×Rozdział 2×
Po śniadaniu udaliście się na zajęcia, chłopcy pobiegli od razu za wami. Pierwsze zajęcia mieliście z Horacym Slughornem czyli eliksiry usiadłaś z Lily a chłopcy ze sobą. Bardzo żywo prowadziliście konwersacje z koleżanką.
(Sl)-No dobrze dobrze teraz was porozsadzam i tak będziecie siedzieć przez następne 7 lat nauki.-Miałaś nadzieje że nie usiądziesz z jakimś niesamowitym kretynem
(Sl)-No Pan Lupin usiądzie z Panem Potterem a Pan Black z Panną Lupin-i tak porozsadzał resztę byłaś nawet zadowolona ale nie tak jak Syriusz który wiedział że jesteś bardzo mądra i nie będzie musiał się za wiele wysilić. Lily siedziała z Sarą więc też było dobrze. Tak miną wam prawie cały tydzień bez żadnych niespodzianek. W piątkowy wieczór to wszystka się zmieniło. Szłyście z dziewczynami rozmawiałyście o wszystkim. W pewnym momencie podeszły do was dziewczyny ze Slytherinu. Zaczęły Cię obrażać ale kiedy nazwała Lily szamą emocje wzięły górę i uderzyłaś dziewczynę w nos kiedy druga zaczęła na was naskakiwać też dostała. Dziewczyny patrzyły na Ciebie z niedowierzaniem. Ślizgonki uciekły ale wiedziałaś że masz spore kłopoty.
(Ty)-No nieźle mam przechlapane na pewno się poskarżą.
(L)-Bell dziękuje ale nie musiałaś teraz będziesz miała szlaban
(Ty)-Nie to mnie martwi mój kłopot ma na imię Remus.
(Sa)-Ale jej dołożyłaś brawo dziewczyno.
(A)-To chyba nie było konieczne.
(Ty)-No tak przepraszam ale jak w grę wchodzą moi przyjaciele to nie patyczkuje się. Nie pozwolę żeby ktoś was obrażał.-Nagle przyszła McGonnagal i zabrała Ciebie do swojego gabinetu.
(Mc)-Nie do wiary Panno Lupin tak się nie zachowuje dziewczynka w twoim wieku.
(Ty)-Przepraszam.
(Mc)-Co w Ciebie wstąpiło dziecko?
(Ty)-Bo one źle się wyrażały o moich bliskich i troszkę mnie poniosło.
(Mc)-Tak powiadomiono nas o Twoim trudnym charakterze. No to Twój pierwszy raz więc nie napiszę do Twoich rodziców.
(Ty)-Na prawdę, dziękuje.
(Mc)-Ale szlaban Cię nie ominie co sobotę i niedziele przez miesiąc będziesz zamiatała dziedziniec i pomagała w sprzątaniu Wielkiej Sali po posiłkach.
(Ty)-Dobrze Pani profesor.
(Mc)-No zmykaj i żeby to mi było ostatni raz.
(Ty)-Postaram się-po czym wyszłaś z gabinetu.
(L)-I jak co powiedziała?-Dziewczyny czekały na Ciebie.
(Ty)-Po prostu świetnie wszystkie weekendy mam pozajmowane przez dobry miesiąc. Ale na szczęście nie napisze do rodziców bo by było po mnie.
(Sa)-No dobrze chodźmy już późno.-Poszłyście do Pokoju Wspólnego zobaczyłaś stojącego brata i podbiegłaś do niego przytuliłaś i schowałaś twarz w jego tors.
(Ty)-Przepraszam przepraszam ja nie chciałam na prawdę.
(R)-Hej uspokój się co się stało?
(Ty)-Bo tak trochę uderzyłam jedną dziewczynę.-Chłopak chwycił Cię za ramiona i odsuną żebyś na niego popatrzała ale Ty miałaś cały czas spuszczoną głowę.-I chyba złamałam jej nos i mam szlaban.
(R)-Co dlaczego? Coś Ty narobiła a prosiłem Cię żebyś nie broiła.
(Ty)-Ale one same się napatoczyły a zrobiłam to bo... bo...
(L)-Nazwały mnie szlamą-odezwała się dziewczyna.-To moja wina.-powiedziała smutna-Bella stanęła w mojej obronie a później...
(A)-W naszej.-Byłaś prze szczęśliwa że dziewczyny się za Tobą wstawiły.
(Ty)-Ja Cię tak przepraszam po prostu mnie troszeczkę poniosło-dalej nie patrzyłaś na chłopaka.
(R)-Bel i co ja mam z Tobą zrobić?
(Ty)-Wiem że Cię zawiodłam.-Powiedziałaś smutno a łzy napłynęły Ci do oczu.
(R)-Popatrz się na mnie.
(Ty)-Nie-brat podniósł Ci głowę że musiałaś na niego spojrzeć po Twoich policzkach popłynęły łzy. Chłopak otarł je i mocno Cię przytulił.
(R)-Oj spokojnie następnym razem trochę się hamuj.
(Ty)-Ale jesteś zły?
(R)-Nie.
(Ty)-Wiem że kłamiesz jesteś.
(R)-Och Bel jak zawsze kiedy coś nabroisz bo później musisz ponieść kare a tego nie mogę znieść że Ci nie mogę pomóc.
(Ty)-Oj tam dla mnie kary były są i będą tego się nie da zmienić.
(R)-Doskonale to wiem ale dobra już było minęło dobrze?
(Ty)-Dobrze-uśmiechnęłaś się do chłopaka i mocno przytuliłaś. Popatrzyłaś na chłopaków którzy słuchali wszystkiego ze zdziwieniem.
(J)-No ładnie ładnie.
(S)-Złamałaś nos?-Nie mogli w to uwierzyć.
(R)-No tak nie wspomnieliśmy że moja siostra ma bardzo wybuchowy charakter.
(S)-Nie ale łał. Tobie to nikt się chyba już nie postawi.
(R)-Nie nakręcaj jej.
(Ty)-Spokojnie Remiś będę już grzeczniejsza obiecuję.
(R)-To się cieszę.-Pocałowałaś brata w policzek. Rano wstałaś ubrałaś się i obudziłaś dziewczyny po czym poszłaś na śniadanie i pobiegłaś do chłopaków. Otworzyłaś głośno drzwi.
(Ty)-Witajcie kochani wiem że się stęskniliście za mną.- Wskoczyłaś Remusowi na łóżko.-Wstawaj brat już ranek.
(R)-Dopiero ranek daj żyć proszę.
(Ty)-No dobrze Tobie dam. To chłopcy ktoś może z was wstanie? Jameeee?-Wskoczyłaś na chłopaka i położyłaś się na niego wstaniesz?
(J)-Nie przed 11 nie wstaje.
(Ty)-Ale z was yhhh. A może Ty Syriusz cooo?
(S)-Nie nawet o tym nie myśl.
(Ty)-Trochę za późno. Co z wami?-Podeszłaś do Syriusza.-No ja już nawet po śniadaniu a wy dalej w łóżkach.-Siadłaś na łóżko Syriusza.
(S)-Jest sobota przecież.
(Ty)-A no właśnie a za oknem taka ładna pogoda a wy tu leżycie-położyłaś się koło chłopaka-to móż...-zasłonił Ci ręką usta.
(S)-Od razu lepiej.-Ugryzłaś go w pala i zaczęłaś się śmiać.
(Ty)-Teraz tak. No dobra dam wam pożyć jak dacie mi jakąś ciekawą książkę.-Syriusz sięgną po pierwszą lepszą i Ci podał.
(Ty)-Może być-usiadłaś w nogach chłopaka i zaczęłaś czytać. Po dwóch godzinach chłopcy po woli zwlekali się z łóżek.
(Ty)-No w końcu już zdążyłam przeczytać prawie całą książkę.
(S)-Gdy by nie Ty to jeszcze bym spał-rzucił Cię poduszką.
(Ty)-Tak ale nie będziesz spał za to jutro też-zepchnęłaś go z łózka.
(S)-O Ty już po Tobie.
(Ty)-Najpierw to Ty mnie złap.-Rzuciłaś się w stronę drzwi a chłopak za Tobą. Wybiegłaś na korytarz.-Aquamenti-krzyknęłaś i oblałaś chłopaka wodą.
(S)-Już nie żyjesz.-Pobiegłaś przez korytarz i przebiegłaś przez nieużywane przejście do drugiego korytarza. Z chłopakami poznaliście już parę ukrytych przejść. Niestety chłopak je również znał i pojawił się przed Tobą.
(S)-Aquamenti-oblał Cię całą wodą.
(Ty)-No to mamy remis.
(S)-Nie do końca a za to co mnie zrzuciłaś?-Odwróciłaś się i szybko zaczęłaś uciekać chłopak jednak był szybszy i dogonił Cię. Złapał Cię w talii.
(S)-No to mam Cię.
(Mc)-A ja mam was co to ma znaczyć?-O do razu odwróciliście się w stronę Profesor McGonnagal.
(Ty,S)-My nie.
(S)-Znaczy to nie my.
(Mc)-Do prawdy a co ma znaczyć to że jesteście cali mokrzy?
(Ty)-Bo wrzuciłam go pod prysznic.
(S)-A ja ją wciągnąłem.
(Ty)-I tak wyszło.
(Mc)-Panno Lupin i Panie Black macie posprzątać te korytarze z wody.
(Ty,S)-Dobrze Pani profesor.-Zaprowadziła was do woźnego i poszliście posprzątać ale dobrze się bawiliście więc czas szybko zleciał. Poszliście na obiad bardzo późno.
(R)-Gdzie wy byliście?
(J)-No właśnie tak znikliście i już nie wróciliście.-Popatrzałaś na Syriusza i zaczęłaś się śmiać.
(Ty)-No wiecie musieliśmy posprzątać korytarz.
(R)-A to dla czego?
(S)-Bo go trochę zamoczyliśmy.
(R)-Bella znowu.
(Ty)-Oj daj spokój tym razem nic nie zrobiłam no prawie ale to drobiazg.
(J)-Remus weź raz odpuść.
(R)-No dobrze.
(Ty)-Która godzina? O nie muszę lecieć na szlaban.
(R)-Ale przebierz się jesteś mokra.
(Ty)-Nie wyschłam już-skłamałaś ale nie chciałaś dostać kolejnego szlabanu za spóźnienie. Poszłaś na dziedziniec i zaczęłaś zamiatać zrobiło się bardzo zimno i zaraz przyszli chłopcy nie zauważyłaś ich ale Remus podbiegł do Ciebie i okrył swoją bluzą.
(R)-Ale Ty zimna-Przytulił Cię i złapał Cię za dłonie i zaczął ogrzewać.-Mówiłem żebyś się przebrała czy ty kiedyś zaczniesz mnie słuchać?
(Ty)-Chciała bym zacząć bo Ty masz zawsze racje.
(R)-Może nie zawszę.
(Ty)-Dla mnie tak. No dobra muszę wrócić do zmiatania.-Długo Ci to jeszcze zajęło. Chłopcy gdzieś się zmyli a Ty dalej zamiatałaś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro