Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Roztrzaskane niczym...

Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam u was? Już koniec sierpnia jak ten czas szybko uciek.
Jakieś plany na dziś?
Dziś dość ciekawy rozdział
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚


Miałem ochotę płakać gdyż nikt by nie rozpoznał tego, że płacze czy może to krople deszczu. Opatuliłem się ramionami chcąc się ukryć w nich przed wszystkimi złymi rzeczami, które mnie przytrafiają. Nie chciałem aby tak to się wydarzyło by w ten sposób to szło, ale jak widać moje myśli zaczęły krążyć po mojej głowie i to takie, których nie chciałem dopuszczać do głosu. Gdy tylko im pozwoliłem wydostać się ze mnie to kończyłem w szpitalu lub w domu z Rightwillem, który musiał mnie opatrywać. Pociągnąłem nosem czując się jak ostatni debil. Może rzeczywiście byłem tym złym, może byłem za bardzo agresywny zbyt niemiły względem innych. Może beze mnie wszystkim będzie po prostu lżej i tylko marnuję innym czas swoją osobą. Nagle ktoś mnie dotknął na co od razu odskoczyłem w bok przestraszony, bo nie lubiłem czyjegoś dotyku.

-Uważaj jak chodzisz chłopcze - spokojny głos starszej pani uspokoił mnie trochę.

-Pprzepraszam - powiedziałem cicho i teraz zauważyłem, że uchroniła mnie przed wtargnięciem na pasy.

-Pomożesz mi przejść w takim razie za uratowanie twego życia?

-Ooczywiście - odparłem, a kobieta złapała mnie za ramię przez co poczułem jak moje mięśnie na plecach aż się prostują w taki sposób, że aż mnie zabolały. Jednak gdy nadarzyła się okazja ruszyliśmy powoli w stronę parku. Kobieta starała się trochę mnie ochronić swoim parasolem, ale to było bez sensu, bo i tak byłem już przemoczony. Gdy tylko stanęliśmy na chodniku po drugiej stronie ona uśmiechnęła się do mnie.

-Dziękuje młody człowieku! Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz więc biegnij szybko do domu! - nie sądziłem, że trafię na taką miłą osobę w tym mieście.

Jakby nie patrzeć przez te lata i wydarzenia, które zapisały się na kartach historii Los Santos, zmieniły dość mocno postrzeganie wszystkich ludzi. Choć kto by chciał mieszkać w najbardziej niebezpiecznym mieście pełnym gangsterów, mafii czy karteli. Mimo, że nie atakują dzień w dzień to jednak lęk był najgorszą z wszystkich emocji czy uczuć, bo napędzał człowieka do różnych decyzji i to nie szczególnie tych dobrych. Patrzyłem jak starsza kobieta idzie w stronę kolejnych pasów, ale tam już były światła. Przeczesałem swoje białe włosy, które wręcz były jak po myciu całe mokre i nasiąknięte wodą. Zgodnie z słowami kobiety ruszyłem do domu, bo miałem pierwotnie w planach usiąść na huśtawce i nie złazić z niej już nigdy. Nawet jeśli by przybył po mnie Peter i chciał mnie skrzywdzić, poniekąd moja obojętność na to co się ze mną stanie, powoli znikała przez jedną osobę i miłe słowa skierowane w moją stronę. Po chwili byłem już przy bloku czy kamienicy w sumie nie umiałem rozpoznać czym się tak naprawdę różnią. Po prostu wszedłem do klatki w której mieszkałem i ruszyłem po schodkach do drzwi od mieszkania. Otworzyłem drzwi i wyszedłem do środka czując się źle fizycznie, bo psychicznie nie było już aż tak źle.

-Dante?! - spojrzałem na tatę, który patrzył się na mnie z szokiem - Co się stało? Dlaczego jesteś cały przemoczony?

-Nic - mruknąłem w odpowiedzi i zacząłem ściągać kurtkę.

-Idź do łazienki i włóż wszystkie mokre ciuchy do pralki - rzekł na co skinęłem głową i posłusznie wykonałem jego rozkaz. Zacząłem ściągać z siebie dosłownie wszystko oprócz bokserek mimo iż były również mokre - masz czyste i suche ciuchy - wziąłem od taty ciuchy, które mi wybrał, a on wyszedł z łazienki zamykając drzwi za sobą. Od razu zauważyłem, że jest tu dosłownie wszystko by ubrać się na nowo. Wziąłem ręcznik z haczyka i zacząłem się wycierać, a następnie ubrałem się w suche ciuchy. Ręcznikiem starałem się wytrzeć włosy, ale nadal były mocno wilgotne i wiedziałem, że to nic mi nie da lecz nadal próbowałem aż się poddałem z tym. Wyszedłem z łazienki gasząc światło, a do moich uszu dobiegł dźwięk gotowanej wody. - Chodź do kuchni!

-Yhym - mruknąłem cicho, ale posłusznie wszedłem do kuchni i usiadłem na swoim miejscu przy stole.

-Mów co się stało - zaczął ponownie temat, ale nie miałem ochoty mu niczego mówić. Nie żebym nie ufał osobie, której dużo zawdzięczam, ale nie potrafiłem przyznać się przed nim do wielu rzeczy i sytuacji obawiając się niezrozumienia czy kary. To po prostu było silniejsze ode mnie, poczucie obawy przed przeszłością i kar, które mnie spotykały. Przez wspomnienia czułem się zagubiony, bo poniekąd mój mózg twierdził, że tak będzie już niedługo i muszę na nowo przyzwyczaić się do posłuszeństwa lecz moje serce walczy o wolność i chęć uwolnienia się z klatki w której tkwię. W tej klatce z własnych lęków nad którymi nie jestem w stanie zapanować i uwolnić się od nich.

-Nic - odparłem ponownie nie chcąc go zawieść choć już to zrobiłem. Tyle lat dobrej pracy bez jakiś skarg czy problemów, a nagle coś takiego się stało. Położył przede mną kubek na który spojrzałem gdyż z tego co zauważyłem była o herbata lecz nie wyglądała na normalną. Zapewne zaparzył mi zioła bym się uspokoił czy aż tak widać po mnie to, że nie czuję się za dobrze.

-Nunuś proszę współpracuj ze mną dobrze? Powiedz mi co się stało - powiedział spokojnym tonem głosu, ale nie potrafiłem z siebie wydobyć głosu jedynie pokręciłem głową na boki. - Dante dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? Co się dzieje tam w twoim umyśle, że zamykasz się na mnie? Wiesz, że nie jestem wrogiem więc dlaczego unikasz rozmowy?

-Nnie unikam - mruknąłem cicho wpatrzony w herbatę, która parowała więc skupiłem się na tej parze by nie pozwolić dojść do głosu swoim emocjom, które wręcz chciały wydostać się na zewnątrz za mojej maski i pokazać moje prawdziwe oblicze.

-Dante znam prawdę i wiem co się wydarzyło na komendzie więc dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć?

-Bo nie - odparłem biorąc kubek w dłoń i wstałem od stołu chcąc iść do pokoju, a następnie zamknąć się w nim i nie wychodzić już z niego.

-Czy zrobiłem coś źle Dante, że tak ozięble się zachowujesz? - zapytał szukając powodu w sobie przez moje zachowanie względem niego, a powinien szukać powód i winę we mnie, nie w sobie.

-Nie - powiedziałem nim wszedłem do pokoju i zamknąłem się w nim. Chciałem po prostu ukryć się przed światem i ludźmi, którymi byłem zmęczony. Zmęczony życiem w tym świecie, który nie był dla mnie łaskawy. Usiadłem na łóżku i opatuliłem się w koc powoli pijąc herbatę. Rightwill zrozumie, że potrzebuje ciszy i spokoju aby przemyśleć swoje emocje, które mną szargają, ale i tak nie będę ich w stanie powiedzieć mu.

Zostałem w pokoju przez resztę dnia, a jedzenie na wieczór dostałem do pokoju, ale nie miałem ochoty wstawać z łóżka. Nie miałem siły ani ochoty by to zrobić wręcz byłem przeciwny temu by podnieść się z łóżka. Obudziło mnie chodzenie po pokoju obok więc pewnie Rightwill przygotowuje się do pracy. Czułem jak mam zatkany nos więc złapałem katar i mam nadzieję, że tylko go, bo jak się cały rozłożę to wrócę dopiero za tydzień do pracy. Wziąłem spokojny wdech starając się wziąć jak największy oddech, ale było po prostu ciężko. Podniosłem się z łóżka i przetarłem dłonią zmęczone oczy, mimo iż spałem dość długo to nie czułem się wcale wypoczęty. Nie przebrałem się nawet z wczorajszych ciuchów do spania po prostu zasnąłem tak jak byłem ubrany. Podszedłem do drzwi i zawahałem się czy na pewno mogę wyjść, czy nie jest zły na mnie za wczoraj i moje zachowanie. Czy za bardzo nie przegiąłem i powinienem siedzieć w pokoju za karę. Pokręciłem głową na boki przecież Rightwill taki nie jest, przecież nie zrobi mi krzywdy, bo nie byłby w stanie w końcu jest tym dobrym.

-Obudziłem cię? - padło pytanie ze strony taty, ale pokręciłem głową na boki chociaż obudził mnie lecz nie chciałem by się tym zamartwiał. - Będziesz milczeć?

-Nie - odpowiedziałem cicho i usiadłem niepewnie przy stole.

-Nie wiem co ci tam chodzi po głowie, ale odkąd wpadłeś pod koła auta zachowujesz się dość mocno jak nie ty.

-Wydaje ci się - mruknąłem patrząc się w swoje ręce.

-Znam cię od kilkunastu lat Dante wiem gdy coś jest nie tak i właśnie jest coś nie tak. Czy to przez te sny, które do ciebie wróciły?

-Nie chce o tym rozmawiać - wyszeptałem cicho wpatrzony w stół na który położył talerz z kanapkami.

-Wiesz, że rozmowa jest tu kluczowa Dante - westchnął ciężko, ale poczułem jego dłoń na swojej głowie lecz nagle zjechał na moje czoło dłonią - jesteś rozpalony, to nie dobrze. Poszukam termometru w łazience by sprawdzić twoją temperaturę - nie wiedziałem nawet, że mam gorączkę, ale patrzyłem jak on idzie do łazienki zostawiając mnie samego.

Westchnąłem ciężko i spojrzałem na swoje śniadanie na które za bardzo nie miałem ochoty. Wszystko wydawało się być w porządku jak dzień w dzień to była nasza codzienna rutyna, ale ktoś pragnął ją zakłócić. Choć i tak już mocno była zakłócona przeze mnie oraz moje humory. Czas jakby zatrzymał się w miejscu, a okno, które było tuż przy zlewie pękło rozbijając się na wszystkie strony świata i wpuszczając chłodny wiatr do pomieszczenia. Kamień który rozbił te okno miał jakiś biały materiał jakby kartkę. Miałem przeczucie, że muszę to schować więc od razu wyrwałem kartkę, która była przyklejona na taśmę do tego kamienia. Który niefortunnie upadł na stół rozbijając przy okazji moje śniadanie oraz talerz na którym ono było. Schowałem ledwo kieszeń z kartką do kieszeni gdy Rightwill wybiegł z toalety.

-Co się stało?! - krzyknął gdy ja po prostu patrzyłem się na kamień mając złe przeczucia wręcz okropne, poczułem jak zawartość mojego żołądka chce zrobić fikołka i wydostać się tą stroną, którą weszła. - Dante nic ci nie jest?! - podbiegł do mnie, ale mnie po prostu sparaliżowało i nie potrafiłem nawet nic powiedzieć. Złapał mnie za policzki i zaczął mnie oglądać.

-Nnie - wyszeptałem ledwo nie potrafiąc nic więcej z siebie wydobyć.

-Znajdę i udupię tego kto to zrobił! - krzyknął gdy odsunął się ode mnie i podszedł do okna, które rozsypało się na drobne kawałki. Spojrzałem na kawałek szyby, która upadła dosłownie na stół. Czułem pociąg do tego by ją wziąć do ręki i przyłożyć do ramienia, poczuć te cudowne uczucie beztroski choćby na chwilę. Na chwilę poczuć się wolny przez ból, który mnie ogarnie jak i krew, którą spuszczę z siebie. - Nie Dante! - nagle ostry kawałek został zabrany przez niego do kosza przez co otrząsnąłem się z dziwnego transu. - Nie wolno ci zbliżać się do tych ostrych kawałków! Idź do pokoju i zmierz temperaturę!

-Yhym - mruknąłem cicho biorąc od niego termometr i wstałem z krzesła, ale teraz do mnie dotarło to wszystko oraz to jak wiotkie mam nogi. Jednak nie chciałem go bardziej martwić więc ruszyłem do pokoju chcąc sprawdzić swoją temperaturę. Wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi za sobą, a termometr włożyłem do ust. Jednak przypomniałem sobie o tej kartce papieru, ale widziałem, że będzie powodem do mego przyspieszenia bicia serca. Niepewnie wyciągnąłem ją z kieszeni i rozprostowałem na tyle ile mogłem to zrobić. Bałem się przeczytać treść wiadomości, ale rozpoznałem do kogo należy te pismo.

Zacisnąłem dłonie na kartce, a zęby prawie zacisnąłem, ale jakbym to zrobił to bym zepsuł termometr, a nie chciałem tego robić. Podpisał się jako mój kat przez to obleciał mnie strach, przerażenie i lęk. I choć może oznaczać mogły to samo, to czułem każde z tych emocji oddzielenie. Zacząłem rozszarpywać kartkę na małe kawałki chcąc wyrzucić z głowy te słowa, które napisał do mnie. Jednak obaw narodziło się po chwili coraz więcej, bo przecież wiedzą gdzie mieszkam i bałem się co teraz będzie. Czułem jak nie mogę wziąć oddechu w płuca, a one zaczęły mnie niesamowicie boleć. Musiałem pozbyć się z głowy tego musiałem jakoś odreagować, bo mnie rozniesie, a nie chce zrobić czegoś głupiego. Może to lepiej, że broń została na komendzie, bo nie zrobię sobie krzywdy nią. Nagle drzwi zaczęły się otwierać więc szybko wrzuciłem strzępki kartki pod pościel i spojrzałem na Rightwilla, który wszedł do mnie.

-Jak się czujesz? - padło pytanie z jego ust, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć choćby w najmniejszym stopniu pozytywnie - Dobrze rozumiem, że był to dla ciebie dość spory szok - westchnął ciężko i podszedł do mnie - szyba będzie dopiero na wieczór, ale zakleiłem dziurę folią powinno zatrzymać choć trochę te zimno.

-Yhym - wymamrotałem mając w ustach termometr, a on delikatnie za niego złapał więc chciał zobaczyć czy dobrze myśli, że mam gorączkę.

-Trzydzieści siedem i pół czyli mamy stan podgorączkowy. Zjadłeś coś z tych kanapek co ci zrobiłem? - pokręciłem głową na boki, bo nie zdążyłem nawet ich tknąć, ale może to lepiej. - Zrobię ci na szybko śniadanie i dostaniesz leki - rzekł, a po chwili wyszedł.

Wyciągnąłem tą kartkę w kawałkach spod pościeli i wrzuciłem do kosza przy biurku. Ściągnąłem z siebie bluzę i spojrzałem na swoje ręce, serce mnie kuło wręcz bolało jak i wszystko wokół. Miałem ochotę krzyczeć, byłem na siebie wściekły, bo ryzykuję życiem jedynej osoby, która tak naprawdę mnie chciała. Nie wytrzymałem presji tego wszystkiego co we mnie było i zacząłem drapać się po rękach aż do krwi. Cholernie bolało, ale czułem ulgę czując ten ból. Musiałem robić to mocno i kilka razy w jednym miejscu by rozerwać swoimi paznokciami skórę, ale udało się to zrobić. Chciałem rozszarpać to jeszcze bardziej by poczuć wewnętrzną ulgę, ale drzwi otworzyły się do pokoju, a ja nie byłem w stanie ukryć swoich nabytych ran.

-Dante?! - spiąłem się cały, bo obydwie moje ręce były rozdrapane przeze mnie od razu uciekłem w kąt łóżka i ściany, ale to dlatego, że nie potrafiłem inaczej zareagować. Mój mózg od razu kazał mi uciec, a z oczu zaczęły spływać łzy. Nie chciałem tego robić po prostu nie umiałem inaczej, moje myśli były za silne względem tego starego mnie. - Hej nie chciałem krzyczeć no już spokojnie - skuliłem się cały wtulając mocno kolana do klatki piersiowej - to nie twoja wina wiem o tym no już spokojnie nie płaczemy.

Spojrzałem na niego kątem oka, ale przez łzy był rozmazany w moich oczach. Nie dotykał mnie za co byłem mu wdzięczny, że nie zmuszał mnie do dotyku, którego aktualnie nie chciałem. Starałem się uspokoić, ale emocje we mnie wybuchły i nie potrafię nad nimi zapanować, zadławić je w zarodku w środku mnie.

-Nunuś no oddychamy - czułem jak delikatnie dotyka moją nogę chcąc sprawdzić czy aby na pewno może sobie pozwolić na dotyk względem mnie. Nie wiem ile czasu tu spędziliśmy i ile patrzył się na mnie, ale chyba do pracy przeze mnie nie pójdzie lub nie poszedł - już jest w porządku. Nic ci nie zagraża, jesteś bezpieczny - chciałbym aby tak było, ale wiedziałem coś czego on nie wiedział. Jednak jego kojący głos był niczym lek na moje popękane serce. Pociągnąłem nosem, a po chwili poczułem jak delikatnie przesuwa mnie do siebie, na co mu pozwoliłem. Poczułem jak obejmuje mnie więc wtuliłem się w niego.

Do czego posunie się Dragons?
Czy Rightwill pomoże Dante?

2402 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro