Rozdział V
Harry
- No, po tobie bym się nie spodziewał, takiego braku kręgosłupa moralnego, Potter. Żona kumpla... i w dodatku szlama. Powiedziałbym, że to wręcz brak profesjonalizmu - nade stał Malfoy. Był ubrany w elegancki, ciemno - zielony garnitur. Włosy miał jak zwykle gładko zaczesane, tylko zmęczone oczy zdradzały, że zerwał noc.
- Co ty tu... - usiadłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Do okola było ciemno. Tylko jasna plama z różdżki Draco dawała trochę światła. O mnie oparta spała Hermiona, jej długie blond włosy były rozsypane na mojej, rozpiętej koszuli. Ona sama nie miała nic, oprócz pożyczonej ode mnie koszulki z logiem brytyjskiej drużyny quidicza. Rzeczywiście, z boku mogło wyglądać to trochę dwuznacznie.
- Obudziłeś się już? - głos mojego podwładnego zadziałał rozbudzająco. - Mamy masę rzeczy do załatwienia. Ubieraj się, w kostnicy już na nas czekają.
- Ale... - za bardzo nie wiedziałem co mam robić. Wstając, nie chciałem obudzić Hermiony, ale z drugiej strony...
- Trochę romantyzmu, Potter - zaśmiał się i wziął ją na ręce, po czym ułożył na sofie. - Jeżeli już zabierasz rudzielcowi niunię, to może by tak z klasą?
Już całkowicie rozbudzony, podszedłem do szafy i za pomocą,drobnych zaklęć skompletowałem koszulę i najbardziej eleganckie dżinsy, jakie na szybko mogłem znaleźć. Chwilę później trzymałem także marynarkę i teczki z dokumentami.
- Wytłumaczysz mi wreszcie co się stało? - zapytałem. - A także skąd masz klucze do mojego mieszkania?
- Zostawiłeś je wczoraj w biurze. A tak poza tym... zniknęło ciało naszej runiastej dziewczyny. Cho przysięga, jeszcze wczoraj tam było. Najgorsze jest to, że na miejscu już czeka Minister Magii i...
- Kto wpuścił tam Jacoba? On nie ma prawa wchodzić do kostnicy.
- Gdybyś był na bieżąco z prawem, wiedziałbyś, że ostatnimi czasy doszło do paru dość istotnych zmian, oni ograniczają nam wolność, niedługo będą mieć władzę nad każdym aspektem naszego życia - blondyn stanął obok mnie i złapał za rękaw. Jego wyraz twarzy sugerował, że to co zastanę na miejscu, nie napawa mnie optymizmem. Minister musiał już trochę namieszać, miałem tylko nadzieję, że Cho i Lauren dają sobie z nim radę.
***
Zwykle bywało tu ciemniej, teraz było tu zbyt wielu żywych i jasnych, nie zdrowo ostrych świateł. Swein na mój widok uśmiechnął się trochę zbyt szeroko. Jego czerwona koszula denerwowała mnie jeszcze bardziej niż oświetlenie. Z trudem zdobyłem się na uprzejme uniesienie kącika ust.
- Panie Potter, jakże miło pana widzieć, chociaż jeżeli chodzi o okoliczności... musimy koniecznie musimy spotkać się u mnie w gabinecie. Lubi pan krewetki? Mam świetnego dostawcę, mugol, ale... no nieważne. Zajmijmy się lepiej naszą nieobecną denatką.
- Co wiemy? - przerwałem mu i zwróciłem się do Lauren. Dziewczyna podała mi kartkę papieru.
- Niewiele - mruknęła - Zaklęcia, które tu rzucono są bardzo stare i mamy problem z ich rozpoznaniem. Jedno jest pewne, sprawca był jeden.
Pokiwałem głową i zagłębiłem się w lekturze. Nie było tego dużo. Zrobione na szybko sprawozdanie przez Cho i uwagi Lauren.
- Panie Potter ma pan już plan działania? - Minister Magii stanął za mną, czym jeszcze bardziej mnie drażnił.
- Muszę się udać do ministerstwa - odpowiedziałem wymijająco i gestem ręki pokazałem Draco, że będziemy się teleportować.
- Oczywiście. Wrócę z wami, mam mnóstwo papierkowej roboty. Jeżeli chodzi o ten pierścień, do którego chce mieć pan stały dostęp z możliwością zabrania go do domu... niestety nie mogę wyrazić na to zgody. Doszły mnie pogłoski, że ostatnimi czasy zatrzymała się pańska przyjaciółka, która... no nie jest czystej krwi...
- Co to ma do rzeczy. Panna Granger, to znaczy pani Wesley jest bardzo wykształconą czarownicą, uważam, że mogłaby stanowić ogromne wzbogacanie jeżeli chodzi o...
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Pańska przyjaciółka nie może być w żaden sposób wmieszana w to śledztwo, nie życzę sobie także, aby pojawiała się w pańskim biurze.
- To jest dyskryminacja i... - nie dokończyłem, zabrakło mi argumentów. Zacisnąłem zęby i odwróciłem się do Malfoya.
- Lecimy - mruknąłem, na co on tylko kiwnął głową. Złapałem się jego ramienia i już po chwili zniknęły nam sprzed oczu ściany kostnicy.
~ Hermiona ~
Słyszałam przez sen, jak pojawił się Malfoy, czułam, gdy przenosił mnie na sofę. Jego dotyk był zimny, wręcz lodowaty, nic się nie zmieniło od czasu Hogwartu. Zdziwiłam się, że Harry mnie nie obudził, mieliśmy razem udać się do ministerstwa, ale może po prostu nie chciał mnie budzić.
Kiedy poszedł, spałam jeszcze parę godzin, albo raczej walczyłam z koszmarami. Czułam, że ktoś stara się ze mną skontaktować, ktoś bardzo mi bliski. Bałam się, że to Ron, dlatego nie przepuściłam, tego kogoś przez bariery, czym przypłaciłam ogromnym bólem głowy. Kiedyś zadałabym sobie pytanie czy byłby w stanie, zadać mi tyle bólu, tylko po to, aby się ze mną skontaktować, ale teraz...
Najchętniej porozmawiałbym z kimś o tym, ale nie było nikogo w moim zasięgu. Nowym koleżankom jeszcze nie ufałam na tyle, aby wtajemniczyć je w moje sprawy prywatne, zaprzyjaźniona rodzina Wesleyów odpadała z oczywistych powodów. Pozostawał mi Harry, ale... nie miałam prawa obarczać go swoimi problemami. No właśnie, nazajutrz miałam się spotkać z Ginny. Czy będę w stanie spojrzeć w oczy?
Zachowujesz się, jak rozkapryszone dziecko - usłyszałam dobrze mi znany głos w mojej głowie. - Albo gorzej, bohaterki wenezuelskich telenoweli przy tobie, to statyczne i rozsądne matrony.
No tak, łatwo oceniać bohaterki głupiego serialu, bo ,,w prawdziwym życiu nie ma takich sytuacji", ale gdy przychodzi co do czego...
Bo nie ma ich w prawdziwym życiu, są sztucznie powodowane przez plastikowych ludzi - głos rozsądku, jak zwykle był silniejszy od kobiecej części mojego umysłu. Co się stało, to się nie odstanie, a jedyne co mogłam zrobić w tej sytuacji, to zrobić sobie porządną kawę, zapomnieć o całym zdarzeniu i nie pozwolić, aby sytuacja się powtórzyła. Proste i logiczne.
Zadowolona z siebie poszłam do kuchni. Otworzyłam okno i zabrałam się do robienia kawy. Kiedy wyjmowałam młynek do kawy, z szafki wypadł plik kopert. Wszystkie były otwarte, bez napisanego nadawcy i adresata. Trzymałam je w ręku przez dłuższą chwilę.
Nie czyta się cudzych listów, nie mogłam zajrzeć do środka, ale gdy kartka papieru z jednej z kopert wypadła na podłogę po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Dobry wieczór M,
Dzisiaj noc w twoim stylu, pełno gwiazd, ale brak księżyca. Za mało światła, aby wszystko dojrzeć, prawda? Nie będę przesyłał ci wytycznych, bo przecież spotkamy się w środę, do tamtego czasu... a z resztą, przecież wiesz o co mi chodzi.
Nie ryzykowałbym, gdyby nie pewien mały szczegół, oni już podejrzewają M! Natrafili na twój ślad... mam nadzieję, że na razie jesteś bezpieczna, gdy się to wszystko skończy...
Ale do sedna, jak widzisz znów się rozpisałem, proszę wybacz mi ten brak profesjonalizmu, ale w moich czasach wszystko ubierało się w słowa, a sens był ukryty. Piękne czasy M. Na prawdę żal, że odeszły w nie pamięć. Spodobało by ci się.
Jednak zanim znów nadejdą, musimy oczyścić ten świat. Poniżej masz tłumaczenie paru run. Te najbardziej niebezpieczne pozwolą ci zapanować nad jej ciałem.
Wiesz co masz robić. Liczę, że dasz radę.
Twój S
Nie wiele zrozumiałam. Nie było żadnych run ani na tej kartce, ani w kopercie. Pocieszałam się, że może zostały zabezpieczone jakimś zaklęciem, ale chyba wiedziałam, co bym tam znalazła. To, że sprawa morderstw była powiązana z tym listem było oczywiste. Z resztą tak samo, jak to, że oczyszczenie oznaczało pozbycie się mugolaków. Natomiast cała reszta była nie jasna. Przecież wszyscy denaci...
Sprawdziliśmy tylko rodziców, a dziadkowie, pradziadkowie, nie ruszyliśmy ich. Podstawowy błąd.
Pobiegłam do salonu. Na podłodze leżały porozwalane papiery. Matko, jak ja nie cierpię bałaganu. Nie mogłam nawet znaleźć swojej różdżki, która oszczędziłaby mi dużo pracy i czasu. Gdzie Harry mógł ją położyć?
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Bezmyślnie poszłam otworzyć, może gdybym wypiła kawę w myślałabym jaśniej, kto w świecie czarów porusza się bez różdżki?
- Witaj Hermiono - w drzwiach zobaczyłam Narcyzę Malfoy. Jak zwykle w pięknym stroju, z idealną fryzurą i skromną lecz cenną biżuterią. Pomimo upływających lat nadal była piękna. Przy niej zawsze prezentowałam się blado, ale dzisiaj. Spojrzałam na siebie. Za duża koszulka Harrego nie wiele zasłaniała, kobieta mogła zobaczyć moje nogi w pełni okazałości.
- Przepraszam za mój ubiór... - zaczęłam, ale ona zbyła mnie ruchem ręki. Przyszła tu w konkretnym celu i z całą pewnością nie obchodziło jej z kim, i dlaczego mieszkam.
- Mam nadzieję, że u was w mugolskich rodzinach uczą, że nie trzyma się gości w drzwiach - powiedziała i nie czekając na ruch z mojej strony weszła do mieszkania i skierowała się prosto do kuchni.
- Sama nie wierzę, że to robię, ale pewnie jak wiesz, jestem daleką krewną Syriusza. Po tylu latach znaleziono tę część testamentu, która nie dotyczy Harrego, tylko jego rodziny i mam nadzieję, że wytłumaczysz mi jedną rzecz - jej głos był ostry jak brzytwa, maska arystokratki opadła, a ukazała się twarz zimnej wiedźmy. - Jakim cudem, twoje nazwisko się tam pojawia? Przecież ty... nie masz w sobie magicznej krwi! Draco nie raz podkreślał, że jesteś...
- Może Syriusz myślał, że ja i Harry... no wie pani. Będziemy w przyszłości małżeństwem i...
- To tak nie działa. W rodzinach takich jak my czy oni, nie ma mowy o czymś takim. Syriusz mógł być czarną owcą, ale są pewne zasady, prawa i tradycje, które nawet on musi przestrzegać. Poczytaj sobie dzieje arystokratycznych, czarodziejskich rodów, a dowiesz się, że coś musi z tobą, albo w tobie być, że mój krewniak o tobie wspomniał w testamencie.
- Może dokument został sfałszowany - podsunęłam.
- Sprawdzałam - zaczęła chodzić po pomieszczeniu. - To autentyk.
- Co zamierza pani z tym zrobić? - zapytałam.
- Dostaniesz co ci zapisał i wystarczy. Wszystko zostanie w tajemnicy - wzruszyła ramionami i zatrzymała się nagle przy moim kubku z kawą. Po patrzyła w ciecz i sięgnęła do swojej różdżki po czym przyłożyła ją do skroni.
- To mój mały prezent dla ciebie - powiedziała i włożyła białą nitkę do mojej kawy. - Pomogę ci odzyskać dzieci i rozwiązać zagadkę Harrego. W mojej myśli odnajdziesz warunek i wskazówkę.
- Dziękuję - wyjąkałam.
Ona już mnie nie słuchała stanęła przy drzwiach. Nacisnęła klamkę, ale zatrzymała się.
- Zaraz przyjdzie tu Harry. Nie rób tego przy nim. Zrób to w nocy, albo jutro w rano. Pamiętaj, zachowaj milczenie. On nie musi o niczym wiedzieć. Żegnaj i pamiętaj o warunku...
- Oczywiście -stanęłam przy niej i zamknęłam za nią drzwi.
Wróciłam do kuchni. Spojrzałam na kubek i schowałam go do jednej z szafek. Listy ułożyłam na blacie, postanowiłam powiedzieć przynajmniej o tym Harremu. Miałam wiele pytań i nie obchodziło mnie to, że nie miałam prawa znać ich treści. Zmarnowałam cały ranek, nie rozumiałam czemu Harry wraca tak wcześnie, co prawda wyszedł w środku nocy, ale pewnie i tak miał wiele w pracy.
Nie wiedząc, co mam zrobić, wyjęłam paczkę ciastek i ponownie zaczęłam robić kawę. Kolejne dwa dni zapowiadały się wyjątkowo intensywnie.
Usiadłam na parapecie i podkuliłam nogi. Spojrzałam na bałagan, który zrobiłam w kuchni i zapragnęłam znowu być nastolatką, i mieć swój mały kącik w Norze, nie być w konflikcie z Molly i znów przyjaźnić się z Ginny.
Bądź dorosła, Hermiona - skarciłam się w myślach, ale to nie zmieniło faktu, że na widok Harrego miałam ochotę rzucić mu się na szyi i po chwili wahania naprawdę to zrobiłam. On nic nie powiedział, przytulił mnie mocno do siebie. Nie musiałam mu nic tłumaczyć, obydwojgu nam życie prawie całkowicie się posypało w ciągu paru dni. Ale czy wcześniej było idealnie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro