45.Gorzej nie będzie
- Jestem w ciąży. - powiedziałam nie podnosząc powiek
Dopiero po dłuższej chwili odważyłam się spojrzeć na mężczyznę, który stał jak skamieniały wpatrując się we mnie jak w prorocznię. Chciałam żeby coś powiedział, marzyłam, żeby coś powiedział, jednak on milczał. Żadne z nas nie było na to gotowe. Było zdecydowanie za wcześnie zresztą, że jakby nie patrzeć byliśmy ze sobą dopiero dziewięć miesięcy i nie zdążyliśmy do końca nacieszyć się sobą i swobodnym życiem. Czułam się jakby ktoś wrzucił nam na plecy worek z kamieniami i kazał z nim żyć do samego końca. Kiedyś mówiłam wszystkim, że nigdy nie będę miała dziecka przed ślubem, a już na pewno poniżej dwudziestego piątego roku życia. Dziwne, wiem, ale ja bardzo chciałabym dotrzymać sama sobie tej obietnicy.
- Przecież to jest niemożliwe. - odezwał się w końcu
- Zapomniałam, że implant stracił ważność dwa miesiące temu. - spuściłam głowę
- Umówiliśmy się ostatnio, że jeszcze poczekamy...
- Czy ty myślisz, że zrobiłam to specjalnie?! - nie wytrzymałam - Zapomniałam o tym cholerstwie, tak! Równie dobrze ty mogłeś o tym pomyśleć.
- Przecież myślałem, nie pamiętasz?! Ale wtedy stwierdziłaś, że nie mam się czym martwić, a jak się okazuje jednak sama tego nie dopilnowałaś! I teraz wpadliśmy w pieluchy mimo iż jeszcze niedawno doszliśmy do wniosku, że nacieszymy się sobą, a o dzieciach pomyślimy za kilka lat.
- Nie zwalaj winy na mnie! Dobrze wiesz, że dla mnie ta sytuacja jest jeszcze trudniejsza niż dla ciebie. Kim ja jestem? Jakąś tam studentką z planami na przyszłość, które odpłynęły w jednym momencie. Ty zdążyłeś skończyć studia, masz pracę, zdążyłeś nacieszyć się życiem...
- To pora wypominków? - prychnął - Nie jestem na to gotowy. To za duża odpowiedzialność.
- A myślisz, że ja jestem?! Dopiero co sama byłam dzieckiem, a teraz mam mieć własne! - wyszedł z pomieszczenia - Gdzie ty do cholery jasnej idziesz?
- Jeszcze nie wiem. - odparł i chwycił kurtkę po czym opuścił lokum trzaskając drzwiami
Usiadłam na podłodze opierając się plecami o drzwi i pogrążyłam się w płaczu nie mając pojęcia co zrobić ze swoim życiem. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony po tym co ostatnio ustaliliśmy, ale nie sądziłam, że zareaguje aż tak negatywnie, żeby zostawić mnie z tym samą. Zostawił mnie w momencie kiedy najbardziej go potrzebowałam, w momencie kiedy nie miałam pewności czy mnie nie zostawi, zostawił mnie samą. Wzięłam szybki prysznic i pierwszy raz od dawna położyłam się w łóżku sama szykując się do przepłakanej nocy.
Łukasz
Burza, która zapanowała nad miastem idealnie opisywała to co działo się we mnie. Wszystkie emocje rozwalały mnie do środka i miałem ochotę pójść, nawalić się i zapomnieć o całym świecie, lecz nie mogłem tego zrobić. Wiedziałem, że to nie skończyłoby się dobrze. Nacisnąłem przycisk dzwonka do mieszkania przyjaciela mając nadzieję, że będzie akurat w domu. Po chwili pojawił się przede mną momentalnie wpuszczając mnie do środka.
- Co jest, stary? Gdzie Karolina? - zamknął za mną drzwi
- Życie mi się wali, stary. - odparłem zrezygnowany
Wskazał ręką na kanapę, na której jak zawsze w trudnych chwilach się rozsiedliśmy jednocześnie otwierając butelki z piwem. Anka kręciła się po kuchni udając, że nas nie słyszy, lecz nie było trudno zauważyć, że czekała tylko na to, żeby coś usłyszeć.
- Czaisz, że będę ojcem? - powiedziałem ze śmiechem po czym przechyliłem butelkę
- Adoptujecie psa? - spojrzałem błagalnie na Kamila, który chyba naprawdę wierzył w to co mówił
- Niestety nie. - pokręciłem przecząco głową - Zmajstrowaliśmy dzieciaka.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mówiłem jak kompletny dupek, który kilka miesięcy temu mówił dziewczynie, że chce mieć z nią dziecko, a kiedy to rzeczywiście się stało uciekł gdzie pieprz rośnie. W rzeczywistości chciałem mieć dziecko z Karoliną, ale było na to zdecydowanie za wcześnie. Żartowałem wtedy z tym miesiącem, a okazało się, że los wziął to wtedy do siebie i postanowił naprawdę postawić na naszej drodze niespodziankę.
- Dzeciaka? Takiego co się drze... - nie wytrzymałem widząc absurdalną rekację mojego przyjaciela
- Dokładnie takiego. Pieluchy i butelki zapełnią niedługo moje mieszkanie. Fajnie, co? Może powinniście o tym pomyśleć? Będą się razem bawić. - ponownie upiłem duży łyk piwa
- A gdzie jest Karolina? - Anka podeszła do nas lustrując mnie wzrokiem
- Bo ja wiem. - wzruszyłem ramionami - Chyba w domu.
- Zostawiłeś ją samą w takim momencie?! Czy ciebie do reszty popierdoliło?! Ona cię teraz potrzebuje, idioto, a ty przychodzisz do kumpla na browara! Pomyśl o tym co ona musi teraz przeżywać! - oburzyła się kobieta
- Teoretycznie to przez jej nieogarnięcie wpadliśmy. - oznajmiłem
- Nie mów tak, Łukasz. - pokręciła głową - Potem będziesz tego żałował.
- Może i będę. I tak już się urządziłem. Gorzej nie będzie.
- Mogło być dużo gorzej, nie wpadłeś na to? Mogła zajść w ciążę jak byłeś jej nauczycielem. Co byś zrobił wtedy, co?
- Byłbym w jeszcze większym gównie niż jestem teraz.
- Ja nie wierzę w to co ty mówisz! Po prostu nie wierzę! Jednego dnia opowiadasz jak bardzo to ją kochasz, a kiedy pojawiają się jakieś problemy, a ona naprawdę zaczyna cię potrzebować zachowujesz się jak tchórz. To do ciebie nie podobne.
- Masz rację. - stwierdziłem po chwili namysłu - Nie wiem co mi odwaliło.
- Biegnij do niej, bo dziewczyna tam pewnie tonie we łzach! - odstawiłem butelkę na stół po czym pożegnałem się z przyjaciółmi i wyszedłem
Karolina
Była dwudziesta trzecia kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Powoli usiadłam zapalając lampkę oraz mrużąc powieki na zbyt mocne światło. Wstałam kierując się w stronę przedpokoju i ocierając jednocześnie mokre od łez policzki.
- Przepraszam. Nie wiem co mi się stało. - powiedział na wstępie - Boję się tego, ale poradzimy sobie. Razem sobie z tym poradzimy.
- Przepraszam za ten implant. Naprawdę o nim zapomniałam.
- Daj spokój. - machnął ręką - Stało się i nic na to nie poradzimy. Chcieliśmy mieć dziecko, a to, że pojawi się kilka lat za wcześnie nie oznacza od razu katastrofy. Przepraszam, że cię tak zostawiłem.
Nie odzywając się podeszłam do niego i mocno się w niego wtuliłam chłonąc jego zapach. Objął mnie silnymi ramionami, a jego mięśnie były zdecydowanie za bardzo napięte. Może ta cała sytuacja wcale nie była taka zła? Może taki los miał dla nas plan?
- Jak powiemy wszystkim? Dopiero co poznałam twoich rodziców. Na drugim spotkaniu oznajmimy im, że będą dziadkami?
- Myślę, że nie powinniśmy się z tym spieszyć. Powiemy wszystkim przy okazji. Dopóki nie widać brzucha nikt się nie dowie, a jak brzuch będzie wtedy sami się domyślą.
- Dobry plan. - skinęłam głową z uśmiechem
*******************
Przepraszam was, że rozdział jest taki krótki i, że nie dodałam go wczoraj, lecz tak jak wiecie miałam wesele, dzisiaj zaś mój pies zachorował, a jutro szkoła, więc ciężko było znaleźć mi chwilę na dopisanie czegoś. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Spodziewaliście się takiej rekacji ze strony Łukasza? Co sądzicie o nowej okładce?
Buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro