Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodzina

Witam wszystkich serdecznie!
Co tam u was?
Ja zmieniłam wczoraj telefon i się go uczę więc może być ciekawie z pisaniem :3
Chcecie w czwartek rozdział?
Miłego czytania i życzę wam miłego dzionka

Carbonara

Stałem na szpitalu wraz z Erwinem gdyż chcieliśmy by jakiś medyk nam pomógł. Trochę za bardzo się bawiliśmy niektórymi rzeczami i trochę jakby powiedzieć zrobiliśmy głupotę za którą musimy teraz płacić. W sumie nie ja tylko Erwin, bo stwierdził, że bez problemu podniesie silnik własnymi rękami i poniekąd mu udało się to zrobić jednak dźwig do podnoszenia zawiódł i w ten sposób znaleźliśmy się na szpitalu. Oczywiście musiało się to wszystko stać gdy był na warsztacie Vasquez, który aktualnie wykłócał się z pielęgniarką, że trzeba sprawdzić Erwina. Zgadzałem się z tym, bo stał oparty o mnie i nie mógł ruszyć lewą nogą pomimo iż silnik upadł tylko na jakiś palec w nodze siwowłosego to widać było po nim, że go mocno boli. Jednak dzielnie znosił ten ból i starał się nie narzekać na ból, który mu doskwierał. Byliśmy mechanikami i mieliśmy prawo też zostać opatrzeni przez jakiegoś lekarza bez względu czy jest kolejka czy nie ma kolejki. Gdyż my naprawiamy ich karetki pomimo iż mamy klientów, którzy czekają cierpliwie na swoją kolej mimo iż ambulans zajął ich miejsce.

-Pani! Wezwij w końcu jakiegoś lekarza! Nie widzisz, że mój brat ucierpiał i ledwo chodzi!

-Przykro mi, ale ile mam mówić, że żaden lekarz aktualnie nie jest dostępny by zbadać i sprawdzić stan pańskiego kolegi, bo pan tak chcę.

-Paniusiu! My jesteśmy mechanicy i my naprawiamy wasze wozy bez kolejki. Niczego nie oczekujemy innego jak sprawdzenia brata!

Brunet był zły, ale popierałem jego złość. Od początku gdy nasza grupa jeśli tak to można nazwać powstawała traktowaliśmy się jak rodzinę. Erwina traktowałem jak prawdziwego brata gdyż wychowywaliśmy się prawie na tym samym podwórku w szkole. Chociaż byłem troszkę starszy od siwowłosego, który zaciskał dłoń coraz bardziej na moim ramieniu i rozumiałem, że boli go coraz bardziej. Należałem do dość specyficznej rodziny przez to iż osoba, która się mną zajęła nie była nigdy powiązana ze mną krwią czy nazwiskiem. Byłem adoptowany jeśli można tak nazwać to choć poniekąd pamiętam swoich biologicznych rodziców. Poprawiłem na głowie swój kowbojki kapelusz i wpatrywałem się w kobietę mając ochotę po prostu ją wyrzucić przez drzwi, bo już mnie denerwowała.

Zamiast sprawdzić czy ktoś już jest dostępny to kłóciła się nadal z niebieskookim mężczyzną, który uparcie starał się by jakiś lekarz w końcu zainteresował się nami. Widziałem kątem oka jak ktoś wychodzi z korytarza obok i idzie w stronę windy. Nie trzeba było mi wiele czasu by zauważyć iż to jest Sonny Rightwill więc przy nim zapewne musiał iść Capela. Zainteresowany kątem oka obserwowałem to jak znikają za drzwiami winy i poprawiłem Erwina gdyż trochę ręką mi ścierpła przez utrzymywanie jego ciężaru. Jednak moim oczom rzucił się kolor biały, a taki mieli lekarze więc niewiele myśląc puściłem Erwina, który zdezorientowany stanął na jednej nodze i zapewne patrzył jak biegnę gdzieś. Jednak teraz liczył się Erwin.

-Halo! Przepraszam proszę pana! - zawołałem za mężczyzną, który stanął i spojrzał w moją stronę. Moim oczom rzuciła się przypięta na jego kiltu plakietka z imieniem i nazwiskiem oraz to, że jest lekarzem.

-Tak? - spytał patrząc się na mnie swoimi zielonymi oczami.

-Panie Black czy była by możliwość by mógł pan sprawdzić stan mojego brata? - spytałem od razu przechodząc do sedna, bo chciałem by nie powiedział mi nie. Ubrany byłem w roboczy strój składający się z męskiego kombinezonu na szelkach i białej koszulce, która była ubrudzona smarem oraz wszystkimi tymi płynami samochodowymi. Pomimo iż na zewnątrz nie było jakoś szczególnie ciepło to na zakładzie mieliśmy dość wysoką temperaturę.

-Co się stało? - zadał pytanie i poprawił swoje włosy, które przechodziły z brązowego w róż.

-Dźwig zawiódł i w trakcie przenoszenia silnika upadł na nogę mego brata - wyjaśniłem pospiesznie, ale tak aby zrozumiał to w jakiej jest sytuacji.

-Gdzie znajduje się twój brat? - powiedział poprawiając kitel.

-W poczekalni gdyż urocza pani pielęgniarka twierdzi, że nikogo nie ma i mamy czekać kolejną godzinę aż ktoś przyjdzie - oznajmiłem i zrozumiałem z jego spojrzenia na mnie, że mam kierować go do poszkodowanego. Więc ruszyłem do poczekalni gdzie stał złotooki, a obok kłócił się nadal Sindacco z pielęgniarką.

-Niech pani kogoś wezwie!!

-Spokojnie Vasquez mamy lekarza - oznajmiłem gdy pan Black stanął przy mnie.

-Panno White proszę o wózek dla poszkodowanego i zawiezienie go na salę rentgenu by zrobić prześwietlenie kontuzjowanej kończyny.

-Ale panie Black nie są zareje... - kolorowo włosy przerwał jej gestem dłoni.

-Proszę o wykonanie mojego polecenia - uśmiechnąłem się do kobiety zwycięsko, która niezadowolona prawdopodobnie poszła po wózek dla Erwina - przepraszam za nią i problemy, które wam z pewnością przyswoiła. Zaraz zajmiemy się twoją nogą i nim się obejrzysz będziesz mógł wrócić do domu wraz z braćmi - lekarz był naprawdę wyrozumiały i przede wszystkim miły, a także rozumiał nasze zdenerwowanie sytuacją gdy taki wypadek mógł być bardzo niebezpieczny dla Erwina.

Na szczęście bądź i nie szczęście po prostu złamał dwa palce, które musiał mu nastawiać i nie tylko. Takie szczęście w nieszczęściu, ale niestety dostał gips co nie za bardzo go cieszyło. Jechałem z nim właśnie w stronę jego apartamentowca gdyż nie mógł też kierować samochodem choć dla chcącego nic trudnego, a Erwin taki był. Uwielbiał robić wszystko naprzeciw prawu i zakazom gdyż wtedy czuł się, że żył.

-Nie musiałeś Carbo! - burknął na mnie gdy stanąłem na czerwonym świetle i dochodziła czwarta nad ranem. Zapewne nie prześpię za dużo godzin dziś, ale zawsze lepiej mniej niż w ogóle nie spać.

-Wolałem jednak cię odwieść, bo nie chciałem by coś ci się stało więcej, a nie oszukujmy się masz szalone pomysły gdy nie kontaktujesz ze światem.

-No wiem i tu mnie masz, że pewnie poszedł bym jakiś bańczyk zrobić bądź obrabować sklep lub bankomat spróbować ukraść - zaśmiał się i spojrzał na mnie - co u Kuia? Dawno go nie widziałem.

-Jest zabiegany od momentu gdy zamknął Burgershota, ale co poradzisz nie mógł dłużej go prowadzić - oznajmiłem spokojnie choć Chak, który był moim opiekunem i sprawował nade mną pieczę, musiał zrezygnować z jednego z najbardziej opłacalnych dla niego biznesów. Jednak ciągłe walki z Spadiniarzami spowodowały, że ludzie zaczęli się obawiać przyjeżdżać na Burgershota. Bali się, że dostaną kulką czy jeszcze gorzej i nawet po zapewnieniach policji, że jest bezpiecznie obroty spadły do minimum. Przez to konkurencyjne restauracje otrzymały nowych klientów gdy Burgershot upadał. Chcąc czy nie Chak musiał sprzedać restauracje by nie być stratnym. Jednak między czasie utworzył warsztat w którym pracowaliśmy by wspomóc go oraz pracowników. Był to jeden z większych salonów gdzie były rzeczy sprowadzane nawet z Chin. Wiele nowości i gadżetów przyciągało ludzi tym bardziej nielegalne nitro bądź dopalacze.

-Dzięki za podwózkę, ale nie musiałeś dosłownie pod drzwi - zaśmiał się gdyż wjechałem po schodach samochodem by miał jak najbliżej do drzwi do apartamentowca.

-Wiesz z dowozem do domu - zaśmiałem się również z nim, ale po chwili spoważniałem - odpocznij dobrze Erwin?

-Jasne na tyle ile mi pozwoli moje ADHD - wysiadł z samochodu i zamknął drzwi, ale pomachał mi znikając po chwili za drzwiami więc wyjechałem w ten sam sposób jak wjechałem, a następnie ruszyłem w stronę dzielnicy Richman i miałem całkiem spory kawał drogi od Alta Street gdzie znajdował się apartamentowiec. Westchnąłem cicho, ale nie przerywałem ciszy panującej w samochodzie. Byłem zmęczony gdyż dziś było bardzo dużo aut do naprawy i choć była nas szóstka na warsztacie to jednak nie było to takie proste, a na dodatek ten wypadek.

Dobrze, że wuja nie był dziś w biurze, bo chyba by na zawał padł. Miał jednak jakieś sprawy mafijne z tego co mówił z rana i zaczęło mnie zastanawiać co tak dokładnie dziś robił. Byliśmy dość dużą grupą mafijną, ale z tego co wiem to ma pod sobą jeszcze inne osoby ze starej jego mafii gdy on był młodszy, a Burgershot funkcjonował. Stukałem palcami po skórzanej kierownicy w swoim Elegy Retro i zamknąłem oczy na chwilę. Byłem zmęczony, a mój telefon padł już z godzinę temu i nie miałem nawet kiedy oraz jak go podłączyć do ładowania. Jechałem wzdłuż pola golfowego w stronę bogatych dzielnic gdyż tam znajdował się dom Chaka oraz mojego prawnego opiekuna choć już byłem dorosły gdyż miałem dwadzieścia cztery lata jednak wolałem trzymać się rodziny, bo świat mafijny nie był łaskawy dla wszystkich.

Na spokojnie wjechałem w uliczkę, a następnie skręciłem w lewo wjeżdżając na ulicę, która była ślepą uliczką jednak było tu klimatycznie przez to, a wraz z resztą członków rodziny mogliśmy spędzać na tej ulicy dość dużo czasu na zabawie. Zaparkowałem samochód na wolnym miejscu przed domem i wyłączałem światła wraz z silnikiem. Wysiadłem z samochodu zgarniając z półeczki klucze, a następnie przeszedłem przez bramkę na posesję. Dom był w kształcie litery L co było dość dobrym układem budowlanym. Włożyłem kluczyki do zamka w drzwiach i zdziwiłem się tym iż nie jestem w stanie go przekręcić. Bez myślenia popchnąłem drzwi do wewnątrz wchodząc do środka po cichu. Jednak widząc jak w kominku pali się ogień, a na fotelu siedzi wuja z książką w dłoni. Zrozumiałem, że mam chyba przechlapane. Przełknąłem ciężko ślinę i ściągnąłem z siebie kurtkę, która była wilgotna gdyż wcześniej padało dość mocno, a teraz się uspokoiło.

-Gdzie tyle byłeś? - padło ciche zapytanie z ust mężczyzny, który odłożył książkę na stolik przed sobą i patrzył się na mnie. Ogień, który powoli pochłaniał drzewo dawał radę oświetlić w połowie salon, a w tym samego mężczyznę. Wuja był dość niskimi mężczyzną gdyż sto pięćdziesiąt dwa centymetry to było mało jednak wzrost w jego przypadku to nie wszystko, ponieważ był bardzo przebiegły niczym lis. Każdy w jego otoczeniu czuł ten respekt wobec niższego mężczyzny, który był stanowczy i zdeterminowany w tym co robi. Pomarańczowe ogniki w kominku emanowały sobą pomarańczowe światło, które padało tylko na jedną stronę twarzy brązowowłosego. Cisza, która zapadła między nami była dość nie przyjemna gdyż czułem ten wzrok tych ciemnych tęczówek, które starały się przejrzeć mnie na wylot. Padające na niego światło dodawało mu powagi i jakby władzy nad tym co się dzieje - Carbonara!

-Wybacz wuja telefon mi padł - mruknąłem mówiąc częściowo prawdę, ale wiedziałem, że nie pozwoli mi na to bym zataił przed nim prawdę.

-Siadaj - pokazał dłonią na fotel przed sobą więc ruszyłem do niego uważając oraz omijając okrągły stół i niepewnie usiadłem na czarnym fotelu - chce teraz usłyszeć wszystko nie tylko część. Jeśli znów pojechałeś na wyścigi zabiorę ci kluczyki do samochodu.

-Nie byłem na wyścigach - odpowiedziałem mrużąc powieki i nerwowo bawiłem się palcami gdyż mimo wszystko czułem delikatny lęk przed nim.

-Więc?

-Erwin miał wypadek przy pracy i byliśmy na szpitalu dość długo, bo nie było lekarzy dostępnych, a następnie zawiozłem go pod apartamenty. Długo jedzie się od warsztatu na szpital Pillbox i jeszcze wraca na nasz teren - powiedziałem wpatrzony w swoje ręce. Widziałem, że powinienem go choć poinformować o tym co się stało jednak miałem nadzieję, że już po prostu śpi.

-Nie mogłeś tak od razu? - odezwał się po dłuższej chwili, co powodowało iż powodował podniesienie stresu we mnie jednak wiedziałem, że on tak ma lecz nawet z biegiem czasu nie potrafiłem się przyzwyczaić do tego.

-Przepraszam - mruknąłem ze skruchą w głosie i spojrzałem na mężczyznę, którego mina nie zmieniła się z poważnej. Musiało się więc się coś stać poważniejszego - czy coś się stało?

-Nie wiesz nawet jak bardzo - odparł tajemniczym tonem głosu i spowodował iż zaintrygował mnie tym bardziej.

-Czy to coś co mogę wiedzieć czy nie za bardzo?

-Mam przypuszczenia, że możemy mieć w najbliższym czasie mocno pod górkę w naszym biznesie oraz w mafii - zmrużyłem powieki czekając aż powie coś więcej coś co nakieruje mnie do tego do czego zmierza, a nie chce wprost przekazać. Widziałem w jego oczach bardzo mieszane uczucia, których jednak nie umiałem odczytać.

-Można trochę jaśniej? - spytałem zaciekawiony starając się przemyśleć kto mógłby nam zagrażać w końcu my byliśmy tu potęgą i posiadaliśmy dość sporą część terenów nad którymi panowaliśmy. Dużo grup po prostu nie chciało z nami konkurować, a z innymi nawet w miarę współpracowaliśmy choć nie do końca bym powiedział chętnie to robimy jak i oni.

-Przeszłość Nicollo przeszłość, której nikt nie chce na nowo rozdrapywać - odparł wstając z fotela - idź się położyć jest już późno, a jutro pewnie masz kilka rzeczy do roboty - oznajmił i skinąłem głową na tak gdyż z pewnością jakieś rzeczy będą się działy. Zrobiłem to co kazał i wstałem z fotela zerkając w stronę białego kominka w którym żarzył się ogień i pożerał swoimi płomieniami drewno. Wziąłem spokojny wdech i ruszyłem w stronę schodów do góry gdyż właśnie tam miałem swój pokój.

Dzieliłem przestrzeń góry z Heidi blond włosą kobietą, Josephem, który miał problemy z własną osobowością. Tak bym to nazwał biorąc pod uwagę to, że nosi cały czas kominiarkę twierdząc iż jest to jego skóra. Oczywiście był jeszcze Peter, który miał białe włosy i miał jakąś tam swoją grupkę kolorowych osób. Każdy był adoptowany choć Heidi twierdzi, że jest jego biologiczną córką. Nie jestem tego pewien jednak nigdy nie dociekałem tej informacji czy jest rzeczywiście rzetelna. Wszedłem po schodach do góry gdzie była przestrzeń otwarta dla nas z kanapą i telewizorem, ale skupiłem się na tym aby dojść do swojego pokoju, który był pierwszym po lewej stronie. Więc miałem widok na ulicę i to co się dzieje wokół.

Wszedłem do swojego pokoju i uśmiechnąłem się delikatnie. Nie było tu za dużo rzeczy niż szafa, która mierzyła całą szerokość ściany, a dosłownie stała przy kamiennym kominie od kominka, który przebiegał mi przez pokój. Nie narzekałem na to, bo przynajmniej miałem ciepłej niż niektórzy. Koło komina stało drewniane biurko tuż przy oknie tak abym miał jak najwięcej światła do nauki, a po prawej stronie stało łóżko jednoosobowe, które miało wysuwaną szufladę z materacem i praktyczne obijała się o biurko. Nie miałem za dużo miejsca w swoim pokoju, ale nie był też zły gdyż miałem fotel wiszący oraz nad łóżkiem posiadałem okno skośne, które pozwalało mi na obserwację nieba. Nad łóżkiem miałem półkę z różnymi medalami czy pucharami. Pokój był w kolorach brązu i zieleni oraz czerni. Bardzo podobało mi się te połączenie i może miałbym więcej trochę miejsca gdyby nie komin kominka, ale na nim miałem powieszone sznurki do których zawieszałem zdjęcia moich najbliższych czyli mojej rodziny. Oczywiście na samej górze i w centrum było jedno zdjęcie, które wzbudzało tyle emocji jak i bólu. Zapaliłem lampki, które oświetliły zdjęcia, a następnie zacząłem z siebie ściągać wszystko aby położyć się spać. Byłem padnięty tym dniem i miałem nadzieję, że kolejny będzie znacznie lepszy.

O kim mówi Kui i czego tak się obawia?
O jakie zdjęcie może chodzić?

2358 słó

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro