Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.Czyli jest szansa?

Ostatnie dni spędziłam na stresowaniu się dniem zaprezentowania mojego projektu. Okazało się jednak, że wszystko było idealnie, komisja była zachwycona, a ja dostałam piątkę z najlepszym wynikiem na roku. Wyszłam zadowolona z budynku uczelni wraz z Agatą, która trzymała mnie pod ramię. Zacięcie rozmawiałyśmy o naszych projektach gestykulując rękami. Dokładnie o takim docenieniu mojej ciężkiej pracy marzyłam, jednak byłam świadoma, że po części to Łukasz był odpowiedzialny za ten sukces biorąc pod uwagę, że gdyby nie jego montaż oddałabym wszystko w kompletnej rozsypce. Skierowałyśmy się w stronę mojego osiedla mając zamiar opić sukces przy czym nawet na sekundę nie przerwałyśmy zaciętej konwersacji. 

- Hej, piękne. - obok nas pojawiło się trzech ogromnych facetów - Macie ochotę się zabawić? 

- Średnio. - odparła Agata - Mamy ciekawsza rzeczy do roboty.

- Doprawdy? - jeden z nich uniósł wysoko brew łapiąc mnie mocno za ramię - Nie ma nic ciekawszego od zabawy z nami. Szkoda, że jest was tylko dwie. Może zadzwonicie po jakieś koleżanki?

- Naprawdę upadliście tak nisko, żeby szukać laski do łóżka na ulicy? - prychnęłam - Życzę powodzenia w poszukiwaniach.

- Nie dość, że seksowne to jeszcze pyskate. - zaśmiał się drugi

Zaczynałam się bać zresztą, że powoli robiło się ciemno, a w pobliżu nie było widać ani żywej duszy. Agata była jeszcze bardziej spanikowana ode mnie co wyczytałam z jej twarzy, a ci faceci nie miali nawet zamiaru nas puścić. 

- Panowie, macie może jakiś problem? - ni stąd ni zowąd do moich uszu dobiegł męski głos

Odwróciłam głowę, żeby ujrzeć Łukasza i Kamila zmierzających w naszą stronę.

- My nie, ale koleżanki tutaj owszem. - odparł napakowany typ przypominający mi trochę Popka

- Teraz grzecznie puścisz tą koleżankę i poleziesz tam skąd przylazłeś. - Łukasz stanął obok mnie palcem wskazując na jego dłoń zaciśniętą na moim ramieniu

- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić?

- Naprawdę chcesz się przekonać kim jestem? 

- Uwierz mi, że chcę. - powiedział pewnie po czym szarpnął mnie mocno sprawiając, że straciłam równowagę i popchnął mnie przez co się wywróciłam

Agata podbiegła do mnie szybko pomagając mi wstać z ziemi tymaczasem na środku parku w centrum miasta rozpoczęła się prawdziwa awantura, w której Łukasz i Kamil zdecydowanie wyznaczali warunki. Mój były nauczyciel okładał napastnika pięściami podczas gdy jego przyjaciel walczył z drugim. Trzeci w ogóle gdzieś uciekł, a w parku pojawiła się tylko para jakichś emerytów jak najszybciej się dało wybierając numer na policję.

- Łukasz, psy jadą! Musimy spieprzać! - krzyknął nagle Kamil odciągając swojego kolegę od faceta

- Jeszcze się policzymy. - powiedział mężczyzna w stronę zwijającego się z bólu mięśniaka i dotknął dłonią mocno krwawiącej wargi

- Nic wam nie jest? - podeszli do nas

- Nie, ale wam chyba owszem. - powiedziałam patrząc na wargę Łukasza

- To może zrobimy tak... - zaczął Kamil - Łukasz ty zajmiesz się Karoliną, a ja odwiozę jej koleżankę, okej?

- Spoko, ale ruchy, bo zaraz nie będzie tak kolorowo. - powiedział poszkodowany mężczyzna wskazując na zbliżające się syreny

Pobici faceci również szybko się zmyli, a biorąc pod uwagę, że tej dwójki starszych ludzi już tu nie było mogliśmy być pewni, że żadnych konsekwncji z tego nie będzie.

- Chodź, to nie daleko. - powiedziałam pomagając mężczyźnie się na mnie oprzeć

Dostał mocno w brzuch przez co miał problem z wyprostowaniem się, a ja nawet nie wiedziałam jak powinnam mu dziękować za to co dla nas zrobili. Pomachałam jeszcze Agacie, która podążała zaraz za Kamilem w stronę parkingu. Po kilku minutach jakimś cudem wdrapaliśmy się na moje piętro wchodząc od mieszkania gdzie przywitała nas zszokowana Wika.

- Jezu Chryste, co się panu stało?! - momentalnie pojawiła się obok nas

- Wybierasz się gdzieś? - zmierzyłam wystrojoną przyjaciółkę wzrokiem olewając jej wcześniejsze pytanie

- Miałam iść na imprezę, ale w takich okolicznościach...

- Idź. - powiedziałam pewnie, zaś ona uniosła brew - Poradzę sobie, idź. Tylko uważaj na siebie, proszę.

- Jasna sprawa. - uśmiechnęła się szeroko po czym podeszła do drzwi - Nie czekaj na mnie, paaa.

Puściła do mnie oczko po czym wyszła z mieszkania. Zaśmiałam się w duchu i posadziłam mężczyznę na krześle w kuchni szukając apteczki.

- Daj spokój, nic mi nie jest. - powiedział matematyk

- Nic ci nie jest? - prychnęłam - Widziałeś się w lustrze? Chyba będziesz musiał wziąć kilka dni zwolnienia, bo wystraszysz wszystkie dzieciaki. 

- Chętnie odpocznę kilka dni. - zaśmiał się, a ja rozłożyłam apateczkę na stolę stając przed nim

Spojrzał na mnie z przerażeniem kiedy namaczałam gazę wodą utlenioną zapewne zdając sobie sprawę co za chwilę go czekało.

- Nie mów tylko, że pobiłeś się z jakimś mięśniakiem, a boisz się wody utlenionej. - powiedziałam z rozbawieniem rozkładając ręce

- Uwierz mi, że woda utleniona jest o wiele gorsza od jakiegoś mięśniaka. - zaśmiałam się na jego słowa po czym ostrożnie przyłożyłam gazę do miejsca nad brwią, które jak się okazało również było mocno rozcięte. Zacisnął zęby sycząc całkiem głośno.

- Przepraszam, staram się, żeby nie bolało.  - ponownie wydałam z siebie lekki śmiech

- Może jakoś dam radę. - uśmiechnął się chwilę później krzywiąc się pod wpływem skrzywdzonej wargi

- Nawet nie wiem jak wam dziękować. Gdyby nie wy... - zaczęłam nie przerywając swojego zajęcia

- Daj spokój. Każdy by zrobił to samo. - odparł wciąż z grymasem na twarzy

- Nie każdy. - oznajmiłam wymieniając gazę - Co w ogóle tutaj robiliście?

- Długa historia. - machnął rękę - Kamil odbierał samochód z warsztatu niedaleko i zachciało mu się Whisky, więc poszliśmy na skróty przez park. I bardzo dobrze, że tamtędy poszliśmy.

- Jak ty w ogóle to zrobiłeś, że ten facet padł jak długi... 

- Od roku trenuję boks. - nie dał mi skończyć

- Boks? - uniosłam brwi

- Zdziwiona? - zaśmiał się

- Nie, kompletnie. - pokręciłam przecząco głową żebyśmy po chwili oboje mogli się zaśmiać

- A jak projekt? - wtrącił nagle

- Najlepszy na roku. - oznajmiłam, zaś on wydał z siebie nieco dziwny dźwięk zadowolenia - Ale bez twojej pomocy by się nie udało.

- A takim razie... co powiesz na romantyczną, przyjacielską kolację w zamian? - spytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy

- W McDonaldzie? - zaśmiałam się

- Jeżeli tak chcesz. - wzruszył ramionami - Mi to lotto.

- Najpierw stań na nogi, potem pogadamy. - pokręciłam ze śmiechem głową

- Czyli jest szansa?

- Może. - powiedziałam tajemniczo i nakleiłam plaster tuż nad jego brwią - Skończyłam. Było aż tak źle?

- Chyba masz magiczne ręce, bo prawie nie bolało. - stwierdził, a ja schowałam apteczkę z powrotem do szafki

- Trzymaj. - podałam mu worek z lodem, który przyłożył do wargi ponownie wydając z siebie syknięcie

Wstał z krzesła tym razem krzywiąc się pod wpływem bólu brzucha.

- Bardzo boli? - sama skrzywiłam się na ten widok

- Nie, luz. - powiedział opierając się o blat

- Przepraszam, to przez nas tak wyglądasz... - przetarłam twarz dłońmi

- Przestań. - podszedł do mnie - To nie wasza wina, że jacyś frajerzy placzą się po parkach. Teraz raczej już się do was nie zbliżą. Przynajmniej ten jeden, nie wiem jak skończył drugi.

- Trochę lepiej. - powiedziałam

- Czyli muszę doszkolić Kamila. - stwierdził 

- Zdejmij tą koszulkę. - zaproponowałam widząc, że jego odzienie na górze wybrudzone jest krwią

- Jesteś tego pewna? - zaśmiał się

- Zdejmuj. - rozkazałam po raz kolejny ze śmiechem

Z lekkim trudem zdjął koszulkę ukazując tym samym mięśnie przypominające brzuchy aktorów  z filmów, do których wzdychały miliardy kobiet na całym świecie lub najlepszych sportowców chodzących po tym globie. Odebrało mi mowę. Wyglądał jeszcze lepiej niż dwa lata temu  nawet z tą rozwaloną wargę i brwią. W ciemnościach nie byłam w stanie dojrzeć tego jak dokładnie wyglądała jego sylwetka, ale zdecydowanie tego się nie spodziewałam.

- Żyjesz? - zaśmiał się

Potrząsnęłam głową po czym wzięłam od niego koszulkę zmierzając w stronę łazienki. Uprałam ubranie po czym rozwiesiłam się zastanawiając się w co by go ubrać. 

- To koszulka Maćka. Powinna pasować. - powiedziałam podając mu ubranie

- Maćka? - prychnął

- Jest na niego trzy rozmiary za duża. - poinformowałam podczas gdy on sprawnie się ubrał

- I co teraz? - uśmiechnął się

- Jak co teraz? Nie wypuszczę cię w takim stanie. - założyłam ręce na piersiach

- Nie żartuj. - zaśmiał się - Aż tak się o mnie martwisz?

- Nieee. - przeciągnęłam - Po prostu mnie uratowałeś, więc nie mogę wypuścić cię kiedy ledwo stoisz na nogach. 

- Yhym. - mruknął poruszając głową po czym podszedł do mnie - A tobie nic nie jest? Szarpnął cię dość mocno.

- Tylko ramię trochę mnie boli, ale przejdzie. - wzruszyłam ramionami

Przez chwilę staliśmy na przeciwko siebie podczas gdy nasze twarze dzieliły milimetry, jednak tą chwilę przerwał wpadający do mieszkania Kamil.

- O widzę, że jestem nie w porę, ale trudno. Odwiozłem twoją koleżankę do bezpiecznego domu i przyjechałem po mojego przyjaciela. Żyjesz? - klepnął mężczyznę w plecy sprawiając, że ten spojrzał na niego z mordem w oczach - Sorry!

Uniósł ręce nad głowę sprawiając, że tylko się zaśmiałam.

- Zajmij się nim. - powiedziałam do Kamila

- A żebyś wiedziała, że się zajmę. - zaśmiał się i pomógł przyjacielowi opuścić lokum

Zamknęłam za nimi drzwi po czym oparłam się o nie z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Chyba zaczynałam na nowo się zakochiwać...


*******************

Tadam! Nie miałam takiej sytuacji w planach, jednak jakoś tak mi się napisało i wyszło. Pozostawiam wam ten rozdział do oceny.

Kiedy Karolina wróci do Łukasza?

Buziaki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro