Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

– Gdzie znowu ten pierdolony kot? – mówię z papierosem w ustach. Jeszcze go nie zdążyłem odpalić. – Durny sierściuch, zawsze się gdzieś schowa – mruczę pod nosem.

Nasypuję do miski kociej karmy, do drugiej nalewam świeżej wody. Obie stawiam z rozmachem pod ścianą na kuchennej podłodze. Przypomniałem sobie, że wypadałoby mu dać jeść, zanim wyjdę do pracy.

– Żryj, głupi kocie – dodaję jeszcze, choć pewnie on mnie nawet nie słyszy.

Ten kot to jakiś totalny niewypał. Zupełny popierdoleniec. Czasem zapominam, że w ogóle tu jest. Ja rozumiem, że koty chodzą własnymi drogami, ale on... Kilka razy już zdarzało się, że pół dnia przeszukiwałem całe mieszkanie, aż w końcu znajdowałem go gdzieś pod jednym z mebli lub w jakiejś szufladzie, gdzie byłem pewien, że wcześniej sprawdzałem. To mieszkanie to jedyne czterdzieści trzy metry kwadratowe. Gdzież można się chować przy dwóch pokojach, aneksie kuchennym i niewielkiej łazience? Kiedyś pewnie zdechnie w jednej ze swoich kryjówek, a ja go znajdę dopiero gdy zacznie śmierdzieć.

Weź sobie kota – mówili. Nie będziesz czuł się taki samotny – mówili. A ja, idiota, się zgodziłem. Wolałbym psa, ale przy moim trybie życia, to nie byłby najlepszy wybór, zwłaszcza że biorąc go, wiedziałem już, że czeka mnie siedzenie w robocie po osiem godzin dziennie, a może i więcej.

Oczywiście nie mógł mi się trafić normalny kot, który czasem przyjdzie się połasić, otrzeć o nogi, czy będzie spać ze mną w łóżku. Nie... Ja musiałem trafić na wyliniały worek pcheł, z postrzępionymi przez psy uszami i z napadami lękowymi.

Wszystko przez pewną wytatuowaną blondynkę, całą w kolczykach, która zawodowo jest tatuażystką, a popołudniami bawi się w wolontariat w jednej z fundacji na rzecz pokrzywdzonych zwierząt.

Spójrz tylko na niego. Jaki on jest biedny i pokrzywdzony przez los. Potrzebuje tylko odrobiny ciepła, poczucia bezpieczeństwa i na pewno będzie dla ciebie idealnym towarzystwem – zapewniała Agnieszka. Ciekawe niby po czym to wywnioskowała? Bo też jestem wyliniały i pokrzywdzony przez los? A może mam pchły? Ona ma szczęście, że wisi mi jeszcze jeden tatuaż.

Na samą myśl o pchłach zaczyna mnie wszystko swędzieć. Drapię się po tyłku. Wciąż jestem w samych bokserkach, a za jakiś kwadrans powinienem wychodzić do roboty. To mój pierwszy dzień. Nie wypada się spóźnić. Żałuję tylko, że nie mogę pracować zdalnie z domu, jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Przynajmniej moja praca nie wymaga zbytnich interakcji z innymi ludźmi. Już wolę towarzystwo kota, który przypomina z wyglądu szczura.

Zapalam wreszcie papierosa i trzymając go wciąż w ustach, udaję się do łazienki. Opieram ręce o blat, kładąc dłonie po dwóch stronach umywalki, nad którą się nachylam. Przez moment łapie mnie zawias. Zastanawiam się, po co mi to wszystko. Po co mam się starać? Nie mam już dla kogo walczyć. Powtarzają mi, że mam jeszcze przed sobą całe życie i że na pewno ułożę sobie jakoś przyszłość. Szkoda tylko, że ja nie jestem tego taki pewien.

Odzyskuję kontakt z rzeczywistością, gdy pierwsze drobiny popiołu spadają na białą powierzchnię. Unoszę wzrok i spoglądam w lustro. Podkrążone i przekrwione oczy. Śniada cera. I tak jest lepiej, niż było jeszcze te kilka miesięcy temu. Dwudniowy zarost pokrywa moje policzki i brodę. Powinienem się ogolić? Jutro. Zarost dodaje męskości.

Spoglądam na zapadniętą klatę i odstające cycki. Po sześciopaku na brzuchu nie ma już śladu, została tylko mała beczułka po piwie. Lata ćwiczeń na siłowni z Arkiem poszły na marne.

Całe ramiona mam wytatuowane aż po nadgarstki oraz lewą stronę tułowia. Niektóre tatuaże wybierała ze mną Marysia, teraz tylko one mi po niej pozostały. Muszę wreszcie umówić się z Agnieszką na kolejną sesję. Potrzebuję zmiany.

Gaszę papierosa o blat, wyrzucam go do kibla, a następnie przemywam wodą twarz. Spoglądam jeszcze raz w lustro. Krople wody spływają po policzkach, rzęsach i brodzie. Pora zbierać się do pracy.

***

Siedzę przy swoim nowym biurku, w jednym z wielu boksów w pomieszczeniu. Mój własny kąt. Azyl. Jak tylko ogarnę sytuację, przyniosę słuchawki i nic nie będzie zakłócać mi spokoju przy pracy. Nic oprócz elektrycznych gitar i growlującego wokalisty, bądź wokalistki. Próbuję odciąć się od odgłosów biura, żeby skupić się na robocie. Dostałem już pierwsze zlecenie. Banalne, ale nie jestem przyzwyczajony do pracy przy tylu ludziach dookoła. Dobrze, że chociaż są te boksy i nikt nie zagląda mi przez ramię, jak pracuję.

Po drugiej wizycie w palarni jestem już w połowie roboty. W pomieszczeniu, gdzie głównym dźwiękiem jest odgłos klikania w myszkę bądź w klawiaturę, słyszę nagle głośne stukanie obcasów o wykafelkowaną podłogę oraz damski głos, rzucający od czasu do czasu jakieś dzień dobry. Jednak staram się nie zwracać na to większej uwagi i koncentruję się na tym, co mam do zrobienia.

– Czy pani ojciec jest dzisiaj w pracy? – odzywa się jeden z chłopaków, siedzący kilka boksów dalej.

– Nie ojciec, tylko pan prezes i jeśli chodzi o podwyżkę, to najpierw zacznij wydajniej pracować, potem możesz prezesowi zawracać głowę – odpowiada kobieta, będąca źródłem stukających obcasów. Zdecydowanie muszę zacząć pracować ze słuchawkami. – Ania, co za fatalny dobór kolorów – kobieta zwraca się do jednej z pracownic – na drugi raz załóż inną bluzkę do tej spódnicy – dodaje z wyższością.

Nie odrywam oczu od monitora, choć wypowiadane przez nią słowa sprawiają, że zaciskam mocniej zęby. Mam ochotę warknąć, ale powstrzymuję się, bo słyszę, jak mówi:

– Gdzie jest ten nowy pracownik?

Nie wytrzymuję. Wychylam się powoli zza ścianki swojego boksu. Moim oczom ukazują się długie, zgrabne nogi osłonięte cienką pończochą kobiety zbliżającej się w moją stronę. Moją uwagę przyciąga obcisła, krótka spódnica, której pas kończy się nienaturalnie wysoko, prawie że pod biustem. Całkiem okazałym biustem. Okrywa go lekko prześwitująca bluzka, pod którą można dostrzec biały koronkowy stanik. Nie powiem. Jest atrakcyjna, a jej strój przywołuje mi na myśl wszelkie możliwe fantazje z sekretarką w roli głównej.

Brakuje tylko, żeby miała włosy upięte wysoko w kok. Tymczasem jej jasne pasma opadają na twarz, gdy pochyla się nad jakimiś papierami, które trzyma w ręce. Czerwone okulary zjeżdżają jej nieco z nosa, więc poprawia je wolną dłonią.

– Nie gap się tak – słyszę szept kolegi z boksu obok – to córka prezesa – dodaje Wiktor.

– Bronisław Czyżyk, to pan? – Kobieta podchodzi i przystaje przy moim biurku. – Mam dla pana kilka dokumentów, które musi pan uzupełnić.

Wyciąga w moją stronę plik kartek. Spogląda wreszcie na mnie. Dostrzegam konsternację w jej spojrzeniu. Przygląda się mi uważnie.

Marszczę brwi. Laska wydaje się znajoma. Próbuję zebrać myśli, przypomnieć sobie, skąd mogę ją znać. Mam wrażenie, że ona robi dokładnie to samo. Mierzy mnie swoimi niebieskimi oczami. Zmarszczka na jej czole sugeruje, że intensywnie myśli.

Nagle dostrzegam charakterystyczny błysk w jej oku. Wszystkie trybiki w głowie zaskoczyły, a jej mina robi się zupełnie obojętna.

– Drako?

Gdy to jedno, magiczne słowo wychodzi z jej ust, dookoła zapada zupełna cisza. Ton głosu, sposób, w jaki je wypowiedziała, sprawiają, że ja również doznaję olśnienia. Choć jeszcze przez krótką chwilę próbuję wyprzeć tę straszną, przerażająca myśl. Imię kołacze się po mojej głowie i bardzo chce ujrzeć światło dzienne, ale ja boję się je wypowiedzieć. Gdy to zrobię, nie będzie już odwrotu. Nie będę mógł udawać, że nie znam tej dziewczyny.

Bo tak właściwie nie znam jej zbyt dobrze. Chyba nawet nigdy nie zamieniłem z nią jednego logicznego zdania. Jednak nie musiałem, żeby wiedzieć, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Jest ucieleśnieniem wszystkiego, czego nienawidzę u innych ludzi. Arogancja, impertynencja, zuchwałość, egoizm, pycha, wyrachowanie – wszystkie te cechy składają się w całości na jedno, konkretne imię...

– Laura.

***

Media: Light the torch "Calm before the storm"



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro