Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Naprzeciw przeszłości

Witam wszystkich serdecznie w nowej książce, którą pisze i chciałam się z wami nią podzielić!

Chciałabym powiedzieć, że to będzie mocna książka z wieloma momentami gdzie może być niestosownie i brutalnie, ale jak to bywa nie wszystko jest tak kolorowe jak się widzi.

Oczywiście chciała bym z góry podziękować jednej super osóbce, która użyczyła dla mnie pewne postacie mentiss27 i serdecznie zapraszam do niej i na jej historię, bo są cudowne <3
Więc, które momenty mogą być podobne do pewnej historii z czego jestem świadoma. Jednak aby utrzymać realizm postaci pożyczonych tak też musi być.

Jak to było przy morwinku mam w planach 3 razy w tygodniu wystawiać, ale zobaczę jak będzie to jeszcze wyglądać u mnie z czasem, ale jak nie trzy to chociaż dwa razy w tygodniu. Jednak zdrowotnie trochę podupadłam i mam zaoczną naukę więc też zabiera to czas dla siebie.

Jednak nie przetrzymuje już i życzę wszystkim miłego czytania!

Mam nadzieję, że wspólnie znów przeżyjemy niesamowitą przygodę w komentarzach i nie tylko ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pospiesznie biegłem z dolnego parkingu po schodach do góry. Komenda tętniła życiem jeśli można tak to nazwać kilku funkcjonariuszy, którzy przyjechali dobrać broń bądź wymienić teizer lub na przerwę by coś zjeść i odpocząć od zimnego klimatu na zewnątrz. Powolnym krokiem zbliżała się zima i w każdym możliwym momencie pokazywała to definitywnie swoją temperaturą, która schodziła w nocy nawet do zera lub zimnymi opadami deszczu.

-Dobry szef! - przywitał się ze mną kadet, którego minąłem na schodach. Skinąłem mu tylko głową i nareszcie byłem na parterze. Musiałem się ubrać w mundur i wejść na służbę, bo byłem delikatnie mówiąc spóźniony.
Otworzyłem drzwi do szatni i podszedłem do szafki podpisanej numerem sto trzy. Wpisałem kod do kłódki, którą posiadał każdy tu na wypadek jakby ktoś włamał się na komendę i grzebał w rzeczach, których nie powinien. Delikatnie trzęsącymi się dłońmi ściągnąłem kłódkę i włożyłem ją do kieszeni by nie zgubić jej. Otworzyłem na oścież niebieskie drzwi i od razu wyciągnąłem równo ułożony mundur należący do komendanta. Cieszyłem się z tego, że w tej jednostce mogę być kimś wyżej niż tylko oficerem czy kadetem. Był to pierwszy raz gdy w nowej jednostce mogę być w końcu kimś, ale nie szaraczkiem. Mimo problemów z niektórymi sprawami zdrowotnymi, niektórzy traktowali mnie normalnie inni trochę się śmiali, a jeszcze inni mieli to gdzieś.

Cóż standardowa komenda gdzie istnieją grupki do której należą wszyscy z komendy no oprócz mnie Gregorego oraz Pisiceli. Byliśmy wyjątkami choć Juan wpasowywał się we wszystkie grupy niezależnie od tego jaki był to nie dało się go nie lubić. Montanha zaś był ciężkim orzechem do rozgryzienia, bo raz popierał, a innym razem negował niektóre działania. Cóż z pewnością dla niego też jest to ciężkie być szefem jednostki przez ten kawał czasu gdy wszyscy tak naprawdę się dopiero poznawali i sprawdzali swoje możliwości. Komenda Mission Row była otwarta ponad cztery miesiące temu. Wcześniej była zamknięta gdzyż nie było potrzeby mieć aktywną i tą komendę, ale zmiana wyszła na dobre. Ubrałem ostatnią część munduru i poprawiłem w lustrze kołnierz, który delikatnie wygiął się gdy ubierałem białą koszulę. Dziś niestety wszedłem bardzo późno na służbę jak to nie ja, ale niestety miałem kilka spraw do załatwienia, które niestety były ważniejsze od pracy i służby dla której szczerze mówiąc tylko żyłem. Praca była czymś co mnie trzymało przy życiu choć i czasami bywało tak też, że pracy miałem dosyć.

Niekorzystne zachowania wśród funkcjonariuszy na różnych akcjach dość mocno odbijały się na co niektórych policjantach, którzy przyczynili się przypadkiem do niepowodzenia w akcji. Niestety też obrywało się mi, gdyż musiałem słuchać tych ich marudzenia w biurze i zwalania winy na towarzyszy. Niestety pan sto dwa zwykle bywał wszędzie indziej niż w biurze, jak go było naprawdę potrzeba. Zawsze magicznie znikał i nie dawało się do niego dodzwonić, a nie oszukując wszystkich wokół, Juan bardzo korzystał z przywilejów i nie przejmował się przepisami oraz konsekwencjami postanowionych decyzji. Później obrywał Montanha przez to, iż nie potrafił zapanować nad swoim zastępcą. Wyciągnąłem z kieszeni kłódkę i złożyłem cichy w kostkę, a następnie schowałem je do szafki wyciągając radio oraz GPS. Musiałem też ściągnąć pasek z wyposażeniem, z wieszaka i ubrałem go, zapinając w pasie. Włożyłem włączony GPS do kieszonki w pasku, a następnie włączyłem radio zapinając gruszkę na ramieniu.

-103 status pierwszy - zgłosiłem na radiu więc zamknąłem szafkę będąc pewnym, że mam przy sobie telefon i wszystko co potrzebne.

-Dobry szef! - usłyszałem na radiu kilka głosów ludzi, którzy chcieli się ze mną przywitać.

Oczywiście musiałem przejść się do zbrojowni aby uzupełnić amunicję oraz wymienić teizer gdyż mój w kaburze był prawdopodobnie zepsuty. Już wczoraj nie chciał działać poprawnie, więc spokojnym krokiem przeszedłem do drzwi po prawej stronie, które graniczyły z salą konferencyjną i wszedłem do środka zdrojowni, która nie była jakaś największa, ale wystarczała przy tylu funkcjonariuszach. Wyciągając to, co potrzebuję najbardziej do dzisiejszej służby. Zszedłem po tym dość powolnym krokiem w stronę parkingu podziemnego, gdzie czekał na mnie Dodge Charger SRT. Dość dobre auto i szybkie, ale wybrałbym inną markę. Miałem zamiłowanie do całkiem innego samochodu, ale nie było mnie na niego stać. Wbrew pozorom to policjant nie zarabia tak dużo aby pozwolić sobie na luksusy, ale to chyba wystarczało do życia i utrzymania się samodzielnie. Otworzyłem drzwi samochodu i wsiadłem za jego kierowce od razu uruchamiając silnik. Na ekranie dotykowym ustawiłem sobie patrol i przejrzałem wszystkie inne jednostki czy jeżdżą zgodnie z przepisami choć niektóre te prawa bądź nazwałbym je obowiązkami, są po prostu bez sensu. Lecz wytyczne z góry, to jednak wytyczne z góry i nie można z tym się spierać.

-103 status piąty - zgłosiłem na radiu i zapiąłem pasy na wszelki wypadek choć nie lubiłem mieć zapiętych, bo szybciej można było reagować bez nich. To jednak samochód nie uruchomi się bez zapiętych. Niby dobra technologia, a tak denerwuje mnie swoim samym istnieniem.

Wyjechałem z terenu komendy i ruszyłem na spokojnie w centrum miasta. Nie miałem ochoty na użeranie się z ludźmi na komendzie, dlatego tak szybko z niej uciekłem. Czułem się przytłoczony czymś co nie należało do mnie. Na zewnątrz było już ciemno przez burzowe chmury, które utrzymywały się przez cały dzień. Mówiły sobą, że będzie padać, tylko jeszcze nie wiadomo tak naprawdę kiedy z nieba zacznie padać. Poprawiłem swoją białą grzywkę z oka i zacisnąłem dłonie na kierownicy. Po dzisiejszych badaniach byłem otępiały i taki bez chęci do życia. Pomimo tego, że nie brałem rozmowy z psychologiem gdyż byłem wyłączony z tego to jednak nie lubiłem szpitala i wszystkiego co jest związane z nim. Zbyt wiele razy tam trafiałem za młodu i przeżyłem tyle rzeczy, że każdy normalny dorosły w moim wieku już dawno się poddał. Cóż może nie byłem normalny, ale miałem powody do tego. Spojrzałem na tablet przymocowany na desce rozdzielczej i pojawiło się powiadomienie o napadzie na bank.

-103 10-76 na 10-90 - zgłosiłem na radiu, a razem ze mną kilku innych funkcjonariuszy - proponuje przejść na radio dwa - dodałem i przeszedłem na inną częstotliwość - 103 na dwa - wraz ze mną przeszło z trzy jednostki więc było nas idealnie do banku. Włączyłem sygnały dźwiękowe wraz z świetlnymi i ruszyłem w stronę Meteor Street gdzie było włamanie. Miałem dość spory kawałek do przejechania, ale nie przejmowałem się tym gdyż auta zsuwały się przede mną na boki, dając mi czysty przejazd na miejsce zdarzenia. Na miejscu już były dwie jednostki, które rozstawiały barierki, by zamknąć ulice na czas przeprowadzanej akcji. Wysiadłem z samochodu ówcześnie wyłączając koguty i rozejrzałem się wokół widząc przypadkowych gapiów. Złapałem za radio w samochodzie. - Proszę wszystkich o opuszczenie terenu napadu na bank! - powiedziałem przez megafony, które sprytnie były schowane w sygnalizacji świetlnej. Ludzie posłusznie zaczęli odchodzić.

-Kto podchodzi do negocjacji? - padło zapytanie ze strony Pisicieli i naprawdę nie spodziewałem się go tu.

-Ja mogę przyjąć supervisora - oznajmiłem.

-To ja przyjmę w takim razie negocjację! Janeczek idzie się zabawić! - rzekł do radia co mógł sobie odpuścić. Westchnąłem cicho i podrapałem się po karku mając w dłoni wyciągnięty pistolet na wszelki wypadek gdyby miało coś pójść nie tak. - 102 do Pusi.

-103 zgłasza i nie jestem pusia - burknąłem niezadowolony iż tak mnie nazywa.

-A więc za pierwszego wolny odjazd, za dwóch brak kolczatek i za trzech opóźniona helka o siedem minut - słuchałem uważnie żądań i nie były jakoś wygórowane.

-Dobra zgadzam się na wszystko. Niech wypuszczą pierwszych dwóch zakładników za pięć minut kolejnych, a z dwójką niech wyjdą - oznajmiłem do radia i poprawiłem broń w lewej ręce, którą przeniosłem, by móc użyć radia. Wpatrywałem się w drzwi banku i czułem na sobie czyiś wzrok, lecz nie potrafiłem znaleźć tego kogoś kto na mnie się patrzył, aż nieprzyjemne ciarki przechodziły po moim kręgosłupie. Nie lubiłem czuć tego uczucia, gdzyż przypominały mi się pewne rzeczy o których najchętniej bym nie chciał pamiętać. Uczucie obserwowania należały do tego gdyż zawsze ktoś patrzył mi na dłonie, co nie było przyjemnym uczuciem.

-Kolejna dwójka wyszła - powiadomił Janek, a Parówa zajmował się wraz z kimś zakładnikami. Wziąłem głęboki wdech i wydech aby się uspokoić gdyż nie mogłem pozwolić sobie na atak paniki. Przecież każdy może oglądać to całe wydarzenie, a może zakładnicy patrzą na nas, w końcu jestem policjantem. Muszę przestać w ten sposób myśleć ludzie i tak będą na mnie patrzyć przecież przechodziłem już leczenie z tym.

-Rrozkład jednostek na pościg - głos mi się załamał, ale tylko na samym początku - na U1 Pisicela, na U2 ja na U3 Rift, dojazdowe U4 Wieczorek. Czy każdy zna swoja pozycję? - uspokoiłem się powoli gdyż to pozwoliło zapomnieć o czyimś przeszywającym spojrzeniu w moją osobę.

-Tak szef - odparły wszystkie jednostki.

-Janek?

-Ta ta jestem pierwszą jednostką pościgową - odpowiedział, bo chciałem się jednak upewnić czy dobrze on usłyszał. Wsiadłem do radiowozu i zapiąłem pasy widząc, że powoli będziemy ruszać z pościgiem. Śledziłem wzrokiem napastników ciekawy tego jak wyglądają, ale nie wyróżniali się niczym. Wszystko tak jak z każdym innym bankiem ubrani w maski zasłaniające usta i twarz. Czarne ciuchy, które prawdopodobnie ukrywały cechy charakterystyczne dla gangów bądź mafii, jak tatuaże, blizny czy znamiona. Choć niektórzy ubierali się kolorystycznie pod ośki to tu czerń była barwą neutralną jeśli można to tak nazwać. Wszystkie jednostki były gotowe, dlatego też zaczął się pościg.

-Opuszczamy Vinewood jedziemy Power street - na radiówce siedział Franek i choć trzymałem się tyłów radiowozu to radiówka była dla dojeżdżającego unitu. - Skręcamy w lewo następnie kierujemy się w stronę kwadraciaka lekkie 10-50 o słup - nie słuchałem, wyłączyłem się całkowicie skupiając się tylko na drodze. Nie wiem ile nawet tak jechaliśmy za nimi aż auto zaczęło im destylować. Niestety albo stety padło im i trzeba było ruszyć za nimi na patykach, gdyż nie poddali się. Biegłem za jednym z czterech napastników aż wpadliśmy na ślepą uliczkę byłem sam na sam. Na przeciwko mając uciekiniera. Wymierzony miałem w niego pistolet, gdyż i on posiadał wyciągnięty.

-Poddaj się nie masz dokąd uciec! Jesteś w pułapce! - krzyknąłem zaciskając dłonie na pistolecie. Wpatrywałem się mężczyznę gdyż był po prostu za duży by być kobietą gdyż jego budowa ciała przypominała trójkąt, ale był raczej dobrze zbudowany.

-Zależy jak na to patrzymy - zmrużyłem powieki nie rozumiejąc do czego dąży tymi słowami - oj Dante myślisz, że przefarbowanie włosów i zrobienie ich inaczej spowoduje, że nie będziesz przypominać samego siebie? - zadrżałem słysząc co powiedział, a moja klatka piersiowa delikatnie przyspieszyła. Moje dłonie zaczęły się trząść gdyż zacząłem rozumieć, kto stoi przede mną. Rozłożył dłonie na bok śmiejąc się złośliwie - Czyżbyś właśnie zrozumiał!? - ściągnął kominiarkę z twarzy, a ja mogłem zobaczyć tą znienawidzoną twarz osoby, której nie chciałem nawet pamiętać. Przycięte boki praktycznie wygolone i te niebieskie włosy. Nie można nigdzie indziej pomylić tych ostrych rys twarzy oraz piwnych oczu, które wpatrywały się we mnie z obłędem i radością. Gdy ja stałem jak wmurowany nie mogąc powoli zaczerpnąć powietrza w płuca.

-Nnie - ledwo wydusiłem z siebie jedno słowo, a on podszedł do mnie łapiąc moje policzki w swą dłoń.

-Masz nie puścić farby złociutki - warknął cicho - myślałeś, że tak po prostu odpuścimy? Oj nie mój drogi to dopiero jest początek!

Kim jest napastnik?
Dlaczego Dante tak przeraża czyiś wzrok?

1808 słów

Kolejny rozdział dopiero we wtorek 19.03, bo nie jestem w stanie wystawić w sobotę, bo cały dzień jestem poza domem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro