Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zasłużyłem?

Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam u was?
Dziś przedostatni dzień maratonu!
Trochę sadge, ale co poradzić
Pomyśleć że jutro styknie mi o rok więcej XDDD mam nadzieję, że zostanę tu na długo jeszcze
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚

Obawiałem się naprawdę tego co może się zdarzyć, ale chcąc czy nie odsunąłem się od drzewa i spojrzałem w lewą stronę. Otworzyłem szerzej oczy widząc Jamesa idącego w moim kierunku, poczułem jak robi mi się słabo. Nie sądziłem, że kiedykolwiek on przejdzie się osobiście po mnie.

-Coś się stało? - padło pytanie ze strony Nico, który musiał wyłonić się z tunelu który w miarę udało nam się zrobić.

-Mój wujek - wyszeptałem widząc zbliżającego się do nas mężczyznę, a w jego zielonych oczach widziałem złość, którą próbował zamaskować. Zadrżałem z przerażenia, bo złamałem nie tylko umowę, ale i karę, którą dostałem.

-Dante raz dwa do domu - jego ton głosu był przyjemny co mnie zszokowało.

-Dzień dobry proszę pana czy Dante nie może zostać trochę jeszcze?

-Niestety ale ma zajęcia o których widocznie zapomniał. Zbieraj się Dante.

-Ttak - mruknąłem i spojrzałem na Nico - ddo zobaczenia.

-Pa - również powiedział cicho, a ja ruszyłem dość szybkim krokiem w stronę wyjścia z placu zabaw. James położył dłoń na moim barku i czułem jak z każdą chwilą zaciska ją coraz bardziej, boleśniej. 

Cisza ze strony mężczyzny bardziej mnie przerażała i niepokoiła niż jakby coś mówił czy krzyczał na mnie. Czułem jak serce niesamowicie szybko mi bije i nie potrafiłem go uspokoić, ale może przez to, że byłem przerażony. Wiedziałem, że jak tylko przekroczymy próg domu to Peter się mną zajmie i bałem się tego. Nie chciałem wręcz, rozum krzyczał bym uciekał, ale gdzie bym uciekł. Oni by mnie znaleźli. Przecież są mafią, są tymi złymi co krzywdzą, zabijają. Natomiast ja głupi miałem umowę, którą podpisałem. Zobowiązała mnie do spłaty długu, który z każdą chwilą zyskiwał coraz to większą cenę za moje przewinienia. Wziąłem głęboki wdech i wydech widząc jak byliśmy praktycznie przed budynkiem. Cała droga minęła w ciszy, która była dla mnie wręcz zapowiedzią na coś złego. Bolał mnie już bark przez jego dłoń, której nawet nie poluzował, a miałem wrażenie iż wciąż ściskał ją. Otworzył drzwi do środka co wiązało się z tym, że mnie puścił. Musiałem przyznać, że bolało mnie, ale nie skarżyłem się gdyż nie skończyłoby się to za dobrze dla mnie. Chciałem już iść na górę, ale jego dłoń mnie powstrzymała z lękiem w oczach spojrzałem na niego, a jego twarz była niczym skała lecz te oczy wręcz mnie rozrywały na kawałki tym lodowatym spojrzeniem. Gdyby tylko mógł przez nie zabijać to bym bym już dawno nie żył. Gdy popchnął mnie na dół cały się trząsłem nie wiedząc co tak naprawdę chce zrobić. Czy znów mnie skrzywdzą, a może każe mi wrócić do pakowania towaru. Posłusznie szedłem z zwieszoną głową w dół. Nie patrzyłem nawet gdzie mnie prowadził, bo wiem, że cokolwiek to będzie to i tak mnie zrani.

-Znalazł się gówniarz - spiąłem się słysząc głos Petera, który wyszedł z pokoju obok - mam się nim zająć?

-Nie, nie trzeba Peter - jego głos sam w sobie powodował, że dostałem gęsiej skórki ze strachu. Nie oznaczało to dla mnie niczego dobrego, poczułem jak popycha mnie bym szedł dalej więc zrobiłem to bardzo niechętnie, ale nie miałem wyboru. Nagle jego dłoń zacisnęła się na moim karku i z każdą sekundą siła wzrastała. Pisnąłem z bólu gdyż nie byłem w stanie tego wytrzymać, bo jednak to było za dużo. - Wiesz czemu tu jesteś? - upadłem na ziemię i od razu zrozumiałem gdzie się znajdujemy. 

-Nnie wiem - odparłem chociaż troszkę się domyślam, ale może będzie łagodniejszy gdy będę udawać głupa. 

-Dante…Dante….Dante - mówił moje imię z każdym dłuższym odstępem. Wpatrywałem się w betonową podłogę, a w mych oczach czułem łzy gdyż zaczęły mnie piec. Zacisnąłem dłonie w pięści i nie wiedziałem jaką karę dostanę - mówiłem, że lepiej abyś nie złamał naszej ugody. No, ale jak wolisz być traktowany jak pies to tak będziesz traktowany! - nie rozumiałem o co mu chodzi aż nagle poczułem duszący ból po lewej stronie moich żeber. Opadłem na beton i skupiłem się biorąc chaotyczne wdechy. 

-Ojoj piesek już ma dość? - ten złowrogi rechot spowodował, że jeszcze bardziej ciężej było mi się uspokoić. Nie chciałem by Peter mnie jeszcze atakował.

-Jest dziś mój, jazda na górę! - zatrzęsłem się z krzyku, który wyszedł z ust blondyna. Poczułem jak bierze mnie za kark i unosi jak nic nie znaczące kilogramy. Jęknąłem z bólu gdy rzucił mną w kraty z rozrywającego bólu, bo spadłem na ziemię uderzając się głową o beton. Czułem jak wszystko mnie boli i rozmazuje się mi wizja - Nie ma omdlenia gówniarzu skoro tak ładnie lubisz uciekać to ci uniemożliwię to!

-Pprosze nnie będę grzeczny - wyszeptałem ledwo zerkając na mężczyznę, który swoją nogą dociskał moje biodra do ziemi. 

-Mówisz to zawsze i nie zmienia się nic! - złapał mnie za szyję w jakiś dziwny sposób, że nie mogłem wziąć oddechu. Przerażony zacząłem wierzgać na boki by mnie puścił, ale on wpatrywał się we mnie z satysfakcją jak próbuję walczyć. Czułem jak robi mi się słabo, a ja nie miałem już siły by walczyć. Gdy miałem już mdleć poczułem jak mnie puszcza przez to runąłem na ziemię. Ciężko brałem oddech, ale w półmroku widziałem te zielone oczy, które wręcz świeciły lodowatą zielenią lub dostałem halucynacji przez brak powietrza. Czułem jak złapał mnie za nogę i nie rozumiałem co chce zrobić, po moich policzkach spływały łzy nad którymi nie miałem już kontroli. Nagle usłyszałem jakby łupnięcie, a z mych ust wydobył się krzyk. Mimo iż mój mózg nie do końca pojmował co się dzieje to ból był niemiłosierny. - Niech to spowoduje, że zaczniesz myśleć - złapał mnie za kark i wrzucił do celi którą już dobrze znałem. Ostatnim razem też tu tkwiłem. Nie walczyłem z omdleniem po prostu usnąłem.

Obudziłem się z przyspieszonym tętnem bicia serca. Nienawidziłem tego wszystkiego, tych wspomnień i tego, że wracają do mnie jak bumerang. Teraz widziałem je tak strasznie dokładnie. Gdy byłem młodszy były niczym strzępki mojej pamięci, ale też bywało iż widziałem dokładnie te wspomnienia. Usłyszałem zgrzyt zamka i zatrzęsłem się przestraszony, ale zrozumiałem po chwili, że jestem przecież w domu. Nie wiedzą raczej gdzie mieszkam. Miałem taką nadzieję, że nie mają tyle informacji o mnie. 

-Dante?! Śpisz? Kolacje przyniosłem! - przetarłem dłonią oczy i zaskoczyłem się tym, że są one mokre. Zapewne popłakałem się przez sen z tego wszystkiego. Starałem się wytrzeć policzki oraz oczy, ale nie wiedziałem czy mam czerwone oczy. Nagle ojciec zapukał do drzwi - Wchodzę do środka! - nim zdążyłem zaprzeczyć on już otworzył drzwi i spojrzał na mnie - Co się stało?

-Nic - odpowiedziałem przecierając oczy i uciekając wzrokiem w bok.

-Dante - słyszałem jak idzie w moim kierunku, ale nie chciałem mu mówić o tym, byłem już dorosły, a nie dzieckiem. Umiałem sobie poradzić z własnymi problemami i emocjami - nunuś widzę, że coś nie gra i mocno mi się zamykasz w sobie. Wiesz, że to nie jest rozwiązanie twoich problemów.

-Nic mi nie jest - burknąłem cicho by już mnie zostawił, bo nie chciałem o tym rozmawiać.

-Dante jest widzę to, nie znam cię od dziś - widziałem jak unosi dłoń na co od razu zamknąłem oczy i skręciłem głową w bok - synku przecież nic ci nie zrobię - wyszeptał by mnie uspokoić, a po chwili poczułem jego dłoń w swoich włosach jak je przeczesuje. 

-Pprzepraszam - wyszeptałem również i pociągnąłem nosem czując jak łzy napływają mi do kącików oczu. 

-Nie przepraszaj chce po prostu zrozumieć co się dzieje - jego delikatny dotyk był całkiem inny taki przyjemny niż ten, który był we wspomnieniach. 

-Mmiałem zły sen - wymamrotałem, bo jednak była to prawda gdyż prześladowało mnie to wszystko w nocy i gdy tylko zamykałem oczy, a niekiedy miałem spokojne sny.

-Chodź wyjdź z łóżka, zjemy wspólnie, kupiłem chińszczyznę twój ulubiony makaron z sosem i kurczakiem. 

-Yhym - uśmiechnąłem się delikatnie, bo Rightwill naprawdę był dobrym ojcem, starał się zrozumieć i nie oceniał. 

-To chodź póki ciepłe i nie przejmuj się tym snem, to tylko sen - spojrzałem na niego, a jego kciuk wytarł mój policzek po tym jak jedna łza uciekła mi spod powiek. 

-Ddobrze - mruknąłem, a on wstał z łóżka na którym usiadł obok, schylił się delikatnie i pocałował mnie w czoło. Po tym opuścił pokój, ale nie zamknął drzwi za sobą więc zsunąłem z siebie kołdrę i ruszyłem za mężczyzną. Wyszedłem z pokoju i rozejrzałem się za tatą, który siedział na kanapie, a przed nim była reklamówka zapewne z jedzeniem. Powoli podszedłem do kanapy i usiadłem przy nim, ale zacząłem sobie wyciągać karton ze swoim jedzonkiem. 

-Smacznego - powiedział tata więc odpowiedziałem nawzajem. Wziąłem się powoli za jedzenie i nawet nie wiedziałem, że jestem taki głodny - jak spędziłeś czas z Montanhą?

-Ddobrze byliśmy na patrolu - odparłem jedząc powoli makaronik. 

-To dobrze choć wolałem byś nie spędził tego czasu w pracy.

-Nie byłem na służbie byłem jako osoba towarzysząca - sprostowałem myślenie białowłosego mężczyzny. 

-No dobrze powiedzmy, że czymś się to różni - rzekł jedząc swoje sajgonki, a na stole był zestaw sushi. W telewizji leciał jakiś film, ale nawet nie wiedziałem o czym był - jeśli coś się dzieje Dante wiedz, że znajdziemy wspólnie rozwiązanie na to co cię trapi.

-Yhym - mruknąłem wpatrzony w swoje pudełeczko, ale czułem na sobie jego wzrok. 

-Będzie dobrze zobaczysz - pogłaskał mnie po głowie co było przyjemne i lubiłem to w sumie gdyż uspokaja moje myśli. 

-A co jeśli nie? - pomyślałem zastanawiając się właśnie nad tym.

-Zawsze po burzy wychodzi słońce Dante. Nawet jak będzie źle kiedyś to minie, a potem będzie tylko lepiej - spojrzałem na niego zaskoczony, bo nie spodziewałem się tego, że powiedziałem na głos swoje pytanie. Nie chciałem by zaprzątał sobie głowy moimi mniej istotnymi problemami. 
Gdy on na głowie miał całe miasto praktycznie przez swoją pracę. Wziąłem do ust makaron i choć byłem wdzięczny tacie za te słowa, bo trochę mnie podniosły na duchu to obawiałem się, że tym razem słońce nie nadejdzie. 

-Dziękuję za kolację - mruknąłem odkładając pusty kartonik na stole, a mężczyzna na mnie spojrzał.

-Zostawię ci trochę sushi jakbyś chciał, a jak nie to zjesz jutro - oznajmił i było to miłe, bo starał się bym jadł odpowiednią ilość jedzenia, a przy okazji pewnie wiedział, że nie jadłem obiadu. 

-Ddobrze idę się umyć - mruknąłem cicho wstając z kanapy i ruszyłem do swojego pokoju po piżamę. 

Po chwili wszedłem do łazienki i odkręciłem kurek z ciepłą wodą oraz zimną by szybciej się lała woda. Nie zamykałem drzwi na zamek gdyż jakby coś się stało to tata zawsze może wejść niż rozwalać drzwi z bara. Nie twierdzę, że kilka razy tak nie było i trochę drzwi tutaj było aż zostały te. W końcu można powiedzieć, że wyrosłem z krzywdzenia siebie choć często miałem ochotę by do tego wrócić. Ściągnąłem z siebie bluzę wraz z koszulką i westchnąłem ciężko widząc swoje odbicie w lustrze. Moje ciało niczym płótno było porysowane, postrzępione po prostu zniszczone. Blizny na rękach po zabawach Petera czy moich cięciach nie zniknęły. Zapewne będą ze mną do końca mojego życia i będą przypominać moje koszmary. Rozebrałem się do końca i westchnąłem ciężko wchodząc do gorącej wody. Zakręciłem kurki by nie lało się jej więcej i zamknąłem oczy. Było tu tak przyjemnie ciepło, a przy okazji rozluźniło moje spięte mięśnie. Chyba tego potrzebowałem by się rozluźnić. 

Na spokojnie się myłem, uważając na to by nie podrażnić sobie skóry za bardzo. Nie wiem ile siedziałem w wodzie, ale robiła się ona coraz bardziej zimna więc chyba trzeba było wyjść. Spojrzałem ponownie w lustro by wysuszyć przy pomocy suszarki swoje białe włosy. Lubiłem ten kolor choć w czarnych chyba czułem się znacznie lepiej niż w białych. Przefarbowałem tylko aby mieć pewność, że może mnie nie znajdą jak wrócę do swojego imienia i nazwiska oraz będę inaczej wyglądać lecz moje starania poszły na marne. Musiałem jakoś naprawić swoje błędy lecz za bardzo się bałem by zrobić krok w przód wręcz panicznie robiłem kroki w tył by zostać w bezpiecznym miejscu. Jednak ile te bezpieczeństwo będzie trwać skoro zasłużyłem na karę za swoje przewinienia. 

Wysuszyłem się cały i ubrałem w spodenki oraz koszulkę, które służyły dla mnie jako piżama. Było mi za zimno by leżeć w samych bokserkach jak to niektórzy robią dlatego ja miałem piżamkę. Brudne ciuchy wrzuciłem do kosza na pranie i na spokojnie wyszedłem z łazienki. Zastał mnie półmrok panujący w pomieszczeniu i jedynie telewizor dawał światło, a na kanapie był kocyk. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc, że tata przygotował dla mnie kącik bym nie siedział w pokoju. Wpakowałem się pod kocyk i spojrzałem na telewizor widząc jak zaczyna się jakiś nowy film, którego nie wiedziałem jeszcze. Na stoliku czekało na mnie jedzonko, które stary zostawił dla mnie. Nie wiedziałem czy zaplanował to iż zostawił na takim programie czy nie, ale byłem wdzięczny za to, bo mogłem choć trochę zapomnieć o tym co mnie przytłacza. Wziąłem w ręce sushi i zacząłem jeść je oglądając film. Gdy tylko zjadłem ostatni kawałek czułem się naprawdę pełny i ziewnąłem cicho. Najlepsze jest jednak to, że nie wiem kiedy usnąłem przy filmie mimo iż prawie pół dnia przespałem wcześniej. Wtuliłem się bardziej w koc, którym byłem opatulony i spałem spokojnie choć miałem wrażenie, że ktoś chodzi obok mnie. To od razu spowodowało, że otworzyłem przestraszony oczy i zacząłem się rozglądać się za zagrożeniem. 

-Wybacz nunuś, że cię obudziłem - odetchnąłem z ulgą widząc, że to tylko Rightwill, który z pewnością robi nam śniadanie do pracy. Dziś miałem dzień spędzić w pracy z czego byłem zadowolony gdyż nie chciałem zostawać w domu i przeżywać na nowo wspomnień, które nieszczególnie poprawiały moje samopoczucie.  

-Nic się nie stało tato - mruknąłem cicho i przetarłem dłonią oczy chcąc się pozbyć otoczki snu. Dobrze, że kanapa była wygodna i ma dużo poduszek inaczej mogło być ciężko ze wstaniem. 

Czy to była wystarczająca kara dla Dante za złamanie słowa?
Czy Dragons polują na policjanta?

2224 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro