Lęk z przeszłości
Witam wszystkich serdecznie!
Oj nareszcie rozkręcamy się trochę, a ja w końcu wzięłam się za pisanie tej historii!
Możecie próbować zgadnąć ile jest już rozdziałów!
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Obudziłem się z szybko bijącym sercem. Przez wizytę w szpitalu Jamesa aż przypomniało mi się to jak to się wszystko zaczęło i jak głębokim bagnie teraz jestem. Pierwsza myśl to panika, ale druga myśl to przemyślenie sytuacji w której jestem. Może nie było aż tak tragicznie i sam sobie poradzę z tym nie chcąc ryzykować ludzkim życiem. Swoje życie mogłem położyć na szali i je stracić, ale czyjegoś nie byłem w stanie. Nigdy nie byłem w stanie by kogoś poświęcić by sam przeżyć. Wpatrywałem się w sufit myśląc dosłownie o wszystkim jak i niczym. Po chwili dotarło do mnie to iż był tu tata więc od razu spojrzałem w bok widząc jak śpi spokojnie oparty o łóżko. Chociaż on mógł spać bez problemu gdy ja czułem, że znów będę miał problemy z zaśnięciem lecz nie odważe się już samotnie wyjść na kwadraciak do parku. On tam z pewnością będzie czekać i obserwować mnie jak to robi do tej pory. Przerażał mnie on, był moim koszmarem, który mnie prześladował w każdym momencie. Patrzyłem na tatę i jego widok śpiącego powodował spokój w moim sercu. Obawiałem się, że ktoś go skrzywdzi. Nasza praca nie była za łatwa i bardzo ryzykowna, ale lubiliśmy te ryzyko. Jednak ciszę, która panowała w pomieszczeniu przerwało wejście kogoś do pokoju. Spiąłem się cały, ale widząc tą brązową czuprynę z różowymi końcówkami, trochę się rozluźniłem.
-Jak się czujesz? - spytał cicho i wszedł do środka zamykając powoli drzwi za sobą.
-Dobrze - mruknąłem w odpowiedzi choć nie do końca była to prawda, ale nie chciałem rozdrapywać tego bólu, który we mnie był.
-Muszę cię wziąć do innej sali, chcę sprawdzić cię jeszcze raz. Wiem co ci przypisać by nie szkodziło ci, a pomagało - rzeki na co kiwnąłem głową i delikatnie przesunąłem się w bok nie chcąc budzić taty. Wystarczająco miał pobudkę w nocy przeze mnie więc najostrożniej jak umiałem zszedłem z łóżka i ruszyłem w stronę medyka, który nie upominał mnie nawet, że chodzę. Na szczęście nie stwierdził, że muszę poruszać się na wózku, dlatego też po chwili byliśmy w sali gdzie w nocy miałem badanie serca. Ponownie zostało mi podłączone elektrody, które miały badać moje serce. Patrzyłem się na Bartka, który znów sprawdzał moje serce i obawiałem się, że mogło być gorzej w końcu przeszłość mnie prześladowała coraz mocniej. Czułem, że wyniki mogły nie być zadowalające, a nawet gorsze niż były w nocy. Patrzyłem się na mimikę mężczyzny i patrzyłem na niego próbując wyczytać z niego cokolwiek. Jednak gdy skończył badanie zaczął odpinać mnie od maszyny lecz nic nie powiedział. Wziął wykaz, który powstał gdy moje serce działało i odsunął się ode mnie chcąc chyba przeanalizować to. Nie odzywałem się lecz czułem narastającą niepewność z każdą minutą ciszy między nami.
-Ii jak? - odważyłem się odezwać patrząc na mężczyznę, który westchnął cicho.
-Nie rozumiem tego dlaczego wyniki wyszły gorzej skoro dostałeś leki uspokajające, a twoje serce bije nadal jak powalone - mruknął, a następnie spojrzał na mnie.
-To źle? - zapytałem choć zdawałem sobie z tego sprawę, że jest bardzo źle.
-Tak - odparł wyciągając jakieś pudełko z kieszeni fartucha - spróbujmy tę tabletki. Są dość mocne, ale jak widać potrzebujesz takiego kopa by uspokoić serce - podszedł do mnie z opakowaniem i podał mi tabletkę, a po chwili podał plastikowy kubek z wodą. Chcąc czy nie, połknąłem tą tabletkę i popiłem wodą - zostawiam ci te opakowanie byś przekonał się czy działają. Jeśli nie będziesz czuł różnicy i nadal będzie cię boleć serce masz wrócić - skinąłem głową rozumiejąc powagę sytuacji, ale czy warto było się leczyć skoro Dragons polowali na mnie. Dziwne tak z osoby, która łapała przestępców jestem teraz osobą, która chce uciec jak najdalej od nich. Jednak nigdy nie czułem się bezpiecznie przy Dragons, a jak jestem na Vespucci nie czuję się tam bezpiecznie. Tym bardziej na małej Wenecji zwany tak potocznie kawałek ziemi otoczonej kanałami wodnymi w postaci kwadratu. Te miejsce powodowało we mnie lęk jak i wspomnienia. Może nie szczególnie jakieś piękne w większości złe, ale też miały coś w sobie.
-Mogę wrócić do taty? - spytałem cicho chcąc już wyjść ze szpitala i nie wracać tu.
-Tak za godzinę powinieneś dostać wypis skoro czujesz się dobrze, ale masz się oszczędzać. Mimo wszystko miałeś wypadek więc najlepiej będzie jak weźmiesz wolne.
-Nie chcę w domu siedzieć - oznajmiłem podnosząc się do siadu. Chciałem zapomnieć o tym co się wydarzyło, a przede wszystkim o wszystkim co do tej pory było.
-Jeden dzień Dante to nie jest dużo. Wiem, że nie lubisz olewać pracę, ale nie możesz dziś.
-Dobra - westchnąłem, bo przecież to szybko minie, a ja będę już w pracy nim się obejrzę.
-Zastanawiam się nad tym czy ci nie przypisać spotkań z Maryjką.
-Nie ma mowy! Nie będę chodzić do psychologa!
-Dante mimo wszystko wpadłeś pod samochód. Powinieneś porozmawiać z kimś kompetentnym na ten temat i czy nie masz uszczerbku na psychice przez ten wypadek.
-Stanowczo odmawiam! - wstałem ze stołu i ruszyłem do drzwi trzymając kurczowo w dłoniach te opakowanie z tabletkami. Nie chciałem słuchać go więcej. Wiedziałem lepiej co mi daje ulgę, a nie rozmowa z kobietą, która może znała się na tym i owym. Jednak nie chciałem zdradzać jej już nic więcej, dowiedziała się o mnie trochę i nic więcej się nie dowie. Moje problemy były moimi problemami, a przecież już nie krzywdę samego siebie więc nie potrzebowałem słuchać porad jakiejś kobiety z papierkiem z psychologi. Nie miałem do kobiety nic, ale rozmowa nie zawsze pomaga i byłem tu jawnym dowodem. Gdyż byłem popsuty od najmłodszych lat, od zawsze byłem zepsuty. Zastanawiałem się czasem dlaczego w ogóle przeżyłem i po co to robił Rightwill aby utrzymać mnie przy tym życiu. Zacisnąłem mocniej dłonie będąc na siebie wściekły, bo znów sprowadzam na wszystkich problemy. Powoli przeszedłem przez korytarze kierując się do swojej sali gdzie zostawiłem tatę. Wszedłem do środka po cichu, ale zdziwiłem się dość mocno gdy tata stał przy oknie.
-Gdzie byłeś? - spytał cicho, ale jego głos był poważny przez to poczułem jak przechodzi po moim ciele dreszcz lęku. Nie lubiłem tego jak tak robił.
-Nna badaniu - odpowiedziałem spuszczając głowę w dół i zacisnąłem mocno wargi ze sobą.
-Wybacz nie chciałem cię przestraszyć - westchnął ciężko i słyszałem jak podchodzi, a po chwili objął mnie swoimi ciepłymi ramionami. Niewiele myśląc wtuliłem się w niego mocno i rozpłakałem nie potrafiąc zapanować nad swoimi emocjami. Tak strasznie się bałem tak bardzo nie chciałem. Znów przeszłość do mnie wraca, nienawidzę tych chorych snów. Nie rozumiałem dlaczego nie może mnie to opuścić - hej Dante oddychaj, no już wdech i wydech - głaskał mnie po plecach jedną ręką, a drugą przeczesywał włosy. Starał się mnie uspokoić co mu się udawało lecz łzy nadal ciekły po moich policzkach. Tak bardzo się bałem tego wszystkiego, a najbardziej o niego. Miałem co teraz stracić, mogłem stracić osobę, która była dla mnie jak ojciec.
-Pprzepraszam - wyszeptałem pociągając nosem.
-To ja powinienem przeprosić - pogłaskał mnie po policzku wycierając łzy - widzę, że nie jest z tobą dobrze. Może chcesz porozmawiać ze mną o tym co się dzieje?
-Nie chcę, nic się nie dzieje - wymamrotałem.
-Ucieczka z mieszkania oknem to raczej coś się dzieje synu i martwi mnie to, że nie chcesz powiedzieć co się dzieje z tobą.
-Ppo prostu przypomniało mi się coś złego…nic więcej tato - wymamrotałem czując jak odsuwa się, ale teraz dwoma dłońmi przetarł moje policzki, wycierając je z łez. Nie zauważyłem nawet kiedy przestałem płakać.
-Wiesz, że masz we mnie pomoc i wsparcie. Wystarczy, że powiesz, a razem znajdziemy rozwiązanie. Tak? - patrzyłem w jego niebieskie oczy i pociągnąłem nosem, bo chciałem mu powiedzieć, ale naraziłoby go to na złość mafii. Tego bym nie przeżył gdyby stała się mu krzywda przeze mnie.
-Wiem, ale jest w porządku - powiedziałem cicho powstrzymując się od jąkania, bo chciałem by się nie martwił. Teraz byłem dużym chłopcem i dam radę sam ze swoimi problemami. Nawet jeśli się boję przeraźliwie i wiem, że skończy się dla mnie to źle. Dlatego nie chciałem go w to wplątywać.
-Dobrze niech będzie, że ci wierzę, ale jak coś wiesz gdzie mnie szukać - rzekł na co skinąłem głową - jak poszły badania?
-Jest ze mną dobrze choć mam odpocząć - rzekłem na pytanie mężczyzny i patrzyłem na jego rysy twarzy, które świadczyły, że nadal jest zmartwiony.
-Dobrze jak wrócimy do domu to będziesz tylko leżeć i ja tego dopilnuje.
-Ale masz do pracy - powiedziałem zaskoczony na co on pokręcił głową.
-Wezmę wolne by cię pilnować czy aby na pewno odpoczywasz, a nie uciekasz mi z mieszkania!
-Przecież to było przypadkiem - mruknąłem robiąc krok w tył iż mnie puścił.
-Nie twierdzę iż tak nie było, ale jednak się martwię - rzekł gdy ja patrzyłem się na niego, a on na mnie. Nasz pojedynek na wzrok przerwał lekarz wchodzący do pokoju.
-Mam wypis - powiedział patrząc na nas zdziwiony. Zmrużyłem powieki nie za bardzo wiedząc co zrobić i on chyba też, ale odchrząknął - mam wypis i zalecenie by odpoczywał. Może pan wziąć syna do domu, ale chciałbym abyś Dante pojawił się za tydzień u mnie na kontroli.
-Dobrze - odparłem biorąc kawałek kartki w dłoń z moim wypisem ze szpitala.
Nim się obejrzałem siedziałem już w aucie taty i jechaliśmy do domu mimo iż mogliśmy się przejść, bo nie dzieliło nas aż tak duża odległość. Jednak tata nie chciał bym się przemęczał. Wysiadłem z auta i ruszyłem do klatki schodowej chcąc już schować się w swoim pokoju. Chciałem schować się i nie wychodzić by nie robić więcej problemów, a w trwającej ciszy może wymyśliłbym coś co pomogłoby mi. Ściągnąłem buty i spojrzałem na tatę, który odłożył lekką kurtkę do szafy. Ruszyłem w stronę swojego pokoju, ale dłoń Rightwilla mnie zatrzymała.
-Masz zakaz wychodzenia dziś gdziekolwiek.
-Co? Dlaczego?! - zaskoczyłem się nagłym szlabanem z jego strony, bo nigdy nie zabraniał mi wychodzenia z domu. Wręcz przeciwnie, zmuszał mnie do tego bym chodził spotkać się z ludźmi.
-Dla twojego bezpieczeństwa, bo nie wiem co wymyślisz. Wymontowałem klamkę z twojego pokoju więc nie wyjdziesz już nim - patrzyłem niedowierzając w to co słyszę, bo nie chciałem aby mnie uwięził we własnym pokoju. Nie chciałem wracać do tego co miałem od początku swojego marnego istnienia. Zacisnąłem mocno dłonie i powstrzymałem się od wybuchu lecz nie od tego aby trzasnąć drzwiami od pokoju. Byłem zły, ale z drugiej strony rozumiałem decyzję taty. Nie wiedział o tym, że wymykam się z domu i jakby się dowiedział, że to nie był mój pierwszy raz to chyba zabronił by mi wszystkiego na miesiąc.
Rzuciłem się na łóżko i wziąłem głęboki wdech nosem próbując się uspokoić. Wyciągnąłem leki z kieszeni oraz telefon, który musiałem wrzucić na ładowarkę, bo mi padł. Położyłem go na biurku i położyłem się na łóżku wpatrując się w sufit. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. James zapowiedział mi piekło, a przed nim ostrzegł Peter, ale miałem nadzieję, że to tylko chory żart. Mimo, że minęło dziesięć lat to nie zmieni się za bardzo. Jedynie ich ciało było bardziej potężniejsze lub na twarzy były zmarszczki. Myślałem, że nigdy tu już nie wrócą w końcu ich szajka została rozbita, a ja uwolniony lecz jakim kosztem skoro pragną się zemścić. Wziąłem poduszkę i wtuliłem się w nią mocno. Potrzebowałem tego by móc się uspokoić, ale nie chciałem męczyć Rightwilla z tym w końcu byłem dużym mężczyzną i nie potrzebowałem przytulasów czy miłości z jego strony. Została mi poduszka w końcu powinienem brać na sobie konsekwencje swoich czynów. Zawsze uciekałem przed tym i nie chciałem brać udziału w niektórych sytuacjach, bo powodowały ból. Nie fizyczny, ale psychiczny i leki nie były w stanie zdusić go we mnie.
Kusiło mnie by ulżyć sobie aby przestać jednak zawsze znalazł się jakiś mały powód dla którego chciałem jednak żyć i egzystować w tym okrutnym świecie. Może gdyby moje dzieciństwo inaczej wyglądało to może nie byłoby mnie tu. Jednak pani psycholog jak to twierdziła, że zawsze los pcha nas ku przeznaczenia i nie da się tego zmienić. Lecz ja chciałbym zmienić. Miałem stany lękowe, depresje, a teraz na dodatek dochodziło serce. Dlaczego więc życie się na mnie uwzięło i nie mogło dać trochę więcej szczęścia. Wiem, że jest ono ulotne, ale pragnąłem być normalny lecz wiem iż nie jest to możliwe. Użalał bym się nad sobą dłużej gdyby nie to, że mój telefon zaczął wibrować. Zaskoczony spojrzałem w stronę biurka na którym został przeze mnie położony. Przez chwilę walczyłem z samym sobą czy aby na pewno iść sprawdzić co się dzieje, bo nie powinienem sam się włączyć. Niechętnie jednak podniosłem się z łóżka i ruszyłem do biurka, które aż tak daleko nie było jednak zjadała mnie ciekawość co się stało. Wziąłem go do ręki i odblokowałem ekran widząc jakąś wiadomość wszedłem do SMSów. Zdziwiło mnie mocno iż napisał do mnie jakiś obcy numer, ale wcisnąłem ikonkę by spojrzeć na zawartość.
#Miło, że wyszedłeś ze szpitala! Wiem, że się spotkamy nie długo! Nie mogę się doczekać aż to się wydarzy!#
Zdrętwiałem cały i nie mogłem się ruszyć wręcz mnie sparaliżowało gdy to czytałem. Nie potrafiłem wziąć spokojnego wdechu gdyż poczułem jak jest mi duszno. Starałem się uspokoić, ale jeśli mają mój numer telefonu to z pewnością mają miejsce gdzie mieszkam. W głowie miałem tak wiele myśli, wątpliwości i lęków lecz nie potrafiłem tego uporządkować. Podskoczyłem przestraszony gdy drzwi się otworzyły, a widząc tatę starałem się przełknąć strach.
-Wszystko dobrze? - zadał pytanie na co skinąłem głową wyłączając ekran telefonu - Chciałem się czy zrobić ci śniadanie i na co masz ochotę.
-Kkanapki mogą być - odparłem mimo iż nie byłem już wcale głodny. Strach spowodował, że mój żołądek się zacisnął - ale nie dużo.
Kto napisał do Dante?
Czy powie Rightwillowi o chorobie?
2227 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro