Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45.Gorzej nie będzie

  - Jestem w ciąży. - powiedziałam nie podnosząc powiek  

Dopiero po dłuższej chwili odważyłam się spojrzeć na mężczyznę, który stał jak skamieniały wpatrując się we mnie jak w prorocznię. Chciałam żeby coś powiedział, marzyłam, żeby coś powiedział, jednak on milczał. Żadne z nas nie było na to gotowe. Było zdecydowanie za wcześnie zresztą, że jakby nie patrzeć byliśmy ze sobą dopiero dziewięć miesięcy i nie zdążyliśmy do końca nacieszyć się sobą i swobodnym życiem. Czułam się jakby ktoś wrzucił nam na plecy worek z kamieniami i kazał z nim żyć do samego końca. Kiedyś mówiłam wszystkim, że nigdy nie będę miała dziecka przed ślubem, a już na pewno poniżej dwudziestego piątego roku życia. Dziwne, wiem, ale ja bardzo chciałabym dotrzymać sama sobie tej obietnicy.

- Przecież to jest niemożliwe. - odezwał się w końcu 

- Zapomniałam, że implant stracił ważność dwa miesiące temu. - spuściłam głowę

- Umówiliśmy się ostatnio, że jeszcze poczekamy...

- Czy ty myślisz, że zrobiłam to specjalnie?! - nie wytrzymałam - Zapomniałam o tym cholerstwie, tak! Równie dobrze ty mogłeś o tym pomyśleć.

- Przecież myślałem, nie pamiętasz?! Ale wtedy stwierdziłaś, że nie mam się czym martwić, a jak się okazuje jednak sama tego nie dopilnowałaś! I teraz wpadliśmy w pieluchy mimo iż jeszcze niedawno doszliśmy do wniosku, że nacieszymy się sobą, a o dzieciach pomyślimy za kilka lat. 

- Nie zwalaj winy na mnie! Dobrze wiesz, że dla mnie ta sytuacja jest jeszcze trudniejsza niż dla ciebie. Kim ja jestem? Jakąś tam studentką z planami na przyszłość, które odpłynęły w jednym momencie. Ty zdążyłeś skończyć studia, masz pracę, zdążyłeś nacieszyć się życiem...

- To pora wypominków? - prychnął - Nie jestem na to gotowy. To za duża odpowiedzialność.

- A myślisz, że ja jestem?! Dopiero co sama byłam dzieckiem, a teraz mam mieć własne! - wyszedł z pomieszczenia - Gdzie ty do cholery jasnej idziesz?

- Jeszcze nie wiem. - odparł i chwycił kurtkę po czym opuścił lokum trzaskając drzwiami

Usiadłam na podłodze opierając się plecami o drzwi i pogrążyłam się w płaczu nie mając pojęcia co zrobić ze swoim życiem. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony po tym co ostatnio ustaliliśmy, ale nie sądziłam, że zareaguje aż tak negatywnie, żeby zostawić mnie z tym samą. Zostawił mnie w momencie kiedy najbardziej go potrzebowałam, w momencie kiedy nie miałam pewności czy mnie nie zostawi, zostawił mnie samą. Wzięłam szybki prysznic i pierwszy raz od dawna położyłam się w łóżku sama szykując się do przepłakanej nocy.

Łukasz

Burza, która zapanowała nad miastem idealnie opisywała to co działo się we mnie. Wszystkie emocje rozwalały mnie do środka i miałem ochotę pójść, nawalić się i zapomnieć o całym świecie, lecz nie mogłem tego zrobić. Wiedziałem, że to nie skończyłoby się dobrze. Nacisnąłem przycisk dzwonka do mieszkania przyjaciela mając nadzieję, że będzie akurat w domu. Po chwili pojawił się przede mną momentalnie wpuszczając mnie do środka.

- Co jest, stary? Gdzie Karolina? - zamknął za mną drzwi

- Życie mi się wali, stary. - odparłem zrezygnowany

Wskazał ręką na kanapę, na której jak zawsze w trudnych chwilach się rozsiedliśmy jednocześnie otwierając butelki z piwem. Anka kręciła się po kuchni udając, że nas nie słyszy, lecz nie było trudno zauważyć, że czekała tylko na to, żeby coś usłyszeć. 

- Czaisz, że będę ojcem? - powiedziałem ze śmiechem po czym przechyliłem butelkę 

- Adoptujecie psa? - spojrzałem błagalnie na Kamila, który chyba naprawdę wierzył w to co mówił

- Niestety nie. - pokręciłem przecząco głową - Zmajstrowaliśmy dzieciaka.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mówiłem jak kompletny dupek, który kilka miesięcy temu mówił dziewczynie, że chce mieć z nią dziecko, a kiedy to rzeczywiście się stało uciekł gdzie pieprz rośnie. W rzeczywistości chciałem mieć dziecko z Karoliną, ale było na to zdecydowanie za wcześnie. Żartowałem wtedy z tym miesiącem, a okazało się, że los wziął to wtedy do siebie i postanowił naprawdę postawić na naszej drodze niespodziankę. 

- Dzeciaka? Takiego co się drze... - nie wytrzymałem widząc absurdalną rekację mojego przyjaciela

- Dokładnie takiego. Pieluchy i butelki zapełnią niedługo moje mieszkanie. Fajnie, co? Może powinniście o tym pomyśleć? Będą się razem bawić. - ponownie upiłem duży łyk piwa

- A gdzie jest Karolina? - Anka podeszła do nas lustrując mnie wzrokiem

- Bo ja wiem. - wzruszyłem ramionami - Chyba w domu.

- Zostawiłeś ją samą w takim momencie?! Czy ciebie do reszty popierdoliło?! Ona cię teraz potrzebuje, idioto, a ty przychodzisz do kumpla na browara! Pomyśl o tym co ona musi teraz przeżywać! - oburzyła się kobieta

- Teoretycznie to przez jej nieogarnięcie wpadliśmy. - oznajmiłem

- Nie mów tak, Łukasz. - pokręciła głową - Potem będziesz tego żałował.

- Może i będę. I tak już się urządziłem. Gorzej nie będzie. 

- Mogło być dużo gorzej, nie wpadłeś na to? Mogła zajść w ciążę jak byłeś jej nauczycielem. Co byś zrobił wtedy, co? 

- Byłbym w jeszcze większym gównie niż jestem teraz.

- Ja nie wierzę w to co ty mówisz! Po prostu nie wierzę! Jednego dnia opowiadasz jak bardzo to ją kochasz, a kiedy pojawiają się jakieś problemy, a ona naprawdę zaczyna cię potrzebować zachowujesz się jak tchórz. To do ciebie nie podobne.

- Masz rację. - stwierdziłem po chwili namysłu - Nie wiem co mi odwaliło.

- Biegnij do niej, bo dziewczyna tam pewnie tonie we łzach! - odstawiłem butelkę na stół po czym pożegnałem się z przyjaciółmi i wyszedłem

Karolina

Była dwudziesta trzecia kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Powoli usiadłam zapalając lampkę oraz mrużąc powieki na zbyt mocne światło. Wstałam kierując się w stronę przedpokoju i ocierając jednocześnie mokre od łez policzki. 

- Przepraszam. Nie wiem co mi się stało. - powiedział na wstępie - Boję się tego, ale poradzimy sobie. Razem sobie z tym poradzimy. 

- Przepraszam za ten implant. Naprawdę o nim zapomniałam.

- Daj spokój. - machnął ręką - Stało się i nic na to nie poradzimy. Chcieliśmy mieć dziecko, a to, że pojawi się kilka lat za wcześnie nie oznacza od razu katastrofy. Przepraszam, że cię tak zostawiłem.

Nie odzywając się podeszłam do niego i mocno się w niego wtuliłam chłonąc jego zapach. Objął mnie silnymi ramionami, a jego mięśnie były zdecydowanie za bardzo napięte. Może ta cała sytuacja wcale nie była taka zła? Może taki los miał dla nas plan? 

- Jak powiemy wszystkim? Dopiero co poznałam twoich rodziców. Na drugim spotkaniu oznajmimy im, że będą dziadkami?

- Myślę, że nie powinniśmy się z tym spieszyć. Powiemy wszystkim przy okazji. Dopóki nie widać brzucha nikt się nie dowie, a jak brzuch będzie wtedy sami się domyślą. 

- Dobry plan. - skinęłam głową z uśmiechem


*******************

Przepraszam was, że rozdział jest taki krótki i, że nie dodałam go wczoraj, lecz tak jak wiecie miałam wesele, dzisiaj zaś mój pies zachorował, a jutro szkoła, więc ciężko było znaleźć mi chwilę na dopisanie czegoś. Mam nadzieję, że to rozumiecie.

Spodziewaliście się takiej rekacji ze strony Łukasza? Co sądzicie o nowej okładce?

Buziaki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro