Plan na zemstę
Witam wszystkich serdecznie!
Chciałabym życzyć wszystkim wesołych świąt Bożego Narodzenia i przede wszystkim spokojnych!
Mam nadzieję, że nowy rok będzie spokojniejszy!
Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu wcześniej
Dziękuję za to iż jesteście tu i czytacie moje pisemne bazgroły
Na dole takie pytanko dla was jest
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Carter
Siedziałem w swoim gabinecie zajmując się sprawami, które były w mieście w którym stacjonowaliśmy przez kilkanaście lat i zostali tam moi ludzie, którzy produkowali nadal narkotyki. Sam dobrze sprawował się na tej roli jako opiekun oraz zastępca mnie. Gdyby tylko jednak coś odwalił mam tam kręta, który pilnuje jego każdy ruch czy decyzję, którą podejmuje. Poprawiłem swoje włosy i patrzyłem się w laptopa uważnie śledząc linijki tekstu raportu. Szczerze mówiąc ciężko było zająć się dwoma jakby częściami jednej mafii, ale nie miałem wyboru jak to robić. Musieliśmy jak najszybciej wznieść się coraz wyżej i pokonać wszelką konkurencję, która tu powstała. Nie lubiłem zaczynać od nowa choć staram się odzyskać wszystkie znajomości, które miałem wcześniej, ale najbardziej wkurzyło mnie to, że Chak odmówił spotkania. No nie odmówił, ale przełożył twierdząc, że coś mu wypadło. Wiem, że stara się jak najdłużej mnie przetrzymać w jednym miejscu, bo wie, że jestem dość dużym zagrożeniem dla jego mafii. Jednak nie mogę pozwolić sobie na to by to on rządził mną i tym co chce zrobić.
Lecz mocno potrzebowaliśmy terenów, bo jak będziemy w pobliżu domu nadal sprzedawać to mogą zacząć węszyć psiarskie i znaleźć źródło, bo nie mamy aż tak dużo tego terenu. Jest to jedna z mniejszych dzielnic jaka istnieje i pomimo prób przejęcia całego Del Perro to nadal jest za mało. Jakby nie patrzeć dzielnica ta nie ma za dużo do zaoferowania przez swoje wielkości i tego, że nie ma za dużo ludzi, a na plaży niebezpiecznie jest sprzedawać. Denerwował mnie zbyt mały teren, a najbardziej jeden wredny mały chińczyk, który ciągle utrudniał mi życie. Jedyny plus naszego wyjazdu szybkiego z miasta to to, że nie było go w innym mieście. Pamiętam to jakby wczoraj, że mogliśmy gdziekolwiek iść i każdy mnie zna i moją grupę, a teraz moje kontakty się skróciły do minimum. Wielu ludzi z którymi współpracowałem nagle przestało pracować w przestępczym świecie. Nie wiem czy przez to, że my upadliśmy czy też nie, ale jak Feniks odradzamy się z popiołów, by zemścić się na tych co chcieli nas zniszczyć.
Siedziałem w biurze i słyszałem jak Emrys kłóci się o coś z Peterem, ale nie interesowało mnie to aż tak to. Myślałem nad tym aby dać młodemu coś więcej do roboty niż pakowanie mety i sprzątanie w domu czy w piwnicy. W końcu mógł powiadomić policję o nas, a jednak tego nie zrobił. Nie bez powodu Teodor znalazł się właśnie tutaj i choć wiedział gdzie jest moja baza z siedzibą to jednak miałem dużo asów na niego. Inaczej by się nie zgodził na bycie moim korumpem, ale dla niego praca była ważna i nie chciał jej stracić. Co dawało mi dużo możliwości i był kapitanem więc odpowiadała mi jego rola gdy nad nim był wielki szef policji Sonny Rightwill. Nie lubiłem gościa i naprawdę mnie denerwowało jego zachowanie jakby był nie wiadomo kim. Na szczęście mój korump nie był aż tak prawy jak ten czarnowłosy mężczyzna choć chyba siwiał powoli. Kłótnia Emrysa i Petera była coraz głośniejsza, co zaczęło mnie denerwować odkąd minęła ich kara byli względem siebie dość agresywni. Cóż nie od tak dostanie się wciry za próbę wykorzystania seksualnego dziecka. Choć zachowanie małego gówniarza i tak było intrygujące jakby już znał ten ból. Dlatego też tak zareagował na próbę skrzywdzenia go, ale dobrze z jednej strony.
Blizny i rany pomagają walczyć z tym wszystkim co złe w głowie, a na dodatek widzę w nim, że zrezygnował raczej całkiem z próby ucieczki z mojej mafii. Choć zaczął jeść to nadal jest chudy jak patyk, co nie za bardzo podoba się naszemu tak zwanemu medykowi. Nie dziwię się jego obawom, bo jak nadal będzie schodził z wagi to będzie zagrażać jego życiu, a ja potrzebuję żywej marionetki, którą będę mógł kierować. Nie szkieleta bez sił, bo nie zdobędę tak taniej siły roboczej, której nikt nie będzie szukać. Długo zajęło mi znalezienie informacji o nim i jego rodzinie, ale z czasem zrozumiałem, że został całkiem sam. Jedynie chyba została mu siostra, która z pewnością już go nie będzie pamiętać, ale mogłem to wykorzystywać przeciwko niemu. Każda kolejna opcja na szantaż był twardszym fundamentem tego, że tu zostanie. Oczywiście przy pomocy kilku ludzi w tym policji odnalazłem informacje o bliskiej rodzinie gówniarza. Gdyby tylko dowiedział się, że ma tu wujostwo to mógłbym go stracić.
Nie mogłem pozwolić na to by kiedykolwiek dowiedział się o tym, dlatego też zacząłem powoli usuwać informacje i powiązania, które można było znaleźć w kartotekach. Nie mówiłem nikomu tego na wszelki możliwy wypadek gdyby komuś wymknęło się z ust przy dzieciaku. Jedynie nadal problemem dla mnie jest to, że ucieka na ten plac i problemem jest to, że koleguje z dzieciakiem Chaka. Gdybym tylko mógł go dorwać w swoje ręce to skrzywdziłbym w ten sposób niskiego chińczyka. Nienawidziłem go, bo mimo tego, że ja tu rządziłem, to on deptał mi po piętach. Był takim odciskiem na nodze, którego nie dało się od tak pozbyć. Spokojnie wziąłem głęboki wdech by się uspokoić, bo nerwy nie były dobrym doradcą. Powolnym krokiem zmierzałem do wyjścia z biura by uspokoić pewną dwójkę mężczyzn, którzy mnie denerwowali już. Złapałem jednego jak i drugiego za koszulę i odsunąłem od siebie.
-Radzę wam się zamknąć, bo zabiję was zaraz lub będziecie przez najbliższy tydzień sprzątać cały dom!
-Pprzepraszamy - powiedzieli od razu więc ich puściłem.
-Dlaczego nie pilnujesz młodego na dole?!
-Chase go wziął gdzieś i nie ma ich od dłuższego czasu - odpowiedział mi Tom, ponieważ ta dwójka wzruszyła ramionami jedynie.
-Dzwoniłeś do niego?
-Telefon został w jego pokoju więc nie ma z nim kontaktu.
-Mam nadzieję, że nie odwalił niczego głupiego - mruknąłem przeczesując włosy do tyłu, bo jakby nie patrzeć on jedyny najbardziej przejmuje się sprawami dzieciaka. Nie zdziwiłoby mnie to jakby nas zdradził aby mu pomóc, ale wtedy naraziłby się na wielkie niebezpieczeństwo więc raczej nie byłby taki głupi aby to zrobić.
-Cóż szefie on bywa różny - powiedział Emrys - ale raczej wie co się dzieje z zdrajcami czy więźniami, którzy trafiają na dół. Z pewnością nie chciałby tak skończyć.
-Możliwe - mruknąłem - jak wrócą młody ma robić to co zawsze i nie interesuje mnie czy będzie zmęczony czy też nie.
-Tak szef!
-A wy macie dziś sprzedawać czy zapomnieliście? - spojrzałem na nich kątem oka gdyż już ruszyłem w stronę swojego biura.
-Nie szef wiemy o tym i pójdziemy spokojnie!
-Każda godzina jest ważna jak i minuta, pieniądze nie rosną na drzewach! - burknąłem idąc do swojego biura gdyż nie skończyłem swojej pracy i trochę zdenerwowałem się, bo nie lubiłem dzieciaka puszczać bez mojej wiedzy. Chase będzie miał pod górkę ze mną jeśli się nie wytłumaczy sensownie z porwania dzieciaka.
W domu zapanowała cisza, bo zapewne wszyscy wyruszyli na sprzedaż narkotyków. Poprawiłem swoją koszulę i spojrzałem przez okno na ulicę zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Mimo iż wiedziałem, że nie ucieknie gówniarz, to jednak obawiałem się, że wykorzysta okazję do próby. Mimo iż dało się go rozszyfrować bez problemu to jednak czasem był wielką jedną zagadką dla mnie. Zauważyłem samochód Chasa więc zapewne wrócili, dlatego też wyszedłem z biura kierując się do wyjścia na klatkę schodową, by zejść do garażu.
-Gdzie byliście? - spytałem widząc jak wysiadają, a gówniarz jest radosny.
-Wybacz szefie byliśmy na opuszczonych ulicach.
-Po co? - zmrużyłem powieki nie za bardzo rozumiejąc do czego to idzie.
-Pokazywałem młodemu jak się jeździ - odpowiedział na co spojrzałem na dzieciaka.
-Idziesz pakować narkotyki. Masz wyrobić się do wieczora! - dzieciak skinął głową i niepewnie obok mnie przeszedł, a ja spojrzałem na rudowłosego - Następnym razem uprzedzaj przed czymś takim! Co ci wpadło do głowy, żeby uczyć go jeździć?
-Ciekawią go samochody i pomyślałem, że można to wykorzystać.
-Chcesz z niego zrobić mechanika czy rajdowca?
-To i to w końcu może się przydać jakbym przydałaby się jakaś pomoc - odpowiedział, ale musiałem przyznać mu rację, że to mogłoby się przydać. Peter coś tam umie w naprawę samochodów, ale jazda jako do przesiadki też dobry plan. Choć Aron jest mechanikiem muszę to przemyśleć.
-Kontynuuj ten plan, ale informuj mnie o tym też dobrze?
-Oczywiście James - uśmiechnął się do mnie.
-Wszyscy pojechali na sprzedaż narkotyków - poinformowałem go i zamknąłem garaż na wszelki wypadek jakby ktoś planował wtargnąć na teren by się rozejrzeć.
Ruszyłem do góry by spojrzeć na telefon, który zostawiłem. Czekałem na telefon od kolegi, który miał mi coś załatwić nadal walczyliśmy o tereny jakby nie patrzeć pod sobą mieliśmy Vespucci, Backlot City i część Rockford Hills. Może nie był to duży teren, ale Vespucci było rozległe jednak większe niż posiada Chak z czego byłem w pełni zadowolony. Tu chodziło jednak o przejęcie całej dzielnicy Rockford niż tylko części. Niestety gdy wszedłem do biura mój telefon wibrował co oznacza, że przegapiłem telefon z możliwością wykupienia terenu pod nas i podporządkowaniu sobie tam ludzi. Próbowałem oddzwonić do mężczyzny, ale nie odbierał, a po chwili głos w telefonie oznajmił, że numer nie istnieje. Wkurzony wyszedł z biura idąc na dół. Musiałem się wyżyć, a najbardziej do tego nadaje się nasz więzień, który ostatnio za bardzo węszył wokół nas. Jak go trochę poturbuję przez torturami Toma to raczej nic się nie stanie, ale jeszcze sprawdzę co u gówniarza. Powolnym krokiem szedłem po schodach w dół i skierowałem kroki w stronę pokoju do pakowania narkotyków. Wszedłem do środka i zamurowało mnie, wszędzie była kokaina, a ile minęło z dwadzieścia minut od czasu gdy on poszedł tu.
-Co ty narobiłeś?
-Tto nie ja! Tto tak było jja chciałem to posprzątać - widziałem w jego oczach przerażenie, ale rozglądnąłem się uważnie po pomieszczeniu, bo w sumie przez ten czas to gówniarz nie miał tu dostępu. Możliwe, że Peter chciał się na nim zemścić - Jja po prostu chciałem przenieść pudła z biurka, a one się rozwaliły i rozsypały zawartość!
-Yhym - mruknąłem idąc do niego, a z jego oczy płynęły łzy. Jak w skrajne emocje może dziecko zejść, bo przed chwilą tryskał energią, a teraz był przerażony. Podszedłem do tego bałaganu i zauważyłem podcięte worki, a nawet nie zaklejony karton - posprzątaj to, weź miotłę z pierwszego pokoju z łopatką. Za kare nie dostaniesz dziś jedzenia ani nigdzie nie możesz wyjść! - oznajmiłem, bo poniekąd to też jego wina mógł sprawdzić czy jest sklejone, ale kilka było kartonów może to taki jeden zrobili. Zabije Petera za marnotrawstwo narkotyków, a przede wszystkim pieniędzy, które mogły z nich być. Już byłem tak zły, że odechciało mi się nawet iść torturować tego gościa.
Z moich wspominek wytrąciło mnie otwieranie drzwi do mojego gabinetu, do którego wszedł Chase z jedzeniem gdyż ostatnio nie mam czasu aby wyjść od papierkowej roboty, która powiększa się tylko. Sam przynajmniej się spisywał i duży procent szło na moje konto, ale z tym też przychodzą na e-mail wiele różnych umów, uzgodnień i zapłat.
-Może przerwa szefie? - położył mi obok kubek z kawą oraz obiad.
-Przyda się - skinąłem głową na jego słowa i zamknąłem laptopa - Czy Aron już wrócił?
-Z tego co wiem to Aron wraca z akcji. Capela wraz z Montanhą odebrali wiadomość, którą przekazałeś szefie.
-To dobrze niech zaczną się bać o swoje życie - uśmiechnąłem się biorąc kubek w dłoń, a następnie wziąłem łyka.
-Po co w ogóle skatowaliśmy jakiegoś dzieciaka?
-Żeby posłużył jako wabik by zrozumiał nasz drogi policjant, że za swoje błędy się płaci. Prędzej czy później skrzywdzony zostanie, a wraz z nim jego ha tfu opiekun.
-Czyli co robimy kolejne?
-Peter zajmie się zastraszaniem bardziej gówniarza, a Rightwill nie będzie mógł zrobić nic gdy jego dzieciak zacznie się krzywdzić.
-Krzywdzić? - zapytał nie za bardzo rozumiejąc.
-Gówniarz choruje na depresję, ale spokojnie nie dopuszczę do tego aby się zabił. Ja chcę wykonać tę egzekucję na nim tak aby błagał mnie o śmierć i o życie swojego tatusia.
-Czy to nie jest zbyt ryzykowne szefie?
-Nie zrobię nic dopóki nie zyskam terenów, a niestety Chak jak na złość odmawia mi z spotkaniem.
-Nie spieszno nam szefie z tym i tak sprzedażą narkotyków zajmują się te przychlasty Petera, których i tak wykorzystuje jak może.
-I dobrze Chase nie ma co ryzykować rodziną.
-A oni nie są?
-Oni są darmową siłą roboczą więc nie ma sensu ich traktować jak rodzinę - odparłem, bo naprawdę byli dla mnie nikim. Moją rodziną byli oni i tylko oni, Peter, Aron i Chase. Choć straciłem trójkę ludzi, którzy byli dla mnie ważni to teraz chcę w ich imieniu zemścić się na wszystkich, którzy odważyli się podnieść broń. Zemszczę się i to brutalnie, bo nic nie jest ważniejsze od mafijnej rodziny. Tym bardziej, że Los Santos był naszym domem i przeze mnie skończyli w ten sposób.
-Racja - skinął głową - więc jakie wytyczne?
-Czekamy na rozwój, mam chyba opcjonalnego korumpa, ale muszę zebrać na niego dowody, zajmiemy się rekonesansem tych co zawinili i po kolei pozbędziemy się ich.
-Czy to nie spowoduje tego, że policja będzie nas poszukiwać?
-Będą, ale nie damy im żadnych możliwych poszlak na nas tak samo jak to zrobiliśmy z tym dzieciakiem.
-Rozumiem - widziałem w jego oczach zwątpienie, ale rozumiałem, że dla niego zawsze było ciężkie zadawanie bólu gdyż wolał go leczyć choć bardzo dobrze umiał strzelać z broni palnej.
-Jestem szefie! - do biura wszedł Aron cały mokry od deszczu, ale na jego ustach był uśmiech.
-Jak akcja?
-Oj jakbyś zobaczył minę gówniarza gdy zobaczył mnie, jak na tyle lat to od razu mnie rozpoznał! Policji trochę zajmie to aby dojść kim jest denat i kto to zrobił.
-To dobrze - skinąłem głową z uśmiechem.
-Dlaczego właśnie te miejsce szefie?
-To jest ważne miejsce Aron ważne dla gówniarza i on oraz ja wiemy co to oznacza. Nie musicie tego wiedzieć, bo wystarczy iż ja znam prawdę.
-No dobra, to ja pójdę sprawdzić maszyny czy skończyły tworzyć metę i trochę po pakuję je w worki.
-Tak to dobry pomysł, ale najpierw zjedz coś - mruknąłem odkładając kubek obok, a następnie otworzyłem laptop.
-Jasne James - powiedział - chodź Chase pewnie też nie jadłeś.
Gdy opuścili pokój od razu wpisałem w google najnowsze wiadomości i znalazło się już zdjęcia martwego wiszącego człowieka z mostu oraz reportaż napisany na szybko przez kogoś. Jak na tyle niewiadomych, dużo napisał. Spojrzałem w stronę okna i uśmiechnąłem się zadowolony.
-Jeszcze trochę i pomszczę was - oznajmiłem z zadowoleniem.
Czy to tylko puste słowa czy groźba?
Ile jeszcze ludzi ma stracić swoje życie?
2323 słów
Peeposhy Co najbardziej podoba się wam w tej historii albo co wam się nie podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro