Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ucieczka

Witam wszystkich serdecznie!
Dziś trochę mocny rozdział :3
Jak tam u was dzionek jakieś plany?
Życzę wszystkim miłego dzionka

Nie potrafiłem się uspokoić i to mnie najbardziej bolało. Podniosłem się ledwo z łóżka na trzęsących nogach i powoli stawiałem kroki w stronę wyjścia z pokoju. Spojrzałem przez okno i teraz zrozumiałem, że jest już noc. Nie wiedziałem nawet, która była godzina, ale w sumie dla mnie to nie ważne. Mogła być dwunasta bądź pierwsza i tak wyjdę, bez znaczenia dla mnie była pora dnia czy nocy. Podpierając się ściany, a następnie kanapy czy szafy. Z oporem doszedłem do łazienki i zamknąłem się w niej po cichu aby nie obudzić taty. Podszedłem do lustra gdzie spojrzałem na swoją zmęczoną twarz przez łzy czy ból oraz zmęczenie. Wyglądałem jakbym właśnie umarł, ale niestety tak nie jest. Przemyłem twarz zimną wodą, a najbardziej oczy i ich okolice by pozbyć się dowodów na to, że wyglądałem jak sto nieszczęść. Porządnie myłem twarz w lodowatej wodzie i gdy wyglądałem w miarę możliwości normalnie, wytarłem dłonie wraz z twarzą w ręczniczek. Miałem całe przekrwione oczy i miałem wrażenie, że nie wygląda to zbyt dobrze lecz musiałem się uspokoić. Nie chciałem taty budzić, bo znów przeszłość mnie prześladuje.

Spojrzałem na swój ubiór i nie pamiętałem bym się przebierał. Oznaczało to iż Rightwill mnie przebrał gdy spałem. Było to miłe z jego strony, ale z drugiej strony to było takie żenujące. Miałem już dwadzieścia trzy lata, a mnie muszą przebrać w czyste ciuchy. Zacisnąłem dłoń na bluzie i wziąłem ponownie głęboki wdech by się uspokoić gdyż czułem jak dłonie mi drżą. Gdy tylko uspokoiłem się w miarę możliwości to wyszedłem z łazienki bardzo cicho, a przede wszystkim ostrożnie by nie obudzić mężczyzny, który spał dosłownie w pokoju obok. Podszedłem do szafy i spod niej wyciągnąłem sobie sportówki, które ubrałem na nogi i wróciłem do swojego pokoju. Tata bardzo dobry miał słuch i nauczyłem się jednego mieszkając z nim. Nie mogłem uciekać przez drzwi gdyż słyszał to i jedynie w swoim pokoju przez okno mogłem się wymknąć, bo było najdalej od niego. Wszedłem do pokoju zamykając drzwi za sobą i podszedłem do biurka by otworzyć okno, a następnie przez nie wydostać się w dół. Mieszkaliśmy na dolnym piętrze więc nie miałem tak daleko do ziemi. Przesunąłem się bliżej krawędzi i delikatnie przymknąłem okno za sobą mając nadzieję, że nie otworzy się nagle gdyż będzie po prostu proszącym się kąskiem dla złodzieji. Wziąłem ze sobą telefon gdy zsunąłem się na chodnik poprawiając na głowie kapuze.

Rozejrzałem się na boki aby upewnić się, czy nikogo nie ma na ulicy i przebiegłem na drugą stronę, mimo iż nie powinienem tego robić gdyż pasy miałem dosłownie obok. Jednak nie chciałem na nie iść. Z założonym kapturem ruszyłem w stronę placu zabaw, a przede wszystkim huśtawek. Chciałem spędzić czas samotnie i przemyśleć to wszystko co się dzieje w moim życiu. Życiu, które się sypie i powoli te fundamenty, które pomógł mi postawić Rightwill, powoli się sypią. Niszczeją pod wpływem tych wszystkich moich emocji, a przede wszystkim omdleń. Nie potrafiłem zapanować nad sobą i miałem wrażenie, że im bardziej będzie to iść w tą stronę, to w końcu nikt mi nie pomoże. Nie bałem się śmierci nawet kilkanaście razy jej pragnąłem jednak nie chciałem zostawić samego Rightwilla, którego traktowałem jak ojca. Ten przynajmniej mnie chciał i zaopiekował się mną nie to co mój biologiczny. Wspomnienia nie dawały mi wytchnienia gdy coś złego się ze mną działo lub nie wziąłem leków te złe myśli wracały.

Nie wiem nawet kiedy doszedłem do placu zabaw i usiadłem na huśtawce powoli się bujając. Stąd było widać idealnie niebo oraz gwiazdy. Światła lamp nie przeszkadzały w tym by podziwiać nocne niebo. Wziąłem głęboki wdech i oparłem głowę o łańcuch huśtawki. Byłem zmęczony mimo iż dość długo spałem jednak co to za sen gdy śnią się takie rzeczy. Nie miałem siły ani ochoty na nic tym bardziej na życie. Miałem wrażenie, że czuje na sobie ten dotyk mężczyzny tam gdzie nie chciałem. Byłem tylko dzieckiem, które starało się zadowolić ojca i wykonywać jego wymagania, które mi stawiał codziennie. Najbardziej jednak bolało gdy mama przestała mnie bronić. Nie jeden raz słyszałem z ich sypialni krzyki i przepychanki. Zapewne miała dość nie tylko mnie, ale i bronienia, które kończyło się biciem. Pokręciłem głową na boki aby wyrzucić z siebie to wszystko. Nie mogłem wracać pamięcią do tych złych momentów, które odbiły piętno na mojej psychice. Usłyszałem nagle dźwięk sunących liści w końcu zbliżała się zima. Może ktoś przechodził po prostu w końcu park nie był zamkniętym miejscem o tej godzinie. Jednak gdy ucicho zdziwiłem się i rozejrzałem wokół czując się dziwnie.

Nie rozumiałem, dlaczego czuję się obserwowany mimo iż nie widziałem nikogo wokół. Może mi już po prostu na psychikę padło, że wymyślam sobie obserwatora. Wziąłem głęboki wdech i wydech, by uspokoić swoje myśli oraz serce, które zaczęło szybciej bić. Przecież w mroku nie ma nikogo więc nie ma czego się tak naprawdę bać. Mrok przynajmniej jest moim sprzymierzeńcem i nigdy mnie nie zostawił. Nigdy nie okazał się zdradliwy i choć często czułem się w nim samotny to wiedziałem iż przybędzie o tej samej porze.

-Świetnie się bawisz? - ten głos, całe moje ciało się spięło, a ja nie potrafiłem wziąć oddechu - No tak biedny Dantuś stał się policjantem. Jak szef mógł wziąć takiego szkodnika jak ty pod skrzydła - wyszedł z mroku i uśmiechał się w moim kierunku, te niebieskie włosy były za bardzo wbijające się w oko mimo otaczającego nas pół mroku.

-Peter - wyszeptałem ledwo, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

-Czyli nie zapomniałeś - zaśmiał się, a jego śmiech nie był tym dobrym wręcz był złowrogi. W jego piwnych oczach widziałem złość i pogardę. Nie wiem nawet kiedy zerwałem się z huśtawki. Nie mogłem pozwolić by się do mnie zbliżył. Nie pozwolę znów przeżywać tego samego. Nie mogę... Nie chcę tego. Wybiegłem z parku w stronę bloku dzieliło mnie tak niewiele od okna, tylko musiałem przebiec przez ulicę, co zrobiłem bez myślenia. Mogłem jednak się obejrzeć na boki lecz byłem tak przerażony iż nie myślałem. Gdy poczułem jak coś we mnie uderza, a potem przeturlałem się po asfalcie. Nie byłem w stanie nic zobaczyć niż światła samochodu pod który wbiegłem. Czułem, że tracę kontrolę i z bólu straciłem przytomność.

Siedziałem w pokoju i tuliłem się do swojego piesia, który jako jedyny nie był dla mnie zły. Patrzyłem jak moja siostra bawi się klockami budując z nich jakąś budowle. Miałem jej pilnować więc nie mogłem zrobić zadań ze szkoły czy pouczyć się dodawania czy mnożenia. Starałem się w pamięci to zrobić, ale nie szło mi i potrzebowałem jednak mieć zeszyt przed sobą. Zamyśliłem się za bardzo, że nie zauważyłem jak Maddie podchodzi do mnie. Jej ciemnobrązowe włosy sięgały do ramion i podała mi kocek.

-Po co mi to? - spytałem mrużąc powieki i patrząc się na nią.

-Pobaw się ze mną! - powiedziała patrząc się na mnie, ale ja wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić.

-Nie mogę - odparłem.

-Dlaczego? Weź pobaw się ze mną proooooosieeee - patrzyła się na mnie tym wzrokiem i naprawdę nie chciałem by była smutna. Zsunąłem się z łóżka i wraz z nią podszedłem do budowli by się z nią pobawić. Dostałem od niej lalkę - robimy przyjęcie herbaciane! Tylko stolik potrzebujemy dla laleczek!

-Rozumiem - mruknąłem cicho i z klocków zbudowałem prowizoryczny stolik. Uśmiechnąłem się widząc jak świetnie się bawi i naprawdę poczułem się szczęśliwy. Chociaż ona mogła mieć to czego ja nie posiadałem. Mama wraz z tatą poszli na wywiadówki oczywiście mama jak na złość poszła do przedszkola Maddi, a tata do mnie. Był czysty i nie pił co było dziwne, ale może próbował się zmienić. Choć jak może człowiek jak on się zmienić po tym co mi zrobił. Pokręciłem głową na boki gdyż starałem się wyjaśnić jego agresję wobec mnie. Jednak tu nie było chyba nic do tłumaczenia. Usłyszałem jak drzwi się otwierają od mieszkania, a my mieliśmy otwarty pokój. Wiedziałem, że nie obejdzie się bez kary za oceny czy za to iż bawiłem się z Maddi.

-Dante! - głos ojca spowodował iż od razu wstałem z dywanu i ruszyłem do salonu - Jak zawsze zawodzisz mnie swoimi ocenami!.

-Poprawie - wyszeptałem cicho wpatrzony w swoje bose stopy.

-Mam nadzieję! Inaczej... - złapał za pasek więc wycofałem się o krok w tył - cieszę się, że się rozumiemy! Won do pokoju!

Nie trzeba było mi kilka razy powtarzać żeby iść do pokoju. Wchodząc do niego zauważyłem mamę, która uśmiechała się delikatnie i głaskała Maddi po głowie. Nie wiem nawet kiedy ostatni raz mnie dotykała. Jednak mogła się mnie po prostu brzydzić żeby mnie pogłaskać po głowie. Sam siebie się brzydziłem. Podszedłem do swojego łóżka i wszedłem na nie wiedząc, że nie mogę się z niego zejść.

-Była grzeczna? - padło pytanie ze strony mamy, która raczyła na mnie spojrzeć.

-Tak - odpowiedziałem cicho nie chcąc i jej denerwować.

-To dobrze, przygotuję wam kolację - oznajmiła, a po chwili wyszła z pokoju zostawiając nas w pokoju.

Wróciłem więc do mnożenia by choć trochę nauczyć się z pamięci tego co było na lekcji. Zerknąłem w stronę plecaka i postanowiłem podejść do niego by wyciągnąć zeszyt do matematyki. Wolałem jednak nauczyć się tego niż aby znów otrzymać złą ocenę, a potem ją poprawiać na lepszą. Nie było mi to na rękę skoro ojciec był zły o moje oceny. Nim się obejrzałem był kolejny dzień. Przygotowywaliśmy się do pójścia do przedszkola oraz szkoły. Wydawało mi się, że tata jest o coś mocno zły i nie swój gdyż jakoś dziwnie się zachowywał. Był bardzo drażliwy jakby miał w każdej chwili wybuchnąć jednak cieszyłem się, że idziemy do szkoły i ja nie będę musiał go widzieć przez pół dnia. Po pół godzinnej drodze do szkoły matka bez słów mnie zostawiła w szatni.

Zabolało, ale chyba zniszczyłem jej idealny związek z mężczyzną którego kocha. Zastanawiam się czasem czy nie powinienem po prostu uciec by oni mogli sobie spokojnie żyć. Dostałem jednak na odchodne by kupić sobie coś do jedzenia, dziesięć dolarów. Lecz wszystkie te śniadaniowe pieniądze odkładałem i nie potrafiłem ich wydać. Trzymałem je na czarną godzinę jakby coś się wydarzyło. Jak coś to mi potem będzie burczeć w brzuchu. Na pierwszej lekcji zrobiła nam kartkówkę, ale nie poszła mi ona najlepiej mimo iż się starałem. Przez to wiedziałem, że jak w domu zobaczą to nie będę w stanie się uchronić przed kolejną karą. Tym razem pas pójdzie w ruch. Nim się obejrzałem czekałem w szatni na mamę i odrabiałem zadania. Przynajmniej tutaj mogłem je zrobić. W domu ojciec twierdził, że od tego jest szkoła i w szkole mam wszystko się uczyć oraz robić, a nie przynosić do domu. Nie rozumiał, że to są zadania domowe, które trzeba robić w domu.

-Dante idziemy - słysząc głos mamy od razu włożyłem wszystko do tornistra i podszedłem do niej zakładając plecak na plecy. Szedłem przy jej boku wiedząc, że po drodze wstąpimy po moja siostrę. Potem mam być w pokoju i nie przeszkadzać. Nim się obejrzałem mama szła z Madeline na rękach. Weszliśmy do mieszkania i zdziwiłem się widząc rozwalone wszędzie rzeczy - zabierz siostrę do pokoju - oznajmiła podając mi ją więc nawet nie ściągaliśmy z siebie butów. Ruszyłem biegiem z siostrą do pokoju i zamknąłem nas w nim, poniekąd gdyż zostawiłem szparkę tak aby widzieć co się dzieje.

-Gdzie kurwo są pieniądze! - krzyk ojca rozbrzmiał po domu i był zły jak nie wściekły.

-Odcięłam cię od środków! Nie mam zamiaru utrzymywać pijaka w domu! Pijaka i potwora! Przez ciebie nie potrafię kochać własnego syna, który był dla mnie wszystkim!

-Zamknij się pizdo! - słyszałem jak chyba biję mamę i choć chciałem jej pomóc to nie potrafiłem się ruszyć. Rozejrzałem się wokół za czymś co może nam pomóc, ale widząc torebkę mamy zapomniałem, że dała mi ją wraz z Maddi. Podszedłem do niej i zacząłem szukać telefonu, który po chwili był w moich rękach. Nie pamiętałem, który numer był do policji, ale wybrałem sto dwanaście gdyż był taki ogólnym z tego co mówiła pani.

-Tu numer alarmowy w czym mogę pomóc? - przełknąłem ciężko ślinę, ale musiałem pomóc mamie.

-Jja potrzebuję pomocy...mama potrzebuje pomocy - powiedziałem do telefonu.

-Spokojnie jak masz na imię?

-Dante - odpowiedziałem cicho na zadane pytanie choć wiedziałem, że jak tata się dowie to kara będzie koszmarna, ale krzyki były coraz bardziej agresywne.

-Powiedz mi Dante gdzie mieszkasz? Potrzebuję to wiedzieć aby pomóc twojej mamie. Słyszę, że nie jest dobrze.

-Mmieszkamy na trzecim piętrze na Street Vanill 27 numer bloku - powiedziałem drżącym głosem i spojrzałem do salonu widząc jak mama się cofa. Nie rozumiem dlaczego.

-DAJ MI PIENIĄDZE! - za trząsłem się na jego słowa i zacisnąłem dłoń na telefonie.

-Spokojnie Dante zaraz będzie u ciebie patrol policji! - nie słuchałem go nie byłem w stanie gdyż widziałem dlaczego mama się cofa. To coś w dłoni ojca mieli też policjanci i poczułem jak serce niesamowicie mi szybko bije.

-Nie dam ci pieniędzy byś niszczył nam życie - powiedziała patrząc się na niego.

-Daj albo cię zabiję i sam wezmę!

-Cco się dzieje? - spytała Maddi gdyż dla niej krzyki były czymś normalnym. W końcu wychowywała się wśród nich, ale też rozumiała powagę sytuacji. 

-Dante kto jest obok ciebie? - padło pytanie ze strony mężczyzny z którym rozmawiałem, ale gdy usłyszałem huk, a następnie padającą mamę na kolana. Zrozumiałem wszystko. Zostawiłem telefon i wziąłem siostrę wsadzając ją do szafy.

-Zostań tu aż nie przyjdą tacy panowie w niebieskich strojach nim nie przyjdą masz być cicho - oznajmiłem i zamknąłem drzwi od szafy. Szybko wiozłem telefon do ręki - pomóżcie mojej siostrze - powiedziałem kładąc telefon przy szafce. Wyciągnąłem wszystko z plecaka i włożyłem kilka rzeczy wraz z pieniędzmi. Spieszyłem się gdyż słyszałem jak kopie ciało mamy. Nie miałem czasu na płacz mimo iż miałem ochotę się rozpłakać. Maddi i mama musiały wyjść z tego cało. Zarzuciłem plecach na plecy i wybiegłem z pokoju wiedząc, że skupię na sobie jego uwagę. Mimo wszystko spojrzałem w stronę mamy, która chyba jeszcze żyła. Jej wzrok był przerażony, ale śledziła mnie wzrokiem. Z jej ust wypływała krew.

-Ty! To wszystko twoja wina! - poczułem jak serce mi staje gdyż wycelował we mnie z broni. Jednak odważyłem się na to aby ruszyć biegiem w stronę drzwi wyjściowych. Musiałem go trzymać jak najdalej od pokoju Maddi. Słyszałem już chyba z dala syreny policyjne bądź mi się wydało gdyż usłyszałem huk, a następnie niesamowity ból. Upadłem na kolana czując jak mnie paraliżuje coś.

-Ddante - chyba to był głos mamy - uciekaj - spojrzałem kątem oka na nią, a ona załapała ojca by nie podszedł do mnie. Widziałem jak kopie jej twarz by go puściła gdy on krzyczał na mnie bym podszedł do niego. Rozpłakałem się, ale otworzyłem drzwi do domu i wybiegłem na korytarz, a potem zbiegłem po schodach w dół. Uciekłem przez tylnie drzwi na parking i ruszyłem biegiem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie, po co i jak, ale światła niebiesko czerwone wręcz były wszędzie lecz ja nie potrafiłem tam iść. Uciekłem.

Czy mama i Maddi przeżyły?
Co się stało później z Dante?

2437 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro