Kochał ją Król, Kochał ją Paź
Oboje bardzo ją kochali, choć ona nie była tego pewna.
Nathan znów wyjechał na wojnę, Seth znów przyszedł nocą pod balkon królowej i Gerda zdradziła męża po raz drugi.
Próbowała zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawiając sobie, że nawet na wojnie Nathan pewnie ma jakieś kobiety. Ale mała Diana, płacząca żałośnie w pokoju obok niemal przez całą noc, którą Gerda spędziła z Sethem, potęgowała tylko poczucie winy.
Nathan wrócił do pałacu w dzień drugich urodzin księżniczki. Był w kiepskim stanie - zmęczony, pokaleczony, ze złamaną nogą i raną postrzałową na ręce. Wojna była ciężka, ale po kilku bohaterskich bitwach wojsko Nathana wygrało.
- Moje kochane! - wykrzyknął mężczyzna, tuląc i całując żonę i córkę. - Tak bardzo się stęskniłem. Wybacz, że wysłałem tylko jeden list, ale warunki były ciężkie. Posłańcy nie mogli bezpiecznie podróżować.
- Rozumiem, wszystko w porządku - odpowiedziała z uśmiechem Gerda. - Cieszę się, że już wróciłeś.
- Hej, tata - pisnęła Diana.
- Witaj, córeczko! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
- Dzekuje, tata - odpowiedziała dziewczynka.
- A gdzie moja matka? - spytał Nathan.
- Ostatnio gorzej się czuje. Lekarz kazał jej leżeć w łóżku, więc nie budziliśmy jej - powiedziała Gerda.
- Zaraz do niej pójdę. Seth? - Król odwrócił głowę.
- Tak? - stojący z tyłu Paź podniósł wzrok.
- Zapraszam cię dziś wieczorem na zdobyte podczas wojny brandy, mój przyjacielu. Brakowało mi twojego poczucia humoru, ci żołnierze są tacy sztywni i poważni.
Seth roześmiał się cicho.
- Oczywiście, królu.
- Nathan...? - odezwała się Gerda, biorąc Dianę na ręce. - Chyba musisz udać się do lekarza.
- Oczywiście, kochanie. Dzisiaj założy mi nowe opatrunki, a jutro zbada, czy nie mam uszkodzeń wewnętrznych. Nieźle oberwałem od naszych wrogów. - Król uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia, Słońce. Przywitam się z matką.
Gdy Nathan wyszedł, Gerda i Seth spojrzeli na siebie, wstrzymując oddech. Diana wyciągnęła swoją pulchną łapkę i dotknęła policzka matki, po czym wyszeptała:
- Tata cię kocha.
- Kto cię tego nauczył? - spytała równie cicho Gerda.
Dziewczynka jak na razie powtarzała zwykle to, co kazano jej mówić.
Nie odpowiedziała na pytanie.
***
Nathan wrócił ze spotkania z Sethem późnym wieczorem. Był uśmiechnięty i zadowolony.
- Dobry wieczór, Słońce. - Podszedł do Gerdy i pocałował ją delikatnie. - Diana jest u niani?
- Tak.
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się, po czym zaczęli się całować.
***
Nathan wrócił z badań po południu. Wszedł do pokoju bez słowa, z pokerową twarzą.
- I jak? Wszystko w porządku? - spytała Gerda, zerkając co raz na córeczkę bawiącą się na balkonie.
- Nie mam uszkodzeń wewnętrznych.
Gerda odetchnęła z ulgą.
- Całe szczęście.
Nathan wziął głęboki wdech, wydech, wdech, wydech. Spojrzał na żonę i powiedział powoli:
- Ale dowiedziałem się, że mam pewien... brak od urodzenia.
Gerda spojrzała na męża z niepokojem.
- Chorobę?
- Można to tak nazwać...
- Co ci jest?
Znowu wdech, wydech, wdech, wydech.
- Jestem bezpłodny, Gerdo. I od zawsze byłem.
Pierwszą reakcją królowej było westchnienie ulgi. Już się bała, że to jakaś śmiertelna choroba.
Później coś zakuło ją w sercu. Powoli obróciła głowę i spojrzała na bawiącą się Dianę.
Nathan uczynił to samo w tym samym czasie.
Wtedy dziewczyna zrozumiała, co właśnie się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro