Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podpaść...

Witam wszystkich serdecznie!
Mamy kolejny rozdział w mini maratonie!
Dziś trochę wcześniej bo mam kilka spraw do załatwienia
Jak tam wasze samopoczucie?
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚

Po dawce witamin i śniadaniu miałem jeszcze trochę czasu aby wyjść spotkać się z Nico w końcu dziś kończył o jedenastej coś zajęcia, a była siódma rano. Niestety kroplówka zabiera mi godzinę czasu i miałem nadzieję, że obędzie się bez problemów dla mnie tego dnia. Czekałem jednak w pokoju nie wiedząc czy mogę jednak wyjść, bo w czasie kar miałem zakaz lecz niby mam ściągnięty, ale tylko to wie chyba szef. Nie zostało mi nic innego jak po prostu czekanie na to aż ktoś mnie zawoła lub każe przyjść i chyba moje myśli ktoś usłyszał chociaż nie chciałem by był to właśnie on. Przez drzwi wszedł Peter, który był niezadowolony przez to aż serce mi stanęło patrząc się na dobrze zbudowanego mężczyznę, który miał ostre rysy twarzy, które połączone z nienawistnymi oczami powodowały we mnie lęk. Z bliska można było zauważyć, że jego średniej długości włosy, które były utrzymanie chyba w nieładzie lub po prostu nie czesał ich. Mogłem porównać to do messy hair z tego co pamiętałem, bo Chase mi pokazywał różne fryzury i ich nazwy gdyż moje włosy nadawały się do przycięcia. Jednak najbardziej zaskakiwało mnie to, że był farbowany gdyż widać było czarne odrosty.

-I co się na mnie lampisz? - burknął na mnie przez to skuliłem się trochę.

-Pprzepraszam nie będę - spuściłem od razu wzrok z niego. Chociaż miał dwadzieścia lat to wyglądał bardzo dobrze biorąc pod uwagę, że przyrównał bym jego wygląd do trójkąta, bo miał szerokie ramiona, ale za to szczupłe ręce lecz w tych rękach było dużo siły. Aż za bardzo dużo skoro potrafiły mi wyrządzić taką krzywdę. Zadziwiało mnie jak może mieć takie wąskie biodra gdy ja byłem po prostu jak patyk. Nie miałem ani mięśni ani też tłuszczu z którego mógłbym zyskać te mięśnie. Też nie wyróżniałem się niczym tak naprawdę i nie wiem czy to było dobre.

-Idziesz ze mną! - oznajmił nawet nie czekając na mnie po prostu ruszył przed siebie więc musiałem pobiec za nim. Zszedłem ostrożnie po schodach i zauważyłem Alexandrę z Aronem na kanapie. Z tego co mówił mi Chase to oni byli parą, ale zastanawiałem się dlaczego ktoś taki mógłby być z kimś takim. W końcu jakby nie patrzeć był złym człowiekiem, a kobieta chyba również do aniołków nie należała.

-Dzięki Peter możesz iść - oznajmił Aron więc zapewne on coś ode mnie chce choć prychnięcie ze strony piwnookiego raczej nie było tu potrzebne chyba, że chciał zdenerwować szatyna - zaś ty masz na zadanie by posprzątać w pralni i poskładać ciuchy.

-Yhym - mruknąłem cicho od razu kierując się w stronę pralni. Może od razu spytam o pozwolenie by pójść do Nico na plac zabaw, w sumie to nie jest tak głupi pomysł na jaki wygląda. Niepewnie stanąłem przed drzwiami do gabinetu mężczyzny, który zarządzał tu wszystkim. Obawiałem się rozmowy z mężczyzną, ale miałem do tego powody by się go bać. Głupi by się tylko nie bał tego mężczyzny, który jest bezwzględny i zimny. Wziąłem głęboki wdech i wydech starając sobie tym dodać odwagi, a następnie nawet nie wiem kiedy zapukałem do drzwi.

-Wejść! - padł rozkaz, bo inaczej nie potrafiłem tego nazwać. Niepewnie otworzyłem drzwi skoro już zapukałem nie mogę, już uciec. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem niepewnie na mężczyznę, który wpatrzony był w papiery rozłożone na biurku. - Czego chcesz młody?

-Jja chciałem się spytać cczy mogę iść około dwunastej na plac zabaw? - spytałem zaciskając dłonie na swojej czarnej bluzie.

-Czy wykonałeś porządki, które zostały tobie przypisane?

-Nie - odparłem, ale szybko się poprawiłem, bo brzmiało to bardzo źle w postaci odpowiedzi na pytanie - jeszcze nie, ale chciałem się spytać wcześniej ciebie sszefie - podniósł wzrok znad papierów aż przeszły po moim ciele dreszcze i wycofałem się o krok w tył dla bezpieczeństwa.

-Jeśli posprzątasz pralnie możesz iść, ale nie dłużej niż na dwie godziny - odpowiedział wpatrując się we mnie swoimi szmaragdowymi oczami w których nie widziałem niczego innego niż nienawiść i brak uczuć. Skinąłem głową, bo to i tak dobry wynik więc szybko wybiegłem z gabinetu, wpadłem jak poparzony do pralni biorąc głęboki wdech. Musiałem to wszystko ogarnąć inaczej nie wyjdę, a naprawdę chcę wyjść. Zacząłem od przemycia wszystkiego i naprawdę było tu co robić biorąc pod uwagę to, że niektórzy nie umieją zachować porządku na półkach i nie tylko. Szkoda tylko to, że bawię się przez nich w sprzątaczkę tego bałaganu, ale chyba wolę to niż schodzić na dół. Nadal od czasu do czasu śniło mi się to jak zabili człowieka na moich oczach, ale nie krzyczałem ani nie reagowałem. Był to dla mnie koszmar lecz życie wśród nich był większym koszmarem niż śmierć jakiegoś człowieka. Łapałem się na tym ostatnio, że nie myślałem nawet o tym jak o czymś złym lecz nie powinienem zapominać kto jest tak naprawdę zły. To co zrobili było złe, a nie prawidłowe. Miałem wrażenie, że starają się mnie znieczulić lub pozbawić własnych emocji bym był idealną marionetką, co zrobi dosłownie wszystko.
 
Nim się obejrzałem wyczyściłem każdy zakamarek dokładnie by nie mogli się przyczepić i wziąłem się za ściąganie prania z wieszaków na których były aby doschły. Niestety z tego co słyszałem to suszarka nie do końca suszy wszystkich ubrań, dlatego muszą je wieszać. Jednak jakby naprawili ją to ja nie miałbym zajęcia, bo gdy pranie już wyschnie to ja mam na zadanie je złożyć. Starałem się dokładnie to zrobić i ładnie układać w kostkę, ale nie za dobrze mi to szło w takich ilościach, a na dodatek ich ubrania były przeważająco większe ode mnie. Łączyło się to z tym, że naprawdę ciężko było je złożyć. Moje ciuchy dość szybko poszły lecz przy ich trochę się siłowałem. Spojrzałem na zegarek i było już po jedenastej aż się przestraszyłem, bo zostało mi niewiele czasu, a jeszcze dojście tam to z około dziesięć minut. Złożyłem ostatnie ubranie i wyszedłem z pokoju biegnąc w stronę klatki schodowej. Przy wyjściu była szafa z kurtkami oraz butami. Wyciągnąłem swoje buty i kurtkę, która nie była zimowa, ale nie była taka zła.

-A ty gdzie młody? - spojrzałem na dziewczynę, która patrzyła się na mnie i zauważyłem brak Arona.

-Nna plac zabaw, ppozwolił mi szef - oznajmiłem wyraźnie, ale jąkając się niestety choć nie chciałem to przy nich inaczej nie umiałem.

-Później to zweryfikuje - rzekła gdy ubierałem buty, ale skinąłem tylko głową, bo pytałem się więc nie boję się o konsekwencje. Wybiegłem na schody i ruszyłem w dół do frontowych drzwi. Zamknąłem za sobą drzwi i skręciłem w prawo aby wyjść z działki przez bramę. Następnie skręciłem ponownie w prawo i ruszyłem truchtem w stronę placu zabaw. Może nie byłem spóźniony, ale jednak wolałem być wcześniej. Rozglądnąłem się na boki i na sygnalizację świetlną czekając na to aż będzie zielone. Po chwili już byłem po drugiej stronie i wszedłem na teren placu zabaw z skate parkiem. Wszędzie było strasznie dużo śniegu więc ruszyłem w stronę fortu gdzie był dach i środek na szczęście był czysty choć było kilka dzieci wraz z rodzicami. Zjeżdżały na sankach po ośnieżonych rampach więc nie tylko mogą służyć dla rowerów i desek. Wdrapałem się po drabinkach ledwo do środka i usiadłem sobie na ławeczce w środku.

Czekałem nie mając nic innego do roboty, a tu ostatnio się spotykamy bo jest cieplej niż na zewnątrz choć przez niektóre otwory dostaje się śnieg oraz zimno. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu gdyż dziś było wyjątkowo ciężko przejść ten kawałek przez sporą ilość śniegu. Nagle usłyszałem jak ktoś idzie, ale może to jakiś dzieciak był lub ktoś inny, chociaż może lepiej poczekać lub uciec. Nie potrafiłem się skupić nad tym co mam zrobić, ale widząc czarne włosy, odetchnąłem z ulgą.

-Hej Dante wybacz, że czekałeś! - uśmiechnął się do mnie co od razu odwzajemniłem.

-Moja wina sam tak wcześnie przybyłem - mruknąłem, a on usiadł obok mnie, ściągnął z pleców plecak i wyciągnął coś w pudełku. Zaskoczony nawet nie zauważyłem kiedy położył to na moich kolanach - co to?

-Pomyślałem, że byś chciał zjeść coś lepszego, bo wyglądasz trochę marnie i chciałem cię trochę dokarmić - rzekł, a ja patrzyłem się na pudełko z logiem BurgerShot.

-Dziękuje, ale nie musiałeś!

-Jednak chciałem skoro twój wujek nie za bardzo umie gotować, a jesteś mniejszy ode mnie i co będzie jak dorośniemy?

-Na pewno aż taki nie będę - mruknąłem niezadowolony, bo chciałem być wysoki, ale z pewnością nie będę krasnalem.

-To musisz jeść! Jestem od ciebie wyższy o trzydzieści około centymetrów! Zajadaj!

-Dzięki Nico - uśmiech nie chciał zejść mi z ust. Widziałem jak wyciąga takie same opakowanie i je otwiera, nie do końca wiedziałem co jest w środku więc też otworzyłem i zdziwiłem się widząc chyba frytki oraz bułkę z czymś w środku.

-Wyglądasz na kogoś kto nigdy nie widział hamburgera - zaśmiał się, ale rzeczywiście nie widziałem nigdy, bo w domu nie jedliśmy fast foodów, a tu dostaje proste jedzenie czyli chleb i wodę.

-Bo nigdy nie miałem okazji - odparłem szczerze i czułem się zażenowany tym, że on prawdopodobnie codziennie je takie rzeczy.

-To teraz masz okazję! Powiesz mi jakie jest w smaku! - skinąłem głową gdyż jego słowa podniosły mnie na duchu. W czasie tego roku stał się bardziej rozmowny i energiczny. Nie wiem czy to przeze mnie czy to przez kogoś innego, kto się pojawił w jego życiu lecz miałem nadzieję, że nie zapomni tylko o mnie. Zgodnie z jego słowami wziąłem burgera do rąk i wziąłem gryza. Zaskoczyłem się smakiem oraz tym ile to ma w sobie dodatków, które wspólnie smakują tak dobrze.

-Jest mega smaczne! - powiedziałem zafascynowany i wziąłem kolejnego gryza, kątem oka widząc jak on sam je. Zjadłem chyba pierwszy posiłek, który rzeczywiście był sycący i pełny wszystkiego, a przede wszystkim smaku. Jednak pod koniec miałem dość gdyż naprawdę mój żołądek nie był przystosowany do tyle jedzenia. Podciągnąłem rękaw kurtki i bluzy by spojrzeć na zegarek, który dostałem. Nie był to jakiś niesamowicie drogi gdyż był gumowy bym nie popsuł go za szybko.

-Co ci jest, że masz bandaże? - padło pytanie ze strony chłopaka przez to od razu się spiąłem.

-Wwiesz jestem trochę niezdarny i jak zrobiłem sobie kanapkę wbiłem sobie nóż w rękę zapominając, że go odłożyłem obok - powiedziałem mając nadzieję, że uwierzy mi w to w końcu kilka razy przy nim przez przypadek zrobiłem sobie krzywdę.

-Musisz bardziej uważać Dante - powiedział więc potwierdziłem kiwając głową.

-Tak wiem… wiem. Wujek też mi to powiedział - skłamałem całkiem, bo nie chciałem by wiedział w co się wpakowałem.

-No ja myślę - prychnął - to w co się bawimy?

-Może ulepimy bałwana? - zaproponowałem gdyż nigdy go nie robiłem, a chciałabym spróbować.

-Dobra to chodź! - ruszył do zjeżdżalni i po prostu po niej zjechał. Jednak zrobiłem to co on chcąc jak najszybciej znaleźć się przy nim i pobawić się w śniegu. Nim się obejrzałem czas leciał, a bałwan stał przed nami. Znaleźliśmy dwa patyki, które posłużyły jako ręce, a frytki których nie dojadłem stały się uśmiechem, oczami i guzikami dla bałwana. Naprawdę dobrze się bawiłem w towarzystwie Nico i gdyby nie on to z pewnością bym sobie nie poradził z swoimi myślami wewnątrz mej głowy. Spojrzałem na zegarek i zamarłem gdyż byłem już spóźniony z dwadzieścia minut. Przecież szef mnie zabije w końcu określił mi mój czas.

-Muszę iść Nico - oznajmiłem mu, a czarnowłosy spojrzał na mnie.

-Już? Myślałem, że będziesz mógł dłużej dziś posiedzieć!

-Tak wyszło wybacz mi - mruknąłem patrząc się w stronę wysepki i wyjścia z placu zabaw. Widziałem stojącą posturę ciała przy furtce. Wiedziałem, że już któryś z Dragons na mnie czeka.

-To do jutra? - zapytał i nie wiedziałem co powiedzieć przecież dostanę teraz taką karę, że nie ma szans bym jutro mógł.

-Jutro nie mogę, jadę z wujkiem do jego znajomych - skłamałem kolejny raz i nienawidziłem się za to, bo nie lubiłem kłamać lecz nie miałem innego wyboru.

-Pojutrze?

-Mam chyba wolne - odparłem słabo się uśmiechając.

-To do zobaczenia w piątek - odpowiedział na co skinęłem głową, a następnie szybko ruszyłem w stronę bramki. Im bliżej byłem tym bardziej widziałem kto na mnie czeka. Była to Alexandra, którą od razu rozpoznałem przez połowę włosów w kolorze różowym.

-No młody masz przejebane, idziemy do domu - spuściłem od razu głowę w dół, ale posłusznie ruszyłem z nią w stronę wysepki na której przymusowo mieszkałem wraz z innymi. Nie zauważyłem nawet kiedy dotarliśmy pod dom i szliśmy na tył by wejść do środka. Kiedy tylko weszliśmy do salonu i rozglądnąłem się widziałem na fotelu siedzącego Jamesa, który popijał kawę. Wiedziałem, że źle zrobiłem. Jednak chciałem spędzić ten czas z czarnowłosym kolegą. Ściągnąłem buty, które były całe ze śniegu oraz kurtkę, którą odwiesiłem do szafy.

-Powiedz mi Dante o której ci kazałem być?

-Nnie dłużej nniż dwie godziny - odpowiedziałem cicho wpatrując się w swoje stopy.

-Po co dostałeś zegarek?

-Bby wiedzieć jaka jest godzina - wyszeptałem widząc po nim, że jest niezadowolony.

-Czy nie umiesz używać zegarka? - miałem wrażenie, że jego głos coraz bardziej robił się lodowaty przez to moje ciało zaczęło się trząść nawet jeśli tego nie chciałem.

-Uumiem - wymamrotałem zaciskając mocno dłonie na bluzce aż mi knykcie stały się białe.

-Marsz do pokoju, dziś bez obiadu i kolacji. Masz szlaban i spróbuj tylko mi ponownie uciec, a zrobię coś co ci się nie spodoba! Rozumiemy się?!

-Ttak - serce biło mi jak oszalałe i choć starałem się opanować je to nie byłem w stanie. Ruszyłem więc biegiem w stronę schodów nim Peter mnie dopadnie po drodze gdyż nie chciałem od niego kolejnej kary, ledwo leczyły mi się te co mi zrobił. Nawet Chase nie był w stanie mi z nimi pomóc aż tak jakby chyba chciał mi pomóc.

Wpadłem do pokoju zajmując się w nim i od razu wpadłem na łóżko biorąc w ręce poduszkę, a następnie się w nią mocno wtulając. Chcąc pozbyć się z siebie negatywnych myśli zacząłem krzyczeć do poduszki, która zagłuszała mój ból. Próbowałem być silny radzić sobie z ciągłymi krzywdami, karami i tym wszystkim, ale im dłużej to trwało miałem wrażenie, że to nie ma sensu. Od początku moje życie było go pozbawione i przykro mi było z tego powodu. Może gdybym się nie urodził mama dalej by żyła, a ja bym tu nie trafił. Zabawnie być więźniem czyiś pragnień i ambicji lecz im dłużej próbowałem zaspokoić te uczucia tym było tylko gorzej.

Czy Dante ucieknie do Nico?
Co czeka go jeśli odważy się podważyć decyzję Jamesa?

2333 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro