Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...najgorsze wspomnienia

Witam...
Ledwo poprawiłam ten rozdział...nie wiem czy nawet zrobiłam to dobrze za co mi wybaczcie
Nie wiem jak z kolejnymi rozdziałami nie potrafię się pozbierać po stracie najlepszego przyjaciela...
Oby wasz dzień był lepszy

Delikatnie zaczął sunąć po moich plecach swoją dłonią co mnie uspokajało bardziej.

-Zjedz kanapkę chociaż abyś mógł wziąć leki one ci pomogą uspokoić się do końca dobrze? - powiedział cicho, ale skinąłem głową na tak, bo chciałem się uspokoić, a on miał rację. Potrzebowałem tych leków by uspokoić swoje wszystkie złe myśli, które pchały mnie do zrobienia sobie większej krzywdy. Poczułem jak jego ciepłe ręce uciekają ode mnie, a mi zrobiło się zimno. Wtuliłem się w sobie bardziej starając się ogrzać, ale śledziłem go wzrokiem czy aby na pewno nie jest zły. Czułem jak ręce mnie bolą, ale ten ból już nie był tak przyjemny, tak uzależniający. Teraz powodował tylko ból w moich rękach gdy tak ściskałem mocno swoje kolana. Rightwill podszedł do mnie z kanapką, którą naprawdę niepewnie wziąłem od niego i choć ufałem mu to jednak nie potrafiłem zapanować nad ruchami swojego ciała, które pokazywały sobą, że jest źle.

-Ddziękuję - zająknąłem się i niepewnie wziąłem do ust kawałek jedzenia, które nieszczególnie chciało przejść przez moje gardło.

-Zaraz do ciebie wrócę poczekaj tu - powiedział i rzeczywiście wyszedł gdzieś, chciałem już za nim ruszyć, ale kazał mi czekać. Spuściłem głowę w dół i ledwo przełknąłem kolejny kawałek kanapki. Rzeczywiście nie minęła nawet minuta, a on wrócił z apteczką. Przełknąłem ciężko ślinę i patrzyłem jak podchodzi do mnie z nią, a następnie klęka na jedno kolano wyciągając wodę utlenioną oraz bandaż. - Dasz mi swoją rękę? - zapytał cicho, ale niepewnie wystawiłem dłoń w jego stronę. Delikatnie złapał za nią i położył ją na swoim kolanie, a następnie na wacik nalał ten szczypiący płyn. - Trochę może zapiec cię - oznajmił chcąc mnie ostrzec.

-Yhym - mruknąłem cicho trzymając w drugiej ręce połowę kanapki, której nadal nie zjadłem. Syknąłem gdy wacik dotknął mojej rany, bo naprawdę piekło, ale to oznaczało, że działa i nie będzie komplikacji w czasie gdy będzie się regenerować. Patrzyłem jak dokładnie, ale przy tym delikatnie stara mi się odkazić rany, które sam sobie zrobiłem. W sumie będą po prostu kolejnymi do kolacji moich blizn, które nie zniknęły z mojego ciała mimo dbania o nie. Po chwili na moim przedramieniu widniał świeży bandaż, który zasłonił moją małą zbrodnie na własnym ciele. Spojrzał na mnie niebieskimi oczami w których widziałem smutek jak i lęk, nie chciałem by obawiał się o mnie oraz moje życie. Podałem mu drugą rękę, a on zmienił nogę na której klęczał i oparł moją dłoń na jego lewym udzie.

-Zjedz do końca - powiedział cicho na co westchnąłem, ale miał rację, bo powinienem zjeść by wziąć leki i może się położę, bo czułem się jak wrak. Może jak zasnę to nie będę takimi dla ojca problemem. Zjadłem z oporem tą kanapkę w kompanii bólu związanego z odkażaniem, ale szybko minął jak i się pojawił ból. Wstał z klęczek i schował wszystko do apteczki, a teraz zauważyłem, że na talerzu są leki, które musiałem połknąć. Podał mi szklankę z wodą oraz talerz z lekami. Wziąłem je wszystkie i po kolei zacząłem je połykać popijając wodą. Nie lubiłem tego uczucia, które mi towarzyszyło przy lekach, ale nie miałem wyboru jak je wziąć i zażyć.

-Co to? - spytałem cicho gdy podsunął mi pod usta jakiś syrop i chciałem się upewnić czy aby na pewno to nie jest coś złego.

-Przeciwgorączkowy syrop Dante, powinien ci pomóc z stanem podgorączkowym - rzekł spokojnym tonem głosu i zadziwiało mnie to, że zawsze znajdował spokój wewnątrz siebie gdy trzeba było go zachować przy mnie, a to nie było takie proste zadanie. Wziąłem łyżkę do ust i połknąłem o dziwo malinowy syrop - połóż się spać i odpocznij.

-Pprzepraszam - wyszeptałem, bo czułem, że zasługuje na te słowa z mojej strony gdyż uderzył w niego chyba dość mocno mój atak.

-Nie przepraszaj Nunuś - pocałował mnie w czółko - nie wziąłeś leków i mogłem się domyślić, że coś takiego zrobisz widząc ten twój wzrok na kawałku szkła. Teraz się połóż i odpoczywaj. Zajmę się tobą.

-Yhym - mruknąłem przesuwając się do tyłu oraz kładąc się na łóżku tak jak oczekiwał tego po mnie. Bałem się zamknąć oczy, bo obawiałem się tego co może wrócić w mojej głowie w postaci wspomnień. Jednak rzeczywiście robiłem się dość senny czego nie rozumiałem. Może dał mi jakieś leki na sen bym dosłownie się uspokoił i poszedł spać, ale nie miałem mu tego za złe po prostu chce dla mnie dobrze. Nie wiem nawet kiedy usnąłem, a w mojej głowie było tak wiele myśli, ale zatrzymały się na tych najgorszych.

Wyszedłem ze swojej klitki w której mieszkałem i trochę urosłem przez kolejny rok tutaj. Już dwa lata minęły odkąd jestem tu uwięziony i jestem sługą dla nich wszystkich. Nie miałem wyboru, ale zacząłem się przyzwyczajać do tego życia, do bólu, który mi towarzyszy dzień w dzień. Zszedłem na sam dół i ruszyłem do kuchni by umyć naczynia gdyż wczoraj mieli imprezę i dużo rzeczy jest do mycia. Oczywiście kazali mi je umyć z rana więc nie dyskutowałem z nimi w końcu był to rozkaz z ich strony, a jak tego nie zrobię to potem dostanę karę. Zacząłem zbierać naczynia z wyspy jak szklanki czy talerze i miski do mycia. Było tego trochę, ale najwięcej to było pustych butelek po piwach oraz tego białego proszku. Zacząłem wszystko tu sprzątać po kolei, bo oni z pewnością teraz będą odsypiać dość długo. Z tego co wiem oblewali udany napad na jakąś instytucje dzięki czemu mają więcej pieniędzy na to by rozbudowywać swoją potęgę. Może gdybym tylko dał radę zdobyć trochę pieniędzy.

Od razu pokręciłem głową na boki, bo w złą stronę idzie to wszystko.
Nie powinienem w ogóle o tym tak myśleć, bo nie chcę dostać kary za ucieczkę. Już mi wystarczyła jedna próba by zrezygnować z kolejnych choć miałem wiele myśli by uciec lecz lęk przed krzywdą był większy więc tkwiłem tu w tym chorym miejscu. W miejscu w którym byłem nikim, ale czy byłem kiedyś kimś? Dla ojca byłem śmieciem nic nie znaczącym elementem układanki, który wykorzystywał dla swoich uciech. Zacisnąłem dłonie w pięści i wziąłem głębszy wdech czując jak oczy mnie pieką, a nie mogłem pozwolić sobie na płacz. Nie jest on tu akceptowany przez nich wszystkich choć Chase był za tym abym nie krył emocji. Jednak bezpiecznie było nie czuć niż pokazać i dostać jeszcze bardziej wciry. Wziąłem głęboki wdech i wróciłem do czyszczenia misek. Byłem zmęczony ostatnio śnią mi się same koszmary, ale może przez to, że ciągle jestem atakowany przez Petera, który zaczyna sobie chyba za dużo pozwalać. Jednak nie byłem w stanie poinformować o tym szefa.

Przecież byłem tylko pionkiem w jego rękach i tylko chodziło abym żył bez względu na to co ze mną zrobią oraz jak skrzywdzą. Miałem sprzątać, opatrywać oraz pakować narkotyki. Byłem śmieciem, który nie powinien żyć i powinienem się cieszyć, że James mnie nie zabił jeszcze, bo jestem użyteczny, ale stwarzam dużo problemów przez moje wyjścia na plac zabaw. Do jednego miejsca gdzie w miarę możliwości czuję się bezpiecznie i jest tam osoba, która mnie rozumie, a przede wszystkim na swój sposób pomaga. Chociaż ostatnio rzadko bywał w naszym miejscu, ale przez to, że poznał nowe osoby i ma nowych znajomych. Bałem się, że zostanę sam iż nie będę miał po co i gdzie uciec. Nie wiem nawet kiedy wymyłem wszystko więc wziąłem się za zamiatanie by posprzątać syf, który powstał. Nie wiem jakim cudem siedem osób było w stanie taki zrobić bajzel w salonie i kuchni w ciągu jednej nocy. Sprzątanie zajęło mi trochę czasu, ale gdy tylko było czysto niepewnie ruszyłem do lodówki by wziąć i zrobić sobie śniadanie. Mogłem ponownie swobodnie nawet poruszać się po kuchni i górze, ale na dół miałem schodzić z kim aby upewnić się czy aby na pewno idę pakować towar.

Nie ufali mi, a najbardziej Peter zaś po nim był James, natomiast jedynie ufał mi Chase. Jakby nie patrzeć on tu nie pasował, bo poniekąd był miły, ale widziałem go gdy zaszywa ludzi czy nastawia kości. Wtedy wyglądał jak psychopata i fascynowało go to co ma człowiek w sobie pod względem anatomii. Było to dość niepokojące gdy w jego zielonych oczach pojawiała się ta iskra szaleńca. Zrobiłem dwie kanapki z serem i odłożyłem wszystko z powrotem do lodówki. Przez to, że przez rok dawali mi minimalne dawki jedzenia nie byłem w stanie zjeść niczego więcej niż kilka kanapek i nawet obiadu nie byłem w stanie zjeść. Mój żołądek był skurczowy na maksa skoro jedyne co mi wystarczy do przeżycia to z kanapki rano, popołudniu i wieczorem. Wiem, że to było chore, ale nie byłem w stanie zmusić w siebie nic więcej. Zjadłem dość sprawnie śniadanie i nie wiedziałem co ze sobą zrobić mam więc na wszelki wypadek wróciłem do swojego pokoju. Gdy będą mnie chcieli to zawołają lub przyjadą jak to zwykle bywało.

Siedziałem przy biurku i czytałem książkę, którą dał mi Chase ostatnio do przeczytania. Skoro miałem czas mogłem przeczytaj ją, bo nie miałem po co iść na plac zabaw gdyż Nico nie będzie dziś. Skupiłem się na tyle na fabule, że nie wiedziałem kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Jednak gdy poczułem jak ktoś mnie łapie za szyję i dociska by mnie porwać zacząłem walczyć. Nie chciałem iść gdyż od razu rozpoznałem do kogo należy ta ręka, która mnie złapała. Jednak byłem za słaby pod względem masy Petera. Gdzieś mnie ciągnął na dół gdy naprawdę starałem się uwolnić z jego strzelonego uścisku. Nagle ktoś złapał mnie za nogi więc od razu zauważyłem kim jest ta osoba i zdziwiłem się mocno widząc Emrysa, który pomagał mu. Nie rozumiałem nic z tego oprócz, że mnie niosą, a on musiał być pod wpływem czegoś skoro pomagał Peterowi. Przeraziłem się gdy weszliśmy do więzienia i wiedziałem, że to nie skończy się dla nie dobrze. Zacząłem się rzucać na co mnie puścili, że uderzyłem całym ciałem o betonową podłogę. Zamroczyło mnie gdyż nie byłem w stanie ochronić swojej głowy przed uderzeniem w ziemię.

-Spokojnie gówniarzu - mruknął biorąc w dłoń pasek, a następnie związał mi moje nadgarstki nim. Poczułem jak serce zaczyna mi bić szybciej, bo miałem dziwne deja vu. Zacząłem się szarpać chcąc uwolnić związane ręce - zabawimy się troszeczkę z tobą - powiedział, a moje oczy zrobiły się niczym pięciozłotówki z przerażenia.

-Pproszę nie! - powiedziałem przestraszony i chciałem uciec, ale Emrys złapał mnie za nogi.

-Spokojnie dzieciaku! Jak będziesz współpracować to i się tobie spodoba! - powiedział, a ja poczułem jak coraz większa panika przejmuje nad moim ciałem kontrolę. Widziałem jak Peter ściąga z siebie dół, a Emrys trzymał mnie.

-Ściągnij mu spodnie - rozkazał, a ja nie potrafiąc zapanować nad sobą zacząłem żałośnie płakać. Nie chciałem czuć znów tego koszmarnego bólu, tego rozrywającego, niesamowicie bolącego uczucia wewnątrz siebie.

-Może najpierw wykorzystamy go inaczej?

-Podoba mi się twój punkt widzenia - rzekł i poczułem jak podnoszą mnie zmuszając do klęczenia. Nie chciałem tak bardzo się bałem, bo wiedziałem do czego to idzie. Wolę już jak mnie bije i znęca się nade mną, ale nie robi coś takiego co chce właśnie ze mną zrobić. Lecz po ich oczach widziałem, że są nadal pod wpływem narkotyków, które zażywali - nie płacz gówniarzu tylko czerp z tego przyjemność - zaśmiał się gdy po moich policzkach spływały łzy. Chciałem uciec chciałem przestać to nim się zacznie, ale bałem się i to bardzo. Nagle obydwoje zaczęli rozpinać spodnie, byłem na klęczkach gdyby tylko trochę się unieść i nie upaść to mam szansę uciec. Nie myślałem długo nad tym, bo nie chciałem skończyć znowu jak zabawka uciech. Wystarczy mi, że ojciec mnie wykorzystywał seksualnie pod wpływem narkotyków i alkoholu, a byłem tylko małym dzieckiem. Wziąłem głęboki wdech i uniosłem się szybko na równe nogi wybiegając z pomieszczenia gdy tylko spuścili spodnie. Uciekałem jakby mnie coś goniło, ale może tak też było. Cudem było to, że nie potknąłem się na pierwszym schodku ani kolejnych.

-WRACAJ TU! - słyszałem ich połączony krzyk, ale nie zatrzymałem się ani na chwilę. Nie zwątpiłem i choćbym miał dostać za to karę wszechświata to nie dam się znów skrzywdzić. Nigdy więcej nikt mnie nie skrzywdzi ani nie dotknie. Nie pozwolę być znów skrzywdzony w ten sposób. Chcę po prostu żyć.

Uderzyłem z barku w drzwi, które się ledwo otworzyły przede mną i ruszyłem biegiem w znanym kierunku. Biegłem w stronę bramy, a następnie w stronę placu zabaw. Rozmazywało mi się wszystko wokół i nie widziałem dokładnie gdzie stawiam nogi, ale nie było to takie ważne. Chciałem uciec jak najdalej od tej dwójki, która spowodowała, że spanikowałem tak bardzo. Oddychało mi się ciężko i nie potrafiłem wziąć pełnego oddechu czułem jak pieką mnie płuca. Skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę, a następnie zjechałem po ścianie w dół. Rozpłakałem się całkiem nie potrafiąc uspokoić spazmów płaczu wydobywających się ze mnie. Siedziałem tu nie wiem ile, ale uspokoiłem się w miarę możliwości lecz cały się trząsłem. Nie potrafiłem zapanować nad swoim ciałem, które było przerażone tak samo jak mój umysł. Jednak nie byłem w stanie już więcej płakać, podniosłem się ledwo na równe nogi czując jakie są wiotkie niczym z waty. Jednak nie mogłem tu zostać, jeśli ktoś inny niż Peter lub Emrys mnie nie znajdzie na placu zabaw będę miał bardzo nieciekawy dzień. Chociaż już był koszmarny, czułem się tak źle, tak bardzo źle lecz wiedziałem, że muszę sobie sam poradzić z tym bólem wewnątrz mnie.

Muszę znaleźć coś co pomoże mi z tym bólem, ale nie wiedziałem co tak naprawdę mogę zrobić. Nie wiem nawet kiedy wszedłem na teren placu zabaw i usiadłem w cieniu w ukryciu przed wszystkimi przy drzewie. Skuliłem się i wtuliłem w swoje nogi. Moje ręce były cały czas w bandażach by ukryć te blizny oraz świeże rany przez tortury Petera. Lubował się w cięciu mojej skóry i poniekąd ten ból z czasem przestał być bolący, a wręcz zacząłem go postrzegać w inny sposób. Może ból pozwoli mi zwalczyć ból psychiczny z którym sobie nie radzę w końcu powiadają żeby ogień zwalczać ogniem. Czułem jak cierpnie mi wszystko, ale nie ruszyłem się z tego miejsca. Czułem się w miarę bezpiecznie w nim nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół.

-Dante! - podniosłem głowę z kolan i rozejrzałem się za tym kto mnie wołał, ale chyba to był Chase. Rudowłosy rozglądał się za mną wokół i widziałem po nim, że jest zestresowany - Dante! Dante! - chciałem odpowiedzieć, ale nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. Więc jedynie tylko patrzyłem jak chodzi poddenerwowany, bo nie może mnie znaleźć, ale nagle jego wzrok spotkał się z moim albo miałem takie wrażenie. Jednak widząc jak idzie w moją stronę wiedziałem, że mnie zauważył. Nie ruszyłem się jednak z miejsca - Dante chodź wracamy do domu! Dante nie olewaj mnie! Nie wiem co się stało, ale obiecuję, że wyjaśnimy tą sytuację w domu, dobrze?

Czy wyjaśnią sytuację?
Czy Dante i Rightwill są w niebezpieczeństwie?

2415 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro