Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Naprzeciwko

Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam minął wam czas oczekiwania na kolejny rozdział?!
Dziś będzie dość fajny rozdział taki wprowadzający w fabułkę :3
Jesteście niesamowici<3 nie spodziewałam się tyle wyświetleń i gwiazdek. Nie przeszkadzam wam już.
Życzę wszystkim miłego czytania i dzionka!

Uśmiechnął się do mnie gdy ja nie mogłem się ruszyć, czułem się jakbym był wmurowany w ziemię i nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu, który utknął mi w gardle. Byłem przerażony gdy jego palce tak boleśnie wbijały się w mój podbródek, powodując iż do mych niebieskich oczu napłynęły łzy, ale nie uroniłem ani jednej. Nie potrafiłem wydusić z siebie tych wszystkich przytłaczających mnie emocji, które dusiłem przez tyle lat wewnątrz siebie. Zamknięte szczelnie pod kloszem, by nie pokazać po sobie, że mnie boli czy mam jakiś głębszy problem. Przecież byłem już mężczyzną, a nie dzieckiem, które było skrzywdzone przez bieg czasu. Popełniłem wiele błędów, ale nie sądziłem, że błędy przeszłości wrócą do mnie tak szybko. Wydawało się być tak dobrze i powoli układało mi się w moim marnym życiu jeśli można tak to nazwać. Gdyż w ciągu dziewięciu lat osiągnąłem coś w końcu w swoim życiu i czułem, że robię dobrze, więc dlaczego musi się to teraz sypać. Czułem jak cały świat wokół mnie właśnie rujnuje się jak domek z kart. Przede mną nie było go więc uciekł i zniknął zapewne w mroku uliczek.

Stałem tak nie wiem ile lecz zauważyłem, że mój oddech robi się coraz bardziej płytszy i zaczynam się hiperwentylować. Nie potrafiłem uspokoić swego oddechu ani bicia serca, które wydawało mi się jakby chciało właśnie wyskoczyć mi z piersi. Nie wiem jakim cudem zmusiłem się do oparcia o ścianę, a następnie  zjechałem po niej praktycznie bezwładnie na mokrą ziemię. Z nieba runął deszcz, a w oddali słyszałem grzmoty, a mrok rozświetlił błysk błyskawicy. Zgarnałem kolana pod siebie i brałem coraz płytsze, chaotyczne, oddechy. Schowałem twarz w kolanach, bo ból płuc był zbyt duży, jakby ktoś rozrywał mi mięśnie. Najgorsze uczucie jakie można było doświadczyć. Najgorsze jest to, że nie nie czułem tego od długiego czasu, bo myślałem, że sobie poradziłem z tym problemem.

-102 do 103 złapałeś go? - padł komunikat, ale ręce mi tak się trzęsły wraz z całym ciałem, że nie potrafiłem nawet sięgnąć po gruszkę i prosić o pomoc kogokolwiek. Czy w właśnie ten sposób będzie dane mi umrzeć, bo czuję, że moje kolejne dni szybko zmienią się w piekło jeśli naprawdę to ta osoba jest o której myślę. Lecz nie byłbym w stanie nigdy zapomnieć tych rozbieganych, szalonych brązowych oczu na przekór tak podobnych do moich, a jednak całkowicie innych. Widząc te oczy, czułem przerażenie i bezsilność gdyż czułem się jak małe dziecko, które nie mogło nic zrobić. - Dante? Pusia? Żyjesz tam?

Starałem się ruszyć, ale panika spowodowała, że nie potrafiłem nawet cokolwiek zrobić, a tym bardziej wydobyć z siebie głosu. Nadal nie potrafiłem złapać oddechu i czułem jak moje ciało robi się powoli takie wiotkie, jakbym nie miał nad nim całkiem kontroli. Wiedziałem do czego to prowadzi, ale jak tu zemdleje z braku tlenu w organizmie to źle może się dla mnie to skończyć. Powoli traciłem czucie w dłoniach oraz nogach i ledwo utrzymywałem nawet się w siadzie. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki i miałem dziwne wrażenie, że moja klata piersiową się nie rusza, jakby nie próbowała już zmusić organizmu do wzięcia oddechu. Jakby mój organizm właśnie powiedział dość, jedyne co słyszałem to ledwe bicie mego serca i szum w uszach. Widziałem rozmazanym wzrokiem jak ktoś biegnie w moim kierunku, ale nawet nie czułem już otaczającego mnie zimna przez deszcz, który spływał po moim ciele.

-Dante! Dan... - nie potrafiłem już rozpoznać czyj to był głos czy zobaczyć kto do mnie biegł. Odpłynąłem w mrok i to było przerażające, bo nie czułem niczego. Nienawidziłem tego uczucia takiej bezsilności, która mnie otaczała w tym stanie. Pamiętam gdy tak nie było, gdy byłem zwyczajnym dzieciakiem z szczęśliwą rodziną bez problemów z atakami paniki.

Gdy nie musiałem się bać i lękać, a błędy, które popełniłem nie będą mnie prześladować. Byłem wtedy głupim dzieckiem i całkowitą przeciwnością teraźniejszego samego siebie. Najgorsze jest to, że gdy miewam ataki nie zawsze mój umysł wraca do tych dni gdzie jeszcze nie było źle. Gdzie mogłem cieszyć się wszystkim czego tylko chciałem. Mieszkałem w ubogiej dzielnicy w Chicago w mieszaniu, które było podzielone na trzy części, ale okolica nie była zbyt miła. Pamiętam każdy detal swojego starego starego domu. Jak i rodziców, których nie umiałem wyrzucić z głowy. Zawsze gdzieś tam byli głęboko w sercu i umyśle, ale byli też piętnem na mej psychice. Byłem dość małym noworodkiem zawsze mama mówiła iż nie spodziewali się mnie w swoim życiu, ale cieszyli się z takiego daru jakim ja byłem. Nie wiem ile w tym było prawdy. Nigdy nie miałem odwagi by wrócić tam, nie po tym co zrobiłem i to co mnie tam przytrafiło. Jednak wspomnienia są tak bardzo wyraźne jakbym oglądał jakiś film, a nie strzępki tego co się ostało, gdyż były zbyt idealne

Obudziłem się w swoim łóżeczku i leżałem w nim grzecznie nie wiedząc co mogłem zrobić. Nie płakałem nie było nawet po co. Czekałem aż ktoś wejdzie do mojego niebieskiego pokoju. Przy sobie miałem pieska z którym uwielbiałem spać i odganiał wszystkie moje złe sny gdy był obok. Do pokoju wpadły promienie słońca przez okno i naprawdę były fascynujące więc wpatrywałem się w nie zainteresowany jak powoli z panelu szły coraz wyżej. Światła było coraz więcej i rozświetlał więcej mojego pokoju.

-A kto tu już nie śpi i nie informuje mamę? - przez uchylone drzwi zauważyłem te czarne włosy upięte w kucyk aż dłonie zaczęły się ruszać na boki. Zaśmiałem się widząc jak idzie do mnie więc wyciągnąłem w jej stronę dłonie, by wzięła mnie na rączki - No już cię biorę Danti - jej spokojny głos był taki przyjemny i uwielbiałem go słuchać. Delikatnie złapałem za jej koszulę i zacząłem ją delikatnie ściskać w dłoniach. Lubiłem to robić gdyż niektóre rzeczy były takie miękkie, a inne twarde i nieprzyjemne w dotyku. Nie wszystko jednak rozumiałem co do mnie mówią. Starałem się jednak zapamiętywać to co pokazują lub dają mi do zabawy.

-Ale dlaczego mi go? - zostałem położony na kolanach taty miał brązowe włosy i delikatną brodę na żuchwie.

-Dada - mruknąłem i wtuliłem się w jego nogę.

-Bo ja muszę dokończyć dla niego śniadanie - odparła z uśmiechem na ustach więc zainteresowany zacząłem ściskać jego spodnie, mimo iż były one twarde.

-Dante nie ściskaj dżinsów - burknął biorąc mnie za pachy i podnosząc. Zadowolony poruszyłem nogami śmiejąc się cicho widząc jego uśmiech - mały urwis!

-Po tobie to ma Ethan - głos mamy chyba mogłem usłyszeć z pokoju gdzie nie wolno mi było wchodzić.

-Raczej uparty jest po tobie Sophia - odpowiedział i puścił mnie na dywan więc na spokojnie zacząłem sobie raczkować by zobaczyć czy coś się zmieniło w pokoju.

-Dante nie podchodź do szafki! - karcący głos mamy nie powstrzymał mnie od tego aby dotknąć przezroczystego powietrza przez które moja dłoń nie mogła przejść. Ciekawiło mnie co to jest, ale za żadnym razem nie wypowiedzieli mi nazwy tej przezroczystej bariery gdy mówili nie ruszaj. - Ethan weź go pilnuj, a nie telefon!

-Mam coś do sprawdzenia! Przecież nic sobie nie zrobi - prychnął, a ja burknąłem niezadowolony z tego, że nie wiem co to jest. Powoli podniosłem się na dwie nogi i niepewnym oraz chybotliwym krokiem ruszyłem w stronę miejsca gdzie była mama. Czarnowłosa i wysoka kobieta, która mówiła na siebie mama choć miała imię jak ja jednak używałem tego pierwszego słowa gdy widziałem ją.

-Mama - mruknąłem cicho, siadając przed barierką, która uniemożliwiała mi przejście do niej.

-Zaraz będzie papu musisz chwilę poczekać - oznajmiła więc czekałem siedząc na ziemi w swoich śpioszkach - mamusia w kuchni musi tylko wszystko przygotować! 

-Dobze - mruknąłem do niej i podniosłem się powoli na nogi przy pomocy barierki. Rozejrzałem się niepewnie po dużym pokoju i ruszyłem powoli do swojego by wziąć piesia z łóżka. Na szczęście mama nie zamknęła drzwi więc wszedłem do pokoju i wziąłem misia. Dziś miałem iść do przedszkola czyli miejsca gdzie tacy jak ja również będą i nie powiem delikatnie się stresowałem tym. Wtuliem się w misia i zacząłem iść do taty by wtulić się w jego nogę wraz z pieskiem. - Dada - wyszeptałem tuląc się do jego nogi.

-Nie teraz - rzekł takim dziwnym głosem, który spowodował, że miałem ochotę na płacz. Zacisnąłem mocniej paluszki na piesiu i odsunąłem się od taty.

-Ethan nie takim głosem do syna!

-To niech zacznie mówić jak każde inne dziecko, które w tym wieku ciągle mówi i stara się wymyślać cokolwiek!

-Dante nie jest autystycznym dzieckiem! Jest po prostu nieśmiały i za spokojny! - Wtuliłem się bardziej w piesia gdyż nie lubiłem gdy mieli podniesiony głos, a zwykle to się działo gdy chodziło o mnie i moje zachowanie.

-Tak tłumacz to sobie w ten sposób - prychnął, a mama nareszcie była w salonie.

-Nie tłumacze tylko ty coś wymyślasz! Jak pójdzie do przedszkola bardziej się otworzy - oznajmiła i choć poniekąd nie rozumiałem niektórych słów to jednak ciekawiło mnie ich znaczenie. - Danti śniadanie siadaj na kanapę! - podszedłem niepewnie do czarnej kanapy i położyłem najpierw na niej białego pluszaka, a następnie powoli wdrapałem się na miękką kanapę. Mama podała mi talerz z kolorowymi kanapkami. Wziąłem plastikowy talerzyk i położyłem sobie na kolanach. - Co się mówi Dante?

-Dziemkuje i smacznego? - powiedziałem cicho, a ona delikatnie pogłaskała mnie po głowie po moich czarnych włoskach.

-Dokładnie - uśmiechnęła się - a ty nie idziesz do pracy?

-Mam na później - odpowiedział gdy ja jadłem śniadanie wpatrując się w talerzyk.

-Dlaczego ostatnio zachowujesz się jak nie ty?

-Zachowuje się normalnie!

-Obrażasz naszego syna - starałem się nie słuchać ich rozmowy, ale nie potrafiłem - nie jest inny od wszystkich innych dzieci!

-Nie zachowuje się jak inne!

-Od początku był spokojny czego ty oczekujesz innego?

-Że będzie do czegoś użyteczny jak na razie nic nie wnosi do rodziny.

-Ethan! Proszę cię przestań tak mówić - mruknęła i złapała się za brzuch. Siedziałem cicho gdyż zjadłem kilka kanapek i rozejrzałem się, ale gdy zauważyłem iż bramka do kuchni jest otwarta zsunąłem się z kanapy biorąc w dłoń pluszaka i na spokojnie poszedłem do pomieszczenia gdzie mi nie wolno. Widziałem nie jeden raz gdy mama wsadzała talerz do takiego miejsca na blacie więc chciałem i ja włożyć by posprzątać za sobą. Nie chciałem słuchać podniesionych głosów rodziców. Z misiem pod pachą i talerzykiem w dłoni przesunąłem taborecik, by móc na nim się wspiąć.

-Dante?! - spanikowany głos mamy rozbrzmiał po pokoju, ale ja już prawie wdrapałem się na taboret po szczebelkach. Położyłem ledwo talerzyk na blacie czując jak zachwiałem się na taborecie. Mocno złapałem się go jakby miało mi to pomóc - Dante! - spojrzałem w tył na nią kurczowo trzymając się taboretu - Jezu synku nie wolno!

-Chciałem tylko odlożyć do zlewu talerz - mruknąłem cicho, czując jak łapie mnie pod pachami i po chwili poczułem podłogę pod stopami.

-Po co? Przecież nie wolno ci tu wchodzić dobrze wiesz!

-Cchcialem być do czegoś użyteczny - wyszeptałem spuszczając głowę w dół tuląc się do misia i czułem jak do mych oczu chcą napłynąć łzy. Mama klęknęła przede mną i otarła moje oczy z łez. Pocałowała mnie w czółko przez to uśmiechnąłem się delikatnie.

-Synku nie słuchaj co mówi tatuś po prostu ostatnio ciężki ma czas - przeczesała moje włoski - chodź idziemy się ubrać i idziemy do przedszkola dobrze? - ścisnąłem mocniej piesia do swojej klatki piersiowej.

-Yhym - mruknąłem widząc jak wstaje i wystawia do mnie swoją dłoń. Uśmiechnąłem się do mamy i delikatnie złapałem ją za dłoń, a ona pociągnęła mnie do mojego pokoju.

-W co chcesz się ubrać? - spytała puszczając mą dłoń, ale słyszałem trzask drzwi, co mnie trochę zlękło.

-W ubrania - mruknąłem cicho, a ona się zaśmiała. Miała taki anielski śmiech więc od razu się rozluźniłem.

-Jakie dokładnie?

-W pieska - odpowiedziałem, a ona skinęła głową więc niechętnie podszedłem do swojego łóżeczka i położyłem na nim piesia gdzyż będę musiał się przebrać z piżamki. Zacząłem odpinać guziczki od góry i ostrożnie ściągnąłem ją. Mama pomogła mi trochę z ubraniem się, a po tym musiałem umyć ząbki oraz skorzystałem z toalety przy pomocy mamy gdyż mój nocnik się popsuł i musiałem załatwiać się do toalety do której nie sięgałem. Poprawiłem swoją bluzeczkę w pieska i spodenki na sobie. W plecaczku miałem pieska, którego chciałem wziąć ze sobą. Mama pomogła mi z ubraniem butów i uśmiechnąłem się do niej widząc te niebieskie oczy, które zawsze patrzyły na mnie z miłością. Nie wiem nawet kiedy szliśmy do przedszkola i czułem stres przed tym, ale chciałem jakoś pokazać tacie, że potrafię być dużym mężczyzną. Trzymałem dłoń mamy i rozglądałem się wokół nie wiedząc dokładnie co będzie mnie czekać, ale może nie będzie tak źle choć nie chcę zostawiać mamy.

-No Danti tu musimy się pożegnać pani przedszkolanka się tu tobą zajmie! - powiedziała, a ja zacisnąłem mocnej dłoń na jej, by mnie nie zostawiała gdyż nie umiałem tego powiedzieć.

-Ty pewnie jesteś Dante! - do nas podeszła pani w różowych włosach i klęknęła - Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się do mnie więc spojrzałem na mamę, jakby szukając w jej oczach odpowiedzi co powinienem zrobić.

-Przywitaj się Dante - powiedziała więc spojrzałem na panią.

-Ddzień dobry - przywitałem się cicho, a jej uśmiech się powiększył na ustach. Spojrzałem zaskoczony na mamę to na kobietę.

-Dzień doberek chodź do środka! Pokaże ci wszystko co i jak! Będziesz mógł bawić się z resztą!

-Bądź grzeczny będę po ciebie o siedemnastej - poinformowała mnie mama więc skinąłem głową patrząc jak wychodzi z pomieszczenia zostawiając mnie z kobietą sam na sam.

-Chodź Dante - poczułem jak delikatnie łapie mnie za ramię i popycha w miejsce, którego nie znałem. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem za nią przecież nie może być tu tak źle - będziesz należał do oddziału czerwonych Muchomorków cieszysz się? Tu masz swoją szafeczkę. Musisz przebrać buty i zostawić plecak na haczyku. Niechętnie robiłem co kazała, ale wyciągnąłem piesia w którego się wtuliłem gdyż czułem się pewniej mając go przy sobie.

Dlaczego Dante dostał ataku paniki?
Dlaczego wraca do przeszłości?

2246 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro