Co się z tobą dzieje?
Witam wszystkich serdecznie w sobotnim rozdziale!
Nie ma to jak zbyt dużo rzeczy na głowie i brak czasu aby wszystko ogarnąć żeby było dobrze...
A co tam u was?
47 część o jezu kiedy to tak szybko minęło?
Życzę wszystkim miłego dzionka 💚
Rightwill
Moja praca była dość wymagająca ode mnie i czasochłonna, ale wiedziałem, że mogę sobie na nią pozwolić. Wcześniej pracowałem na stanowisku szefa policji, ale w całkiem innej jednostce w którą wprowadziłem Dante. Byłem z niego dumny, że to właśnie on może być komendantem i pokazuje wszystkim, że pomimo swoich problemów może być kimś, kim chciał być. Jednak ta decyzja trochę należała też ode mnie iż trafił na takie wysokie stanowisko. Wcześniej gdy on wchodził w swoją nową rolę i zdobywał doświadczenie byłem przez krótki czas, ponieważ dostałem awans. Poprzedni szef nad szefami, który był moim dobrym przyjacielem i też przełożonym, bo uczył mnie też wielu rzeczy gdy byłem młodszy od niego, zszedł na zasłużoną emeryturę. Dostałem możliwość bycia kimś więcej i posiadania pod sobą gigantyczną ilość ludzi w dużym budynku lecz nie przepadałem za tym miejscem. Większość była po prostu pusta i robili już schematycznie dane sytuacje bez zastanowienia się czy aby na pewno tak powinno być. Trochę dziwne, że Howard będąc tak wykwalifikowanym człowiekiem nie wpłynął sobą na ludzi wokół siebie lub po prostu nie chcieli zmian.
W sumie gdyby nie poparcie Howarda, Dante mógłby pomarzyć o tak poważnej pracy jak służenie w departamencie policji. Uważał, że każdy powinien dostać szansę by pokazać na co może go stać, a nie określać przez pryzmat choroby. Poza tym wiedział, że jest on spod moich skrzydeł i gdyby coś zrobił nie tak wziąłbym winę na siebie. Jednakże Nunuś zaskoczył wszystkich swoim profesjonalnym zachowaniem czy powagą i choć wiedziałem, że to poniekąd jego maska za którą skrywa niechęć do świata i ludzi. To jednak nie ocenia wszystkich innych tylko stara się zrozumieć. Byłem i jestem z niego mega dumny iż tak dobrze radził sobie nawet jako zwykły kadet. Z trzy lata prowadzę jednostkę FBI i gdy tylko nadarzyła się okazja do stworzenia nowej jednostki wiedziałem, że jest to te miejsce gdzie będę czuć się dobrze. Była to bowiem moja pierwsza komenda gdzie zaczynałem jako kadet i choć trzeba było mocno z remontować ją postanowiłem, że będzie warto. W ten sposób nie dość, że mogę być bliżej syna i w końcu móc doglądać go oraz tego co jak robi, to mogłem mieć nową siedzibę FBI gdzie będą moi zaufani ludzie.
Jednak niestety ważniejsze sprawy trzeba było załatwiać w głównej siedzibie do której musiałem jeździć, bo dla nich komenda w której przebywamy była niewystarczająca. Zerwałem ze spotkania gdy doszła do mnie informacja, że mój syn trafił na szpital w złym stanie. Nie sądziłem jednak, że wrócimy do punktu wyjścia i choć wiedziałem, że mogą nawracać jego stany lękowe to nie sądziłem, że tak silne skoro bierze leki. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie chciał się przyznać tak samo do tego, że nawróciły jego stany lękowe przez które nie jest w stanie zaczerpnąć powietrza w płuca. Zastanawiałem się czy zmiana leków czy dołożenie jakiś może zmienić te jego napady. Jednak kolejny atak w pracy nie był dobrym znakiem i zacząłem zastanawiać się czy coś przede mną jednak nie skrywa, ale gdy dowiedziałem się, że wymknął się z mieszkania i jeszcze wpadł pod auto aż byłem wkurzony. Lecz wiedziałem, że moja złość nie zmieni tego co się stało, a jednak spowoduje iż przestanie mi całkiem ufać. Choć miałem wrażenie, że nie ufa mi już, bo wcześniej gdy coś się działo to jednak podchodził i starał się otworzyć. Jakby nie patrzeć miał problem z ukazaniem samego siebie i przez przeszłość, która w nim siedziała nie potrafił otworzyć się na nowe życie.
Zrobiłem i tak dużo, poświęciłem wiele czasu by do niego dotrzeć aby go otworzyć, ale i tak wszystko zależało od niego, czy on tego chce. Jednak miałem wrażenie, że znów mi się zamyka i nie chce rozmawiać o tym co się u niego dzieje. Westchnąłem przeczesując swoje włosy zastanawiając się nad tym co dziś będę musiał zrobić. Praca jako szef FBI nie była prosta biorąc pod uwagę to iż też obserwowaliśmy działania departamentów i zajmowaliśmy się różnymi sprawami. Szedłem na trzecie piętro co nie za bardzo mi się podobało, ale jeden plus był taki, że żaden obcy nie wchodził na te piętro. Nawet policjanci nie mogli za bardzo uczęszczać na niej dla bezpieczeństwa niektórych rzeczy. Gdy w końcu pokonałem wszystkie schody wszedłem na moje piętro. Koło schodów było miejsce z kanapą i stołem natomiast po lewej stronie było pomieszczenie z czterema biurkami gdzie pracowali moi ludzie. Obok mieli szatnie oraz łazienkę. Oczywiście dalej było laboratorium, które graniczyło z moim biurem, które dzieliłem z moim zastępcą Evanem. Stąd był widok na sam dół co pozwalało obserwować zachowanie poszczególnych funkcjonariuszy.
Moje biuro było poniekąd na wzór biura sto jeden, ale było delikatnie krótsze przez archiwum, które się tu znajdowało. Właśnie koło niego przechodziłem idąc do swojego biura gdzie prawdopodobnie już czeka na mnie szybki raport ze strony mojego zastępcy. Gdyby nie on nie byłoby to takie proste jednak razem służyliśmy od początku i wybrałem go na mojego wspólnika, bo mu ufałem. Wszedłem do środka i spotkałem szafę z różnymi rzeczami. Skręciłem w prawo gdzie na skosie stało moje biurko natomiast przy ścianie po mojej prawej stronie było kolejne należące do Evana.
-Dobry szefie - przywitał się ze mną.
-Cześć Evan jak tam? Jakie wieści? - zapytałem siadając za swoim biurkiem i wziąłem do ręki papiery, które prawdopodobnie muszę przejrzeć.
-Więc trzeba uzupełnić papiery, za kilka godzin jest spotkanie na głównej siedzibie. Kilka wykroczeń względem poniektórych funkcjonariuszy, ale oni już są na zawiasie i jedna sprawa, którą musimy przedyskutować.
-Co to za sprawa i kogo dotyczy? - spytałem, bo wydawał się zmieszany gdy o niej wspominał. Wziął kilka plików papieru i podszedł do mojego biurka więc usiadłem przy nim.
-Chodzi o twojego syna - zmrużyłem powieki nie rozumiejąc czemu musimy o nim dyskutować - mam kilka zgłoszeń odnośnie jego osoby. Głównie to ludzie zatrzymani, ale też znajdzie się kilku policjantów, którzy narzekają na jego rządy.
-Od trzech lat nie dostał ani jednej skargi więc czemu nagle teraz się nabrało ich aż tyle? - nie mogłem tego zrozumieć, ale niestety wiedziałem co go czeka.
-Większość jest anonimowa więc może być też tak, że to jest jakaś ustawka na twojego syna by go zawiesić - Evan nie był głupi i mógł dobrze to wydedukować, bo z Dante nigdy nie było problemów.
-Nie mogę niestety olać tej sytuacji Evan. Może jest moim synem, ale jednak jestem jego przełożonym, a w pracy jest tylko dla mnie pracownikiem. Ile wychodzi mu zawiasu?
-Cóż ilość zgłoszeń jest spora i powinien na minimum tydzień jednak nie jestem pewny autentyczności tych zgłoszeń więc z dwa dni?
-Poinformuj Montanhe o tym - powiedziałem, ale nie ma tego złego, bo w końcu odpocznie trochę i może zechce się przede mną otworzyć.
-Jest poinformowany, aktualnie czeka na nasz werdykt.
-Więc niestety zawias - westchnąłem kręcąc głową na boki.
-Wiesz, że nie możesz być stronniczy.
-Wiem to aż za dobrze Evan - powiedziałem wtrącając się w jego zdanie - trzeba zrobić to co należy i tyle. Sprawdzę go jak wrócę do mieszkania jak się trzyma.
-Powiem ci jak zareaguje to będziesz wiedział na czym stoisz - poklepał mnie po ramieniu i wstał z krzesła.
-Dzięki - uśmiechnąłem się słabo do niego i wstałem również z krzesła by usiąść w fotelu przy biurku i wziąć się za papiery, bo czułem, że szybko ze spotkania w głównej siedzibie nie wyjdę za wcześnie. Nim się obejrzałem było już popołudnie i musiałem jechać więc ominie mnie rozmowa odnośnie zawiasu. Choćbym chciał nie potrafiłbym stanąć naprzeciw synowi i powiedzieć mu prosto w oczy, że jest zawieszony. Dla niego praca to rutyna dnia, która zachęca go do wstawania z łóżka. Czasem widziałem z rana jego niechęć do otaczającego go świata czy ludzi, ale wtedy w pracy zamykał się w biurze i robił papierkową robotę by nie psuć innym dnia swoim myśleniem.
Nienawidziłem głównej siedziby gdyż w niej ludzie podważali moje kompetencje przez pryzmat mojego syna w policji. Pewnie dobiegły ich już pewnie plotki o zawieszeniu, bo wszystko dość szybko się roznosi w służbach. Niestety nie mogłem się zwolnić wcześniej z pracy, chociaż wybrałem numer numer do siedziby, bo nie miałem zamiaru jechać do nich ważniejszy był teraz mój syn.
-Słucham?
-Nie jestem aktualnie zdolny do przyjechania na siedzibę. Trzeba przełożyć te spotkanie na inny dzień - oznajmiłem na co osoba po drugiej stronie nie była chyba za bardzo zadowolona z mojej decyzji.
-Co niby jest ważniejsze od spotkania?
-Rodzina - odparłem i rozłączyłem się, bo nie interesowało mnie to co miał mi powiedzieć. Ja jestem szefem i to ja decyduje kiedy coś robię lub robimy, ale od pracy ważniejszy jest dla mnie mój syn. Pomimo tego, że nie jest z mojej krwi to łączyło nas coś więcej niż inni mogli zobaczyć. Nikt nie chciał zająć się dzieckiem i może był już w miarę duży to jednak był pokrzywdzony przez świat oraz ludzi. Nie żałuję tej decyzji, którą wtedy postanowiłem, bo nie jestem sam. Wracam do mieszkania wiedząc, że nie jest ono puste i choćby mógł się wyprowadzić to nie dostanie nic lepszego niż to co mamy aktualnie. Natomiast ja jestem spokojniejszy wiedząc, że zażył leki i nie ma myśli samobójczych.
Zajechałem pod blok i zaparkowałem na miejscu, które wykupiłem na wyłączność. Zaczęło padać i to dość mocno, ale miałem nadzieję, że szybko minie ulewa. Ostatnio pogoda była dość mieszana, ale zawsze tak było w czasie pory zimowej. Zacząłem zastanawiać się co zrobić na kolację, bo nie jadłem obiadu gdyż nie było czasu na niego. Dostałem powiadomienie na telefon więc zerknąłem na ekran widząc wiadomość od Evana. Czyli mogłem się spodziewać się wszystkiego od załamania po płacz. Oczywiście dostałem jeszcze wiadomość od siedziby, że spotkanie za dwa dni i mam być, bo nie zmienią już mi terminu. Śmieszne jest to, że ja jestem szefem, a tak w siedzibie jeden gościu rządzi się jakby to on był. Choć z tego co wiem to on był kandydatem ze strony współpracowników z FBI i nie za bardzo byli zadowoleni z tego, że ktoś tak nisko postawiony wybił się tak wysoko.
Drzwi się otworzyły więc spojrzałem w ich stronę, ale widząc go całego mokrego od razu posłałem go w stronę łazienki, a sam wszedłem do jego pokoju wybierając luźne ciuchy. Gdy tylko je przyniosłem mu od razu zacząłem robić herbatę, bo jego odporność na taką pogodę jest słaba. Chciałem się dowiedzieć co się dzieje w jego umyśle, ale szczelnie zamknął się przede mną i nie chciał otworzyć. Bałem się, że wymknął mi się spod moich skrzydeł i nie jestem w stanie już do niego dotrzeć. Choć staram się jak mogę, on nie chce ze mną rozmawiać o tym, co siedzi mu na sercu. Obawiałem się, że znów wracamy do punktu z którego przeszliśmy tak długą i ciężką drogę. Nie wiedziałem kiedy zaczął wracać, kiedy odsunął się tak ode mnie, gdzie straciłem go z oczu. Dałem jednak mu przestrzeń mając nadzieję, że tego potrzebuje aktualnie, a z rana przygotowałem mu śniadanie oraz ciepłą herbatę. Jednak wydawał mi się taki osowiały co mi się nie podobało, ale gdy poczułem, że ma chyba gorączkę, bo ma ciepłe czoło chciałem zapobiec jak najszybciej chorobie. Jednak dla pewności potrzebowałem zmierzyć jego temperaturę więc ruszyłem do łazienki po termometr zastanawiając się co mogę dodać mu by wzmocnić jego odporność. Nagle rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła co mnie przestraszyło, bo on nie wziął jeszcze leków. Od razu ruszyłem biegiem w stronę kuchni nie wiedząc co się tu wydarzyło.
-Co się stało?! - krzyknąłem widząc rozbite okno, a następnie kamień na stoliku i Dante, który wpatrywał się w niego, a wszędzie były odłamki szkła. - Dante nic ci nie jest?! - znalazłem się przy nim i złapałem go za policzki sprawdzając czy szkło nie uszkodziło go gdzieś.
-Nnie - wyszeptał tak cicho tak przerażonym tonem głosu iż miałem ochotę zabić tego kto to zrobił.
-Znajdę i udupię tego kto to zrobił! - nie zapanowałem nad swoją złością, ale gdy był bezpieczny od razu podszedłem do okna sprawdzając czy coś się da z niego zrobić czy trzeba całe wymienić. Spojrzałem na Dante, ale gdy zobaczyłem w jego dłoniach kawałek szła od razu zareagowałem. - Nie Dante! - wziąłem go i wyrzuciłem nie chcąc aby on zrobił sobie coś złego. - Nie wolno ci zbliżać się do tych ostrych kawałków! Idź do pokoju i zmierz temperaturę!
To było jedyne wyjście z tej sytuacji aby odsunął się od ostrych kawałków by go nie kusiły, bo widziałem ten jego nieobcy wzrok wybrałem numer do Evana.
-Tak, słucham?
-Przyjedź do mnie na mieszkanie z jednym z najlepszych śledczych. Ktoś wybił mi okno w kuchni i chce wiedzieć kto.
-Będziemy za pół godziny szefie - oznajmił, a następnie się rozłączył. Schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem do pokoju Dante chcąc zobaczyć wynik temperatury, ale gdy wszedłem do środka i zobaczyłem co zrobił sobie w ręce, a następnie uciekł w kąt.
Poczułem się jakbym patrzył na jego młodszą wersję gdy coś go przerażało. Czułem jakbym go zawiódł iż go nie uchroniłem, ale nie miałem mu tego za złe. Mogłem się domyśleć tego co się wydarzy, bo nie wziął leków, a w tym czasie bywa różny. Wiedziałem, że nie mogę tak go dziś zostawić i mnie potrzebował. Wtulał się we mnie tak mocno, ale trzeba było opatrzeć jego ręce. Jeden plus jest taki, że nikt tego nie zobaczy przez długi mundur, ale ja wiedziałem. Wiedziałem już, że jest coś na rzeczy i nie chce mi powiedzieć co więc będę musiał sam dotrzeć do prawdy. Obawiałem się jednak, że będę za wolny, że nie zdążę przed tym czym się tak bardzo boi. Chyba będę musiał przejrzeć baze danych, może ktoś wygląda z Dragons, ale szczerze mówiąc nie mamy zdjęć oprócz tych co zostali skazani na śmierć. Tak mało informacji o grupie, która była dość niebezpieczna, ale wpływowa przez swój towar z logiem smoka. Szkoda, że Dante nigdy nie chciał powiedzieć czegoś więcej o ludziach, którzy tam byli. Jedynie tak naprawdę on wie kto krył się za chustami. Mogłem mieć tylko nadzieję, że ten incydent powstał przez nadmiar emocji w nim.
Czy Sonny zdoła dotrzeć do Dante?
Czy odkryje kto stoi za zniszczeniem okna?
2289 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro