Kara
Witam wszystkich serdecznie!
Dziś mamy inną perspektywę :3
Kto się cieszy?
Jakieś plany na dziś?
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Carbonara
Siedziałam na warsztacie od samego rana gdyż miałem do naprawienia nie tylko bok auta Erwina, ale i również bok auta policyjnego szefa policji. Szefa policji, który widocznie coś kręci z Knucklesem, który był pastorem i głosił słowo Boże. Gdyby tylko jednak Bóg zobaczył co on robi to złapał by się za głowę. Oczywiście wiedziałem, że obydwoje będą na tą samą godzinę, a raczej powinni być gdyż byli umówieni. Wyszedłem z kuchni gdyż wypiłem herbatę z limonką i umyłem za sobą kubek, który po chwili odłożyłem na swoje standardowe miejsce. Schodząc po schodach w dół spojrzałem w stronę biurka za którym był Tom, mężczyzna zatrudniony przez wuja i szczerze mówiąc umawiał tylko wizyty czy przeglądy. Można powiedzieć, że zajmował się tylko i wyłącznie papierologą gdy my zajmowaliśmy się ciężką pracą na zakładzie.
-Dzień dobry panie Carbonara!
-Hej Tom - przywitałem się i wyszedłem przez drzwi na warsztat. Biel, czerń i żółć dominowały pomieszczenie do którego idealnie pasowały.
Lampy co oświetlały cały warsztat były ustawione w tak zwane plastry miodu, co dawało dość ciekawy efekt. Przy miejscach do lakierowania samochodów było przejście do dalszej części warsztatu gdzie był magazyn na rzeczy oraz parking na dwie lawety, które były w użytku cały czas oraz były dwa stanowiska w których robiliśmy mniej legalne rzeczy jak nitro czy naprawianie swoich samochodów na koszt firmy. Już widziałem, że na środkowym miejscu stoi wóz z przed wczoraj chyba. Miałem mu w końcu dokręcić wszystko, co od kręciliśmy by wymienić ten silnik na lepszy model. Podszedłem do niego i otworzyłem mu maskę od razu podnosząc rękawy już brudnej bluzy. Dzień mimo iż był cieplejszy to jednak tutaj nie było aż tak ciepło.
Ubrany w swój brudny kombinezon na szelkach przysunąłem wózek z narzędziami i zacząłem skręcać ten wóz. Przydałoby się go już zrobić i odpalić, a następnie zadzwonić do właściciela by mógł odebrać samochód. Po pół godzinie roboty wszystko było sprawne, a ja trochę ubrudzony smarem oraz płynami, które trzeba było uzupełnić, a raczej nalać do nowego silnika. Nagle do garażu wjechał samochód, który bez trudu rozpoznałem. Z niego wysiadł Erwin ubrany w swój standardowy ubiór czyli czarne spodnie i biała koszula.
-Siema brat - uśmiechnąłem się do niego widząc jak zamyka drzwi od auta.
-Nie ciesz się tak! - widziałem, że jest już zdenerwowany i nie dziwiłem się gdyż miał popsutą furę. Jednak dla Montanhy trzeba było zamawiać części do powstałych uszkodzeń.
-Nie cieszę - odpowiedziałem - dopiero skoczyłem naprawę tego wozu i idę na przerwę - wiedziałem, że to go wkurzy.
-Kurwa Carbo, nie pierdziel tylko mi napraw ten zderzak!
-Spokojnie - mruknąłem i usłyszałem cichy ryk Buffalo policyjnego. Zadowolony patrzyłem w stronę Capeli gdyż nie spodziewałem się go tu i z jednej strony się cieszyłem, zaś z drugiej strony denerwowałem. Jednak bardzo mnie zdziwiła jego nienawiść wobec mnie i to mnie trochę smuciło, że nie chce nawet ze mną rozmawiać. Jednak zajęliśmy się w trójkę naprawą Buffalo gdyż mieli jakby nie patrzeć pierwszeństwo. Zauważyłem jednak, że brakuje Capeli w poczekalni.
-Gdzie Capela? - wyprzedził mnie Erwin gdy Montanha podniósł się z klęczek.
-Na pewno daleko nie poszedł - oznajmił policjant i trzymał mi zderzak. Założyłem nową lampę na miejsce i zamontowałem wszystko by świeciła, a następnie zamontowałem wszystko wraz z zderzakiem, który już wyklepałem bez ich pomocy.
-Gotowe - odparłem wycierając ręce w swój kombinezon.
-Dzięki Carbo za naprawę mi auta!
-Mam nadzieję, że mój też naprawisz, ale szybciej! - burknął mężczyzna na co westchnąłem.
-Wiesz, że to nie jest zbyt prosta praca - mruknąłem widząc jak czarnowłosy policjant wychodzi z naszego miejsca socjalnego, a zaraz za nim szedł wujek. Po jego minie wiedziałem, że coś już nie gra.
-Miłego panie Chak - powiedział Montanha gdy wyjeżdżał, a niski mężczyzna ruszył w naszym kierunku. Ani ja ani Erwin nie ruszyliśmy się z miejsca jakby wiedząc, że nie możemy tego zrobić. Gdy samochód zniknął, a drzwi garażowe zamknęły, mężczyzna stanął przed nami i patrzył się złym wzrokiem.
-Czy ja mam wam przypomnieć jak powinniście się zachowywać gdy są policjanci na warsztacie?
-Nie wuja - wyszeptałem spuszczając głowę w dół.
-Chyba jednak muszę! Zachowujecie się źle! Ile razy mam tłumaczyć wam, że przekleństwa nie są czymś dobrym i świadczą o waszym wychowaniu! Pokazuje to jak ja was wychowałem głównie ciebie Nicollo! - jego głos był piskliwy, ale bardzo zły wręcz wściekły, bo zwykle był spokojny.
-Będziemy już spokojni - oznajmiliśmy wspólnie z Erwinem wręcz niemal identycznie.
-Knuckles jazda na zakon jakbyś nie zapomniał masz pracę!
-Ale moje auto jest niezdatne - burknął i widziałem jak wuj piorunuje go wzrokiem - dobra wezmę zapasowe z garażu - westchnął ciężko i ruszył w stronę magazynu gdzie zostawiał zapasowy samochód. Nie lubił go, ale każdy miał jakiś mniej ulubiony wóz. Nie każdego w końcu stać na drogi samochód jaki miał on.
-To ja idę naprawić samochód - mruknąłem cicho chcąc się już wycofać.
-Stop z tobą nie skończyłem Nicollo! - westchnąłem i odwróciłem się do niego by znów patrzeć na jego twarz - Za karę, za swoje zachowanie po tym jak zrobisz swoją pracę na dziś masz zrobić patrol po naszych wszystkich terenach!
-CO?! - oburzyłem się na jego słowa - Przecież to pięć dzielnic! Przecież ja tego nie sprawdzę w ciągu kilku godzin!
-Trudno Nicollo! Miałem dzielić to dla innych, ale skoro ty nie potrafisz zachować kultury wśród ludzi, to to cię nauczy ogłady!
-Ugh - burknąłem niezadowolony i to mocno, ale wiedziałem, że nie mam nic do powiedzenia gdy on coś zadecydował - dobrze zrobię to.
-Radzę ci więc szybko ogarnąć swoją pracę na dziś! - uśmiechnął się i ruszył w stronę recepcji oraz poczekalni lecz on ruszył po schodach w górę do swojego biura zapewne.
Westchnąłem ciężko i nawet nie zauważyłem kiedy zaciskałem dłonie w pięści. Rozluźniłem się biorąc głęboki wdech oraz wydech. Nie mogłem się sprzeciwić gdyż nie tylko był moim opiekunem, ale i szefem w pracy czy bossem wśród mafioz. Konsekwencje mógłby być bardzo nie przyjemne i nie chciałem podpadać wujkowi gdyż wziął nas pod swoją pieczę oraz pokazał ten jakże niebezpieczny świat. Podszedłem do samochodu Erwina, którym było Zentorno i może by też trzeba było zamawiać do jego auta rzeczy gdyby nie to, że on zbyt często rozwalał je, a szczególnie przód, który później musiałem naprawiać oraz klepać. Dla jego samochodu to już jest cała jedna półka w magazynie mimo iż nie ma takiego drugiego modelu w mieście. Na szczęście sprawnie szła mi naprawa auta, które już było przeze mnie naprawiane. Gorzej właśnie jest z tymi modelami, których nie miałem okazji naprawiać i muszę kombinować.
-Siema Carbo, znów Erwina auto? - spojrzałem na niebieskookiego bruneta.
-Cześć Vasquez i tak to jego auto - odpowiedziałem spokojnie - właśnie skoro jesteś to przekaz Tomowi, że może zadzwonić po właściciela tego Mercedesa, bo jest gotowy i wyjedź nim na zewnątrz.
-Spoko mogę to zrobić - odparł i ruszył do Toma gdy ja wróciłem do montowania lampy do Zentorno. Po dwudziestu minutach miałem już wszystko ogarnięte więc wyjechałem z warsztatu i wjechałem do magazynu. By tam schować gotowy wóz. Nie chciałem by marnował miejsce na warsztacie gdy ktoś mógłby przyjechać do ekspresowej naprawy. Brama garażowa otworzyła się, a ja wjechałem do środka od razu stając w podobnym miejscu co w warsztacie mamy stanowisko do napraw. Za mną brama się zamknęła więc wejdę przez drzwi do warsztatu będzie szybciej.
#Twój wóz jest naprawiony, stoi tam gdzie zawsze#
Napisałem szybką wiadomość do Erwina i ruszyłem do prawidłowej części budynku. Miałem dziś do popołudnia pracę jeśli można tak nazwać pracę do szesnastej, a już powoli szybciej słońce już kończy swoją wędrówkę po widnokręgu. Niedługo to już będzie ciemno o piętnastej. Może przed tym patrolem odwiedzę jedno miejsce na którym dawno mnie nie było.
-Hej Labo! - przywitałem się z mężczyzną, który aby oddychać musi nosić maskę. Był głównym producentem naszej mety i jako jedna z kilku osób zna przepis na nią oraz dwa inne narkotyki. Z tego co wiem jest ode mnie starszy o pięć lat więc ma dwadzieścia dziewięć i jest niesamowitym chemikiem, który jest po prostu geniuszem. Wcześniej wujek sprzedawał nielegalne substancje, ale próbował być niezależny od dilerów czy osób, które tworzyły ją. Nie oszukujmy się ludzie często idą na łatwiznę zrobią coś po taniości i potem są konsekwencje. Wujek natomiast przykłada ogromną uwagę na jakość gdyż ludzie właśnie dla niej kupowali u niego.
-Hej Carbo, jak tam?
-Dobrze, spokojnie leci - uśmiechnąłem się do niego przeczesując włosy do tyłu gdyż trochę je miałem już za długie i przydało by się je przyciąć. Jednak nie miałem na to czasu, ponieważ warsztat zajmował dużo czasu i siły, a na dodatek wieczorami sprzedawanie towarów czy napadanie na małe instytucje takie jak banki. Dziś miałem być ja Vasquez, Labo i Speedo tylko ten ostatni to miał być trochę później. Nim się obejrzałem nadszedł koniec mojej zmiany z czego byłem zadowolony, choć uwalony smarem i nie tylko to, jednak byłem zadowolony ze swojej pracy. Przebrałem się w łazience i rzeczy wrzuciłem do szafki w kuchni na nasze uniformy. Zauważyłem, że mój kubek był myty, ale ja go nie używałem ponownie.
-Nicollo - spojrzałem w stronę drzwi i na wujka, który był jakby to powiedzieć spokojniejszy.
-Tak wuja? - spytałem chcąc dowiedzieć się, co jeszcze ode mnie chce.
-Nie zapomnij o karnym patrolu - oznajmił na co przewróciłem oczami.
-Po co w ogóle jest ten patrol? Nic się od ponad kilku lat! Nie mamy żadnej konkurencji, która by chciała z nami walczyć!
-Po prostu to zrób co mówię! Moja intuicja nie myśli się więc masz zrobić to co uważam.
-Co niby mam szukać? - spytałem chcąc, chociaż wiedzieć czego tak bardzo się obawia.
-Obcych intruzów na naszym terenie - odparł, a nie pomogło mi to w ogóle.
-Kto używał mojego kubka? - zadałem kolejne pytanie, ale niepowiązane z tematem co powstał.
-Capela pił herbatę - odpowiedział bez chwili zawahania - jakiś kubek musiałem mu dać.
-Okey - odparłem - to ja jadę - dodałem biorąc kluczyki od swojego Elegy, by móc wyjechać na ten patrol.
-Tylko uważaj - odezwał się po chwili ciszy i wyszedł bym ja mógł wyjść z pomieszczenia. Zbiegłem szybko po schodach i ruszyłem do swojego auta, które stało na zewnątrz na parkingu. Otworzyłem swoją furę, a następnie odpaliłem by po chwili wyruszyć w tylko mi znaną drogę. Musiałem wybrać się w pewne miejsce przez to musiałem przejechać trochę miasta jednak zatrzymałem się po drodze po pewną rzecz. Zaparkowałem samochód na parkingu i wziąłem w dłonie dwa znicze.
Zaniedbałem mocno wizyty na grobie swoich rodziców za którymi po prostu tęsknię i tak mało ich pamiętam. Żałuję tego, bo jedynie zdjęcia mi zostały, ale zdjęcia nie potrafią mówić ani nie potrafią czuć. Ruszyłem przez ścieżkę w stronę, którą dobrze pamiętam. Wyryła mi się w pamięci gdyż w wieku ośmiu lat musiałem pochować rodziców. To było dość traumatyczne i pamiętam, że ciężko było mi się pozbierać lecz rodzina wuja mocno mi pomogła bym wrócił do pełni życia. Bez nich, ale zawsze miałem ich w sercu. Szkoda, że z biegiem lat dowiedziałem się kim tak naprawdę byli moi rodzice. Stanąłem przed szarym nagrobkiem, który był pusty nie licząc uschniętych kwiatów, których powinienem się pozbyć. Tylko czy chciałem, chyba nie. Podpaliłem dwa znicze jeden złoty drugi srebrny i uśmiechnąłem się słabo.
-Mam nadzieję, że nie zawiedliście się na mnie przez to jaką ścieżką ruszyłem, ale chyba było mi po prostu to pisane - uśmiechnąłem się słabo do nagrobku gdzie widniał napis Evelyn i Simon Carbonara - mam nadzieję, że gdzieś tam jest wam lepiej - poklepałem nagrobek i ruszyłem w stronę zakonu.
Dziwnie było czasem pracować jako ministrant na zakonie gdzie pochowani byli moi rodzice. Spokojnym krokiem przemierzałem cmentarz patrząc się po nagrobkach. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech gdyż się uspokoiłem ze wszystkich negatywnych myśli. W końcu wuja miał powód by mnie ukarać tym patrolem, ale tyle terenu to ja samotnie nie dam rady aż tak szybko ogarnąć tym bardziej, że może były specjalne miejsca pod dilerkę gdzie policja nie była w stanie się dostać, ale to sporo chodzenia i sprawdzania. No, ale musiałem słuchać szefa mimo iż Erwin był nim, ale nad nim stał właśnie wuja. Pilnował nas byśmy nie odwalili zbyt wiele głupich rzeczy gdyż za młodu już musiał się nas wstydzić. Naszych błędów i głupich pomysłów, które kończyły się fiaskiem.
-Carbo! - spojrzałem w prawą stronę widząc Erwina w koloratce. Zapewne miał spowiedź jakby nie patrzeć musiał zajmować się kościołem, swoją przykrywką, która była ważna dla nas dopóki nie wpadniemy. Zwykle odbywało się u nas bez notowań w kartotekach z czego byliśmy zadowoleni, ale to za młodu gdy dorośliśmy już przestaliśmy wpakowywać się na policję.
-Hej Erwin - przywitałem się z nim gdy on się uśmiechnął. Chociaż mam jedną notatkę gdy miałem dwadzieścia jeden lat wtedy złapał mnie jeden policjant z czego nie byłem dumny, a karę miałem wtedy potężną od wuja.
-Nie mówiłeś, że przyjdziesz - oznajmił patrząc się na mnie podejrzanie.
-Ja przyjechałem na grób nie do ciebie Erwin - odparłem szczerze na co on się zbulwersował - ciebie mam na co dzień, a do nich nie przyjeżdżam za często.
-Dobra niech będzie. Jakie plany na wieczór?
-Mam karę w postaci patrolu naszych terenów - wyjaśniłem mu na szybko - powinienem już się zbierać Erwin.
-No dobrze, ale jak coś to dzwoń gdybyś się nudził!
-Z pewnością nie będę się nudzić - odpowiedziałem z słabym uśmiechem na ustach.
Czy coś się wydarzy w ciągu patrolu?
Dlaczego Kui tak bardzo naciska na patrole?
2155 słów
Wygląd warsztatu jakby kogoś interesowało jak dokładnie wygląda choć są zmiany wizualne w komentarzu link
https://ajaxon.tebex.io/package/4706394
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro