Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kochał ją Król, Kochał ją Paź


Oboje bardzo ją kochali, choć ona nie była tego pewna.

Nathan znów wyjechał na wojnę, Seth znów przyszedł nocą pod balkon królowej i Gerda zdradziła męża po raz drugi.

Próbowała zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawiając sobie, że nawet na wojnie Nathan pewnie ma jakieś kobiety. Ale mała Diana, płacząca żałośnie w pokoju obok niemal przez całą noc, którą Gerda spędziła z Sethem, potęgowała tylko poczucie winy.

Nathan wrócił do pałacu w dzień drugich urodzin księżniczki. Był w kiepskim stanie - zmęczony, pokaleczony, ze złamaną nogą i raną postrzałową na ręce. Wojna była ciężka, ale po kilku bohaterskich bitwach wojsko Nathana wygrało.

- Moje kochane! - wykrzyknął mężczyzna, tuląc i całując żonę i córkę. - Tak bardzo się stęskniłem. Wybacz, że wysłałem tylko jeden list, ale warunki były ciężkie. Posłańcy nie mogli bezpiecznie podróżować.

- Rozumiem, wszystko w porządku - odpowiedziała z uśmiechem Gerda. - Cieszę się, że już wróciłeś.

- Hej, tata - pisnęła Diana.

- Witaj, córeczko! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

- Dzekuje, tata - odpowiedziała dziewczynka.

- A gdzie moja matka? - spytał Nathan.

- Ostatnio gorzej się czuje. Lekarz kazał jej leżeć w łóżku, więc nie budziliśmy jej - powiedziała Gerda.

- Zaraz do niej pójdę. Seth? - Król odwrócił głowę.

- Tak? - stojący z tyłu Paź podniósł wzrok.

- Zapraszam cię dziś wieczorem na zdobyte podczas wojny brandy, mój przyjacielu. Brakowało mi twojego poczucia humoru, ci żołnierze są tacy sztywni i poważni.

Seth roześmiał się cicho.

- Oczywiście, królu.

- Nathan...? - odezwała się Gerda, biorąc Dianę na ręce. - Chyba musisz udać się do lekarza.

- Oczywiście, kochanie. Dzisiaj założy mi nowe opatrunki, a jutro zbada, czy nie mam uszkodzeń wewnętrznych. Nieźle oberwałem od naszych wrogów. - Król uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia, Słońce. Przywitam się z matką.

Gdy Nathan wyszedł, Gerda i Seth spojrzeli na siebie, wstrzymując oddech. Diana wyciągnęła swoją pulchną łapkę i dotknęła policzka matki, po czym wyszeptała:

- Tata cię kocha.

- Kto cię tego nauczył? - spytała równie cicho Gerda.

Dziewczynka jak na razie powtarzała zwykle to, co kazano jej mówić.

Nie odpowiedziała na pytanie.


***

Nathan wrócił ze spotkania z Sethem późnym wieczorem. Był uśmiechnięty i zadowolony.

- Dobry wieczór, Słońce. - Podszedł do Gerdy i pocałował ją delikatnie. - Diana jest u niani?

- Tak.

Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się, po czym zaczęli się całować.


***

Nathan wrócił z badań po południu. Wszedł do pokoju bez słowa, z pokerową twarzą.

- I jak? Wszystko w porządku? - spytała Gerda, zerkając co raz na córeczkę bawiącą się na balkonie.

- Nie mam uszkodzeń wewnętrznych.

Gerda odetchnęła z ulgą.

- Całe szczęście.

Nathan wziął głęboki wdech, wydech, wdech, wydech. Spojrzał na żonę i powiedział powoli:

- Ale dowiedziałem się, że mam pewien... brak od urodzenia.

Gerda spojrzała na męża z niepokojem.

- Chorobę?

- Można to tak nazwać...

- Co ci jest?

Znowu wdech, wydech, wdech, wydech.

- Jestem bezpłodny, Gerdo. I od zawsze byłem.

Pierwszą reakcją królowej było westchnienie ulgi. Już się bała, że to jakaś śmiertelna choroba.

Później coś zakuło ją w sercu. Powoli obróciła głowę i spojrzała na bawiącą się Dianę.

Nathan uczynił to samo w tym samym czasie.

Wtedy dziewczyna zrozumiała, co właśnie się stało.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro