Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chcę odzyskać...

Witam wszystkich serdecznie!
Dawno się nie wiedzieliśmy :3
Mam nadzieję, że czekaliście
Dziś dość ciekawy rozdział!
U mnie spadł pierwszy śnieg, a u was już jest?
Miłego dzionka życzę wszystkim 💚

Capela

Obudziłem się po zażyciu leków chyba dość późno, ale powoli podniosłem się do siadu i syknąłem z bólu, bo przedramiona mnie bolały. Były zabandażowane i to bardzo dobrze przez tatę za co byłem mu wdzięczny. Jednak coś skupiło moją całą uwagę, bo słyszałem dwa głosy w kuchni i poczułem jak serce mi przyspiesza, ale wychwyciłem w nich głos Rightwilla na co uspokoiłem się trochę. Nie rozpoznałem jednak tego drugiego głosu, niepewnie wstałem z łóżka i ubrałem na siebie bluzę by zakryć bandaże na rękach. Nie chciałem by ktoś wiedział więcej o chwili mojej słabości. Jakby to się roznosiło to miałbym problemy w pracy, a tego bym nie chciał, bo cenię sobie pracę policjanta. Poprawiłem włosy i powoli podszedłem do drzwi, a następnie powoli je otworzyłem wychylając się przez framugę aby rozejrzeć się co się dzieje. Od razu zauważyłem, że tata siedzi z Evanem na kanapie, ale chyba mnie nie zauważył.

-Wstałeś Dante? - nie sądziłem, że mnie przyuważy, ale nie mogłem się już wycofać.

-Tak - powiedziałem cicho - dzień dobry - dodałem po chwili widząc na sobie wzrok Evansa. Nigdy jakoś nie umiałem zrozumieć tego mężczyzny choć Rightwill nie miał z tym żadnych problemów.

-Cześć młody - uśmiechnął się do mnie i mogę przyznać rację, że był trochę jak wujek gdy był poza pracą, ale w pracy zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni.

-Dobrze, że wstałeś. Jak się czujesz?

-Dobrze - odparłem poniekąd, ale nie do końca tak się czułem.

-Obiad jest na kuchence weź sobie tyle ile chcesz - powiedział na co skinąłem głową i posłusznie ruszyłem do kuchni.

Nie zdziwiło mnie to, że okno było zaklejone przy pomocy plandeki by zimne powietrze nie wchodziło do środka, ale zauważyłem, że nie ma całkiem ramy. Podszedłem do kuchenki gdzie była moja ulubiona zupa. Tata starał się jakoś pocieszyć i podbudować moje samopoczucie tym co lubię. Było to miłe i czułem jak cieplej robiło mi się na sercu. Wziąłem miskę i nalałem do niej rosołu z kluskami, a przede wszystkim starałem się wyłowić jak najwięcej. Może nie byłem za bardzo głodny, ale dla tej zupy zawsze robiłem wyjątek tym bardziej, że uwielbiam tą zupę. Nie chciałem jeść w kuchni więc wraz z miską jedzenia ruszyłem w stronę swojego pokoju i widziałem ten wzrok taty na sobie to jednak nie skomentował tego. Nie mogłem za bardzo jeść w pokoju, bo po to była kuchnia, ale nie czułem się komfortowo w niej. Co chyba zrozumiał tata bez mówienia mu, usiadłem przy biurku i spojrzałem przez okno. Było nadal zamknięte przez Rightwilla bym nie wymykał się z domu. Rozumiałem to, ale chciałbym chociaż móc przewietrzyć w pokoju, bo było trochę duszno tu albo mi się tak wydawało.

Zjadłem dość wolno zupę, ale przez to iż patrzyłem w telefon i patrząc się w wiadomości. Nie doczytałem tego co wysyłał do mnie Peter, ale wiadomość od niego była jasna. To, że nie odczytywałem nie oznacza iż nie widziałem ich, ale byłem świadomy do czego może się posunąć brązowooki do tego aby osiągnąć cel. Chcieli mnie chyba złamać i jak na razie bardzo dobrze im to się udawało. Wyłączyłem telefon nie chcąc patrzeć na numer tego mężczyzny i niby mogłem go namierzyć przez bycie policjantem, ale potem bym musiał zrobić protokół iż używałem policyjnego sprzętu do własnych celów, a to nie jest zbyt dozwolone. Nawet mi jako komendantowi więc nie chciałem by FBI na mnie się skupiło i tak nie za bardzo mnie lubią tam w robocie u taty. W końcu jak ktoś taki jak ja może służyć kraju, mając tak wiele w sobie wad, które są problemami niż zaletami w byciu policjantem. Z moich ust wymknęło się ciche westchnienie, bo wszystko jest przeciwko mnie i jedynie tata jest po mojej stronie. Wziąłem talerz, a po chwili przechodziłem przez salon idąc do zlewu.

-Dante mogę cię prosić do mnie na chwilę? - zdziwiłem się prośbą taty, ale posłusznie przeszedłem do salonu i poczułem ucisk w klatce piersiowej.

-O co chodzi? - spytałem cicho czując dwie pary oczu na sobie, co niewątpliwie nie było przyjemnym uczuciem.

-Cóż przemyślałem kilka spraw i uważam, że powinieneś odetchnąć od tego co się wydarzyło. Dlatego chcę przedłużyć twoje zawieszenie minimum do czwartku byś jednak odpoczął - zmrużyłem powieki, bo nie za bardzo dotarło do mnie to co powiedział.

-Co? - mruknąłem, bo więcej wolnego nie było mi potrzeba. Chciałem jak najszybciej wyjść stąd i nie wracać do późna by nie myśleć o tym co się tu wydarzyło. Ucisk w klatce piersiowej stał się intensywniejszy, bo czułem jak rośnie we mnie panika, którą starałem się zdusić głęboko w sobie.

-Uważam, że decyzja twego ojca jest adekwatna do tego co się wydarzyło. Przyda ci się trochę dłuższy odpoczynek niż dzień dwa - słowa Evansa spowodowały iż czułem złość, bo nie mieli prawa decydować za mnie co jest lepsze, bo sam poniekąd wiedziałem co chcę.

-Wiem, że nie jest to coś co cię cieszy Dante, ale wolałbym byś tu został, bo to będzie bezpieczniejsze - zacisnąłem dłonie w pięści co chyba zauważył - rozumiem twoją złość, ale spróbuj zrozumieć i mnie!

Wziąłem głęboki wdech i skinąłem głową, bo szczerze mówiąc nic nie mogłem już zrobić. Zdecydował za mnie, a tego nienawidziłem najbardziej iż ktoś ma nade mną kontrolę. Całe swoje życie ktoś decydował za mnie co mam zrobić, jak i gdzie iść oraz na ile. Miałem nadzieję, że chociaż Rightwill nie będzie mnie zmuszać do tego co nie chce robić. Jednak zdecydował więc bez słów ruszyłem do pokoju nie chcąc z nim rozmawiać. Może zachowałem się jak pięcioletnie dziecko, ale ceniłem sobie swoją swobodę i możliwość robienia tego, co mi nie było wolno za młodu. Zamknąłem za sobą drzwi i zsunąłem się po nich, czułem się zraniony, ale nie wiedziałem dlaczego to tak bardzo bolało.

-Może jednak to był błąd i nie powinienem mu przedłużać? - słyszałem ten jego zdenerwowany głos za drzwi.

-Daj spokój Sonny wygląda jak wrak człowieka. Jak ktoś go zobaczy w takim stanie to będzie nieciekawie. Niech się najpierw uspokoi i odetchnie.

Może mieli rację, że powinienem odpocząć, bo zbyt wiele miałem na głowie. Za dużo myśli i leków wędrowało po niej starając się znaleźć jakieś ujście z tego labiryntu bez wyjścia. Skuliłem się pod tymi drzwiami czując, że dalej pobolewa mnie w klatce piersiowej. Chyba zapomniałem wziąć leków na serce, muszę je jak najszybciej wziąć aby nie zaczęło mnie bardziej boleć. Jednak nie miałem siły by wstać spod drzwi i choć tak niewiele dzieliło mnie od łóżka w którym mam schowane leki, to brak siły był demotywujący. Wtuliłem się bardziej w siebie starając się spokojnie oddychać by uspokoić choć trochę bolące serce, które było dla mnie utrapieniem. Nie myślałem, że kiedykolwiek będę musiał leczyć się na organ, który odpowiada za funkcjonowanie mojego organizmu. Zamknąłem oczy pozwalając by ciemność przejęła władzę nade mną.

-Dante…Dante! Dante!! - chyba ktoś mnie wołał, ale nie mam pojęcia kto. Jego głos był zniekształcony, a moje oczy głównie powieki były takie ciężkie. Nie umiałem ich podnieść czułem się źle, ale też czułem jak ktoś delikatnie chce otworzyć drzwi. - Dante jeśli mnie słyszysz powoli postaraj się przesunąć do biurka! - widziałem biurko praktycznie przed sobą więc przesunąłem się ledwo w jego stronę, a drzwi delikatnie się otworzyły - nic ci nie jest? Co się stało?

-Nic - wyszeptałem patrząc się na niego choć trochę był rozmazany w moich oczach. Poczułem jak kładzie swoje dłonie po moich bokach i podniósł mnie trzymając stabilnie w ramionach.

-Widzę właśnie, że nic - westchnął, a ja poczułem się źle z tym, że znów go martwię i ranię. Położył mnie delikatnie na łóżku i przyłożył dłoń do mojego czoła - jesteś nadal gorący. Przyniosę ci wodę i lekarstwa.

-Yhym - mruknąłem cicho na jego słowa i sięgnąłem za poduszkę by wyciągnąć tabletki na serce, których potrzebowałem. Nie sądziłem, że będę miał taki zjazd, ale szybko wyciągnąłem dwie tabletki i czekałem aż Rightwill przyjdzie z wodą oraz kolejnymi lekami.

-Połknij te powinny zbić ci temperaturę - oznajmił więc wziąłem je do ręki gdzie miałem już schowane dwie, a do drugiej wziąłem szklankę wody. Wrzuciłem wszystkie tabletki do ust by nie zauważył i połknąłem je ledwo, bo nie lubiłem łykać tabletek tym bardziej aż tyle - dlaczego siedziałeś oparty na drzwiach?

-Nie wiem - mruknąłem cicho zamykając oczy, bo nie chciałem z nim rozmawiać.

-Wiem, że możesz być na mnie zły za to co postanowiłem, ale uważam, że potrzebujesz odpocząć poza tym pojutrze masz wizytę u psycholog - otworzyłem oczy słysząc ostatnie słowo.

-Dlaczego? - spojrzałem na niego, bo miałem raz w miesiącu psychologa i już go zaliczyłem.

-Uważam, że powinieneś porozmawiać z nią choćby trochę spróbuj. Dobrze wiemy, że nie mówisz mi wszystko i wiem, że nie otworzysz się całkiem, ale może ona poradzi ci co robić - patrzył na mnie tymi oczami, które wpatrywały się we mnie i im dłużej się im przyglądałem tym bardziej widzę różnice między naszymi oczami. Jego były jaśniejsze jakby ocean gdy moje są ciemniejsze.

-Dobrze - odparłem, bo i tak muszę się tam zjawić, co nie za bardzo mi odpowiadało, ale nie miałem wyboru.

-Nie chcę cię zmuszać do tego co nie chcesz, ale chcę ci tylko pomóc - powiedział, a ja dobrze go rozumiem, ale nie potrafię się otworzyć choćbym chciał to zrobić.

-Wiem.

-Zrobisz co uważasz, ale wiesz co ja sądzę… - dodał po chwili ciszy między nami gdy on wpatrywał się w lustro na szafie - …odpoczywaj, przyjdę później zobaczyć co z tobą - rzekł, a następnie ruszył do wyjścia z mojego pokoju. Chciałem go zatrzymać i przeprosić, ale nie potrafiłem się odezwać by nie opuszczał mnie jednak on opuścił pokój. Czułem jak ucisk w mojej klatce nasila się przez to skuliłem się, a po chwili z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Nie potrafiłem zapanować ponownie nad swoimi emocjami i to mnie denerwowało, ale ból wewnątrz mnie był niszczący. Nie wiedziałem już czy to jest ból związany z moją przeszłością czy ból przez moje serce, które chyba dość za szybko biło choć nie robiłem nic takiego by waliło tak nieregularnie.

Tak jak obiecał Rightwill przyszedł wieczorem by sprawdzić moją temperaturę. Na szczęście moje serce przestało tak boleć więc nie musiałem ukrywać przed nim swojego bólu. Jednak jak przykładam dłoń do swojej klatki piersiowej czuję te nieregularne bicie serca. Wcześniej chyba tak nie bylo, bo biło mi szybko gdy miałem jakieś ataki paniki. Obawiałem się, że leki nie działają, a sam Black stwierdził iż możliwe będzie szukanie odpowiedniego lekarstwa dla mnie, ale co jeśli takiego nie będzie. Nim się obejrzałem nastał ranek, a ja wstałem z łóżka by iść się umyć. Wiedziałem, że moje przedramiona będą cierpieć przez wodę, ale jeśli chciałem iść do Blacka to musiałem się ogarnąć, bo wyglądałem rzeczywiście jak sto nieszczęść.

-Jak się czujesz Dante? - spojrzałem na tatę, który kroił coś zapewne do śniadania dla nas.

-Dobrze - odparłem nieśmiało - cchciałbym się umyć czy założysz mi świeże bandaże?

-Wiesz, że kąpiel może być dość boląca biorąc pod uwagę świeże i mocne zranienia.

-Wiem, ale potrzebuje się umyć - powiedziałem, ale widziałem ten jego wzrok na sobie, który szukał powodu dlaczego chcę się umyć właśnie teraz.

-No dobrze, założę ci, ale musisz szybko się umyć, bo za godzinę muszę być w siedzibie FBI.

-Dziękuję tato - mruknąłem, ale widziałem kątem oka jak uśmiech wchodzi na jego usta. Nie zawsze nazywam go tatą często po prostu mówię do niego jak do kolegi, albo jak do szefa. Szanowałem go i kochałem na swój sposób, ale czasem kwestionuję to wszystko co się dzieje wokół mnie oraz tych wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają.

Wszedłem do łazienki mając w ramionach świeże ciuchy i nalałem trochę wody do wanny, a między czasie rozebrałem się z ciuchów w których spałem. Najgorsze było ściąganie z siebie tych bandaży, bo bolało to gdyż niektóre miejsca zasklepiły się właśnie z materiałem, który ściągnąłem. Zaciskałem zęby starając się nie pokazać po sobie, że mnie to boli. Myślałem, że w ten sposób oszukam swój mózg i może mniej będzie boleć, ale chyba to nie działa w ten sposób. Wrzuciłem do kosza zużyte bandaże i cały nagi wszedłem do wanny z której parowała woda. Pierwsze co poczułem to pieczenie, które przeplatało się z bólem, ale im dłużej miałem położone pod wodą dłonie tym szybciej ten ból mijał. Po chwili nie czułem już nic więc wziąłem się za mycie, chociaż jak dotarł do ran płyn to zaczęło mnie strasznie piec. Nie miałem siły by umyć drugi raz głowę czy wymyć przedramiona gąbką. Chciałem jak najszybciej wyjść, bo tata też nie miał całego dnia i z pewnością nie był zadowolony, że idzie do pracy.

Natomiast ja zostaję sam w domu, ale sam chciał bym nie szedł do pracy więc może winić samego siebie. Zacząłem wycierać ciało swoim ręcznikiem i zerkałem na swoje odbicie w lustrze czy aby to na pewno jestem ja. Pomimo tego, że spałem naprawdę wczoraj dużo to wyglądałem jak trup co mnie martwiło, a pewnie tatę jeszcze bardziej. Wziąłem się jednak w garść i ubrałem w świeże ciuchy chcąc pokazać tacie iż sytuacja ze wczoraj była tylko jednorazową chwilą słabości przez brak lekarstw. Nie musi wiedzieć, że powodem tego ataku było co innego. Ogarnąłem się na tyle ile pozwalał mi czas, a kończył mi się więc stwierdziłem, że później wysuszę włosy. Wyszedłem z łazienki zostawiając ją w miarę czystą za sobą i wszedłem do kuchni będąc zdziwiony, że zamiast plandeki było już całe okno wraz z szybą.

-Jestem - mruknąłem cicho widząc jak siedzi przy stole i pije kawę, spojrzał na mnie.

-Siądź przy mnie - oznajmił pokazując dłonią na krzesło więc też to zrobiłem, a teraz zauważyłem, że oprócz jedzenia na stole jest apteczka. Nie ubierałem nas sobie żadnej bluzy więc miał otwarty dostęp do moich kończyn. Wziął delikatnie moją dłoń i położył ją na stoliku, a następnie przemył moje rany wodą utlenioną. Piekło, ale tak już musiało być, ale najgorsza była ta cisza i wzrok skupiony taty na tym co robi. Nie wiem czy bardziej się martwił czy może obwiniał, że mnie nie powstrzymał. Nim się jednak obejrzałem na jednej jak i drugiej ręce miałem już świeże bandaże - proszę cię Dante uważaj na siebie i nie rań więcej dobrze?

-Tak tato - odpowiedziałem cicho widząc jak wstaje, a następnie całuje mnie w czółko przez to jeden kącik ust uniósł się do góry.

-Bądź grzeczny i odpoczywaj, masz śniadanie oraz leki, a jak będziesz chciał gdzieś wyjść napisz mi tylko.

-Dobrze…

Czy Dante powie mu, że idzie na szpital?
Czy Black wypisze kolejne leki?

2341 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro