Początki starych czasów
Witam wszystkich serdecznie!
Co tam u was? Ja chyba się rozchorowałam, a mam napięty grafik w tygodniu więc nie za bardzo mogę sobie pozwolić na chorobę.
Jak tam plany na weekend?
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Zjadłem na spokojnie obiad, który wręcz był idealnym odpoczynkiem dla mnie. Chase nie za bardzo chyba był zadowolony z kłótni, którą przegrał, bo przerwał ją James, a co on powie tak też ma być. Choć wymagał to dawał też dużo w zamian i to mi się podobało. Pamiętam bardzo dobrze moment gdy wpadłem na niego byłem wtedy młody, bardzo młody i niedoświadczony, ale pragnąłem wyrwać się z meliny w której żyłem. Moja matka i ojciec nie do końca byli przykładnymi rodzicami, a ja musiałem pracować i harować na ich utrzymanie, te ich alkohole, którymi się raczyli. Oczywiście chcąc czy nie nie miałem wyboru jak egzystować w ich środowisku w slamsach, które nic nigdy nie przynosiły człowiekowi. Miałem dość chciałem coś zmienić, coś zrobić ze swoim życiem czy uzależnieniem, ale co może niepełnoletni człowiek zrobić. James spadł na mnie niczym anioł i choć był tym upadłym aniołem to jednak dał mi to czego nikt inny nie był w stanie. Natomiast ja miałem po prostu być i pomóc mu w tym co robi. Na początku nie za bardzo mnie to dość interesowało co ode mnie oczekuje, ale gdy powiedział metamfetamina i laboratorium pod nią oraz przepis, który trzeba po prostu rozszyfrować.
Poniekąd to mnie przekonało do tego by dołączyć do niego, bo kręciła mnie ta chemia i możliwość kombinowania. Na dodatek dawał lokum oraz utrzymanie na jego dopóki nie ogarnę przepisu. Gdyby nie on nie wiem gdzie bym aktualnie był, ale nie byłem pierwszym, który został zwerbowany do grupy oczywiście. Pierwszy był Aron w końcu jego prawa ręka zapewne jego przyjaciel lub osoba, która jest zaufana. Do grupy niebawem dołączył Chase medyk, który nie miał szczęścia i nie dostał się do szpitala, a przychodnie go nie chciały. Z tego co się dowiedziałem to Aron był z zawodu mechanikiem, a ja to w sumie nawet wykształcenia nie miałem. Jednak sama myśl, że mogę coś osiągnąć spowodowała, że od razu gdy tylko przeszedłem przez próg nowego domu ruszyłem rozszyfrowywać przepis. Oczywiście ktoś kto umiał robić metę, starał się rzeczywiście tak zaszyfrować chemicznie przepis, że tylko właściciel jej mógł przeczytać ją. Jednak zajęło mi to miesiąc aby rozszyfrować to co trzeba i w jakich ilościach choć wydawała się być słaba więc dodawałem różne dodatki aż nareszcie dała takiego kopa, że zachowywałem się po niej jak dziecko.
Aron chciał mnie chyba wtedy zamknąć w piwnicy za to, że odwalam nim mnie zobaczy James, ale nie zdążył. Pamiętam to dobrze mimo iż powinienem nie pamiętać skoro byłem na odlocie, jednak mój mózg notował to co nie powinien wtedy. Widziałem wtedy radość szefa gdy ja miałem niezły odlot, ale o to chodziło by takie efekty były po narkotykach, bo to oznaczało, że były lepsze niż te z których był przepis. Szef był wtedy tak zadowolony, że kupił mi giga dobry samochód. Skoro o samochodzie mowa to był on zapewne zarekwirowany przez policję może trzeba byłoby wziąć go stamtąd, ale czy na pewno tam był. Minęło trochę czasu więc postanowiłem iść do szefa z propozycją oraz pytaniem lub pytaniami zależy od tego jak to będzie wyglądało. Zapukałem do drzwi od gabinetu czekając na to aż mi pozwoli by wejść do środka. Nie musiałem jednak czekać długo, bo po chwili wszedłem do środka, zamknąłem drzwi za sobą i ruszyłem do krzesła na którym usiadłem przed biurkiem.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytał zamykając laptopa, a jego oczy skupiły się na mnie.
-Mam kilka rzeczy, które bym chciał nawiązać i omówić - rzekłem na co on pokazał dłonią bym kontynuował - więc chodzi o to, że wykorzystałem możliwość posiadanego numeru do gówniarza i wysłałem mu jakby wiadomości z pogróżkami - powiedziałem wpatrując się w mężczyznę uważnie szukając oznak tego czy jest zły. Zmarszczył brwi niezadowolony chyba nie za bardzo mu to się spodobało, a na jego czole widać było już oznaki starzenia.
-Gdzie telefon?
-Zostawiłem w samochodzie, który zapisany jest na jednego z pachołków - oznajmiłem od razu patrząc się cały czas w oczy szefa.
-Rozumiem, a jaka reakcja dzieciaka?
-Przerażony i chyba nawet zwymiotował albo mi się wydawało, ale nie sądzę by powiedział o nas skoro widziałem go w oko w oko czy nawet z tobą się widział. Nadal nie ma na nas listu gończego wystawionego.
-Racja - skinął głową - możesz wziąć telefon do domu nie ma sensu byś nie miał go pod ręką. Nie zdradzi informacji o nas. O czym chciałeś jeszcze porozmawiać?
-Pomyślałem czy nie można byłoby odzyskać jednego może dwóch naszych samochodów? Ty szefie oszczędziłeś swojego Championa - prychnąłem widząc niezadowolenie z jego strony.
-Zobaczę co się da zrobić - oznajmił - aktualnie szukam korumpa nam w policji.
-Przecież mieliśmy Teodora - wtrąciłem się w jego zdanie.
-Teodor został zwolniony dyscyplinarnie więc nie jest tak łatwo wybrać sobie jakiegoś policjanta - powiedział - do tego trzeba czasu i odpowiednich kart przeciwko nowemu korumpowi.
-Rozumiem więc samochód musi jeszcze poczekać. Zapomniałbym! Mam plan jak nastraszyć jeszcze bardziej gówniarza by zaczął wątpić w to co robi!
-Słucham cię więc mój drogi przyjacielu - poszerzył mu się uśmiech, ale ja również się uśmiechnąłem.
-Nie wiem czy w papierach było gdzie mieszka mały gówniarz, ale wiem gdzie ma blok wystarczy tylko podpytać się sąsiadów lub poobserwować okolice i będziemy mieli w pełni informacje.
-No dobrze, ale co chcesz tym wskórać? - widać było w tych zielonych oczach, że zainteresowałem go mocno.
-Będę go nękać wiadomościami na telefonie - rzekłem poprawiając swoje włosy - następnie jak nie będzie odpisywać, a nawet jeśli będzie to i tak można wybić mu okno w pokoju lub gdzieś indziej aby nastraszyć ich. Wiesz James napisze coś co tylko gówniarz zrozumie, a nikt inny.
-A co jeśli Rightwill przejmie wiadomość?
-Wtedy pomyśli, że to jacyś chuligani i poda sprawę na policję, ale nic nie będzie żadnych dowodów. Nie ma tam kamer jakby nie patrzeć na jedną stronę, a kolejna jest za daleko by złapać kto rzucał.
-Dobry plan - skinął głową z uznaniem - masz moje pozwolenie, ale nie przegnij.
-Nie no James ja i przegięcie?
-Mam ci przypomnieć ile razy przegiąłeś?
-Dobra zdarzało się - pomasowałem się po karku - ale to przez metę.
-Narkotyki czy nie to nie ma znaczenia tak naprawdę - odparł - rób co uważasz, a ja załatwię ci sposób by odzyskać samochody.
-A kiedy mamy te spotkanie z tą mafią?
-Jeszcze nie zostało sprecyzowane miejsce oraz czas więc musimy się uzbroić w cierpliwość. Idź teraz zająć się narkotykami, bo trzeba robić na zapas.
-Ale mamy sporo ich to po co robić kolejne dawki?
-Ponieważ jak klienci będą wracać to z nowymi ludźmi. Lepiej do przodu niż do tyłu mieć towar.
-Rozumiem więc będzie trzeba zrobić zakupy, bo jedynie małą ilość na nowe narkotyki wzięliśmy biorąc pod uwagę ile tak naprawdę przewozimy.
-Niech Aron się tym zajmie z Chasem, a ty skup się tylko na tych dwóch rzeczach!
-Jasne szef! - wstałem od biurka i ruszyłem w stronę wyjścia z biura - Zobaczysz dzieciak sam przyjdzie po moich groźbach! - powiedziałem gdy wychodziłem, a następnie zamknąłem drzwi idąc do wyjścia z mieszkania. Musiałem w końcu zająć się narkotykami i trochę brakowało mi pewnego gówniarza, który to robił za mnie czy za innych. Choć najbardziej chyba ze wszystkich jego minusów lubiłem same plusy tych owych minusów, bo im więcej uciekał tym więcej mogłem sobie pozwolić. Pamiętam dobrze to jak dostałem przyzwolenie od Jamesa na to by go karać.
-Po co zostałem tu wezwany? - spytałem wchodząc do biura, które bardzo dobrze znałem i stanąłem przed biurkiem blondyna, który nie do końca był radosny.
-Znów uciekł - westchnął odsuwając się od biurka i przeczesał włosy do tyłu.
-Co mam zrobić w takim razie? - spytałem wpatrując się w niego - Ostatni raz gdy ty go zlałeś nie uciekał przez prawie dwa tygodnie.
-Nie uciekał, bo uniemożliwiłem mu to złamaniem mu kończyny. Masz się nim zająć tak by z każdym uciekaniem zaczął żałować coraz bardziej.
-Czyli dajesz mi pozwolenie na to abym go mógł krzywdzić? - uśmiechnąłem się radośnie gdy to usłyszałem, bo to brzmiało dla mnie tak dobrze iż nie mogłem odmówić tej propozycji.
-Rób co uważasz. Jest tylko pionkiem w tej grze, ale ma być w stanie nadal robić metę więc uważnie rozważaj sposoby i techniki krzywdzenia go.
-Dlaczego nie Tom ma go torturować? - spytałem musząc zadać to pytanie, bo przecież on znał się idealnie na tym.
-Ponieważ Tom umie zabijać, a nie tylko torturować to jakbym dał cukiernikowi zlecenie na lazanie. Zrobi, bo zrobi, ale jednak może spartolić robotę.
-Dlatego ja będę go karać by nie zabić go - skinąłem głową chyba rozumiejąc co tak naprawdę chce powiedzieć mi - dobra ogarnie się szef!
-Mam nadzieję, możesz zacząć od teraz.
W ten sposób zaciągnąłem dzieciaka do piwnicy do cel i dość mocno go poturbowałem lecz nie sądziłem, że z każdą kolejną karą będzie jeszcze uciekał. Zacząłem dosyć delikatnie, bo od bicia po coraz to cięższe techniki aż zacząłem go ciąć. Nie tylko tak zwyczajnie po prostu zaczynałem podcinać mu delikatnie żyły czy inne mięśnie na nogach, udach, brzuchu czy plecach. Nie oszczędzałem żadnej części ciała i chciałem mu wyciąć smoka tak jak ja to zrobiłem sobie lecz jego ciało było zbyt małe lub nieporadne do tego by wyciąć aktualnie mu smoka, bo potem mógłby się rozciągnąć lub w jakimś stopniu zaniknąć. Ponownie uciekł, co zaczęło mnie wkurzać i byłem naprawdę wyprowadzony z równowagi, bo musiałem po gówniarza iść jeszcze na ten plac zabaw. Nie dość, że nie skoczył pracy to na dodatek uciekł. Ciągnąłem go za bark do domu i naprawdę starałem się aby nie wybuchnąć, bo zrobiłbym mu krzywdę wśród tych wszystkich ludzi wokół. Wprowadziłem go na dół i wrzuciłem wręcz do jednej z cel chyba tej jego ulubionej.
Zamknąłem go w niej, bo jednak musiałem przejść do pracowni po swoją kosę, którą używam do rozcinania rzeczy. Powoli wróciłem do pomieszczenia na samym końcu korytarza i wszedłem do celi gówniarza, który dosłownie wtulony był w kąt rogu. Nie dziwiło mnie to, bo robił to natarczywie próbując się schronić w ten sposób przede mną. Jednak nie było drogi ucieczki ode mnie.
-Ręce! - burknąłem oczekując aż wysunie je w przód, ale kurczowo wtulił je w siebie patrząc na mnie jakbym był jakimś potworem. W sumie nie mylił się za bardzo, bo uwielbiałem to jak przede mną ucieka i stara się ukryć - Powtórzę jeszcze raz i masz je wyciągnąć! - oznajmiłem gdyż im bardziej to odwlekał tym bardziej mam ochotę mu podciąć na nowo żyły tylko tym razem mocniej. Niepewnie wyciągnął dłonie w moim kierunku i nawet prosto nie umiał ich utrzymać, bo trzęsły się jakby były z galarety. Złapałem dość mocno za jego rękę i ścisnąłem tak mocno iż syknął z bólu, ale o to właśnie mi chodziło. Uśmiechnąłem się do niego i wyciągnąłem kosę z pokrowca, a następnie przyłożyłem ostrze do jego ręki.
-Pproszę nie - błagał mnie na co zacisnąłem jeszcze bardziej dłoń na jego i przycisnąłem końcówkę ostrza w skórę.
-Twoje błagania nic tu nie zmienią! Przestań uciekać, a nie robisz samowolkę! - burknąłem i zacząłem sunąć ostrzem po jego skórze, która miała małe linie bez strupków już, po wcześniejszych cięciach na jego skórze.
Jak widać nie przemawiało do niego to, że na rękach będzie je widzieć, bo na resztę ciała to ubierze coś. Jednak na rękach jest ciężko coś mieć jeśli jest gorąco. Chociaż ja jestem przyzwyczajony do ubierania pełnych koszulek z długim rękawem, bo poniekąd zwykle jest mi chłodno. Z każdą kreską robiłem to coraz mocniej i głębiej, a on syczał oraz płakał z bólu co mnie zadowalało. Był taki żałośnie słaby. Nie żałowałem tego co robiłem z jego dłoni zaczęły kapać na ziemię krople krwi. Z fascynacją patrzyłem na to i czułem się dobrze robiąc mu krzywdę, choć chyba nie powinienem. Gdy skończyłem go krzywdzić od razu uciekł w kąt na co prychnąłem.
-Żałosny - powiedziałem patrząc się na niego i oblizałem z krwi swoją kosę - gdybyś tylko się słuchał nie było by tego. Jazda na górę nim zrobię ci jeszcze większą krzywdę! - krzyknąłem na niego, a on natychmiast wstał z kąta i ruszył biegiem w stronę wyjścia. Westchnąłem ciężko i ruszyłem powoli do swojej pracowni chcąc się uspokoić przy mecie. Po przejściu minąłem wszystkie drzwi i wszedłem do tych ostatnich, które były moją pracowanią gdzie było naprawdę dużo kartonów i rzeczy do mety, ale miałem też biurko przy którym siedział aktualnie pewny czarnowłosy mężczyzna.
-Dość długo ci zajęła ta kara - mruknął cicho i obrócił się w moim kierunku.
-Troszeczkę mnie poniosło - odparłem spokojnie - ale dzieciak żyje.
-Wiem słyszałem jak biegł choć naprawdę ma ciche ruchy - rzekł spokojnie, a na jego ustach był szeroki uśmiech - szkoda, że nie dał mi tego zadania to by już nie uciekał.
-Chcesz powiedzieć Emrys, że nie umiem zrobić roboty dobrze?
-Nie mówię, że robisz źle po prostu jemu trzeba byłoby urwać jedną nogę to by już nie uciekał - powiedział spokojnym tonem głosu.
-Szef chce go sprawnego i całego, a nie uszkodzonego.
-Ale w ten sposób może uciekać. Kary nie działają na niego.
-Trzeba byłoby się pozbyć tego dzieciaka do którego lata, ale nie możemy.
-Dlaczego? Szybka robota!
-To dzieciak od Yakuzy nie możemy go od tak sprzątnąć - upomniałem go.
-Przecież Tom zabił jednego od nich gdy był u nas w więzieniu i jakoś nie mieliśmy nieporozumień z Yakuzą - rzekł zakładając ramię na ramię.
-To jest dzieciak szefa jak sprzątniemy go to rozpętamy wojnę, której nie chce James. Więc uszanuj decyzję szefa Emrys.
-Szanuje, ale w ten sposób nie pozbędziemy się udającego gówniarza!
-Spokojnie nie ma co się martwić w końcu jedno albo drugie się podda. Nigdy nic nie trwa wiecznie tym bardziej znajomości dzieci.
Czy Dante zrezygnuje z ucieczek?
Co Peter ma prawo być taki jaki jest przez swoją przeszłość?
2207 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro