Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspomnienia

Witam wszystkich serdecznie w kolejnym rozdziale!
Mam nadzieję, że fabuła jest fajna :3
Dziś dość ciekawy rozdział?
Życzę wszystkim miłego dzionka!

Obudziłem się chyba przez sole trzeźwiące i nie bardzo rozumiałem co się wydarzyło wokół mnie. Wszystko było takie rozmazane takie dziwne. Czułem, że mam coś na ustach i chyba to była maska tlenowa. Znów zemdlałem przez brak powietrza w płucach i organiźmie. Tata mnie zabiję jak się dowie, że znów miałem atak.

-Cieszę się, że wróciłeś do żywych - głos Grzesia spowodował iż spojrzałem na niego i przyłożyłem dłoń do głowy, która miałem wrażenie, że mi pęka z bólu. - Co się stało iż zemdlałeś?

-Nic - wyszeptałem cicho i brałem głębokie wdechy powietrza, a okolice klatki piersiowej mnie strasznie bolały, ale to pewnie przez to iż zemdlałem przez brak tlenu.

-Nie ważne zadzwoniłem po Rightwilla za kilka minut powinien po ciebie być - oznajmił wstając z kanapy, a ja chaotycznie pokiwałem głową na nie. Przecież on mnie zabiję za to, że nie jestem z nim szczery. Nie mogę mu powiedzieć dlaczego znów mam napady. Nie mogę, oni mnie zabiją gdy się dowiedzą, że znów zrobiłem ten sam błąd co kilka lat temu. Nie mogę pozwolić na to by znów popełniać te same błędy, poradzę sobie sam z tym. W końcu sam w to wpadłem to i sam się wydostanę. Nie mogę wplątać go znów w to wszystko co będzie się działo - Dante zemdlałeś nie mogę pozwolić byś po tym siedział sam w biurze, bo znów się to może powtórzyć. Wtedy mogę już nie zdążyć.

-Przepraszam - mruknąłem cicho i zasłoniłem dłońmi swoje oczy chcąc w końcu mieć spokój. Dlaczego gdy zawsze jest dobrze coś musi się psuć. Dlaczego on tu wrócił czy to oznacza, że reszta też tu jest?

-Mnie nie przepraszaj dobrze, że nic ci się nie stało. Idę na dół poczekać na Rightwilla.

-Nnie! - od razu krzyknąłem żeby nie zostawiał mnie tu samego. Bałem się, że on tam nadal jest i tylko czeka na to aż będzie miał łatwe dojście do mnie. Nie chciałem by był tu, nie chciałem zostać z nim sam na sam.

-Hej bez nerwów - westchnął siadając przy mnie gdyż czułem jak ugina się pod jego ciężarem kanapa - co się dzieje?

-Nic - mruknąłem cicho nie patrząc na niego. Bałem się i to koszmarnie, nie wiedziałem co mam zrobić.

-Widzę, że coś się dzieje, ale nie chcesz nic mówić - przejrzał mnie i to bardzo. Zagryzłem wargę chcąc by przestał pytać, bałem się, że zaraz wybuchnę płaczem. Nie mogłem pokazać słabości. Nie tutaj, nie wśród ludzi, który pracują pode mną.

-Dobry szefie! - słysząc to już wiedziałem co to oznacza. Drzwi otworzyły się, a przez nie wszedł ubrany w czarną skórzaną kurtkę i granatowe dżinsowe spodnie mężczyzna.

-Co się stało? - padło pytanie z jego strony i zamknął drzwi za sobą. Widziałem w jego oczach delikatną złość jak i zmartwienie.

-Zemdlał nie wiem dlaczego i przez co, ale na szczęście udało się go ustabilizować - oznajmił za mnie Gregory, a ja spojrzałem na ziemię. Nie chciałem go rozczarowywać sobą oraz swoim zachowaniem.

-Dziękuje Montanha.

-Nie ma za co szef dziękować zrobiłem to co trzeba było - czułem jak wstaje z kanapy - zostawię was i najlepiej aby zabrać Dante z pracy. Nie chciałbym by się powtórzyło to.

-Oczywiście - odparł i słyszałem ten charakterystyczny brzęk zamykania drzwi. Nie minęła chwila, a poczułem jak Rightwill siada na kanapie. Bez myślenia po prostu skuliłem się by uciec przed nim w ten sposób co chyba mu się nie spodobało gdyż spotkało się z cichym westchnieniem - Dante proszę spójrz na mnie.

-Nie - wyszeptałem i skuliłem się bardziej.

-Dante co się stało? To już drugi atak w ciągu dwudziestu czterech godzin. Wiesz, że mogą by się niebezpieczne dla ciebie!

-Yhym - mruknąłem zaciskając mocno zęby by się nie rozpłakać.

Mój największy koszmar wrócił, a on pyta co się stało. Nie potrafiłem o tym mówić, nie umiałem i nigdy nie będę umiał. Chciałem tak wiele razy, chciałem się otworzyć przed kimkolwiek, by wydusić z siebie te złe wspomnienia, ale nie potrafiłem. Nie byłem w stanie nawet wypowiedzieć ich. Myślenie o nich stwarzał tak wielki ból w mojej głowie, umyśle, mej psychice, a najczęściej odbijało się to na mnie fizycznie. Czułem jak brzydzę się samego siebie za to kim jestem i jaki jestem. Mimo iż dużo potrafiłem powiedzieć, przekazać czy ukazać rysunkiem. To jednak nie potrafiłem tej prawdy powiedzieć. Nie byłem w stanie, a ten mężczyzna to wszystko potęgował. Był moim cierniem w opuszce łapy i przypomniał o sobie gdy tylko stąpałem na niej. Siedzieliśmy w ciszy między sobą gdy ja starałem się zwalczyć swoje lęki i bóle. Nie chciałem by znów przeze mnie marnował swój cenny czas. Tym bardziej, że już tak młody nie był, a miał dużo na głowie przez pracę czy ryzyko jakie z nią się wiązało.

-Dante nie będę na siłę z ciebie wyciągać informacji, bo wiem, że to nie działa - zaczął cicho i czułem na sobie jego wzrok niebieskich tęczówek - jednak się martwię o ciebie i to co się z tobą dzieje. Nie jesteś sobą.

-Chce do domu - wyszeptałem cicho gdyż chciałem być po prostu sam.

-Dobrze to wstań powoli z kanapy - rzekł więc podniosłem się ledwo do siadu i spojrzałem na tatę - na pewno dasz radę sam? - potwierdziłem, a następnie powoli zsunąłem nogi na podłogę, by po chwili wstać na nie. Tata stanął tak by mnie w razie potrzeby łapać gdyby moje ciało odmówiło współpracy. Na szczęście udało mi się stanąć i ustać więc ściągnąłem maskę z ust, a następnie spojrzałem na tatę, którego mina była dość mocno zróżnicowana emocjonalnie. Głównie jego oczy mówiły jego emocję niż twarz. Powoli ruszyłem do wyjścia z biura, a następnie przy tacie zeszliśmy na dół. Ukradkiem rozglądałem się za tymi niebieskimi włosami, ale nie było go tu. Zagryzłem wargę jednak gdyż mój lęk nie minął mimo iż jego tu nie było.

Oni nie zapomnieli tego co zrobiłem i nie zlitują się nade mną. Wyszliśmy z komendy i nawet nie przebrałem się, ale może to lepiej. Będę miał przy sobie cały czas broń gdyż nie było mi można jej nosić poza służbą. Wsiadłem do samochodu taty i oparłem głowę o szybę chcąc odpocząć, zapomnieć o tym dniu. Droga do bloku minęła ekspresowo przez to iż nie było korków. Nim się obejrzałem staliśmy na parkingu więc wysiadłem z samochodu, a następnie skierowałem się do klatki schodowej chcąc jak najszybciej wejść do pokoju i zamknąć się w nim. Jednak musiałem poczekać aż mi otworzy drzwi, a gdy to się stało od razu po ściągnięciu butów ruszyłem przez salon by dodać się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi za sobą i rzuciłem się na łóżku. Bez chwili zastanowienia po prostu rozpłakałem się, bo już dłużej nie byłem w stanie wstrzymywać łez. Słyszałem pukanie do drzwi, ale olałem je. Nie chciałem go widzieć. Nie chciałem nikogo widzieć, bo czułem jak znów wracam do złych wspomnień.

Siedem lat to nawet dużo gdy w grę wchodziło to iż byłem w pierwszej klasie podstawowej. Chodziłem do szkoły gdzie już uczyłem się bardziej przydatnych rzeczy niż w przedszkolu. Cieszyłem się z tego powodu i choć poznałem dwójkę ciekawych moich rówieśników to jednak trochę trzymałem dystans wobec nich. Lecz naprawdę starałem się być normalnym dzieckiem, ale gwałtowne ruchy mnie przerażały tym bardziej po prostu mnie paraliżowały lekcje wychowania fizycznego, co nie za bardzo podobało się mojemu tacie. Eduardo i John byli dobrymi przyjaciółmi choć trochę czułem się jak te trzecie koło u wozu, ale nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłem się do samotności i bólu związanego z tym. Siedziałem na lekcji języka angielskiego i nie wiedziałem co mam zrobić. Temat zadania mieliśmy napisać co tak bardzo uwielbiamy w swoim życiu i czym się interesujemy. Jednak nie wiedziałem co mam napisać. Nie wiedziałem tak naprawdę co uwielbiam, co lubię czy czymś się interesuje skoro moim jedynym zajęciem w domu było zamknięcie się we wnętrzu swojego umysłu i nie zdenerwowanie taty.

-Edi co napisałeś? - spytałem cicho gdyż chciałem trochę ukraść z jego zeszytu, bo ja sam nie potrafiłem nic wymyśleć.

-No wiesz uwielbiam zabawę z rodzicami i swoim starszym bratem, gdy mama czyta mi na dobranoc, jak tata wozi mnie samochodem, lubię spędzać czas na zewnątrz i uwielbiam swoje zabawki czy pokój w którym mam hamak! - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach gdy ja wpatrywałem się w swoją pustą kartkę.

-Dobrze kończmy! Ktoś chce przeczytać? - spytała nauczycielka, a wszystkie dzieciaki podniosły ręce w górę, ale nie ja. Nie miałem co tak naprawdę się pochwalić. Wszyscy mieli takie super przykłady i rzeczy gdy ja nawet jednego słowa nie potrafiłem napisać. Może rzeczywiście coś było ze mną nie tak.

-Dante może ty chcesz przeczytać co napisałeś na kartce? - spojrzałem na kobietę, która życzliwie uśmiechała się do mnie.

-Nie chce - odpowiedziałem szczerze, bo nie miałem tak naprawdę co.

-On nic nie ma! - zaśmiał się Max, który spojrzał do tyłu do nas, zagryzłem zęby próbując nie przejmować się tym gdy wszystkie dzieci zaczęły się śmiać. Prawie wszystkie.

-Już spokój! Max przeproś Dante! Nie powinieneś się tak zachowywać! Kończymy na dziś! Zaraz powinni wasi rodzice po was być! Więc schodzimy na dół, ale zostawcie swoje kartki na ławkach! - już pakowałem się by po prostu wyjść z resztą na dół i poczekać aż ktoś po mnie przyjdzie. Czasem czekałem z godzinę bądź dwie. Jednak mama pracowała próbując utrzymać dom gdy tata popadał w alkoholizm z tego co rozumiałem jak mama rozmawiała przez telefon. Stracił pracę i robił jakieś dziwne rzeczy bądź jacyś ludzie przychodzili z jakimiś białymi proszkami. Miałem wtedy nie wychylać się z pokoju i siedzieć cicho jak myszka. Jak nie byłem to potem dostawałem w brzuch. - Dante zostań w sali.

-Dobrze - odpowiedziałem i usiadłem w ławce.

-Pa Dante - chłopaki pożegnali się ze mną machając ręką więc im od machałem. Chwilę czekałem aż pani wróci i denerwowałem się, ponieważ nie chciałem zrobić nic złego.

-Już jestem - spojrzałem w stronę kobiety, która podeszła do mojej ławki i wzięła krzesło siadając naprzeciwko mnie - Dante dlaczego nic nie napisałeś? - spytała biorąc moją kartkę w dłoń i patrząc na moje bazgroły na rogach kartki.

-Nie wiedziałem co - wyszeptałem spuszczając głowę w dół. Nie mogłem rozmawiać o tym co się dzieje w domu. Nie mogłem też wspominać o problemach rodzinnych. Mama i tata zakazali więc nie mogłem powiedzieć nic mojej wychowawczyni.

-Z pewnością jest coś co lubisz robić! - powiedziała, ale gdy coś robiłem w domu zwykle byłem za to karcony iż marnuje przybory bądź papier.

-Nie - odparłem nerwowo zaciskając palce na swojej podkoszulce.

-Dlaczego? W twoim wieku powinieneś już dużo rzeczy próbować i tworzyć.

-Nie lubię - wypowiedziałem się wymijająco i krótko. Nie chciałem z nią rozmawiać.

-Wiesz, że za to dostaniesz złą ocenę?

-Wiem - odpowiedziałem - ale będę mógł ją poprawić?

-Oczywiście.

Po tej rozmowie nie czułem się wcale lepiej wręcz przeciwnie. Czułem się, że nie jestem jak reszta, ale gdy mama po mnie przyszła mogłem iść do domu. Nie chciałem jej mówić o tym, że będę miał jedynkę. Miałem po prostu dobrze się uczyć i nie sprawiać problemów. Nie miałem ochoty na jedzenie gdy dostałem je do pokoju gdy Maddi jadła z rodzicami w pokoju przy bajkach. Nie zjadłem za dużo po prostu talerz odniosłem do kuchni i miałem nadzieję, że nie będą źli, że znów nie jem. Siadłem z powrotem do stolika i starałem się coś wymyśleć nawet kłamstwo, ale nie umiałem. Coś mnie blokowało i mówiło, że kłamanie nie jest dobre nawet w tym przypadku. W końcu za co mógłbym uwielbiać swoje życie. Rozejrzałem się po pokoju, który w większości był zajęty przez zabawki oraz rzeczy mojej siostry. Nie było wiele rzeczy, które miałem dla siebie, a nie było tak wcześnie. Mój piesio przynajmniej nie został wyrzucony i cieszyłem się z tego iż jest ze mną. Napisałem starannie kilka podpunktów nie mogąc nic innego wymyśleć. Nie było to kłamstwo, ale nie była to prawda. Chciałem po prostu poprawić tą ocenę nim rodzice ją zobaczą.

-Znów gówniarz nie zjadł! - krzyk taty dość mocno spowodował, że moje serce na chwilę zatrzymało swój bieg. Wiedziałem co to oznacza i jedynie zacisnąłem dłonie na stoliku gdyż wpadł do pokoju jak rozruszony niedźwiedź i złapał mnie za kark. Nie krzyczałem mimo iż bolało. Nie chciałem go mocnej denerwować. - Co jest tak ważniejsze od obiadu co gówniarzu? - nie byłem w stanie odpowiedzieć gdy on wziął w dłoń moją kartkę z zadaniem.


-Zzostaw - pisnąłem gdyż nie chciałem by zniszczył. Godzinę zastanawiałem się co mogę napisać na tej kartce.

-Co znów nie zrobiłeś zadania i dostałeś jedynkę?! - zacisnąłem mocno powieki chcąc powstrzymać nadchodzące łzy, jednak gdy poczułem jak uderzam o podłogę pisnąłem z bólu i chciałem by mama mi pomogła, ale ona tylko odwróciła się i wyszła z Maddie do kuchni by ona nie widziała tego. Poczułem ból na plecach. Mężczyzna zwanym mym ojcem docisnął mnie mocno do ziemi, co powodowało ból - Jesteś chory na głowę by nie umieć takich prostych rzeczy?! - złapał mnie za kark i ponownie rzucił mnie na ziemię. Bezgłośnie łkałem gdyż to tak bardzo bolało co robi - ODPOWIADAJ GDY MÓWIĘ!

-Nnie - wydusiłem z siebie ledwo odpowiedź. Byłem przerażony i nie wiedziałem czy bardziej tym, że mnie krzywdzi czy tym co ma w planach.

-No i co ryczysz?! Jak chcesz zaraz mogę dać ci powód do płaczu! - warknął i zaczął rozpinać spodnie. Spojrzałem w stronę kuchni, ale ona wydawała się jakby nie widzieć tego co ma zamiar robić. Odkąd dowiedziała się, że mnie bije starała się mnie bronić, ale w pewnym momencie wszystko się zakończyło, a ja zostałem na łasce mężczyzny i to sam. Byłem przerażony co tym razem mi każe zrobić. Nie miałem nawet siły by wstać czy uciec do łazienki i zamknąć się w niej. Już jak mną rzucał wiedział, że najdalej od tego miejsca gdzie mogę się zamknąć. Ściągnął z siebie dół i był bez niczego. Był totalnie pijany, a nawet ten biały proszek mógł brać. Pociągnąłem nosem widząc, że to nie będzie przyjemne i zostawi na mojej psychice piętno, które nie będzie w stanie nigdy już zniknąć. Wziął mnie za kark i podniósł ciągnąć w stronę łazienki. Nie rozumiałem dlaczego idziemy do tego miejsca lecz wrzucił mnie do środka, a ja uderzyłem się w głowę. Wszystko tak dziwnie wirowało, ale czując jak ściąga ze mnie spodenki i majtki otworzyłem szeroko oczy.

-Nie, nie, nie, błagam nie! - zacząłem się rzucać, bo już kilka razy próbował to zrobić, ale nie miał okazji. Zacisnąłem dłonie na podkoszulce gdy poczułem jak naciska na mnie. Ten ból był niewyobrażalny i krzyki czy błagania nie dały rady by mnie zostawił. Nie miał litości dla mnie. Łkałem żałośnie, a osoba, która była dla mnie ojcem stała się dla mnie potworem.

Otworzyłem szeroko oczy czując jak po policzkach płyną mi łzy. Wtuliłem się bardziej w swoje łóżko żałośnie łkając. Nie chciałem tego pamiętać więc dlaczego mi to się przypominało. Nienawidziłem swojego dzieciństwa, nienawidziłem samego siebie, że byłem taki słaby i bezużyteczny iż własny ojciec musiał mnie karać fizycznie oraz psychicznie. Musiałem się uspokoić, chciałem zapomnieć, spojrzałem na swoje ręce głównie na nadgarstki. Miałem silną potrzebę by to zrobić lecz nagle w głowie pojawił mi się Rightwill mój nie biologiczny ojciec. Nie chciałem go zawodzić. Obiecałem mu, że nigdy więcej tego nie zrobię i obietnicy postaram się dotrzymać.

Czy Ethan miał prawo tak traktować Dante?
Co jeszcze skrywa przeszłość?

2473 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro