...umówić się z Montanhą?
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam u was halloween i dzień zaduszny?
U mnie nawet w porządku.
Czyżby dziś Morwin?
Miłego dzionka życzę 💚
-Nie widziałeś go od godziny i nie wydało ci się to choćby trochę dziwne?! - nakrzyczałem na niego, bo inaczej nie wiedziałem jak mam do niego dotrzeć, że tak nie powinno być. Może Carbo nie był zdolny do samookaleczenia siebie, ale jednak nie zmiania to faktu iż mógł dosłownie wszystko zrobić.
-Może jest u góry. Byłem zajęty wezwaniami wraz z Speedo, bo był wypadek i trzeba było pozbierać samochody - burknął niezadowolony iż tak do niego się odezwałem, ale nie przejmowałem się tym. Teraz najważniejsze jest to aby znaleźć Carbo. Ruszyłem szybko do lobby by wejść na górę. Dość sprawnie wszedłem do kuchni, ale nie było go więc wszedłem do pokoju obok czyli biura Kuia lecz go też tu nie było.
-Tom! - krzyknąłem schodząc na dół.
-O co chodzi? - zapytał podnosząc głowę w moim kierunku.
-Widziałeś Carbonarę? - spojrzałem na niego mrużąc powieki gdy on pokiwał głową na boki. - Włącz kamery i znajdź go.
-Dobrze - odparł, ale i tak musimy czekać aż przyjadą z banku, bo nie mogą zamknąć warsztatu biorąc pod uwagę ten wypadek, a mechaników zostało dwóch z czwórki głównych naprawiających wozy.
Wyszedłem z budynku i chodziłem po placu nie wiedząc co mam myśleć. Martwiłem się jednak o swojego brata, bo wszyscy chłopcy byli dla mnie jak rodzeństwo. Tylko często przez swoje ego nieświadomie chyba ich raniłem, a za późno to dostrzegam. Może rzeczywiście powinienem przyjąć karę, a nie zostawiać ją tylko dla Nicollo, któremu chyba to nieszczególnie się spodobało. Chodziłem w kółko zastanawiając się gdzie mógł pójść lub pojechać, bo jakby nie patrzeć miał kilka miejscówek. Na przykład wodospad w kanionie, bo tam bywamy popływać czy miejsce spotkań dla takich jak on jeśli chodzi o fascynacje samochodami. Było naprawdę kilka miejsc i to mnie martwiło, bo aktualnie byłem sam, a jeszcze nie wiem jak zareaguje Chak na wieść, że jego podopieczny od tak po prostu uciekł mimo kary, która go obowiązywała. Miałem wrażenie, że dostanie jeszcze większą przez to iż pofatygujemy się w poszukiwania. Po chyba pół godzinie pojawił się wóz z uciekinierami, którzy od razu wjechali na zaplecze, a brama zasłoniła to co się dzieje wewnątrz.
Ruszyłem bez zwlekania do środka by porozmawiać z Kuiem. Wchodząc jednak przez główne wejście dla ludzi zatrzymał mnie Tom.
-O dziewiętnastej wyszedł przez bramę wjazdową z magazynu, ale nie wiem gdzie poszedł czy wziął jakiś wóz.
-Dzięki za informację - mruknąłem i nie musiałem nawet iść na zaplecze, bo niski mężczyzna właśnie z niego wychodził - Chak mamy do porozmawiania!
-Aktualnie nie mam czasu - odparł na co zmrużyłem powieki.
-Carbo gdzieś zniknął, a ty nie masz czasu? - zszokowało mnie to iż ma gdzieś bezpieczeństwo swojego wychowanka.
-Znajdzie się - odrzekł na co aż mi ciśnienie poszło w górę.
-Nie, że się znajdzie! - krzyknąłem na niego - Raz dwa idziemy go szukać!
-Dobrze wyśle kilka osób - patrzył na mnie wyraźnie niezadowolony iż zajmuje mu czas taką rzeczą, ale tu chodziło o członka rodziny, a nie jakąś rzecz, którą można kupić lub zastąpić.
-Mam nadzieję - burknąłem, a on odwrócił się i ruszył do miejsca z którego aktualnie wyszedłem, a ja ruszyłem dosłownie za nim aby upewnić się czy poinformował innych. Sam miałem w planach go znaleźć i miałem nadzieję, że chociaż nie stała się mu krzywda.
-Dobra ci, którzy nie są mechanikami mają ruszyć mi za Carbo, uciekł gdzieś lub coś i trzeba go znaleźć, bo obawiam się, że wpadł w jakieś nieciekawe towarzystwo.
-Jasne - odparł Albert - ale od czego mamy zacząć?
-Od jego miejsc w które mógł pojechać - oznajmiłem wtrącając się przed Kuiem, ale dla mnie ważny był Carbo.
-Dobra - skinął głową David, a nawet nie zauważyłem kiedy doszli tu Silny oraz Foster.
-Poszukam go w domu - rzekł Foster i ruszył do swojego samochodu.
-Cóż reszta niech się rozdzieli na nasze dzielnice może na nich siedzi - rozkazał chińczyk, a następnie odwrócił się po prostu idąc do wyjścia.
-Bądźcie pod telefonami - oznajmiłem idąc do swojego samochodu aby go znaleźć. Chciałem żeby wiedział jednak, że nie jest w tym wszystkim sam i popełniłem tak naprawdę błąd. Jechałem w stronę miejsca gdzie się spotykają najczęściej, bo to właśnie Xavier ogarnia te spotkania, a policja jeszcze tam ani razu nie była. W końcu ta dzielnica jest najbardziej spokojniejsza i nikt nie narzeka. Droga minęła mi dość szybko, ale nie było tam żadnego samochodu więc spojrzałem na niebo zastawiając się gdzie on może być. Nie było to takie proste aby wydedukować gdzie dokładnie będzie i czy gdzieś nie chodzi. Przeszło mi na myśl też to, że mógł wpaść w ręce policji więc wyciągnąłem telefon i wybrałem numer, który znałem na pamięć jakby nie patrzeć, a następnie wcisnąłem słuchawkę. Nie musiałem długo czekać aż odbierze ode mnie policjant.
-Czego chcesz pastor?
-Panie Montanha czy nie ma przypadkiem u pana gdzieś Carbonary? - spytałem bardzo uprzejmym głosem, na co westchnął po drugiej stronie brązowowłosy mężczyzna.
-Zaraz sprawdzę daj mi chwilę - powiedział cicho przez to uśmiech wszedł mi na usta, bo mimo wszystko mi pomagał - nie, nie ma u nas go, a coś się stało?
-Gdzieś zniknął i po prostu martwiłem się, że coś się stało lub trafił na policję, bo wiesz Monte, że twoi ludzie dziwnie reagują.
-Jeśli tyle ode mnie chciałeś to rozłączam się, bo mam trochę roboty, ale oby Carbonara się znalazł.
-Dzięki miłej pracy - rozłączyłem się i westchnąłem ciężko zastanawiając się gdzie go mogło wciągnąć.
Jednak nagle coś podpowiadało mi abym pojechał na górę gdzie był napis Vinewood. Może rzeczywiście tam był, bo lubił patrzeć w gwiazdy. To chyba była jedna jego słabość za młodu i coś co go fascynowało gdy robiliśmy coś niezbyt legalnego lub miłego dla naszej szkoły. Stamtąd jest w sumie najlepszy widok na miasto jak i rozgwieżdżone niebo. Chociaż nie jest to w naszym rejonie to może jednak tam go znajdę. Ruszyłem dość gwałtownie i chyba najszybciej będzie przez bogate dzielnice, ale nie byłem pewny. Miałem nadzieję, że tam będzie, bo tak to nie wiem, co ze sobą zrobię i gdzie jechać dalej. Zbliżałem się coraz bliżej do wielkiego napisu przez to czułem delikatny lęk przed tym, że jednak się myliłem, bo nie widziałem żadnego samochodu. Chociaż nie wziął go z warsztatu więc raczej nie dostał się tu wozem. Podjechałem najbliżej jak się da i zatrzymałem samochód, a następnie wyszedłem z niego. Było dość chłodno przez nieprzyjemny wiatr, ale miałem nadzieję, że nie przeziębimy się przez to wszyscy.
Podszedłem do pierwszej litery i zacząłem się zastanawiać czy wszedł na górę, czy jednak jest gdzieś na dole. Zdecydowałem przeszukać najpierw dół, bo jeśli go nie będzie to przynajmniej znajdę go u góry gdyż z góry ciężko będzie zobaczyć coś z dołu. Powolnym krokiem przemierzałem wyschnięte i oklapnięte trawy, które nie były aż tak wysokie, ale przydałoby się tu trochę ściąć. Nie sądziłem, że znajdę go pod literą N, ale odetchnąłem z ulgą widząc jak opiera się o literę i patrzy się hen daleko. Chyba był tak bardzo skupiony na własnych myślach, że nie słyszał warkotu silnika czy idącego mnie. Myślałem nad tym czy odezwać się, ale po prostu odetchnąłem świeżym powietrzem i dosiadłem się do niego.
-Po co tu jesteś?
-Martwiliśmy się o ciebie - wyszeptałem, bo tak poniekąd było.
-Ta oczywiście, jakby mnie zabrało to by nikt tego nie zauważył - odparł, ale nie do końca rozumiałem jego zachowania i tego co czuje tak naprawdę, a myślałem, że Montanha jest aż tak ciężki do rozgryzienia czy Chak.
-Wydaje ci się Carbo, bo tak nie jest! Bez ciebie nie będzie tak samo - rzekłem patrząc się przed siebie - wszyscy cię szukają, bo zniknąłeś bez słowa. Co się dzieje?
-Nic - odparł, ale spojrzałem na niego i widziałem ten jego wzrok, który nadal był nieobecny. Nie chciał mi powiedzieć o co chodzi, ale wybrałem numer do Fostera.
-Znalazłem go - powiedziałem gdy tylko odebrał, a ja po prostu się rozłączyłem - cokolwiek tam w tobie siedzi bracie możesz mi powiedzieć. Wiem, że zrobiłem źle i powinienem sprzątać z tobą, ale moje ego nie pozwoliło mi się tak stoczyć. Przepraszam.
-Yhym - mruknął więc delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu, ale zdziwiłem się tym, że był zimny. Musiał widocznie długo tu siedzieć.
-Wracamy na nasz teren - oznajmiłem powoli podnosząc się na równe nogi.
-To wracaj - nie spodziewałem się tego po nim, że od tak mi odmówi.
-Carbo no weź pojedziemy do mnie nie do Chaka.
-Będzie i tak zły - mruknął.
-No to niech będzie i tak może nam naskoczyć! Należysz do mojej mafii on tylko jest dodatkiem! Chodź, bo jeszcze się przeziębisz i będzie problem.
Chyba to przekonało go do tego by wstać i choć był o wiele większy ode mnie to miałem wrażenie, że jest czasem bardziej zagubiony niż ja. Natomiast ja miałem milion myśli naraz, ale ważne było teraz aby pojechać z nim do apartamentowca. Ogarnąć się i może uspokoi się w czasie drogi.
-Chcesz prowadzić? - spytałem, bo wiedziałem o tym, że gdy jeździ lepiej mu się myśli.
-Nie powinienem - odparł na moją propozycję.
-Nikt się nie dowie - oznajmiłem wyciągając w jego kierunku klucze do wozu. Chwilę się wahał jakby brał pod uwagę wszystkie argumenty za i przeciw, ale w końcu się przełamał.
Od tego momentu minęło trochę czasu, a Chak trochę się uspokoił ze swoimi niesamowitymi karami dla Carbo. Siedziałem sam w apartamentowcu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na zewnątrz padał deszcz co obserwowałem przez przeszkloną ścianę po której spływały krople, robiąc między sobą wyścigi. Nie musiałem dziś dosłownie nic robić, co mnie delikatnie denerwowało gdyż był piątek, a ja chciałem skorzystać z niego, ale w jaki sposób, skoro nie było wcale ładnie. Nie miałem nawet chyba ochoty wychodzić na tą paskudną pogodę. Patrzyłem się w szybę z około pół godziny nie mogąc znaleźć sobie zajęcia aż nagle zaczął dzwonić telefon. Zmrużyłem oczy nie do końca wiedząc co się dzieje i kto dzwoni, ale złapałem szybko za telefon, a następnie odebrałem.
-Halo? - powiedziałem bez myślenia.
-Witam panie Knuckles czy ma pan wolny wieczór na kawę i ciastko? - uśmiech wszedł mi na usta, bo nie spodziewałem się tego.
-Oczywiście panie Montanha z przyjemnością wybiorę się z tobą na spotkanie - odrzekłem na jego pytanie wstając z ziemi na której siedziałem.
-Będę po ciebie o osiemnastej - powiedział, a następnie rozłączył się na co się zaśmiałem, bo podłapał ode mnie to.
Brakowało mi takiej luźnej atmosfery i spotkań z owym osobnikiem. W poprzednim mieście nasza relacja była różna, ale przede wszystkim grał twardego, bo jakby nie patrzeć miał twardego szefa nad sobą, a teraz to on był szefem. Ruszyłem do swojego pokoju aby wybrać coś do ubrania, ale nie miałem jak poprosić Carbo by dobrał coś, bo było za mało czasu. Jednak w coś trzeba było się ubrać, dlatego postanowiłem wybrać jakieś proste spodnie i golf, bo nie było za ciepło na zewnątrz, a nie chciałem się przeziębić jak to zrobił Nicollo. Spojrzałem w lustro myśląc nad tym co może pasować do czarnych spodni i białego glfa, ale postawiłem na swój krzyż na szyi. Zgarnąłem kurtkę z szafy i spojrzałem na godzinę. Nie wiedziałem nawet kiedy była siedemnasta czterdzieści pięć i zdziwiło mnie to jak szybko minął mi czas w poszukiwaniu ciuchów. Ruszyłem po pełne buty, które nie przemokną aż tak szybko i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem je na klucz i ruszyłem do windy aby zjechać na dół. Wziąłem głęboki wdech by uspokoić swoje szybko bijące serce, a po chwili byłem na dole.
Założyłem kaptur na głowę i wyszedłem z budynku zerkając za Montanhą oraz jego samochodem. Nie musiałem długo czekać, bo widziałem jak zajeżdża policyjne Buffalo więc ruszyłem w jego kierunku, a następnie wsiadłem do środka.
-Lepszej pogody nie dało się wymyślić?
-Przyznaj, że też się nudziłeś, a nie narzekaj - odparł, ale przejrzał mnie od razu na co skinąłem głową.
-Masz rację jak zawsze - mruknąłem nie wiedząc gdzie mnie wiezie, ale ufałem mu jak nikomu innemu więc trochę niecierpliwie siedziałem na miejscu pasażera - dokąd mnie wywozisz?
-Gdzieś gdzie ci się spodoba - odpowiedział więc uznałem, że raczej wybierze takie miejsce gdzieś nie mam jakiś wrogów, bo wtedy byłoby nie ciekawie. Zauważyłem, że podjeżdżamy pod dość dobrą restaurację co mnie zaskoczyło, ale musiałem przyznać, że miał dobry gust. Po chwili byliśmy przy stoliku z widokiem na miasto oraz padający deszcz - wybierz sobie coś ja stawiam.
-Jakie to szarmanckie ze strony szefa policji. Czy teraz będąc szefem w końcu zgodzisz się na moją propozycję?
-Nie Erwin, nie będę twoim korumpem, bo wolę być twoim pseudo przyjacielem niż osobą, która musi kłamać wszystkich wokół by nie narobić sobie wrogów i jeszcze więcej problemów.
-Ale jednak przyjaźnisz się ze mną mimo iż odwalam.
-Wiem co robisz, ale nie mam dowodów i dopóki tak będzie nasza znajomość może być otwarta między nami.
-A jak zaczną być dowody? - zmrużyłem powieki patrząc się na niego, a podbródek oparłem o ręce.
-To wtedy zacznę się zastanawiać jak to obejść - odparł czego się nie spodziewałem - co zamawiasz?
-Ja bym chciał szarlotkę z lodami i kawę latte - powiedziałem upewniając się czy dobrze powiedziałem z karty. Podniósł rękę, a do niego podszedł kelner i zamówił dla siebie oraz dla mnie. - Więc kiedy zdołałeś się przebrać w pracy?
-Zrobiłem sobie mniej dziś godzin by móc się ogarnąć - powiedział, a jego brązowe oczy były skupione na mnie przez to czułem jak delikatnie pieczą mnie policzki. Muszę przyznać, że w czarnych spodniach i czerwonej koszuli wyglądał całkiem hot.
-Miłe z twojej strony, że chciałeś się ogarnąć - rzekłem obserwując go uważnie, a on zaśmiał się na moje słowa.
-Mogłem zawsze w mundurze cię zgarnąć skoro tak bardzo cię on ciekawi.
-Raczej jego zawartość niż wygląd, bo wyglądasz dobrze bez munduru nawet.
-Lepiej byś nie miał niczego policyjnego przy sobie tym bardziej należącego do mnie.
-Co boisz się o posadę szefa?
-Raczej o to co możesz zrobić mając to przy sobie - odpowiedział i poniekąd też miał tu rację, bo byłem zdolny do wszystkiego. Podszedł do nas kelner i rozłożył nasze zamówienie.
-Chcesz trochę szarlotki? - spytałem widząc na jego talerzyku coś innego.
-Mam swoje tiramisu - skinąłem głową i zacząłem się zastanawiać jak zagadać odnośnie 103 - o czym myślisz?
-Hm? - mruknąłem zdziwiony, że mnie przejrzał.
-Bawisz się ciastem zamiast go jeść więc o co chodzi?
-Wiesz mojemu bratu podoba się pewien policjant, ale wygląda jakby miał przekreśloną tą relację i zastanawiam się jakby pomóc mu?
-Chodzi ci o Carbonare? - spojrzałem na niego zszokowany, że tak po prostu zrozumiał to co powiedziałem. - Wiesz jak odbierał samochód to mu zaproponowałem pewną rzecz, którą mógłby przetestować jeśli się zgodzi. Choć ciężko to widzę by się zgodził.
-No wiem, bo jak naprawialiśmy samochody i poszedł do niego zagadać to nie wrócił zadowolony.
-Dante jest dość zamknięty w sobie i choć wydaje się być otwarty to tylko robi to wyłącznie by nie stracić pracy, a to niezbyt dobrze działa na jego psychikę, biorąc pod uwagę jego problemy.
-Wiem, ale nie wiem co takiego jest w Capeli, że braciak tak strasznie za nim patrzy.
-Może lubi niedostępnych? Wiesz ja za to lubię takich różnie szurniętych pod kopułką z dużym ego.
-Aha - burknąłem, bo nie wiedziałem jak mam to odebrać czy to jest komplement czy wręcz przeciwnie.
-Wiesz, ale trafił swój na swego nie sądzisz? - uśmiechnął się do mnie na co moje serce zaczęło szybciej bić.
-Oczywiście - odparłem, a musiałem przyznać, że atmosfera w której spędziliśmy wieczór była niesamowita i chciałbym w sumie częściej tak się z nim spotykać bez patrzenia na moje ręce ze strony Chaka.
Czy między nimi jest coś więcej?
Czy Carbo uda się z ich radami zdobyć serce Dante?
2513 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro