Prześladowca
Witam wszystkich serdecznie
Nie widzieliśmy się z prawie dwa tygodnie za co przepraszam
Dziś dość ciekawy rozdział!
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Perspektywa Petera
Wstałem niechętnie z łóżka, bo musiałem zająć się pracą nad narkotykami w naszym garażu, a potem poobserwować pewnego gówniarza. Nienawidziłem go z całego serca i od początku wiedziałem, że będą same problemy z nim. Tyle razy starałem się go pozbyć z naszego domu w małej Wenecji, ale wszelakiego typu tortury nie były w stanie go zmusić do tego by popełnił samobójstwo lub uciekł gdzieś dalej niż plac zabaw. Najchętniej to bym wtedy go gdzieś wywiózł, ale z drugiej strony bardzo dobrze mi się go torturowało. Był niesamowicie dobrą zabawą do krzywdzenia i nie mogę się doczekać kiedy dobiorę się w końcu do niego bez jakiś konsekwencji. Będzie mógł w końcu go zabić z zimną krwią i patrzeć jak błaga mnie bym go już zabił. Żebym skrócił jego cierpienie, ale wiedziałem, że należność zapłaty będzie wymierzać James. Ubrałem się dość szybko w świeże ciuchy i odwiedziłem łazienkę by następnie wziąć z pokoju ważne rzeczy, a następnie dostać się tylko do garażu. Trójka osób, która ze mną przyjechała tutaj zajmowała się ogólną sprzedażą narkotyków, bo my nie ryzykujemy tym aby dać się złapać przez policję.
Jeśli teraz wpadniemy możemy być skazani za wcześniejsze wyroki mimo iż sprawy i dowody mogą już być dawno przedawnione. Jednak jeśli Rightwill jest tak wysoko postawiony może zrobić dosłownie wszystko biorąc pod uwagę, że wziął tego pasożyta na swoje utrzymanie. Współczuję mu tego, że to zrobił, bo tak naprawdę stracił tylko czas na tego niewdzięcznego gówniarza. Jakby nie patrzeć posiadanie własnej produkcji narkotyków jest bardzo niekorzystne gdy się wpadnie w ręce policji. Natomiast nie po to uciekliśmy aby przeżyć, ale też aby zemścić się na tych, co spowodowali, że nasi przyjaciele zostali straceni. Wyszedłem z pokoju w pełni ubrany i ruszyłem od razu do krętych schodów w dół. Mieszkałem tu dłużej niż chłopaki, a z tego co wiem to mają wynajęty nieopodal trzy pokojowe mieszkanie. Fernando, Ben i Ryan byli od sprzedawania naszego towaru, a przy okazji mogli żyć dość dobrze jakby nie patrzeć. W końcu trochę pieniędzy zarabiają, a jadąc tu ze mną, musieli porzucić wszystko co znali w poprzednim mieście.
Zszedłem po schodach w dół wchodząc do połączonego salonu z kuchnią, a następnie skierowałem się przez korytarz do wyjścia z mieszkania. Wziąłem kurtkę oraz ubrałem buty. Wolałem doglądnąć produkcję mimo iż mieliśmy jakiś zapas ze sobą to jednak trzeba było robić na bieżąco. Zjechałem na garaże i wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi na wszelki wypadek jakby ktoś niepowołany chciał zejść do własnego garażu. Zaświeciłem światło i uśmiechem się podchodząc do maszyny, która cicho pracowała tak jak ją zmodyfikował Aron. Niestety trzeba było zmodyfikować niektóre maszyny, by nie wytwarzały hałasu. W garażu stał samochód szefa gdyż był dla niego za bardzo ważny by siedział na zewnątrz na krawężniku, a idzie zima. Jednak samochód zajmował trochę miejsca, a jednak stanowisko na metę zajmowało drugie tyle, co samochód więc dobrze, że jest tu miejsce na dwa auta. Proces wytwarzania narkotyków nie był aż taki skompilowany, ale jednak miał swoje plusy jak i minusy. Jeśli źle dobierze się propozycje to środek może być za bardzo odurzający lub za słaby. Najgorzej jednak gdy zrobi się śmiertelną dawkę więc musiałem pilnować jak to wygląda i jak się tworzą nasze narkotyki.
Jedyna największa konkurencja jaka istnieje w tym mieście to Chak, ale im więcej ludzi się przekona do naszej jakości tym więcej będzie chciało wracać do nas. W końcu Dragons od zawsze rywalizowało z Yakuzą, ale teraz podobno zwą się inaczej tylko jeszcze w sumie nie pytałem Jamesa, bo to on wszystko wie. Z jednej maszyny przeniosłem towar do drugiej i dodałem tajny składnik, który powoduje, że meta robi się z czasem wytwarzania krystalicznie niebieska. Doszedłem w tym do takiej perfekcji, że ciężko było nie zacząć próbować swojego towaru. Z początku był dla mnie po prostu ciekawym oderwaniem od rzeczywistości, ale z czasem chyba uzależniłem się aż za bardzo lecz świat wydawał się znacznie lepszy gdy widziałem go w takich lepszych barwach. Moją ciszę i przemyślenia przerwało czyjeś wtargnięcie do pomieszczenia więc od razu złapałem za pistolet, który miałem schowany za paskiem z tyłu pleców.
-Jak wygląda towar? - odetchnąłem z ulgą gdy okazało się, że to był tylko Carter.
-Dobrze jest już praktycznie w końcowej fazie - odparłem z delikatnym uśmiechem widząc te zielone oczy, które rozglądały się po pomieszczeniu w którym byłem.
-Będzie trzeba tu postawić ścianę by ukryć naszą produkcję gdy brama się otwiera.
-Spokojnie James jest zamówiony przeze mnie parawan, który sprawnie zasłoni stanowisko wraz z maszynami.
-Dobrze, że mogę na tobie polegać Peter. Masz zamiar dziś obserwować gówniarza? - padło pytanie ze strony blondyna.
-Spokojnie gdy tylko skończę z metą i jadę od razu na dzielnice gówniarza by go poobserwować - oznajmiłem z uśmiechem na ustach, bo chciałem dorwać go w swoje ręce.
-Tylko obserwacja Peter nic więcej, zero ingerencji w jego otoczenie rozumiemy się?
-Spokojnie wiem co mam robić jeszcze przecież on żyje - rzekłem trochę oburzonym głosem, bo widocznie nie ufał mi w tej kwestii choć sam sobie za bardzo nie ufałem lecz to on miał kontrolę nad tym wszystkim.
-Mam nadzieję, bo mam pod niego dość ambitne plany - rzekł z szerokim uśmiechem, a następnie ruszył do wyjścia z garażu - więc lepiej się pilnuj Peter.
-Tak szefie - skinąłem głową i westchnąłem, ale miał rację bym się lepiej pilnował. Gówniarz boi się mnie najbardziej choć dzieli nas tylko około dwanaście lat. Bycie najmłodszym bywa dobre, choć niekiedy nie efektywne. Pamiętam dobrze jak spotkałem Jamesa, uciekłem z domu wtedy chcąc zaznać życia bez ograniczeń. Zaproponował mi dołączenie do swojej grupy choć nieszczególnie wiedziałem, co mam robić. Jednak dość szybko znalazłem swoje miejsce w jego grupie, a przede wszystkim poznałem dużo wspaniałych ludzi. Ludzi, którzy stracili życie przez jednego gówniarza, który za dużo sobie pozwolił. Gdy tylko upewniłem się, że ustawiłem wszystko poprawnie wyszedłem z garażu i windą dostałem się na parter żeby pojechać na kwadraciak gdzie mieszkał ten szczyl. Na szczęście było tam miejsce by zaparkować samochód więc mogłem na spokojnie sobie obserwować wszystko z parku.
Droga nie zajęła mi tak długo, ale jak sobie szedłem przy ogrodzeniu po parku od razu zauważyłem jak mój cel się przemieszcza w stronę banku. Natychmiast ruszyłem za nim chcąc zobaczyć gdzie dokładnie idzie, a raczej tak się spieszy choć widziałem ten jego wzrok padający na park jakby się czegoś obawiał. Może mnie zauważył, ale raczej to by zaczął uciekać. Stanąłem przy wyjściu i zauważyłem jakiegoś policjanta, który przytulił go. Zacisnąłem dłonie na murku niezadowolony, bo nikt nie miał prawa go tykać. Ja go tylko mogłem dotykać i to w krzywdzący sposób swoim ostrzem. Wziąłem głęboki wdech i wydech, bo czułem pod dłonią kaburę, ale jakbym teraz strzelił to z zemsty zostało by nic, a jedynie więcej problemów bym narobił. James by mnie zabił za to jakbym to zrobił, gdyż naraziłbym tylko w ten sposób rodzinę. Ruszyłem do auta by ruszyć za nimi w bezpiecznej odległości, a może zrobię kilka zdjęć. To nie był najgorszy pomysł w końcu miałem numer do niego może powinienem skorzystać i trochę go nastraszyć jeszcze bardziej.
Tak więc ciekaw jego reakcji, wysłałem mu jego zdjęcie i jego towarzysza. Nie spodziewałem się jednak aż tak silnej reakcji, ale jak widać naprawdę ładnie działam na niego albo zależy mu na tym policjancie. Rzygać mi się chce jak pomyślę, że wszyscy są psami. Jednak nic na to nie mogliśmy zaradzić raczej sądziliśmy, że dzieciak trafi do domu dziecka i tam będzie miał dalsze piekło. Zaś gdy przyjedziemy to z chęcią wyda się w nasze ręce chcąc zakończyć swoje piekło. Lecz jednak Rightwill znów zrobił wszystkim na przekór i wziął tego gówniarza pod swoje skrzydła. Jechałem za nimi do pewnego momentu aż obserwowałem uważnie jak to białowłosy wysiada i idzie do jakiegoś budynku. Prawdopodobnie to jest chyba jego blok w którym mieszka więc zostaje mi dowiedzieć się dokładnie, które piętro chociaż nie wiem czy w teczce, którą dostałem nie było o tym informacji. Nie do końca czytałem ją, bo skupiłem się tylko na tych ważniejszych sprawach. Odjechałem z miejsca pozostawiając go samemu sobie, bo wiedziałem, że nie powie o mnie gdyż już dawno by to zrobił jakby tylko miał okazję.
Zaparkowałem samochód na Prosperity Street tuż obok apartamentowca w którym mieszkamy. Na szczęście mieliśmy tu wynajęte miejsce i nikt nie pytał po co, ale w sumie czterech mężczyzn w jednym mieszkaniu to raczej by wyjaśniało, dlaczego brakuje miejsca na wozy. Chociaż mieliśmy dwa, jeden należący do szefa oraz jeden ogólny, którym się poruszam po mieście za tym gówniarzem, bo niczym się nie wyróżnia od zwykłych lokalnych samochodów tutejszych ludzi. Mimo iż tylko jeździłem za nimi byłem już zmęczony i chciałem odpocząć przy czymś do jedzenia, a najważniejsze jeszcze przy takiej jednej kresce metaamfetaminy na rozluźnienie. Wszedłem do windy, a następnie na przedostatnie piętro gdzie było nasze lokum. Otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do środka zamykając je na wszelki wypadek. Ściągnąłem z siebie buty oraz kurtkę idąc w stronę kuchni.
-Jest coś do jedzenia Chase? - spytałem poprawiając swoje włosy, a następnie poprawiłem swoją czarną rękawiczkę, która trochę mi zjechała w dół.
-Tak obiad jest - odparł siedząc na kanapie - możesz sobie odgrzać masz w mikrofali.
-Dzięki - uśmiechnąłem się zadowolony włączając mikrofalówke.
-Jak tam Dante? - zapytał, ale mimo tego co się wydarzyło on miał najmniej za złe mu, że zdradził naszą mafię.
-Cóż straszenie go jest dość ciekawe - odparłem na jego pytanie - a odnośnie tego twojego pytania nie na miejscu wydaje się być zdrowy.
-Rozumiem - skinął głową na co westchnąłem, ale wyciągnąłem ziemniaki z mięsem oraz sosem i ruszyłem do niego na kanapę.
-Przestań go lubić!
-Nie mogę tego zrobić Peter dobrze wiesz dlaczego!
-Wiem, że lubiłeś tego gówniarza, ale zniszczył naszą rodzinę i gdyby nie to, że zdołaliśmy na czas uciec to byśmy skończyli jak inni!
-Gdybyś go tak nie krzywdził to by nie uciekł, a my byśmy nie musieli uciekać!
-Przestań zwalać wine na mnie Chase! - burknąłem niezadowolony - To właśnie zbyt miękkie serce spowodowało, że wydał nas!
-Gdybyś nie ćpał wtedy tyle to byś zauważył, że głównie to ty go krzywdziłeś!
-Był tylko gówniarzem, którym nadal jest i miał być tylko pionkiem, a nie częścią rodziny!
-Przestańcie się kłócić! - krzyknął Aron schodząc z piętra - Gówniak uciekł, bo wtedy każdy z nas miał wyjebane na niego, a on wymknął się tuż przed naszymi nosami!
-Wymknął się, bo nikt nie pilnował góry gdy byłem na dole w pracowni!
-Ta po tym jak mu znów złoiłeś dupę - burknął Chase.
-Mógł mieć zamkniętą mordę, a nie pyskować.
-Spokój do cholery chłopaki! Nie będziecie mi się tu kłócić przez jakiegoś szczyla! Nie jesteśmy w stanie nic zrobić innego jak zemścić się tylko za to co zrobił i radzę ci Chase pogodzić się z nieuniknionym. Nie będzie litości wobec niego nawet jeśli się przywiązałeś!!
-Wiem - odpowiedział gdy ja westchnąłem ciężko, bo dobrze wiedzieliśmy, że może być kłopotem do zemsty.
-Więc nie kłóć się z Peterem, bo nie chcemy aby szef tu przyszedł, a jak będzie zły to wszyscy możemy zaraz wylądować za drzwiami!
-Ta oczywiście, że przyjdzie - mruknąłem, bo nie przeszkadzał mu hałas do pracy no chyba, że to było coś ważnego to wtedy to już potrzebował spokoju. Jednak od razu za interweniował by gdy zaczęliśmy kłótnie o coś takiego.
-Nie kwestionuj szefa!
-Nie mówię przecież, że podważam umiejętności czy tam zachowania szefa, ale jednak może jest zajęty bardziej niż ci się wydaje i nie przeszkadza mu nasza sprzeczka. Poza tym to ty krzyczysz nie ja! - nie miałem zamiaru dać sobie wejść na głowę przez Arona i może to on był prawą dłonią szefa to jednak ja dostałem ważniejsze zadanie od niego więc ja powinienem dowodzić. Nagle rozbrzmiał trzask drzwi, jak na komendę wszyscy spojrzeliśmy w stronę korytarza, z którego rozbrzmiał huk.
-Panowie - uśmiechnąłem się widząc szefa, który był ubrany w czarne dżinsowe spodnie i białą koszulę, która opinała się o jego mięśnie - nie kłóćmy się o coś takiego błahego, że kłócicie się o pewnego robaka, którego trzeba rozgnieść. Wróciliśmy do miasta by odbudować naszą potęgę.
-Ciężko jest odbudować coś jak nie mamy terenów pod sobą szefie - oznajmił Aron.
-Załatwiłem nam spotkanie z pewnym mafiozą nieszczególnie się lubimy, ale ma największą ilość terenów na których nam zależy więc cierpliwości - w jego zielonych oczach widziałem te szaleństwo i chęć władzy, które mnie inspirują do działania dla niego.
-To dobrze - odparł Aron.
-Więc przestać mi się kłócić o robaka. Chase wyrzuć z głowy go i zacznij dalej żyć!
-James ciężko jest to zrobić jak się opiekowało tym tak zwanym przez ciebie robakiem. Ja nigdy nie miałem problemów z nim.
-Bo byłeś za miękki na niego - prychnąłem wtrącając się w ich rozmowę, a szef spojrzał na mnie karcącym wzrokiem więc zamilkłem.
-Chcę tylko zapewnienia z twojej strony, że nie staniesz na drodze do zemsty Chase. Wróciliśmy tu tylko po to!
-Nie stanę szefie - odparł cicho na co przewróciłem oczami, ale on nie stracił tego co my straciliśmy. Jedynie dotknęło go delikatnie to co nas uderzyło, ale co poradzić jak jest się takim miękkim.
-Liczę na to - odparł - zachowujcie się jak przystało na mafię! Nie chcę żadnych walk między wami, bo inaczej będę karać ja was.
-Szefie mógłbym później do szefa podejść do biura? - odezwałem się, bo jednak chciałem coś przemyśleć i dopytać się czy dobrze zrobiłem czy jednak zagraża to nam. Nie chciałbym zdradzić jednak rodziny, dlatego mój telefon został w samochodzie, bo jednak wóz nie był spisany na żadnego z nas. Można powiedzieć, że jest na jednego z chłopaków z którymi przyjechałem. Nie szczególnie przywiązywałem uwagę na ludzi po tym jak straciłem Emrysa. Nie chciałem znów czuć jak część mnie niepowrotnie zostaje zniszczona przez ludzi.
Co chce omówić Peter z Jamesem?
O kim mówił James?
2235 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro