...poprawne z własnymi przekonaniami?
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam u was?
Ja piszę sobie shota by odpocząć od motywu GTA!
Dziś dość ciekawy rozdział!
Dziękuję za to, że tu jesteście. Może i w ciszy, ale i tak dziękuję
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
-Jeszcze ci mało? A może chcesz poprawkę?
-Nnie nie chce - wycofałem się pod ścianę patrząc na niego z przerażeniem, a moje serce biło niesamowicie szybko przez niego. Obawiałem się, że zrobi mi jeszcze większą krzywdę, ale co poradzić na to iż myśli, że szef chce go zastąpić mną.
-No ja myślę - burknął, ale ja czekałem aż po prostu pójdzie jak najdalej ode mnie. Na szczęście nie chciał mi dołożyć więc odetchnąłem dopiero gdy zniknął, schodząc po schodach w dół.
-W porządku Dante? - spojrzałem na Chasa, bo nie spodziewałem się tego, że może on to widzieć, a co gorsza słyszeć.
-Ttak tak - odparłem szybko.
-Po toalecie widzę cię w pokoju medycznym - rzekł znikając w swoim pokoju. Byłem zły na siebie iż tak wydało się to, bo naprawdę nie chciałem mieć problemów. Chase pewnie poinformuje szefa o moim stanie, a Peter staranie się jeszcze bardziej agresywniejszy niż dotychczas jest do mnie. Wszedłem jednak do łazienki, bo potrzebowałem. Usiadłem na muszli klozetowej, bo nie przepadałem za staniem i ciężko by było mi ustać gdy moje nogi to wielki jeden siniak od uderzeń. Spojrzałem na siebie w lustrze i westchnąłem ciężko. To już trzy lata odkąd tu jestem i miałem wrażenie, że pogodziłem się z swoim losem lecz w głębi duszy i serca czułem, że to co robię jest złe. Jednak nie miałem wyboru jak robić co mi każą dla bezpieczeństwa wszystkich ludzi, których nie znam, a mogą być ze mną w jakimś stopniu połączeni więzami krwi lub nazwiskiem. Widząc siebie w lustrze poprawiłem włosy, które były już trochę przydługie i zasłaniały delikatnie mi pole widzenia, ale pewnie Tom mi je przytnie jak to ostatnio zrobił.
Westchnąłem ciężko patrząc się na siebie w lustrze w swoje błękitne oczy, które były otoczone fioletową barwą przez limo, a także zmęczenie. Przez natłok prac, sypiam mniej i choćbym chciał to dopiero spać kładę się o dwudziestej trzeciej jak nie później. Przemyłem twarz zimną wodą aby obudzić się całkiem i niestety musiałem znaleźć się w królestwie rudowłosego. Wyszedłem powoli z łazienki rozglądając się za niebezpieczeństwem. Urosłem trochę, ale mój wzrost nadal był za niski wobec nich wszystkich, bo byli naprawdę wysocy. Minąłem swój pokój i wszedłem do białego wnętrza jak to bywa w szpitalu. Byłem tam kilka razy, ale jedynie co pamiętam to biel i to dużo bieli.
-Rozbierz się do majtek - powiedział więc zacząłem ściągać z siebie piżamę. Kazał w końcu, a nieposłuszeństwo kończyło się bólem, ale ja nie chciałem już go czuć więcej - z kiedy to jest?
-Nie wiem - odpowiedziałem starając się nie zwracać uwagi na to, że okłamuje go. Nie chciałem po prostu pogarszać swojej i tak żałosnej sytuacji. Od momentu aż James zdecydował o moim awansie minęło jakby pół roku, ale nie byłem pewny. Trudno jest się pewnym gdy jedyny dostęp do informacji jest kalendarz, a on nigdy nie jest przedstawiony więc nie wiem, który jest. Jedynie pory roku mi coś mówią oraz wizyty na placu zabaw z Nico, którego pytałem się o takie sprawy.
-Dante chce ci pomóc.
-Nie chcę pomocy - odparłem patrząc się w ziemię.
-Siadaj mi na stole sprawdzę dokładnie twoje ciało - posłusznie usiadłem aby nie mieć problemów. Czułem jak dotyka mnie i choć czasem nie był to zbyt delikatny dotyk jednak rozumiałem iż tak musi być. Jednak jego dotyk nie był zły iż chciał mnie skrzywdzić czy wykorzystać - czy Peter próbował coś jeszcze robić z tobą oprócz bicia? - czy chciałem mu mówić, że próbował mnie ponownie zgwałcić, ale Aron mu przez przypadek przeszkodził.
Jak mama się dowiedziała, co ojciec mi robi odsunęła mnie od siebie bym radził sobie sam. Bałem się, że Chase również to zrobi. Pokiwałem głową na boki. On skinął głową i zaczął smarować mnie jakąś maścią, która łagodziła siniaki. Ściągnął mi moje bandaże z ramion by sprawdzić co z nimi.
-Cóż nie potrzebujesz już ich nosić skoro ładnie ci się rany zaleczyły. Choć masz strupy jeszcze - powiedział delikatnie dotykając miejsc z moimi bliznami - niestety zostaną z tobą do końca, ale zawsze mogło być gorzej Dante. Postaram się porozmawiać z Jamesem o karach, które ci daje Peter, bo jednak to jest stanowczo za dużo.
-Nnie nie rozmawiaj z szefem!
-Dante wiem, że jesteś zastraszany przez Petera wiem jak on działa, ale nie oznacza to, że może od tak cię krzywdzić - stanowczo próbował mnie przekonać do swojej racji, ale od zawsze byłem krzywdzony więc nie robiło mi to różnicy czy on mnie krzywdzi czy ojciec, a może James. Wszyscy przyczyniają się do tego iż krzywda jest dla mnie normalnością, a chyba nie powinna skoro on próbuje mi to wmówić. - Dante czy ciebie to nie rusza?
-Nnie? - odpowiedziałem niepewny swojej odpowiedzi, ale wolałem być szczery choć wiedziałem, że nie oberwę od niego to nie znaczy iż to się nie stanie od kogoś innego.
-Rozumiem - mruknął bardzo cicho więc czekałem aż powie co mam robić - wydaje mi się, że urosłeś znacznie od ostatniego czasu - powiedział po chwili ciszy między nami.
-To dobrze? - zapytałem patrząc się na niego.
-Tak, to bardzo dobrze, bo oznacza iż leki, które ci daje oraz witaminy pomagają nadrobić to co straciłeś w czasie tych kilku lat - oznajmił, ale coś robił przy szafce lecz nie miałem siły aby nawet za nim podążać wzrokiem - odpocznij najlepiej się połóż. Ja pójdę do Jamesa, że nie jesteś zdolny dziś do pracy.
-Nie! Ja dam radę pracować! - krzyknąłem chcąc aby po prostu nie szedł, bo nie chciałem być problem przez to iż sam zawiniłem czymś.
-Jesteś moim pomocnikiem nie lekarzem, a jak coś mówię tak ma być! Rozumiemy się? - podniósł na mnie głos, ale w słusznej sprawie, bo tak to nie podnosi w ogóle na mnie tonu głosu.
-Tak - wyszeptałem, a on zostawił mnie samego w pokoju więc położyłem się na łóżku czekając aż wróci. W końcu to on tu dowodził w tym miejscu. Zamknąłem oczy biorąc głębokie wdechy, ale miałem wrażenie, że czas nie mija i im dłużej czekałem tym bardziej zaczynam się denerwować. Nagle drzwi się otworzyły więc otworzyłem oczy i spojrzałem na osobę, która weszła do pokoju. Widząc te zielone tęczówki i szatynowe włosy, przełknąłem ciężko ślinę patrząc się na mężczyznę, który patrzył się na mnie. Poczułem się dziwnie gdy tak patrzył, chciałem zakryć się czymkolwiek, ale ciuchy miałem obok zaś koc był schowany.
-Leż - burknął na mój niespokojny ruch, ale nie mogłem pozbyć się uczucia, które czułem w sobie. Ten lęk gdy ktoś patrzył na moje ciało w ten sposób - zaraz przyjdzie do ciebie Chase.
Tak po prostu wyszedł zostawiając mnie, a ja czułem się tak źle będąc nagim iż ubrałem chociaż koszulkę na siebie aby zakryć brzuch i majtki. Wpatrywałem się w swoje dłonie zastanawiając się nad tym co powinienem zrobić ze sobą. Drzwi na nowo się otworzyły, ale przez nie wszedł Chase.
-Idź do swojego pokoju. Dziś masz wolny dzień na czas polepszenia twojego stanu zdrowia. Wykorzystaj ten czas na odpoczynek! - patrzyłem na niego zdziwiony i po prostu nie potrafiłem się ruszyć, bo mnie wmurowało w to łóżko, bo nie sądziłem iż będę miał wolne. - Nie żartuję i radzę ci szybko iść do siebie, ponieważ szef spojrzy czy aby na pewno z tobą w porządku. Rozumiesz?
-Yhym - mruknąłem schodząc z łóżka i wziąłem spodnie z łóżka obok, a następnie szybko opuściłem kącik medyczny aby znaleźć się w swoim pokoju.
Wszedłem do środka i położyłem się pod pościelą zamykając oczy, bo jednak byłem zmęczony aż za bardzo na to wszystko, co się dzieje właśnie wokół mnie.
Od tego czasu minęły dwa może trzy dni w których wracałem do pełni zdrowia, a Peter za karę pakował torebki z narkotykami, co nie za bardzo mu się spodobało. Jednak widziałem ten jego nienawistny wzrok gdy na mnie patrzył i bałem się, że znów coś odwali przy mnie gdy będziemy sami, co będzie jeszcze bardziej boleć niż dotychczas. Bałem się i to naprawdę go, bo ten ból był nie do zniesienia gdyż nie tylko atakował mnie fizycznie, ale ranił też psychicznie. Praktycznie był już wieczór i nie wiedziałem co się dzieje, bo zbierali się szybko biorąc bronie i ubierając kamizelki, a na twarz ubierali chusty z logiem smoka. Smoka, który widniał na każdej z osób, które zbierały się na jakąś akcję.
-Młody! - spojrzałem w stronę Jamesa nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi, ale zszedłem z krzesła idąc w jego kierunku aż podszedłem do niego. Spojrzałem w górę na mężczyznę, którego miną nie mówiła mi niczego, ale on podał mi kamizelkę. Poczułem jak mi robi się gorąco, a na dodatek zimno. Mój organizm nie widział jak ma na to zareagować - Jedziesz na miejscu kierowcy więc lepiej nie zawiedź mnie inaczej kara będzie gigantyczna. Rozumiesz?
-Yhym - wymamrotałem cicho czując jak przez strach nie potrafię przełknąć śliny.
-Ubieraj kamizelkę - wydał rozkaz więc niechętnie to zrobiłem, zerkając na Chase, który brał apteczkę wraz z bronią. Nie wiedziałem co on chce robić i jak to na mnie wpłynie, nie byłem gotowy na to mimo iż już od dłuższego czasu jeżdżę samochodem. - Zbieramy się!
Ruszyłem więc za nimi lecz obawa przed tym w co mnie wplatają jest boląca wręcz dusząca, ale zasiadłem za kierownicą samochodu nie znanej mi marki, ale należącego do Chase. Byłem ja Chase, James, Tom, Peter oraz Aron. Nie było wyłącznie Emrysa i Alexandry, ale podobno mieli jakieś inne zadanie w tym czasie. Wziąłem głęboki wdech i wydech odpalając samochód, a następnie wyjechałem z garażu. Bałem się, ale wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego jak sobie wyobraża szef to otrzymam karę. Nie potrafiłem uspokoić drżenia rąk jednak spojrzałem na szefa, który siedział obok mnie.
-Jedziemy na dzielnicę Richman - rzekł więc skierowałem się w stronę tej dzielnicy. Uczyli mnie ulic oraz dzielnic i choć to było korzystne gdyż wiedziałem gdzie co jest, ale jednak nie mogłem tego wykorzystać. Ucieczka nie wchodziła w grę gdy mogli zrobić krzywdę osobą, które nie wiedzą nawet kim jestem, a co gorsza znaleźć moją siostrę. Z czasem zapomniałem jak wygląda lub jakie nosi całe imię i ubolewam nad tym, że zapominam tak istotne rzeczy. Jednak moje życie jest paskudne i męczące oraz pełne bólu, który niszczył we mnie nadzieję, że może coś się jeszcze zmieni. Wjechałem na teren Richman nie za bardzo wiedząc gdzie mam się kierować, ale chyba zauważył to James, który zaczął mnie instruować gdzie jechać.
Jechaliśmy na jakieś obrzeża miasta, ale może to lepiej, bo nie wiedziałem po co to wszystko. Zatrzymałem się na jakiejś polnej drodze nie wiedząc co oni tu chcą robić lecz w oddali zauważyłem jakiś budynek. Widziałem jak wyciągają pistolety i chyba wiedziałem do czego to dąży, ale nie byłem w stanie ich powstrzymać. W końcu ich było dużo, a ja sam i na dodatek wolałem jednak nie podpaść bardziej szefowi. Zacisnąłem dłonie na kierownicy patrząc się na to jak podchodzą do domu, a po chwili wyważają drzwi do środka. Chciałem coś zrobić, ale lęk i przerażenie mnie sparaliżowało bym mógł coś zrobić. Po chwili wywlekli z środka mężczyznę wraz z kobietą. Nie słyszałem co mówią lub krzyczą, ale widziałem z dala jak bardzo tego nie chcą, co ma się wydarzyć. Najgorsze jest to, że musiałem na to patrzeć choć mogłem uciec wzrokiem to i tak mnie zżerało poczucie winy. Usłyszałem syreny policyjne na co spiąłem się cały gdyż nigdy nie uciekałem przed policjantami. Wszyscy wsiedli do wozu, a ja ruszyłem szybko by zniknąć z pola widzenia radiowozów jeśli mnie widzieli. Zastanawiałem się nad tym jak uciec, gdzie się schować by uciec aby nie dostać kary ze strony Jamesa.
Po dłuższym czasie skręciłem w jedną z uliczek chcąc ich wykiwać jeśli tylko się to da zrobić. Widziałem w końcu ich umiejętności w akcji. Wjechałem na jakiś parking i zgasiłem silnik wraz z światłami próbując wtopić się w tłum samochodów. Wszyscy milczeli nie chcąc przyciągnąć potencjalne zagrożenie związane z policją i wpadnięcia do więzienia. Za morderstwo to chyba parę ładnych lat się siedzi, a ja wraz z nimi bym musiał odsiadywać w końcu kto uwierzy w to iż jestem ich więźniem. Raczej nikt, dlatego muszę uciec, muszę walczyć o swoją i ich wolność choć wolałbym aby oni wpadli. Siedziałem jak na szpilkach gotowy do wyjazdu w każdej chwili, ale wozy wyjechały z parkingu nawet nie zatrzymując się na chwilę.
Poczekałem jeszcze kilka minut i wyjechałem nim mogli tu wrócić. Pędziłem w stronę Vespucci chcąc już wrócić do swojego pokoju, do swojej oazy gdzie nikt i nic mi nie może zrobić. Wszyscy milczeli gdy jechałem i nawet gdy wjechałem do garażu. Może byłem niski, ale dopasowane pod to buty oraz odpowiednia wysokość fotela pomaga.
-Dobra robota młody - tylko to usłyszałem ze strony szefa gdy wszyscy wysiedli z samochodu. Sam po chwili wysiadłem, bo nie cieszyła mnie pochwała gdyż za co ona była. Robiłem coś nielegalnego w wieku jedenastu lat i nie podobało mi się to, bo to kolejna rzecz, która będzie ciążyć mi na duszy przez długi, ale to bardzo długi czas. Bałem się jak to wpłynie na mnie, bo widziałem kolejną śmierć z ich rąk. Ściągnąłem z siebie tą kamizelkę i położyłem ją tam gdzie oni dali nie przejmując się, że niektóre zleciały ze stołu. Ułożyłem je by nie były na ziemi i ruszyłem do góry. Miałem jedynie nadzieję, że tej nocy zasnę choćby na chwilę.
Czy poczucie winy będzie większe?
Kogo mogli zabić Dragons?
2164 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro