Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ktoś nowy?

Witam wszystkich serdecznie!!!
Tęskniłam za wami <3
Mam nadzieję, że będziecie mieć udany weekend!
Oczywiście wszystkim dużym i małym życzę najlepszego z okazji dnia dziecka :3
Życzę miłego dzionka 💚

Siedziałem na kanapie oglądając jakąś bajkę, którą widziałem pierwszy raz w życiu. Chase obok mnie spał przykryty kocem, bo usnęło mu się w czasie pilnowania mnie. Z tego co mi wyjaśnił jak działa pilot mogłem sobie przerzucać kanały z bajkami jakby, któreś mnie przestały interesować. Nie bawiłem się żadnymi przyciskami, bo nie chciałem stracić jednego punktu na którym moje myśli się skupiały i nie wracały do snu czy tego co się wydarzyło na dole. Herbata pomogła mi się rozluźnić, ale w głowie nadal miałem głosik, który mówił lękliwym tonem, że nie powinno tak być i wszyscy tu są źli. Popierałem go, ale nie byłem w stanie nic zrobić chociaż miałem okazję by uciec. Przecież wszyscy śpią, a przed wyjściem na zewnątrz dzielą mnie ledwie kilkanaście kroków. Jednak gdy tak patrzyłem na drzwi do klatki schodowej w głowie jak i sercu czułem uczucie zwątpienia. Przecież nie mam pieniędzy ani niczego by móc stąd uciec tym bardziej, że widziałem do czego jest zdolny blond włosy mężczyzna. Cichy głos w głębi mnie błagał bym spróbował uciec, ale się wahałem. Obawa przed krzywdą była zbyt wielka przez to skuliłem się bardziej wtulając w poduszkę. Nie chciałem tu zostać, ale dopóki nie dowiem się co gdzie jest bądź nie będę miał pieniędzy to nie będę w stanie uciec tym bardziej, że potrzebowałem swój plecak.

Miałem tam jeszcze jakieś oszczędności, które z pewnością by mi pomogły jakoś się utrzymać. Lecz nie mogłem tego zrobić gdyż musiałem się najpierw dowiedzieć gdzie jest plecak. Ziewnąłem cicho gdyż byłem zmęczony, a zegarek pokazywał czwartą nad ranem. Nerwowo poprawiłem się gdyż byłem padnięty, ale na siłę starałem się nie usnąć. Nie chciałem przeżyć znów tego koszmaru. Wróciłem wzrokiem w stronę telewizora i oglądałem jakiegoś niedźwiedzia z miodem. Jedynie za sensowną bajkę uznałem właśnie ją, bo przynajmniej coś uczyła. Siedziałem w miejscu tak długo iż mi nogi zdrętwiały więc rozluźniłem je i trochę położyłem bokiem by dać odpocząć kręgosłupowi. Nagle usłyszałem jak ktoś tu idzie aż cały się spiąłem co łączyło się z tym, że złapał mnie skurcz w nodze. Zacisnąłem mocno dłonie na poduszce, bo nie wiedziałem skąd ktoś idzie. Jednak gdy zauważyłem blond włosy od razu zrozumiałem, że jest to szef. Szef, który stanął przy telewizorze i patrzył się na mnie.

-Naprawdę nie poszedłeś spać? - padło pytanie z jego ust, a ja pokręciłem głową - Miał cię uśpić, a nie sam siebie - westchnął przeczesując włosy do tyłu zapewne je poprawiając. Był nad wyraz spokojny i za spokojny co mi się nie zgadzało z nim. Wydawało mi się, że cały czas jest taki oziębły i pewny swych słów, a teraz brzmiał tak spokojnie choć nie przyjacielsko. Nie zmieniało to jednak nic, bo bałem się jego przez ten sen i to co się wydarzyło. Bałem czy miałem respekt do mężczyzny nie wiem, ale wiedziałem, że nie chce robić więcej problemów na tą chwilę. Podszedł do kanapy i spojrzał na to co oglądam, ale nie potrafiłem się skupić na niczym - wstawaj młody zjemy śniadanie i pojedziesz ze mną gdzieś.

-Dddobrze - wypowiedziałem to ledwo, bo zrozumiałem, że muszę mu odpowiedzieć. Był bardzo podobny do ojca wręcz przeraża mnie podobnie, ale jednak był inny. Krzywdził naprawdę gdy zrobiłem coś, a nie kiedy chce. Podniosłem się powoli z kanapy i ruszyłem za mężczyzną, ale nie wiedziałem co takiego mam ze sobą zrobić. Więc stałem przy wyspie patrząc jak mężczyzna coś sypie do miski.

-Siadaj na krześle - słysząc to od razu wdrapałem się na krzesło chcąc czy nie, posłuszeństwo miałem jakby już wyuczone przez swojego ojca - masz jedz, a potem pójdź się przebrać w coś bardziej normalnego.

-Ddobrze - mruknąłem biorąc się za jedzenie płatów, bo kolacji nie jadłem. Nie byłem nawet świadomy tego, że o niej zapomniałem bądź oni zapomnieli. Nim się obejrzałem zjadłem to co było w misce i czułem nadal głód lecz bałem się zapytać o dokładkę.

Zsunąłem się z krzesła i wziąłem miskę w dłoń idąc z nią do zlewu. Chciałem po sobie posprzątać skoro zjadłem, a nie chciałem przy nim zostawiać brudnego naczynia. Czułem na sobie jego wzrok lecz nie potrafiłem go rozszyfrować, nie rozumiałem czego tak naprawdę we mnie szuka, a może jednak coś źle zrobiłem. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę schodów, które były dosłownie tuż obok lodówki oraz kanapy. Zacząłem się wspinać po schodach w górę czując cały czas ten wzrok na sobie jakby mnie pilnował czy aby na pewno robię to co każe gdy tylko wszedłem w korytarz odetchnąłem z ulgą. Ostrożnie wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi delikatnie by nie wydały z siebie dźwięku. Podszedłem do szafy i wziąłem świeże ciuchy tak aby się w nie ubrać. Miałem na sobie zdziwiłem się widokiem butów w szafce, ale wyciągnąłem je by je też ubrać. Po chwili byłem u rany w dłuższe spodenki, podkoszulek, który był trochę za duży oraz ubrałem te buty. Wziąłem ciuchy ze sobą, bo nie wiedziałem co zrobić z nimi. Nie chciałem za szybko wracać do mężczyzny, ale też nie mogłem się ociągać.

-Tak szybko? - spojrzał na mnie i to co trzymam gdy zszedłem ze schodów przy pomocy barierki - Idź zanieś je do pralni tak jak do mojego gabinetu, ale naprzeciwko drzwi nasz.

-Yhym - mruknąłem posłusznie kierując się w stronę korytarza za telewizorem. Miałem okazję by rozejrzeć się po tym miejscu, ale chyba za dużo bym ryzykował. Nie wiem gdzie mamy jechać i trochę się tego boję. Doszedłem do drzwi naprzeciwko gabinetu i otworzyłem je widząc pralnie. Od razu podszedłem do kosza na pranie i włożyłem do niego swoje brudne ciuchy. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego plecaka, ale nie widziałem go nigdzie na wierzchu. Chociaż czy oni by go od tak zostawili gdzieś w widocznym miejscu, raczej nie. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem z powrotem do kuchni. Zdziwiłem się jednak tym, że mężczyzna stał czekając na mnie.

-Idziemy - oznajmił otwierając drzwi i pokazując głową, że mam iść pierwszy. Zaświecił na szczęście światło, bo po ciemku można się tu zabić przez strome schody. Zszedłem na dół na rozwidlenie. Były tu dwie pary drzwi oraz schody w dół - te białe - rzekł więc niepewnie stanąłem na palcach i otworzyłem drzwi, które miały dość za wysoko ustawioną klamkę. Jednak udało mi się przejść jak się okazało do dużego garażu z samochodami.

Spojrzałem na mężczyznę, który ruszył do białego dżipa więc ruszyłem za nim lecz nie wiedziałem jak dokładnie mam wejść do niego skoro nie mogłem dosięgnąć klamki. Jednak moje obawy zostały rozwiane przez mężczyznę, który otworzył mi je i pomógł mi wsiąść do samochodu. Zamknął za mną drzwi więc zapiąłem pasy bezpieczeństwa i było dziwnie tak widzieć wszystko z wysokości. Brama przed nami otworzyła się dość szybko tak samo się zamknęła gdy blondyn wyjechał. Nie odzywałem się w ogóle gdyż bałem się, że jak się spytam gdzie jedziemy będzie zły. Milczałem więc zastanawiając się gdzie jedziemy, ale jeden plus tego było to iż widzę miasto i może dowiem się więcej o nim w ten sposób. Jechaliśmy pustymi ulicami i przez głowę przeszło mi to, że znalazł moją rodzinę i chce ją skrzywdzić, ale raczej by sam nie jechał. Zaskoczyło mnie najbardziej to iż przejeżdżaliśmy koło wody i jakiejś restauracji, która chyba była już otwarta, bo świeciło się w środku światło. Słońce powoli wschodziło na niebo i rozświetlało budynki, które mnie ciekawiły. Nie mogłem ukryć tego ciekawskiego wzroku gdyż byłem po prostu dzieckiem i choć nowe rzeczy mnie przerażały to też mocno ciekawiły. Podjechaliśmy do jakiegoś ciemnego zaułku co mnie delikatnie przestraszyło iż jednak pragnie się mnie pozbyć.

-Zostań tu muszę załatwić pewne papiery. Masz zostać! - rzekł wysiadając z samochodu, a ja mogłem obserwować jak podchodzi do jakiś drzwi pukając do nich zaś po chwili zniknął w nich. Zdziwiłem się tym, że drzwi zostawił otwarte, a ja w każdej chwili mogłem odpiąć pasy i po prostu uciec lecz czy mi się to opłacało. Chyba nie bardzo. Byłem chory jak to twierdził Chase, a ja nie byłem w stanie tego sam wyleczyć jakbym uciekł. To chyba była próba mnie czy na pewno nie ucieknę gdyż mężczyzna po dłuższej chwili wrócił z teczką w dłoni, którą następnie rzucił do tyłu. Nerwowo zacisnąłem dłonie na spodenkach, bo nie wyglądał na zadowolonego. Jednak gdy poczułem na sobie jego wzrok wydał się jakiś bardziej spokojniejszy. Milczałem nie odzywają się w ogóle gdy chyba wracaliśmy do budynku w którym aktualnie mieszkałem będąc przytrzymany na siłę. Panowała między nami cisza, która powoli mnie przytłaczała leczenie byłem w stanie jej przerwać, a mężczyzna widocznie nie chciał rozmawiać. Zmuszony byłem tak siedzieć i skupić się na wszystkim innym. Ciszę przerwał jednak telefon przez to ciekawy spojrzałem na urządzenie, które wziął blondyn do ręki - czego?

-Zajęliśmy się ciałem. Trochę zajmie nim je odnajdą - oznajmił głos, który był dość podobny do Toma.

-To dobrze mam nadzieję, że nie zostawiliście żadnych śladów!

-To nie pierwszy raz szefie więc nie martw się - słysząc to poczułem jak po moim kręgosłupie przechodzi dreszcz niepokoju. Czy to oznaczało iż więcej razy zabijali aż na tą myśl ścisnął mi się żołądek. Wziąłem szybki wdech by się rozluźnić, ale nie byłem w stanie na niczym się skupić. Może lepiej, bo przynajmniej nie słyszałem reszty rozmowy między nimi. Nie wiem nawet kiedy dojechaliśmy na miejsce więc odpiąłem pasy mając zamiar iść do pokoju i w nim zostać. Wysiadłem ledwo zajmując za sobą drzwi do samochodu i przestraszyłem się trochę jak wpadłem na mężczyznę.

-Pprzepraszam - wymamrotałem odsuwając się od niego natychmiastowo.

-Idź do góry - powiedział zimnym tonem głosu więc nie chcąc go bardziej denerwować ruszyłem biegiem po schodach do góry, by następnie ruszyć do pokoju. Nie zdziwiło mnie to iż Chase śpi przed telewizorem, bo miał prawo na odespanie nocy. Ruszyłem po schodach do góry przy okazji trzymając się barierki by nie potknąć się o schodki. Po kilku krokach znalazłem się w swoim pokoju i usiadłem na łóżku tuląc się do poduszki. Nie wiedziałem po co byłem tam potrzebny, a może chciał mieć pewność, że nie dam nogi. W sumie nie było to potrzebne mi, bo i tak raczej nic to nie zmieniło w moim przypadku. Siedziałem tu dość długo i chyba zapomniano o mnie, ale może to lepiej.

-Młody obiad! - krzyk któregoś z mężczyzn był zbyt oddalony by rozpoznać dokładnie, ale zsunąłem się z łóżka i na spokojnie ruszyłem w stronę drzwi, a następnie schodów. Poczułem bardzo przyjemny zapach i aż mi brzuszek zaburczał. Zszedłem na dół i powoli ruszyłem do wyspy, ale było przy niej pięć krzeseł, które były zajęte. Nie wiedziałem więc gdzie mam zjeść. - Chodź siądziesz sobie na kanapie - spojrzałem na Chase, który w dłoni miał głęboki talerz zapewne dla mnie.

-Nie rozpieszczamy go za bardzo szefie? - padło pytanie ze strony Petera, zdecydowanie ten mężczyzna nie był zadowolony z mojej obecności.

-Ma jeść aby wyzdrowieć. Jak będziemy go głodzić to nie będzie żadnego pożytku z niego.

-Prosze - podał mi talerz gdy usiadłem na kanapie - tylko nie ubrudź, bo James będzie zły - pokiwał palcem bym nie przeskrobał czegoś. Spojrzałem na talerz widząc w nim makaron z mięsem i sosem. Chcąc czy nie zacząłem jeść, bo byłem głodny jak wilk. Musiałem przyznać, że Chase bardzo dobrze gotuje. Trzymałem talerz na nogach i nawet nie wiem kiedy zjadłem wszystko, a na szczęście nie pobrudziłem kanapy. Musiałem przyznać, że napchałem się obiadem z czego byłem zadowolony, bo właśnie tego mi brakowało. Zszedłem z kanapy i ruszyłem do kuchni by odłożyć talerz do zlewu gdy to zrobiłem nie wiedziałem w sumie co mam zrobić ze sobą więc spojrzałem nieśmiało na szefa.

-W nagrodę Dante możesz iść na plac zabaw z Peterem - otworzyłem szeroko oczy zaskoczony tym co właśnie powiedział.

-Co?! Nie ma mowy! - krzyknął oburzony niebiesko włosy więc od razu wycofałem się w tył.

-Taka jest moja decyzja! Masz zrozumieć, że on podlega pod nas teraz! Nie uciekł, może nie zrobił tych dwustu woreczków, ale zrobił ponad połowę, którą skończy jutro - zacisnąłem nerwowo dłonie na koszulce, bo nie chciałem być powodem kłótni.

-Dobrze - mruknął niezadowolony, ale taka była decyzja blondyna, który spojrzał na mnie.

-Jak zje to pójdziecie. Jeśli będziesz się sprawować to będziesz częściej chodzić na plac zabaw rozumiesz? - zapytał patrząc się na mnie więc skinąłem głową i poniekąd była to moja okazja do rozejrzenia się uważniej.

Jak na złość piwnooki nie spieszył się z jedzeniem wręcz można powiedzieć, że ociągał się gdy ja stałem i czekałem cierpliwie na to jak zje. Miałem nadzieję, że chociaż będą huśtawki, ale obawiałem się, że nie pohuśta mnie on więc będę musiał sam to zrobić choć nie szło mi to w ogóle. Niby wiedziałem co robić, ale nie do końca mi to wychodziło. Kiedy w końcu mężczyzna zjadł ponaglił mnie byśmy już poszli, bo on chce jak najszybciej wrócić.

-A Peter macie wrócić za trzy godziny minimum chyba, że młody będzie chciał wcześniej wrócić - słysząc ile dał mi czasu do zabawy zastanawiałem się czy w ogóle będę w stanie tyle bawić w końcu nie byłem jakimś ruchliwym dzieckiem czy towarzyskim.

-Jaaaasne szefie - prychnął pchając mnie w stronę zejścia. Po chwili szliśmy wzdłuż ulicy i zafascynowałem się tym, że jest tu woda, którą mogłem zobaczyć z bliska. Przeszliśmy pierwszy most, a potem drugi. Stąd widziałem, że byliśmy jakby na wysepce otoczoną wodą. Jednak szedłem przy Peterze, który nieszczególnie był zadowolony, ale już z dala widziałem plac zabaw, a gdy przeszliśmy na drugą stronę patrzyłem ciekawy na skatepark połączony z placem zabaw - słuchaj mnie uważnie bachorze - poczułem jak łapie mnie za mocno za barki i wbija swoje ręce w nie - ja sobie idę stąd i za trzy godziny wracam po ciebie rozumiemy się? Jak cię tu nie będzie powiem, że uciekłeś, a wtedy James nie będzie miał litości względem ciebie - mówi to z takim jadem do mojego ucha iż nie potrafiłem się ruszyć - zjeżdżaj na plac zabaw!

Popchnął mnie w stronę ogrodzenia, a przede wszystkim bramki. Brałem głębokie wdechy starając się uspokoić, ale nie za bardzo mi to szło lecz widząc jak on idzie sobie. Pierwsza myśl jaka do mnie dotarła to uciekaj, ale moje ciało było niczym sparaliżowane więc stałem tak patrząc się na wszystko wokół. Jednakże gdy się uspokoiłem wszedłem na teren placu zabaw. Wiedziałem do czego był zdolny James i bałem się o to. Jednak zamiast się bawić usiadłem pod dużym drzewem, które miało wgłębienie w sobie jakby dziuplę i wtuliłem się w swoje nogi. Miałem się bawić, ale nie byłem w stanie. Siedziałem tu dość długo aż zauważyłem, że podchodzi do mnie jakiś czarnowłosy chłopak.

-Mogę się do ciebie dosiąść, bo siadłeś pod moim drzewem - powiedział cicho.

-Nnie będę ci pprzeszkadzać znajdę sobie inne - odpowiedziałem, ale on pokręcił głową na boki.

-Przyda się nam towarzystwo - mruknął - ciebie też zostawili tutaj?

-Tak - odparłem widząc jak siada obok mnie.

-Jestem Nico - przedstawił się mi i również usiadł jak ja.

-A ja Dante.

Czy Dante poradzi sobie z traumą?
Kim jest nowy przyjaciel Dante?

2420 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro