Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

×Rozdział 15×

(R)-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
(Ty)-Bo było mi wstyd.
(R)-Dla czego?
(Ty)-Czy Ty mnie widzisz? Przez to że nie dałam sobie rady z tymi durniami.
(J)-Chyba niedługo wybierzemy się na małą wycieczkę.
(S)-Chyba zaraz.
(R)-Kiedy Ty zrozumiesz, że nie jesteś sama. Masz do mnie przychodzić z takimi sprawami.
(Ty)-Dajcie spokój.-Usiadłaś na siedzeniu i podciągnęłaś nogi i ukryłaś twarz w kolanach. Poczułaś że ktoś siadł koło Ciebie i Cię przytulił.
(R)-Jak ich dorwę to rozszarpie na malutkie kawałeczki, nie będzie już co po nich zbierać.
(Ty)-Nawet nie ma takiej opcji.
(J)-Jest i my mu w tym pomożemy.
(S)-Tak nikt nie ma prawa Ci dokuczać oprócz nas.
(J)-Dokładnie.
(Ty)-To może Ty powiesz nam co Ci się stało?-.-Położyłaś głowę na kolanach i popatrzałaś na chłopaka który kucną przed Tobą i delikatnie przejechałaś palcem po jego twarzy.
(S)-Chyba muszę.-Westchną chłopak.
(Ty)-Nie, nie musisz jak nie chcesz.
(S)-No to jak tak no to chce.
(Ty)-No to opowiadaj.
(S)-Bo mam trochę szurniętą rodzinę. Znaczy to bardziej matka ma świra na punkcie czystości krwi a ja nie. Mi do jest obojętne kto ma jaki status krwi ale ona ma obsesje i wściekła się jeszcze że nie przydzielono mnie do Slytherinu i postawiłem się jej no i...
(Ty)-To ona Ci to zrobiła?
(S)-No tak.
(Ty)-Ale głupi babsztyl jak ona może tak traktować własnego syna? Mam  nadzieje że będę mogła z nią porozmawiać.
(S)-Oj mam nadzieje że nie.
(Ty)-Ja mam inne zdanie.
(J)-Jak zawsze.-Reszta podróży minęła wam spokojnie na rozmowach i żartach które robiliście innym uczniom. Podkładaliście śmierdzące bomby i petardy. Zabawa była przednia ale musiała już dobiec końca. Szybko nastał 14 luty była to niedziela a Tobie strasznie nie chciało się wstać więc tego nie zrobiłaś. Leżałaś i myślałaś o tym dniu o którym dziewczyny gadały już od wielu dni a Ciebie to w ogóle nie ruszało. Dziewczyny wstały i poszły uradowane na śniadanie próbowały Cię wyciągnąć ale Ty nie ustąpiłaś i chciałaś przeleżeć ten dzień w swoim kochanym łóżeczku. Niestety weszli chłopacy i obsypali Cię masą płatków róż brat dobrze wiedział że nie lubisz walentynek i za każdym razem przychodził do Ciebie i Cię denerwował. Nie lubiłaś tego święta bo było przesadnie przepełnioną sztuczną i nie prawdziwą miłości. Chłopcy mieli z Ciebie niezły ubaw bo strasznie Cię denerwowali ale Ty schowałaś się pod kołdrę.
(J)-Wstawaj wstawaj kochana nie wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
(Ty)-Taki najgorszy dzień w roku.
(S)-Oj cukiereczku wstawaj.
(Ty)-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a połamię Ci rękę.
(R)-O jaka ja jestem zła dzisiaj.-Chłopcy zaczęli się śmiać a Ty nie miałaś zamiaru wychodzić z pod kołdry. Jednak oni mieli inne plany.
(J)-Wstawaj mamy genialny plan na ten piękny dzień.
(Ty)-Coś konkretnego?-Usiadłaś na łóżku.
(S)-Czekoladki z farbą.
(R)-I eliksirem barwiącym.
(Ty)-No to może jednak ten dzień nie będzie aż tak okropny.-Przeciągnęłaś się z uśmiechem.
(R)-Ty byś tylko uprzykrzała ludziom życie nie?
(Ty)-Tak a szczególnie tym wszystkim zakochańcom. Aż mi się niedobrze robi na widok tych wszystkich serc i całej tej przesadzonej uprzejmości.
(J)-A dlaczego nie lubisz walentynek?
(S)-Bo nikt jej nie chce.
(Ty)-Jeszcze zobaczymy.-Walnęłaś go w ramię.
(S)-Co znowu mały zakładzik?
(Ty)-A co chcesz znowu przegrać?
(S)-Tym razem bym wygrał.
(TY)-Nie mam ochoty dzisiaj. A nie lubię tego dnia bo jest okropnie sztuczny.
(R)-Dobra ubieraj się i idziemy.-Zeszłaś z łóżka i ubrałaś się w spódniczkę w kratkę i koszulę. Poszliście do pokoju chłopców by wprowadzić wasz plan w życie. Zbyt długo to wam nie zajęło więc wzięliście czekoladki i poszliście rozdawać je ale tak ukradkiem. Kiedy obok Ciebie nie było chłopaków jacyś odważniacy chcieli zaprosić Cię na randkę ale Ty odmawiałaś. Chłopcy podziwiali te sceny z radością bo za każdym razem robiłaś bardziej zła co ich bawiło do łez. Wszyscy chłopcy umówili się z dziewczynami oprócz Twojego brata. Dziewczyny też nawet Lilly dała się namówić jakiemuś zostałaś tylko Ty i brat ale Ty nie chciałaś nie jak Twój brat. Na śniadaniu bardzo późnym bo był już obiad zasypały Cię masę róż i różnych słodyczy i kartek walentynkowych. Położyłaś głowę na stole dźgając jedzenie widelcem i marząc żeby ten dzień szybko miną.
(R)-Co jest siostra?
(Ty)-To jest takie dołujące.
(Ty)-Co takiego?
(Ty)-Że odmawiasz każdej dziewczynie proszę idź i baw się dobrze.
(R)-A Ty?
(Ty)-Ja? Czy Ty dał byś mi się z kim umówić?
(R)-No chyba nie.
(Ty)-Dokładnie ale teraz ja też to popieram więc jak będzie?
(R)-No dobrze .-Brat podszedł do jakiejś dziewczyny i umówił się z nią. Ty dalej siedziałaś i grzebałaś w jedzeniu i patrzałaś na szczęśliwych przyjaciół. Pocieszał Cię fakt że niektórzy uczniowie przychodzili ubrudzeni farbą lub zafarbowani na czerwono to było piękne ale dalej leżałaś na  stole dźgając posiłek.
(B)-Hej malutka co tak siedzisz sama?
(TY)-Próbuje jakoś przetrwać ten okropny dzień.
(B)-Co nie przepadasz za walentynkami.
(Ty)-Jak widać.-Podeszła do was jakaś Krukonka.
(Ty)-No leć dziewczyna nie może czekać.
(B)-A Ty?
(Ty)-Ja gdzieś się zaszyje i przeczekam ten okropny dzień.
(B)-Ale...
(Ty)-Żadnych ale. Spadaj i to już.-Uśmiechnęłaś się do chłopaka.
(B)-No dobrze już dobrze to lecę.-Dał Ci buziaka w głowę i odszedł z dziewczyną. Ben był dla Ciebie jak starszy bart ale nie taki jak James czy reszta Twojej bandy nie dokuczał Ci jak inni tylko po prostu rozmawiał z Tobą na poważniejsze tematy do których chłopcy jeszcze nie dorośli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro