...Szefowi
Witam wszystkich serdecznie!
Kolejny rozdział w kolejnym dniu!
Ale szybko ucieka ten mini maratonik!
Jak tam wasze plany? U mnie pogoda nie dopisuje!
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Tak jak James powiedział tak też się stało, zostałem bez obiadu i kolacji lecz pocieszała mnie jedna rzecz o której oni nie wiedzieli. Byłem najedzony hamburgerem i byłem niebywale wdzięczny Nico za jedzenie. Gdyby nie on to znów bym głodował w pokoju. Westchnąłem ciężko gdyż było już późno w nocy, a ja nie potrafiłem zasnąć. Wpatrywałem się przez okno na nocne niebo oraz księżyc, który oświetlał wszystkie budynki swoim blaskiem mimo zaświeconych lamp przy ulicach. Oparłem głowę o ścianę i choć byłem zmęczony wiedziałem, że kara mnie nie ominie z rana pewnie cały dzień będę pakować narkotyki lub robić wszystko co każą lecz będą mnie pilnować cały czas. Nie lubiłem tego uczucia gdy patrzono mi dosłownie na ręce lecz rozumiałem to wszystko. Bali się, że znów ucieknę, a szkoda było im tracić takiego darmowego śmiecia jak ja do ciężkiej roboty. Czułem coraz większe znużenie, ale nie chciałem się kłaść spać. Jednak nie za bardzo chyba miałem kontrolę nad własnym ciałem, bo nie wiem nawet kiedy zsunąłem się z ściany o którą byłem oparty, a to była kwestia czasu gdy moje oczy zostały zasłonięte przez powieki.
Obudziło mnie wchodzenie do pokoju na co zdziwiłem się trochę, bo chyba nie powinien mi nikt wchodzić w nocy. Otworzyłem zmęczony powieki i zdziwiłem się tym, że przez okno wpadały promienie słoneczne.
-A ty co tak dziwnie zasnąłeś? - padło pytanie ze strony Arona co zdziwiło mnie jeszcze bardziej, bo on rzadko przynosi mi jedzenie.
-Nnie wiem - mruknąłem cicho na jego pytanie.
-Zjesz ubierz się i schodzisz na dół. Masz dużo towaru do spakowania. Nie dostaniesz jedzenia dopóki nie zrobisz wszystkich worków, a trochę się nazbierało - oznajmił, a następnie po prostu wyszedł z pokoju zostawiając mnie samego. Zsunąłem się z łóżka i podszedłem do biurka biorąc talerz z trzema kromkami. Jadłem bardzo wolno je gdyż Chase kiedyś powiedział mi, że jak wolno będę jeść to dłużej będę syty i coś w tym było. Zjadłem na spokojnie śniadanie i wstałem z łóżka podchodząc do szafy z której wyciągnąłem świeże ubrania. Przydałoby mi się umyć, ale o to muszę spytać się któregoś z dorosłych, bo sam nie mogę robić nic na terenie domu. Jedynie gdy wychodzę na plac zabaw mogę robić to jak chce i jaką drogą bym nie poszedł nie dostałbym za to kary. Jednak tu wszystko miało być tak jak szef kazał. Naprawdę ciężko było się przystosować do tych warunków i tego wszystkiego, ale nie miałem innego wyboru. Ubrany w ciepłą bluzę oraz spodnie wziąłem pustą szklankę oraz talerz by zanieść je do zlewu.
-Wiesz co masz dziś robić? - zatrząsłem się cały gdy usłyszałem głos szefa.
-Ttak - odparłem wkładając brudne naczynia do zlewu i spuściłem głowę w dół.
-Na wszelki wypadek przypilnuje cię Peter byś jednak nie zrobił głupot. Jazda do pracy.
-Ttak szefie - mruknąłem szybko idąc do szafki by ubrać ciepłe buty na nogi. Nie wiedziałem gdzie może znajdować się Peter, ale obawiałem się tego, że już może być pod wpływem narkotyków. Rzadko było gdy nie był naćpany, ale nikt na to nie patrzył w końcu jedynie on zajmował się narkotykami i je tworzył więc chyba to oczywiście, że im większy odlot tym więcej pieniędzy dla nich. Mnie brzydziło to co robili i to co ja robiłem, ale nie miałem wyboru. Cudem było to, że James nie znalazł kogoś ode mnie i nie zabił jak to obiecywał za to, że raz zdołałem uciec. Zszedłem na sam dół i musiałem stwierdzić, że było tu zimniej niż przypuszczałem. Zdziwiłem się tym, że pierwsze drzwi były otwarte, ale ciekawość była zbyt silna. Spojrzałem przez nie i zauważyłem jak niebieskowłosy przerzuca kartony. Najbardziej interesowało mnie to dlaczego nosi czarną bezpalcową rękawiczkę, a jego prawe ramię ciągle jest zasłonięte nawet w ciągu lata.
-Do pracy gówniarzu! - gdy podniósł na mnie głos od razu uciekłem, bo zamyśliłem się za bardzo i nawet nie zauważyłem kiedy mnie zobaczył, ale nie chciałem by zrobił mi krzywdę. Wpadłem do pokoju gdzie miałem swoją jakby pracownie do pakowania narkotyków i usiadłem na fotelu na który się wdrapałem. Nie wiedziałem ile mam zrobić i jakiej ilości przez to rozglądnąłem się wokół szukając jakiejś podpowiedzi, bo nie chciałem wołać Petera do siebie. Gdyż nawet proste pytania z mojej strony były niczym zapałka do tego by spowodować wybuch. Zauważyłem kartkę przypiętą na tablicy korkowej i już wiedziałem co mam robić choć nie byłem za bardzo zadowolony gdyż to było pismo Petera. Wziąłem pierwszy woreczek i położyłem na wagę, a następnie zacząłem wsypywać szpatułką białe kryształy do worka patrząc na wagę. Miałem zrobić dwieście sztuk po dziesięć i piętnaście gram. Nienawidziłem tego, ale nie mogłem się sprzeciwić im inaczej na moim ciele pojawiłyby się kolejne śliniaki. Jedne nie zniknęły, a kolejne je zdobiły i cieszyłem się z tego, że nie noszę krótkich ciuchów, bo byłoby widać wszystko.
Peter pilnował mnie przynosząc coraz to więcej proszku, bo zabrakło mi do pakowania. Jednak nie odzywałem się i przytakiwałem głową na jego słowa nie chcąc go denerwować. Byłem już cały wyziębiony, bo siedziałem tu ponad osiem godzin i dostałem tylko raz przegotowaną wodę by się ogrzać, a nawet koc nie był w stanie dać mi tyle ciepła ile potrzebowałem. Obawiałem się, że znów zachoruje, a z tego nie byłby zadowolony James. Westchnąłem ciężko zamykając woreczek już skostniałymi palcami gdyż z zimna straciłem nad nimi kontrolę i czucie. Byłem już zmęczony i miałem ochotę położyć się spać, ale zrobiłem większą połowę, a jeszcze została mi ta mniejsza. Dopóki nie skończę raczej nie pozwoli mi piwnooki bym odszedł od stanowiska. Słyszałem kroki więc zapewne idzie znów mnie o krzyczeć, że za wolno i mam przyspieszyć bardziej swoje ruchy. Jednak nie byłem w stanie, bo już mi rozmazywały się cyferki na wadze z zmęczenia. Drzwi otworzyły się, ale nawet mi spojrzałem w ich stronę bojąc się, że uzna iż obijam się zamiast pracować.
-Chodź Dante, koniec pracy na dziś - zdziwiłem się słysząc Chase więc spojrzałem na niego - zapisz ile zrobiłeś i jutro dokończysz.
-Nna pewno? - mruknąłem cicho, a on skinął głową na tak. Wziąłem długopis i napisałem równe sto pięćdziesiąt gdyż właśnie do tej ilości zdołałem zrobić. Najgorsze jednak jest to, że nie zrobiłem czterystu, a jeszcze około dwieście do roboty. Włożyłem torebkę do kartonu i zszedłem z fotelu, a koc zarzuciłem na oparcie. Teraz do mnie dotarło to zimno co było wokół przez to zatrzęsłem się cały z zimna.
-Weźmiesz kąpiel aby się ogrzać, ale nie więcej niż pół godziny, bo James będzie zły - oznajmił z czego byłem zadowolony, bo chciałem się i tak spytać dziś o kąpiel. Wyszliśmy na górę, a ja poczułem ten podmuch gorąca gdy tylko weszliśmy do salonu. Ściągnąłem buty by nie pobrudzić podłogi gdyż z pewnością potem czekało by mnie jej sprzątanie. - Idź na górę i weź to co musisz wziąć do mycia. Nad kolacją się jeszcze zastanowimy.
-Ddobrze - mruknąłem cicho i ruszyłem w stronę schodów mając nadzieję, że szybko ominę trudności związane z bandażami by móc się choć trochę rozgrzać oraz umyć. Chciałem naprawdę szybko iść na górę, ale moje nogi były zmęczone przez to nie mogłem prędzej dostać się na górę lecz co się tu dziwić. Tyle czasu bez ruchu i w zimnie więc widać teraz rezultaty. Wszedłem do pokoju biorąc piżamę, a następnie przeszedłem do pokoju obok, który był łazienką. Zamknąłem drzwi za sobą by nikt nie wszedł mi do toalety. Położyłem piżamę na szafce aby móc przygotować kąpiel. Nim się obejrzałem siedziałem w wannie, a po kilku minutach niestety musiałem wyjść, ale umyłem włosy wraz z ciałem uważając na to by nie pogorszyć sobie ran na rękach. Patrząc na swoje ciało, zacząłem powoli je bardziej nienawidzić za to, że było takie żałośnie słabe. Byłem cały poraniony jeśli tak mogę powiedzieć o swoim ciele, bliznach czy śliniakach. Zrobionych nie tylko przez Dragons lecz i ojciec przysłużył się do zrobienia blizn na moim brzuchu oraz dolnych częściach ciała. Może nie było ich tak dużo jak powstałych tutaj przez ten okres czasu, ale jednak szpeciły moje ciało przypominając o sobie.
Posprzątałem po sobie szybko w łazience gdy tylko ubrałem piżamę na siebie i opuściłem ją czysty oraz umyty. Musiałem jednak iść do sali medycznej by wziąć świeże bandaże do opatrzenia swoich rąk, bo stare nie nadawały się do tego. Dość prędko wszedłem do królestwa rudowłosego, którego na moje szczęście lub też nie, po prostu nie było. Podszedłem do szafki z bandażami i wyciągnąłem sobie świeży, a ten brudny wyrzuciłem do kosza. Zacząłem się opatrywać i choć nie było to takie proste jak wyglądało to jednak dzięki klamerką było trochę łatwiej. Wyszedłem z pokoju i na kogoś wpadłem, ale mnie złapał za ramię lecz to zabolało.
-Co tu robisz dzieciaku? - padło pytanie ze strony Arona. Spiąłem się trochę, bo nie był delikatny.
-Bbyłem wymienić bbandaże - wymamrotałem spuszczając głowę w dół, a on złapał za moje przedramię i podwinął piżamę sprawdził moje ręce mimo iż wiedział, że byłem ranny.
-Jazda do pokoju, masz kolację w nim - powiedział puszczając mnie i ruszył do swojego pokoju, który był praktycznie naprzeciwko mojego. Wszedłem szybko do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, a na biurku rzeczywiście był talerz z kanapkami oraz szklanka z herbatą, na dodatek jeszcze parującą. Wziąłem się za jedzenie i picie gdyż byłem głodny. Na biurku jeszcze miałem coś więc sięgnąłem po chyba książę, bo tak to wyglądało. Wyciągnąłem to z papieru i rzeczywiście była to książka. Z tego co zauważyłem to była taka dla dzieci do trenowania słów oraz pisania i byłem wdzięczny za taki prezent gdyż miałem problem z płynnym pisaniem. Wiedziałem co będę robić w czasie gdy siedziałem za karę w pokoju. Bałem się jednak o to co będzie jutro, bo spotykam się z Carbo więc muszę uciec z czym wiąże się to, że James będzie wkurzony na mnie gdyż nie skończyłem pakować narkotyków. Mimo iż miałem czas by zacząć pisać i bawić się tym co dostałem wiedziałem, że nie dam rady. Ręce mnie bolą i delikatnie drżą gdy staram się zjeść kanapkę więc moje pisanie byłoby takie same bez sensu, bo proste by nie było.
Wszedłem na łóżko i usiadłem na nim patrząc się przez okno. Nie zasuwałem w ogóle tej rolety, bo patrzenie przez okno na niebo mnie uspokaja. W otaczającym mnie mroku widziałem jak przez szybę z nieba powoli spadały płatki śniegu. Nie byłem cały dzień praktycznie tutaj i nie byłem świadomy ile śniegu napadało. Zamknąłem oczy i nie wiem nawet kiedy usnąłem tak szybko lecz byłem zmęczony po całym dniu pracy, która mimo iż wyglądała na łatwą to nie była. Męczyła mnie i to bardzo, bo mój kręgosłup bolał od siedzenia przy biurku czy mając ciągle wyciągnięte ręce, które brały worek szpatułkę, zamykały woreczek i wkładałem do pudełka. Jednak dość szybko przestałem myśleć i odpłynąłem całkiem.
Obudziłem się przed tym jak do pokoju wszedł Chase z partią witamin oraz śniadaniem dla mnie. Wiedziałem, że mam zjeść, wziąć leki oraz iść na dół by wrócić do pracy. Wiedziałem, że tak zacznie się mój dzisiejszy dzień, piątkowy dzień, który miał być dla mnie koszmarem. Wiedziałem to już na początku gdy wstałem, bo wiedziałem jak reagują na moje ucieczki. To była tylko kwestia czasu aż ucieknę, ale na szczęście nie myślą za dużo, bo ubrane buty miałem oraz kurtkę wziąłem twierdząc, że będzie mi cieplej lecz chciałem ją wziąć by nie było mi zimno, ale na zewnątrz. Wziąłem się za robienie tych woreczków, które musiałem zrobić lecz w ciągu trzech godzin w sumie skończyłem robić wczorajsza partie worków. Zostało mi jeszcze zrobić dzisiejszą, ale zaraz musiałem uciec z budynku. Peter miał mnie pilnować tak samo jak wczoraj, ale dziś sprawdzał mnie tylko sporadycznie gdyż nie robił nic na dole. Zacisnąłem dłonie mocniej biorąc głęboki wdech by nabrać odwagi. Przecież i tak bym dostał karę przez to, że aktualnie uciekam. Powoli wyszedłem z piwnicy i po schodach wszedłem na parter nasłuchując czy ktoś jest w garażu lub ma zamiar iść w dół. Jednak nic nie słyszałem więc szybko uciekłem przez drzwi, które były otwarte. Zastanawiałem się czy specjalnie nie zamykają ich czy może zapominają o nich. Lecz nie interesowałem się tym teraz gdyż biegłem w stronę placu zabaw, bo zaraz się spóźnię, a wolałbym tego nie zrobić. Ciężko oddychałem, a z ust wydobywał się dymek przez różnicę temperatur. Wybiegłem na plac zabaw widząc Carbo na rampie więc musiał być znacznie wcześniej niż ja właśnie.
-Myślałem, że już cię nie będzie! - powiedział trochę oburzony, ale rozumiałem go, bo powiedziałem, że będę.
-Wybacz wujek nie za bardzo chciał mnie puścić - oznajmiłem poniekąd prawdę, bo jak się dowie, że zwiałem to będę miał piekło.
-Nie chciał?
-Trochę jakby to powiedzieć uciekłem z podwórka - wyjaśniłem wchodząc na rampę po wąskich schodkach do niego.
-To pewnie twój wujek po ciebie przyjdzie tu co nie?
-Pewnie tak - odparłem - jak nie on to pewnie jego kolega.
-To ciekawe - mruknął, a dosiadłem się do niego.
-Jak u ciebie? - spytałem cicho.
-Dobrze nawet. Wujek czasem się denerwuje, ale przez to, że trochę rozrabiam.
-Masz ciekawie przynajmniej ja tam uczę się w domu - mruknąłem smętnie patrząc się na drogę, która była stąd widoczna dokładnie i wysepkę też widziałem gdzie jest, ale tylko budynki.
-Nie możesz poprosić o naukę w szkole? Musisz mieć strasznie nudne życie przez to.
-Nie wiem, może choć nie nudzi mi się, bo codziennie jest co innego.
-Mi tam by się nudziło, ale mniejsza, co robimy dziś?
-A co mamy robić?
-Może chodź ze mną do restauracji wuja to zjemy sobie coś dobrego? - słysząc, że chce gdzieś iść od razu pokręciłem głową na nie - Dlaczego?
-Nie jestem głodny - skłamałem, ale nie mogłem opuszczać terenu na którym mogłem się poruszać. Jak ludzie Jamesa mnie tu nie znajdą to wywołam wilka z lasu, a tego bym nie chciał.
-To odśnieżymy może dziuple przy drzewie?
-Ale jest kompletnie zakopana - mruknąłem patrząc się w stronę drzewa gdzie była gigantyczna sterta śniegu.
-To wydrążymy tunel! - rzekł na co zaśmiałem się lecz zgodziłem na to. Nie wiem ile czasu razem kopaliśmy w śniegu, ale przynajmniej nie zasypywało się lecz naprawdę ciężko było przebić się przez zbity śnieg. Usłyszałem nagle trzask bramki na co spiąłem się cały, bo chyba zdawałem sobie sprawę z tego kto tu właśnie idzie.
Który z Dragons przyszedł po Dante?
Jaką dostanie karę?
2326 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro