Ugoda
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam wrażenia po nocnym?
Mamy już 32 rozdział jak ten czas leci!
U mnie pogoda paskudna mam nadzieję, że u was lepsza :3
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Patrzyłem się przez okno na zimowy krajobraz przede mną gdyż siedziałem w pokoju. Pogodziłem się z tym, że utknąłem tutaj i nie miałem innego wyjścia jak żyć tak jak mi każą. Wpatrywałem się pustym wzrokiem na widok przed sobą i zastanawiałem się czy mogę już wyjść z pokoju. Zostałem w nim zamknięty, ponieważ kilka dni temu uciekłem na plac zabaw do Nico, który czekał na mnie. Umawialiśmy się praktycznie codziennie i praktyczne co jakiś czas uciekałem, co nie szczególnie podobało się pewnym osobom przez to też kary nie kończyły się tylko na zamykaniu mnie w pokoju. Jednakże przyzwyczaiłem się do tego bólu i tego co się dzieje, a oni wiedzą, że uciekam tylko na plac zabaw i nie jestem w stanie uciec nigdzie dalej po nauczce ze strony Petera. Po tym jak złamał mi rękę minął chyba ponad rok jeśli się nie mylę gdyż miałem aktualnie dziewięć lat. Powinienem chodzić do szkoły lecz nie jest mi to dane, mimo iż lewe papiery przeszły wszędzie to mam nauczanie zdalne. Szef nie ufa mi na tyle bym mógł uczestniczyć z innymi na zajęcia czy kolegował się z kimś. Byłem skazany na bolącą samotność w czterech ścianach.
Wiedzą, że mam jakiegoś znajomego na placu zabaw i jedynie na niego mi pozwolili. Zakazali jednak mi zabawy z wszystkimi innymi dziećmi, a dla pewności niektóre spotkania z Nico były nagrywane. Jednakże po tym jak się upewnili, że nie mówię za dużo to nie musiałem już nosić małego mikrofonu w kieszeni. Dlatego też gdy uciekam wiedzą gdzie mnie po prostu znaleźć i z kim przeważnie jestem. Dają mi czas tak godzinę lub dwie zależnie od tego co zrobiłem źle lub jak bardzo jest wkurzona na mnie osoba, która mnie pilnowała. Głównie tym pogarszam swoje szlabany, które też przekładają się na ilość pakowanych folijek z białym proszkiem. Najgorsze jest w tym wszystkim ta otaczająca mnie pustka, ta samotność, która niszczyła mnie od środka. Spojrzałem na swoje ręce, które były zabandażowane. Peter chciał dać mi nauczkę za mą kolejną ucieczkę. Obiecał mi, że każda moja kara będę boleśniejsza od poprzedniej. Tak też niestety było, bo zaczęło się od niewinnych uderzeń w głowę potem w klatkę piersiową, brzuch lub kończyny. Potem przeszedł do zgniatania moich części ciała, ale nie łamał ich. Wypalał mi skórę w niektórych miejscach gdzie najbardziej boli, ale na szczęście regenerowały się te miejsca choć nie powiem, że gdzieniegdzie miałem po nich blizny.
Najgorsze było to teraz, że przeszedł do ran. Najpierw były delikatne cięcia aż przeszedł na bardzo mocne. Chase nie popierał tego karania w końcu Peter był na haju cały czas. Uzależnił się od tego białego świństwa i miałem wrażenie, że był o wiele gorszy niż mój ojciec. Oparłem głowę o ścianę i westchnąłem cicho. Byłem wychudzony oraz zmęczony tym wszystkim. Chase próbował ratować moją posturę ciała, ale co tu można było zmienić. Byłem drobny i chudy, a przez małe rację jedzeniowe wręcz nie przybierałem na masie lecz chudłem jeszcze bardziej. Miałem dwadzieścia dwa kilogramy co było granicą zdrowego dziewięciolatka, tak mówił rudowłosy. Może miał rację, bo ważyłem wcześniej trochę więcej niż teraz. Mój wzrost nawet nie zwiększył się za bardzo, bo co to pięć centymetrów w górę, a to stanowczo za mało gdy powinienem rosnąć jak na drożdżach. Tak mama mówiła gdy byłem mniejszy, że będę tak wysoki jak tata gdy będę tak rosnąć cały czas. Westchnąłem cicho gdyż ból nadal był gdy wspominałem mamę. Nie pogodziłem się z jej śmiercią w końcu mogłem zrobić coś więcej może pomóc w jakiś sposób lub zasłonić mamę. Jednak postąpiłem jak tchórz i uciekłem z domu, z miasta i stanu w którym mieszkałem.
Z biegiem czasu powinienem sobie wybaczyć niektóre rzeczy, ale nie byłem w stanie. Może to była moja kara za to, że nie słucham się i jestem problematyczny. Mój dług rośnie, a ja wcale go nie zbijam w dół mimo iż naprawdę nie dają mi nic wielkiego choć Chase próbuje ratować mnie kroplówkami oraz suplementami bym nie upadł całkiem na zdrowiu poprzez pracę w bardzo zimnym klimacie panującym w piwnicy. Nie pomogło też to, że na zewnątrz było przeraźliwie zimno mimo iż powinno być w miarę ciepło. Wszyscy narzekają, że zima w tym roku jest o wiele gorsza niż była. Kolejne westchnienie wydostało się z moich ust, ale przez to, że nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym wyszedł pochodzić lub poobserwować innych. Wiedziałem, że jest to dość dołujące tak obserwować dzieci z rodzicami bawiących się na śniegu i lepiących bałwana. Jednak tylko to mi zostało gdyż nie dostawałem miłości ani uwagi tak jakbym chciał. Chociaż Chase uczył mnie tyle ile mógł i to co umiał gdyż nie był nauczycielem jednak nie było to co widzę wśród innych dzieci gdy są z rodzicami. Byłem więźniem i tak też się czułem mimo iż mówiono mi nie. Zacisnąłem dłonie z frustracji, bo moje myśli były dziwnie takie smutne i najgorsze było to, że nie chciałem by takie były. Nie miałem jednak kontroli nad tym choćbym zmieniał swoje myśli to nadal wracały do tych pesymistycznych.
Zauważyłem samochód, który należał do nich więc wrócili z tej swojej akcji choć nie do końca interesowało mnie to co tam robili. Obawiałem się, że zbyt wiele pytań sprowadziło by nie za miłą wręcz agresywną atmosferę. Czekałem na to aż ktoś kazać będzie mi wyjść choć nie spodziewałem się by tak też się stało.
-Dante! Przynieś apteczkę z pokoju medycznego! - krzyk Chase spowodował, że zsunąłem się z łóżka i ruszyłem do drzwi by je otworzyć. Na szczęście nie zamknęli mnie jak to niektórzy robią, chociaż Peter z chęcią zostawia otwarte mi drzwi, bo gdy uciekam to może mnie bezkarnie ranić. Otworzyłem sobie drzwi i wyszedłem od razu skręcając w lewo idąc do sali medycznej. Wziąłem dużą apteczkę i szybkim krokiem doszedłem do schodów po których, po chwili zszedłem. W salonie byli dosłownie wszyscy więc z zagryzioną wargą podszedłem do rudowłosego. - Dobra robota - pochwalił mnie biorąc w dłonie apteczkę, a następnie położył na stoliku.
-Kuźwa weź to wyciągnij ze mnie - warknął Emrys wtulony plecami chyba do Petera. Teraz zauważyłem, że on wraz z Tomem byli postrzeleni.
-Spokojnie zaraz ci wyciągnę z ramienia tą kulkę tylko nie szamotaj się tak - oznajmił rudowłosy, który zajmował się nimi wszystkimi poprzez medyczny punkt widzenia. Stałem w miejscu nie wiedząc co ze sobą mam zrobić, ale kątem oka spojrzałem na szefa, który patrzył się na to wszystko.
-A nie macie sali medycznej pod to? - upomniał ich na co Chase spojrzał na blondyna.
-Wybacz szefie, ale muszę mu to od razu wyciągnąć zaraz przejdziemy na górę. Właśnie Tom możesz iść na górę, Dante zajmij się nim - słysząc swoje imię spojrzałem na mężczyznę i skinąłem głową gdy drugi blondyn z szarymi końcówkami ruszył na górę. Ruszyłem więc za nim w ciszy obserwując jego dobrze zbudowane ciało i zastanawiałem się jakim cudem oni mają takie dobrze zbudowane ciała skoro nie ćwiczą albo ćwiczą, ale ja o tym nie wiem. Nawet nie wiem kiedy przeszedłem przez korytarz i wszedłem do środka białej sali gdzie były łóżka.
-Mam postrzeloną nogę, ale Chase powiedział, że nic nie zostało uszkodzone - wyjaśnił mi i teraz zauważyłem, że ma uciskowy bandaż na nodze. Skinąłem głową i podszedłem do szafki z gazami, wodą utleniającą czy bandażami. Wyciągnąłem to co było potrzebne i wróciłem do mężczyzny kładąc rzeczy na łóżku obok niego.
-Mógłbyś ściągnąć spodnie? - spytałem cicho i otwierałem wodę oskarżającą by zdezynfekować ranę.
-Jasne - odparł z uśmiechem na ustach, mimo wszystko bałem się go w końcu był tym od tortur i nie krył się z tym, że uwielbiał widzieć czyjś ból lub go stwarzać.
Gdyby to on by mnie wtedy pobił to raczej nie skończyłoby się tylko na złamaniu kilku rzeczy, a na bliznach do końca życia. Ściągnął bandaż wraz z spodniami nie przejmując się tym, że krew poleciała. Jednak ja sam nie przejąłem się tym choć wcześniej panicznie bałem się krwi lecz widząc ją praktycznie codziennie to zaczyna być normalną rzeczą. Gazą zacząłem przecierać ranę, która nadała się do szycia, bo rozerwała kawałek skóry. Więc zająłem się opatrywaniem, a następnie zszywaniem rany tak jak uczył mnie Chase. Nie tylko trenowałem pisanie, ale też uczył mnie podstaw pierwszej pomocy, która pozwalała mi pomagać w takich przypadkach gdy lekarz, bo tak go mogę w sumie nazwać. Zajmował się poważniejszymi obrażeniami gdy ja po prostu zszywam lub odkażam rany powstałe w ich nielegalnych rzeczach. Nie wiem co dokładnie robią gdy wychodzą grupą, ale jednak coś robią, bo wracają czasem tak jak dziś pokiereszowani i ranni. Dość szybko udało mi się opatrzeć i zszyć powstałą ranę, a następnie odsunąłem się od mężczyzny by posprzątać bałagan który narobiłem. Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł niebiesko, rudo i brązowo włosy niosąc Emrysa. Szybko więc wyrzuciłem zużyte rzeczy by nie użyć ich ponownie.
-Idziesz za mną - oznajmił szatyn przez to spojrzałem na Arona, który spojrzał na mnie zimnym wzrokiem. Spuściłem od razu głowę w dół, a następnie wyszedłem za mężczyzną nie wiedząc co takiego zrobiłem znów. Jednak nie chciałem robić kłopotów, bo to nie było dziś w planach. Zdziwiłem się tym, że idziemy na dół, a tym bardziej skręcamy w lewą stronę, a nie do drzwi na klatkę schodową w dół. Poczułem jak serce zaczyna mi bić szybciej, bo jeśli jestem wezwany do gabinetu to może rzeczywiście coś zrobiłem nie tak.
-Wejść - padła odpowiedź na pukanie do drzwi.
-Przyprowadziłem tak jak kazałeś - rzekł, a następnie wyszedł gdy ja stanąłem przy drzwiach, które zamknął za sobą Aron.
-Siadaj na krześle - padł rozkaz ze strony mężczyzny więc niepewnie ruszyłem do krzesła na którym usiadłem lecz nie byłem w stanie spojrzeć na mężczyznę. Na ciele miałem już gęsią skórkę, bo czułem jak zrobiło mi się nagle zimno mimo iż było tu ciepło - wiesz czemu tu jesteś?
-Nnie - odpowiedziałem cicho gdyż mężczyzna nie lubił gdy nie odpowiadałem na jego pytania.
-Ostatnio dość często uciekasz aż za bardzo co wiąże się z wieloma karami dla ciebie, ale mimo wszystko nadal uciekasz. Czy znajomość z tym chłopakiem jest aż tak ważna niż twój komfort fizyczny?
-Nnie wiem - odpowiedziałem nie mogąc powiedzieć inaczej na słowa mężczyzny, bo te ucieczki powodowały, że miałem ochotę jeszcze by żyć. Leczyły moje rany, moje bóle i cierpienie wewnątrz mnie, nie byłem taki pusty gdy mogłem posiedzieć z osobą, która również straciła wszystko na czym jej zależało. Miałem wrażenie, że jest osobą, która jest mi bliska mimo iż nie znaliśmy się aż tak dobrze lecz wspólne chwilę były najlepszymi co mogło mnie spotkać.
-To przestań uciekać tylko zacznij mówić, że chcesz pójść do mnie, a ja zdecyduje czy zasłużyłeś czy też nie - rzekł, ale ja widziałem w tym podstęp by mnie bardziej kontrolować bym sam nie mógł decydować o samym sobie - jakbyś nie pamiętał za dobre sprawowanie masz dostawać nagrody więc wymieńmy je na te spotkania z tym swoim koleżką.
-Ddobrze? - odparłem niepewnie, bo nie byłem pewny tego czy ta wymiana w ogóle mi pasuje.
-Możesz wrócić do siebie, ściągam twój szlaban, ale spróbuj ponownie uciec bez informowania mnie, a osobiście wymierzę ci karę - zadrżałem cały słysząc jak to mówi tym zimnym wręcz lodowatym tonem głosu - sio do siebie.
-Ttak jest - mruknąłem wstając na wiotkich nogach i idąc do drzwi. Mój plecak był położony w kącie pokoju, ale nie odważyłem się do niego nawet podejść. Nie chciałem powtarzać błędu, który powtórzyłem już raz.
Wróciłem do pokoju gdzie usiadłem na łóżku i patrzyłem się przez okno na ulicę oraz śnieg, którego przybyło. Nie zauważyłem nawet kiedy zaczęło sypać. Wtuliłem się w siebie i zamknąłem oczy nie wiedząc o co chodziło Jamesowi. Jaki on ma w tym zysk. Nauczyłem się tego, że mężczyzna patrzy na mnie jak zysk i to co robię dla niego jest prostym zyskiem gdyż byłem darmową pomocą dla jego grupy, a to wszystko przez to, że nie mogłem się uwolnić od nich. Do pokoju nagle ktoś wtargnął na co w ogóle nie zwróciłem uwagi. Na biurku naprzeciwko mnie została postawiona moja racja jedzeniowa składająca się z trzech kanapek z masłem i szklanka soku na co się zdziwiłem, bo zwykle dostawałem wodę.
-To za dobrą robotę z pomocą Chasowi - rzekł Aron, a następnie wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samego. Mimo iż mój brzuch burczał z głodu to za bardzo nie byłem chętny na jedzenie lecz wiedziałem, że jeśli nie zjem do godziny czasu będę siedzieć o pustym pysku jak to nie jeden raz groził mi Peter.
Wstałem niechętnie z łóżka i podszedłem do biura choć nie miałem tak naprawdę daleko, ale byłem za krótki by sięgnąć z łóżka. Zjadłem ledwo kromki chleba, ale wypiłem cały sok, który okazał się w smaku pomarańczowy. Była to miła odmiana od roku gdyż rzadko dostawałem smakową wodę czy też sok. Po zjedzeniu ściągnąłem z siebie ubrania i przebrałem się w piżamę wchodząc pod pościel. Chciałem po prostu zasnąć by móc spotkać się w snach z mamą. Chociaż to był tylko sen to miałem wrażenie, że ona naprawdę jest i stara się dodać mi siły w tym co się dzieje. Zasnąłem dość szybko jak na mnie, ale sen tak szybko minął niczym przyszedł. Podniosłem się niechętnie z łóżka i podszedłem do szafy by ubrać się w coś grubego, bo mimo tego że było ciepło w budynku to mi było delikatnie chłodno. Ziewnąłem cicho czując się nadal zmęczony lecz wiedziałem, że nie mogę dłużej pospać, bo bym dostał karę. Nie widziało mi się być zamknięty skoro moje szlabany zostały ściągnięte ze mnie. Ubrany w dość za duże ciuchy na mnie czekałem aż ktoś przyjdzie, bo jednak wolałem bez pozwolenia nie wychodzić. Obawiałem się kolejnej kary i tego co może się wydarzyć.
-Dobry Dante! Zjedz, popij, a następnie dostaniesz witaminy przez kroplówkę więc muszę się ukuć - skinąłem głową na słowa rudowłosego i spojrzałem na śniadanie, które o dziwo miało trochę sera na chlebie. Zaczęło mnie zastanawiać to za co dostałem te smakołyki jeśli nie byłem aż tak dobry.
Czy James ma ukryty pomysł względem Dante?
Czy Dante spotka się z Nico?
2280 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro