn. Żaden z nich nie znał Rona, tak dobrze jak ja. Nigdy go nie szanowali, nie traktowali, jak równego sobje. Dla nich, jak dla wielu, był on tylko, najmłodszym i najsłabszym synem państwa Wesley.
- Nie ważne - burknęłam i znowu utkwiłam wzrok w czarnowłosym mężczyźnie. -Czy... ja... to znaczy pan... chciałam tylko zapytać...
- Dlaczego ukrywałem się przed wami, czemu nie dawałem znaku życia, a jedyną żywą osobą, jaką widywałem, był Draco? Czuwałem nad wami. Czekałem, aż nadejdzie taka chwila, jak ta, że znowu trzeba będzie stanąć do walki. Wy dzieci niczego się nie nauczyłyście, straciliście czujność... teraz jest już chyba za późno, ale... pomogę wam. Ten ostatni raz - Severus cicho westchnął i stanął przy drzwiach. - Czuję budzącą się moc. Bardzo silną czarną magię...
- Świetnie, mistrzuniu, tyle to sami wiemy - blondyn przeczesał włosy i przygryzł wargę.
- Jasne. Interesuję cię tylko to, co przyniosłeś ostatnio. Byłem w szoku, że nie rozpoznałeś tego przedmiotu - Snape wyjął z kieszeni czarnego płaszcza pierścień z rubinowym oczkiem. - O to jedna z nielicznych pamiątek po Godryku Gryffindorze. Ten sam od którego odbiło się niefortunne zaklęcie.
   Spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową na znak, że wiem o co chodzi. Nie mogłam uwierzyć, że przed sobą mam taką pamiątką historyczną...
- Jeżeli chodzi o runy na naszych denatkach... na podstawie zdjęć jestem w stanie wywnioskować tylko tyle, że to było bardzo silne zaklęcie i stara, od wieków nie używana, zapomniana magia...
   Kiwnęliśmy głowami. Malfoy zaczął coś notować. Natomiast ja, ruszyłam za profesorem, który sięgnął po jedną z fiolek i otworzył drzwi.
- Panie przodem...

***

     Wyszliśmy nieopodal wielkiej sali. Zimno biło od murów.  Zaczęłam się lekko trząść.
- Wytrzymasz - burknął do mnie Snape.
- Możesz mi powiedzieć dokąd nas zabierasz? - zapytał Draco, kiedy czarodziej po raz kolejny skręcił i wszedł na kolejne schody.
- Oczywiście, że do gabinetu dyrektorki, - Snape spojrzał na nas, jak na istoty niedokońca rozwinięte umysłowo.
- O tej porze będzie pusty - zauważyłam.
- Wszystko jedno. Muszę z tamtąd zabrać parę rzeczy - odpowiedział Severus. - Nie musicie tam ze mną iść. Spotkamy się w pokoju wspólnym Gryffindoru.
- Zna pan hasło?- zapytałam, licząc, że nie zmienili go, od zeszłego roku szkolnego.
- Znam przejścia... - prawie się uśmiechnął i ruszył dalej. Mi stanęliśmy i trwaliśmy parę minut w milczeniu.
- Pójdziemy po Lauren - zdecydował w końcu chłopak. - Stary się wreszcie ruszył i taki był cel.
- Ale...
- Severus poszedł po miecz, a my wszystko przygotujemy...
- Ile mamy czasu? - zapytałam.
- Półgodziny.
- Nie wyrobimy się. Nie wiem na czym polegają te przygotowania, ale samo dojście stąd z powrotem do lochów i wrócenie tutaj...
- Nie zostawię Lauren.
- Ona sobie poradzi - jęknęłam, ale on mnie nie słuchał.
   Złapał swoimi długimi palcami za moją szyję. Powoli je zaciskał. Jeszcze nie miałam problemów z oddychaniem, ale bolało.
- Nie zostawię jej - powtórzył.

- Cóż za wzruszająca scena panie Malfoy. Szkoda tylko, że nie ma jej kto docenić. Obawiam się, że panna Lauren nie jest panem zainteresowana - rozległ się dobrze mi znany głos. Szukałam go w pamięci, ale nie byłam w stanie odnaleźć odpowieniej twarzy.- Tak trudno było to zauważy?

No i wstawiam w Wigilię chociaż nie chciałam tego robić. Z tej okazji życzę Wam wszystkiego dobrego. Dużo zdrowia, szczęścia i usmiechu. A takż spełnienia marzeń:*

Chciałabym także podziękować z ponad 1k wyświetleń, tak wiele gwiazdek i 100 komentarzy. Całuski♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro