54.Nieszczęścia chodzą parami
Skrzyżowałam ręce na piersiach jednocześnie bardziej naciągając szlafrok na swoje ciało. Stałam przy oknie obserwując to co działo się na zewnątrz, lecz na parkingu od godziny nie wydarzyło się nic poza wjeżdżającymi i wyjeżdżającymi samochodami. Miałam już dość tego szpitala, jednak bojąc się o mój stan psychiczny nie chcieli mnie stąd wypuścić. Na pewno przebywanie tutaj poprawi moje samopoczucie.
- Hej, kochanie. - do moich uszu dobiegł znajomy głos, a dosłownie sekundę później poczułam usta na skroni
- Cześć. - odparłam odwracając się przodem do mojego chłopaka - Co ci się stało?
Delikatnie kciukiem dotknęłam sporego zadrapania nad jego prawym łukiem brwiowym.
- Wczoraj w nocy byliśmy z Kamilem na treningu, trochę się zamyśliłem i oberwałem. - wyjaśnił - Ale nie mam wstrząsu mózgu, więc spokojnie.
Prychnęłam po czym pokręciłam z rozbawieniem głową.
- Wiesz kiedy mnie stąd wypuszczą? - spytałam siadając na łóżku
- Lekarz ci nie mówił? - skrzywił zdziwiony brwi - Dzisiaj wychodzisz.
- Nie mówił. - oznajmiłam - Dzisiaj?
- Dzisiaj. - potwierdził swoje słowa - Zaraz ma przynieść wypis, więc przebieraj się.
- Jaja sobie robisz, prawda? - zaśmiałam się
Pokręcił przecząco głową po czym uśmiechnął się szeroko i jeszcze raz mnie pospieszył sprawiając, że wzięłam z torby ubrania i skierowałam się w stronę łazienki. Przebrałam się w jeansy i czarną bluzkę z długim rękawem po czym rozczesałam włosy i opuściłam pomieszczenie. Wspólnymi siłami spakowaliśmy moje rzeczy, a kiedy byłam gotowa lekarz pojawił się w pomieszczeniu z moim wypisem w ręku. Porozmawialiśmy z nim jeszcze chwilę po czym pożegnałam się z panią Teresą, która miała wyjść jutro i razem wyszliśmy z sali.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już wracasz. - mężczyzna złapał mnie za rękę zarzucając moją torbę na ramię
- Ja też się cieszę. - uśmiechnęłam się przekraczając próg oddziału patologii ciąży
Wypuściłam głośno powietrze kiedy wreszcie zajęłam miejsce w samochodzie i ponownie uśmiechnęłam się tyle, że tym razem sama do siebie. Trzy dni siedziałam w tym szpitalu i czekałam tylko na to, żeby go opuścić.
- Wika dzwoniła do mnie rano i chciała żebyśmy wpadli. Chyba, że wolisz jechać prosto do domu? - odezwał się nagle Łukasz
- Możemy do niej jechać. - odparłam obserwując obrazy za oknem
Tym właśnie sposobem kilkanaście minut później weszliśmy do mojego starego mieszkania. Przyjaciółka rzuciła mi się na szyję mocno mnie ściskając, zaś Fabian poklepał Łukasza po ramieniu.
- Już jest okej. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem odsuwając się od dziewczyny
- Nawet nie wiesz jak chciałam do ciebie przyjechać, ale miałam kursy i nawet nie miałam chwili, żeby do ciebie wpaść.
- Daj spokój. - machnęłam ręką -Miałam wystarczająco dużo odwiedzin.
- A jak się czujesz ogólnie?
- Tak średnio. - oznajmiłam
- Może się czegoś napijecie? - zaproponował Fabian, zaś ja i Łukasz wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia
- Chyba będziemy się już zbierać. - odezwał się mój chłopak
Do domu dojechaliśmy niecałą godzinę później. Wysiedliśmy z auta po czym ruszyliśmy w stronę klatki, do której drzwi otworzył nam jeden z mieszkańców witając się z nami szerokim uśmiechem. Nauczyciel przytrzymał drzwi przepuszczając mnie pierwszą, a kiedy znalazłam się już w ciepłym budynku podążył za mną. Spojrzałam z przerażeniem na schody zdając sobie sprawę, że znowu czeka nas wyprawa na czwarte piętro.
- Nie możemy pojechać windą? - odwróciłam się na pięcie kierując błagalny wzrok z nutką rozbawienia na stojącego obok mężczyznę
- Wyjątkowo możemy. - pokręcił z rozbawieniem głową
Po chwili znaleźliśmy się już na najwyższym piętrze gdzie otworzyłam mieszkanie i pierwsza weszłam do środka od razu czując tą charakterystyczną atmosferę domu. Nareszcie!
- Ale się cieszę, że tu jestem. - powiedziałam podchodząc do mojego chłopaka
- Uwierz mi, że ja cieszę się bardziej. - uśmiechnął się po czym złożył na moich ustach szybki pocałunek - Mam trochę pracy. Miałem zrobić to w szkole, ale wziąłem urlop, więc muszę zrobić to teraz i do wieczora zawieźć do szkoły, żeby nauczyciele na zastępstwach mieli do tego dostęp.
- To to znaczy miesięczne sprawdziany? - zaśmiałam się unosząc brwi
- Mam dwa tygodnie na sprawdzenie i dyrek chyab zauważył, że wklepuje w system dwa razy więcej sprawdzianów niż wpisuje z nich ocen, więc teraz mnie pilnuje. No i muszę sprawdzić te sprawdziany, żeby nauczyciele mogli je pokazać uczniom i muszę wpisać oceny do dziennika.
- Ciężkie życie nauczyciela. - wzruszyłam z rozbawieniem ramionami i skierowałam się w stronę łazienki z kosmetyczką w ręce
Rozpakowałam wszystko co miałam ze sobą w szpitalu podczas gdy Łukasz rozsiadł się przy stole sprawnie sprawdzając kolejne sprawdziany i wpisując oceny do dziennika elektronicznego. Zajęłam miejsce obok niego biorąc do rąk jedną z kartek.
- Jak chcesz to sprawdzaj. - powiedział nie odrywając wzroku od jednej z prac
- Jak skoro sama nie potrafię tego rozwiązać? - zaśmiałam się
- Tu masz klucz odpowiedzi, a rozwiązania sprawdzę później. - oznajmił kładąc przede mną kartkę z jakimiś cyferkami
- Jak można być nauczycielem matematyki? - przyłożyłam dłoń do czoła
Zaśmiał się tylko jednocześnie stawiając czerwoną jedynkę na jednym ze sprawdzianów. Tym właśnie sposobem mój chłopak sprawdził osiemdziesiąt sprwdzianów i dwadzieścia kartkówek, a ja siedziałam obok obserwując jego poczynania.
- Muszę pojechać na chwilę do szkoły. - oznajmił kierując na mnie swój wzrok z niepewnością w oczach
- Jedź. - powiedziałam z lekkim uśmiechem
- Na pewno?
- Na pewno. Tylko wracaj szybko.
- Wrócę najszybciej jak się da. - pocałował mnie w czoło i spakował wszystko do czarnej torby, żeby kilka minut później opuścić mieszkanie
Usiadłam na kanapie krzyżując ręce na piersiach i pogrążyłam się w myślach dopiero treraz zdając sobie sprawę, że kompletnie nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić. Uczucie pustki w moim sercu nie pozwalało mi myśleć racjonalnie, a co za tym idzie, normalnie funkcjonować. Potrzebowałam jakiegoś zajęcia, które oderwałoby mnie od ciągłych rozmyślań, lecz nie miałam żadnego pomysłu co mogłabym robić. Nic nie potrafiło przykuć mojej uwagi, a już na pewno nie na tyle, żeby potrafiło całkowicie mnie pochłonąć, tak żebym chociaż na chwilę zapomniała o wszysztkim co dzieje się dookoła mnie. Łukasz wrócił po nieco ponad godzinie.
- Potrzebuję jakiegoś zajęcia, bo zwariuję. - oznajmiłam kiedy on wkładał kurtkę do szafy
- Nie wrócisz na uczelnię. - pokręcił głową - Jesteś cała posiniaczona.
- W takim razie co mogę robić? Muszę coś robić, Łukasz, bo zamęczę się tym ciągłym rozmyślaniem co by było gdyby.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział tajemniczo i wyciągnął z komody dwie grube książki
Podszedł do mnie i usiadł obok wręczając mi dwa podręczniki do nauki niemieckiego. Pierwszy raz od kilku dni szczerze się zaśmiałam sprawiając, że na jego twarzy również pojawił się szeroki uśmiech.
- Myślisz, że jestem w stanie nauczyć się niemieckiego? - prychnęłam
- Wiesz co myślę? - spytał przybliżając głowę do mojego ucha - Że jesteś w stanie zrobić wszystko.
- Kocham cię, Łukasz.
- Ja też cię kocham, Ina. - pocałował mnie szybko po czym położył się na kanapie, a ja na nim
- Co powiedzieli twoim rodzice? - spytałam nagle
- Na początku byli w szoku, teraz nie wierzą no i im przykro, wiadomo. - oznajmił mocno obejmując mnie ramionami w pasie - Pierwszy raz coś takiego stało się w mojej rodzinie. Wcześniej wszystkie ciąże były wzorowe.
- U mnie w rodzinie też. Najwyraźniej jesteśmy jacyś pechowi. - stwierdziłam
- Na to wygląda. Nieszczęścia chodzą parami. - zaśmiałam się, zaś on kciukiem poprawił odklejający się plaster na moim czole
*************
Kochani, chyba musicie się przyzwyczaić, że rozdziały będę się pojawiały tylko w weekendy, ponieważ na tygodniu mam taki młyn, że nie wyrabiam się dosłownie ze wszystkim. Życie ósmoklasistów, prawda? Nie jestem jakoś specjalnie zadowolona z tego rozdziału, jednak mam nadzieję, że wam się podoba. No i chyba powoli zbliżamy się do końca.
Buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro