Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieoczekiwane

Witam wszystkich serdecznie!
Przepraszam za spóźniony o godzinę rozdział
Co tam jak tam u was? Bo u mnie trochę nudnawo, ale trzeba pisać dla was :3
Niedługo coś się nowego pojawi
Dziś dość ciekawy rozdział
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚

Obudziło mnie chyba przekręcanie klucza w zamku więc Rightwill w końcu wrócił do domu. Ziewnąłem cicho i przetarłem dłonią oczy starając się choć trochę rozbudzić.

-Dante co tu robisz? Niepotrzebnie czekałeś na mnie - powiedział cicho, ale na jego ustach widziałem delikatny uśmiech. Podszedł do mnie i pogłaskał po głowie na co uśmiechnąłem się delikatnie.

-Przysnąłem przed telewizorem - mruknąłem cicho podnosząc się z kanapy.

-Połóż się spać u siebie - rzekł i teraz zauważyłem, że ma reklamówkę w dłoni. W pewnie coś do jedzenia kupił lub coś na jutro na obiad. Ziewnąłem cicho i rozciągnąłem się aż mi chrupnęło w kręgosłupie. Powoli ruszyłem do łazienki by się załatwić, umyć ręce oraz ząbki przed spaniem. - Mówiąc połóż się spać nie miałem na myśli mycie zębów - powiedział wchodząc mi do łazienki, ale sam wziął szczoteczkę do zębów by umyć zęby.

-Yhym - mruknąłem dziwiąc się, że coś wibruje mi w kieszeni, ale po chwili zrozumiałem, że to mój telefon, który najwyraźniej nie odłożyłem do pokoju na biurko. Wyplułem pianę, a następnie zacząłem płukać usta wodą oraz przemyłem szczoteczkę zaś po chwili wyplułem wodę z ust. - Dobranoc tato.

-Śpij dobrze Dante - powiedział gdy ja już wychodziłem z łazienki przeszedłem do swojego pokoju i wyciągnąłem telefon z kieszeni kładąc go na łóżku aby móc przebrać się w moją piżamę. Gdy tylko byłem już przebrany zgasiłem światło i położyłem się na łóżku przykrywając się pościelą. Zgarnąłem telefon w rękę i odblokowałem ekran. Od razu zauważyłem kilkanaście wiadomości do mnie na co zmrużyłem powieki, ale widząc, że to obcy numer poczułem jak serce zaczyna mi bić szybciej. To ten sam co pisał do mnie gdy byłem z Gregorym na patrolu. Wziąłem głęboki wdech, bo nie chciałem tego czytać, ale bałem się o to, że te wiadomości są gdzieś z niedaleka. Co jeśli tak naprawdę stoi gdzieś w parku i obserwuje moje okno. Zatrzęsłem się przestraszony, ale wszedłem w wiadomości od Petera jeśli to on je pisał.

#Tak ciekawie wyglądasz w mundurze…aż się rzygać chcę#

#Nie wiesz jak bardzo tęsknię za tym aby znów cię zamknąć w piwnicy#

#Nie stęskniłeś się za mną? Może jakieś spotkanie w parku?#

#Stęskniłem się za naszymi wspólnymi karami… nie uważasz, że na taką zasługujesz?#

#Może chcesz się ze mną zabawić?#

#Nie olewają mnie gówniarzu!#

#Znajdę cię obiecuję ci to, a jak znajdę to będziesz płakać!#

Patrzyłem się tępo w wiadomości od mężczyzny, który wyraźnie chciałby mnie zabić, torturować i skrzywdzić fizycznie oraz psychicznie. Nagle poczułem coś mokrego na swoim policzku więc dłonią przetarłem go, ale po chwili do mnie dotarło, że płakałem. Z moich oczu spływał potok łez, a po chwili poczułem duszący ból w klatce piersiowej. Zgasiłem telefon i wtuliłem się mocno w poduszkę, a z mych ust wydobył się cichy szloch, który starałem się zdusić w poduszce. Nie chciałem martwić taty swoim zachowaniem. Płakałem tak długo aż padłem zmęczony nie przejmując się tym, że zasnąłem wtulony w mokrą poduszkę z własnych łez.

Minęło kilka dni, które były dość pracowite, ale też przyniosły mi wiele bólu psychicznego czy fizycznego. Miałem wrażenie, że jestem tak beznadziejny we wszystkim iż powinienem zniknąć tym bardziej, że moje serce bolało mnie dość często i chyba za często jak na leki, które miały pomóc uspokoić je. Ciągle na telefon dostaje dość specyficzne wiadomości od niego, a nawet widzę go dosłownie wszędzie tam gdzie jestem nawet będąc w pracy. Chyba powoli wariuję, tracę głowę i kontrolę nad własnym ciałem. Jest to cholernie nieprzyjemne uczucie, a chciałbym wiedzieć tak naprawdę na czym stoję. Nie wiedziałem dlaczego Peter mnie obserwuje, ale James nie był głupi i miał jakiś plan, ale nie do końca wiedziałem jaki on jest. Nie umiem rozgryźć tego człowieka i to mnie najbardziej denerwuję, bo tyle lat pracy dla niego, a ja nawet nie umiałem znaleźć na nich słabych punktów. Jedynie moja zdrada policji była dla nich jedynym i poważnym problemem, którego nie mogli rozwiązać. Zapłaciłem dużą cenę za wolność lecz nie wiedziałem wtedy czy ją chce.

Wziąłem głęboki wdech i ubrałem na siebie kurtkę policyjną, ponieważ na zewnątrz zaczęło padać, a była jakaś akcja z umarlakiem. Nie do końca wiedziałem co tam się stało, ale miałem jechać wraz z szefem by obczaić sytuację, która się wydarzyła. Ruszyłem biegiem w stronę głównego wyjścia z budynku przed którym już czekał w samochodzie na mnie szatyn. Szybko wsiadłem do samochodu, a on nie poczekał aż zapnę pasów, ale rozumiałem go w końcu był trup na Calais Ave. Gregory jechał naprawdę szybko wręcz pędził jak szalony w stronę lotniska gdyż to właśnie w tamtym rejonie doszło do znalezienia nieboszczyka. Zjechaliśmy nagle do kanałów burzowych co mnie zaskoczyło, ale nie odezwałem się by powiedzieć swoje dwa grosze. Gdy jednak stanął w miejscu miałem nadzieję na to, że nie będzie aż tak wiele krwi lecz zdziwiło mnie to co zastaliśmy. Jeden patrol policji wpatrzony w górę więc również to zrobiłem, ale gdy zobaczyłem, że prawdopodobnie jakiś mężczyzna popełnił samobójstwo lub ktoś go specjalnie powiesił.

Poczułem jak po moich plecach przechodzą dreszcze niepokoju, bo to nie wyglądało na normalne samobójstwo. Podszedłem jednak bliżej chcąc się przyjrzeć mężczyźnie, który odebrał sobie życie. Poczułem dziwne deja vu jakbym patrzył na to co mogło się wydarzyć, ale nie wydarzyło choć okoliczności były inne tak samo motyw. Jednakże im dłużej przyglądałem się ofierze miałem wrażenie, że kogoś mi przypomina przez czarne włosy.

-Ściągnijmy go nie ma sensu by tak dyndał dłużej - rzekł szef na co jeden z funkcjonariuszy ruszył do dużego kamienia którego teraz zauważyłem, a do niego był przywiązany nieboszczyk. Raczej nie był na tyle silny by móc unieść taki wręcz głaz własnymi rękami i jeszcze zrzucić go w przepaść. Ciało upadło na ziemię i teraz można było zobaczyć, że miał czarną perukę na głowie - Nie wygląda to dobrze, ale deszcz z pewnością zmył wszystkie ślady. Wzywaliście karetkę?

-Tak szefie jest w drodze na miejsce - oznajmił oficer gdy ja nie mogłem oderwać od ofiary wzroku. Miałem wrażenie, a raczej przeczucie, że wiem kto to zrobił lecz nie mogłem znaleźć odpowiedzi w swoim umyśle.

-Rozumiem - odparł podchodząc do martwego, ubierając na ręce rękawiczki choć nie będą potrzebne biorąc pod uwagę taką pogodę i to, że wszystkie dowody poszły się rypać. Ktoś kto to zrobił musiał przewidzieć wszystko lub dobrze zaplanować te zabójstwo - Nie ma nic przy sobie - to nie brzmiało dobrze gdyż będzie trzeba czekać na weryfikację DNA przez szpital by móc poinformować najbliższą rodzinę lub opiekunów o zaistniałej sytuacji.

Chłopak miał na oko dwadzieścia lat więc miał całe życie przed sobą. Westchnąłem ciężko wpatrując się w płaczące niebo i miałem wrażenie, że coś jest mocno nie tak lecz nie potrafię określić co dokładnie. Spojrzałem na most na którym stał jakiś mężczyzna, po chwili zrozumiałem kto kryje się pod kapturem gdyż wpatrywały się we mnie zielone oczy wysokiego mężczyzny. Zielone oczy są tak mało spotykane iż od razu połączyłem kropki. Na moście stał Aron, który się mi przyglądał, a ja jemu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Miałem nadzieję, że umarł wraz z resztą lub coś go zjadło lecz jak na złość był cały i chyba zdrowy.

-Na co się patrzysz Dante?

-Na nic - od razu spojrzałem na Gregorego i na to, że już była przy nas karetka. Gdy spojrzałem ponownie w górę Arona już nie było. Miałem wrażenie, że to oni za tym stoją, bo kto inny by wpadł na taki pomysł. Obawiałem się o to, że zrobią krzywdę komuś kogo znam i to będzie wyłącznie tylko moja wina.

-Właśnie Dante jak wrócimy na komendę to podejdź do mojego biura dobrze?

-Dobrze? - powiedziałem niepewnie, bo nie wiedziałem o co chodzi, a może coś nie tak uzupełniłem w papierach lub czegoś nie zrobiłem dokładnie. Zacisnąłem dłonie w pięści i wziąłem głęboki uspokajający oddech by nie za bardzo panikować.

Ostatnio ciężko mi się skupić na czymś przez to, że Dragons mnie prześladuje i mimo iż nie są to jakoś poważne rzeczy, bo nie torturują mnie fizycznie, ale prędzej bym powiedział, że robią to psychicznie. Moja psychika i tak jest bardzo słaba i krucha jeśli można tak ją nazwać. Bałem się i to przeraźliwie się bałem, bo jeśli nie wracałem myślami do wspomnień z dzieciństwa to mój umysł tworzy chore rzeczy w mojej głowie. Przez co jestem zmęczony i niewyspany wręcz padnięty psychicznie, po prostu mam dość. Jednak nie mogę tego po sobie aż tak pokazać innym, bo kazali by mi zostać w domu. To jak skazanie mnie na więzienie i choć może w nim by było bezpiecznie to jednak nie na długo. Wsiadłem cały przemoczony do samochodu i teraz właśnie zrozumiałem, że nawet kurtka mi nie pomogła w tym aby nie zmoknąć. Oparłem głowę o szybę i patrzyłem się na otaczającą mnie pustkę. Gregory jeszcze coś rozmawiał z ratownikiem medycznym w końcu trzeba było ustalić od kiedy jest denat martwy. Miałem przeczucie, że to jest dla mnie przestroga lub zapowiedź tego co się wydarzy.

Przeszedł po moim ciele dreszcz lęku, ale wtuliłem się tylko w szybę nie mając jak inaczej się pocieszyć. Nim się obejrzałem do auta wsiadł szef policji, który spojrzał na mnie. Lecz nie odezwał się więc musiało o coś poważnego pójść skoro nie chciał zacząć rozmowy w samochodzie chyba, że przeżywał tego truposza. Nie przejmowałem się śmiercią choć bałem się poniekąd jej, ale nie na sobie lecz na osobach, które dla mnie były ważne. Nie chciałem ich tracić choć wiedziałem, że nie oszczędzi nikogo śmierć i każdy kiedyś stanie u bram nieba lub piekła. Poczułem jak moje oczy mnie zaczynają piec. Nie mogłem pozwolić sobie na łzy przy nim, nie mogłem okazać swojej słabości. Nie chciałem iść do psychologa, bo on mi nie pomoże. Nie powie mi co mam zrobić z tym co się dzieje, bo to za bardzo pogmatwane. Nie zrozumie mnie tak samo jak nie rozumiała mnie gdy byłem dzieckiem. Byłem tak zatopiony we własnych myślach, że nie wiedziałem nawet kiedy stanęliśmy na parkingu podziemnym lecz Montanha nie próbował mnie nawet ocucić.

Chyba sam był pogrążony w swoich myślach za bardzo. Wysiadłem jednak z samochodu i zamknąłem drzwi kierując się do drzwi. Musiałem ściągnąć z siebie ten przemoczony mundur, który kleił się do mojego ciała, a nie chciałem być chory. Nie chciałem by Rightwill musiał być w domu by się mną zajmować. Byłem wtedy problemem, a nie dorosłym mężczyzną, który wewnątrz był nadal tym samym przerażonym dzieckiem. Ruszyłem do szatni by przebrać się w zapasowy strój, a ten będę musiał wziąć do domu i wysuszyć. Otworzyłem drzwi do szatni i podszedłem do swojej szafki. Dość szybko ściągnąłem z siebie przemoczony mundur i wytarłem się w ręcznik, który kiedyś przyniosłem na właśnie taką sytuację. Po chwili byłem suchy i przebrany więc niechętnie ruszyłem w stronę schodów aby wejść na drugie piętro do biura szefa. Przechodząc koło miejsca rozrywki i odpoczynku dla wszystkich funkcjonariuszy wszedłem po kolejnych schodach na górę.

Będąc już na odpowiednim piętrze przyszedłem obok archiwum, które było tym ważniejszym od tego na dole, było oczywiste mniejsze biuro oraz tuż obok duże biuro właśnie szefa policji po lewej stronie biura, było mniejsze, które sąsiadowało z dużą siłownią dla każdego. Oczywiście było też biuro zastępcy szefa, które poniekąd wyglądało jak jego. Podszedłem do szklanych drzwi i okien, które umożliwiały widzenie tego co jest w środku. Poniekąd były ciekawym rozwiązaniem ciemnych korytarzy, ale były też niekomfortowe jeśli każdy ci zagląda do środka. Zapukałem do drzwi i wszedłem do środka zamykając je za sobą, a następnie spojrzałem na Grzesia.

-Usiądź może lepiej dla twojego dobra - powiedział na co od razu ruszyłem do jego biurka i usiadłem przed nim.

-O co chodzi? - spytałem nie rozumiejąc jego poważnego tonu, a do środka nagle wszedł człowiek od FBI przez co się zestresowałem.

-Dante jesteś bardzo przykładny i pracowity oraz wiem, że ta praca dla ciebie dużo znaczy jednak ostatnimi czasem dostajemy na ciebie sporo uwag czy skarg - oznajmił, a ja otworzyłem oczy z wrażenia, bo widziałem jak schyla się wyciągając kilkanaście papierów, które musiały być skargami na mnie powstałymi. Jednego nie rozumiałem jak przez tyle lat nie zdobyłem ani jednej skargi by teraz otrzymać tak wiele. Coś tu nie grało, ale nie miałem chyba nic do powiedzenia skoro nawet zastępca szefa FBI przyszedł tutaj.

-Nie rozumiem - odparłem szczerze, bo naprawdę nie rozumiałem tego co się dzieje.

-To nie tylko skargi ze strony współpracowników, ale też ludzi z którymi miałeś styczność. Twierdzą, że byłeś opryskliwy i niemiły - patrzyłem się na niego i mogłem przyznać rację w tym, że z dwa może trzy razy byłem opryskliwy do jakiegoś kadeta czy oficera lecz to były upomnienia, a nie głaskanie po głowie.

-Związku z tym i ilością skarg zostajesz zawieszony w czynnościach służbowych, odłóż odznakę i broń - spojrzałem na mężczyznę, który był o wiele starszy od nas i znał mnie też dobrze - niestety trzeba przestrzegać zasad, które panują więc w związku z tym zawias masz na dwa dni. Wrócisz do pełnienia funkcji komendanta dopiero w środę na nocnej zmianie. Rozumiemy się?

-Tak - mruknąłem cicho i odpiąłem odznakę z klatki piersiowej, a następnie położyłem na biurku. Poczułem się jak śmieć w tym momencie, ale zdałem broń i wstałem z fotela - do widzenia - mruknąłem cicho wychodząc z biura sto jeden.

Ruszyłem smętnie w dół chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Nie miałem nawet nic do powiedzenia odnośnie tych wszystkich skarg w końcu to były skargi i nawet przepatrzenie ich nic mi nie da. Przebrałem się w cywilny strój i wyszedłem z komendy bez żegnania się na radiu czy zgłaszania trzeciego statusu w końcu byłem zawieszony. Jak ojciec się dowie to będzie zły na mnie, ale co ja miałem zrobić. Wyszedłem na ten deszcz, ale zrobił się dla mnie obojętny tak samo to, że mogę być potem chory. Nie miało to już znaczenia dla mnie, bo czułem, że mój sens wstawania i życia został zniszczony.

Kto stoi za skargami dla Dante?
Czy Rightwill będzie zły?

2258 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro