I była też Królewna
Ukradkowe spojrzenia, uśmiechy, rumieńce. Niby przypadkowe muśnięcia dłoni. Niewinne "królowo" i "paziu" kryjące w sobie tyle mieszanych uczuć - niepewności, czułości, sympatii.
Gerda już nie raz przyłapała się na tym, że śniła o Paziu. I o ile z początku były to bardzo niepozorne sny, o tyle z czasem coraz bardziej ją niepokoiły. Coraz wyraźniej czuła jego dotyk, coraz mocniej przyciskała swoje wargi do jego warg.
Coraz częściej myślała o tym, jakie to uczucie - pocałować kogoś innego niż Nathana. Próbowała uciec od tych myśli, ale w chwilach, gdy jej małżonek wybywał na noc pod pretekstem ciężkiej pracy, poważnie pragnęła obecności Setha. Pragnęła jego samego. Pragnęła go jak spękana ziemia deszczu.
Przecież i tak Nathan spędzał tyle nocy z nałożnicami... Tak przynajmniej się Gerdzie wydawało. Bo ile można pracować?
Pewnego wieczoru Król po raz enty wszedł do sypialni jedynie po to, by oznajmić:
- Kochanie, dziś spędzę noc w gabinecie.
"Lubisz robić to na podłodze? A może masz tam polowe łóżko?" - pomyślała z goryczą Gerda.
- Nic nowego - mruknęła cicho.
- Hej - Nathan podszedł do żony i objął ją delikatnie. - Nie przejmuj się. To powinno niedługo się skończyć. Teraz nasze Królestwo jest zagrożone. Strategia obrony, ataku... To wymaga pracy. Nasi wrogowie są silni i sprytni.
- Rozumiem.
- Poza tym... Obawiam się, że... - Nathan musnął wargami szyję Gerdy.
- Że co? - dziewczyna odsunęła się.
- Że będę musiał wyjechać. Na wojnę.
Gerda wstrzymała oddech i powoli pokręciła głową, coraz szerzej otwierając oczy.
- Nie, Nathan, nie, proszę, nie, nie - szeptała nerwowo.
- Mój skarbie, moje złoto, Gerdo! Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
- Czy to pewne? - jęknęła dziewczyna.
- Tak. Musimy tylko ustalić konkretny termin.
- Ale...
- Wybacz, kochanie. Muszę już iść. Dobranoc.
Nathan uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i wyszedł.
- Dobranoc - szepnęła Gerda, gdy drzwi już się zamknęły.
Wyszła na balkon. Gołe stopy lekko kleiły się do chłodnej posadzki, wydając mlaszczący dźwięk. Noc była całkiem ciepła. Okrągły Księżyc rzucał srebrną poświatę na królewski ogród.
Lekki wiatr musnął jej nagie ramiona. Zwiewna koszula nocna zafalowała.
Gerda wychyliła się z balkonu. Na ławce siedział Paź. Czytał książkę w świetle ogrodowej pochodni. Królowa nie mogła oderwać wzroku od jego ciemnych brwi, niesfornych włosów i błyszczących oczu. W końcu z jej gardła wydarł się zupełnie niekontrolowany dźwięk:
- Seth.
Paź poderwał się z miejsca i spojrzał w górę. Na widok Królowej zakaszlał, zakłopotany.
- Dobry wieczór, pani.
Gerda poczuła łaskotanie w brzuchu. Pierwszy raz od jego przybycia rozmawiali bez świadków. Bez Nathana.
- Jak mija noc? - spytała cicho Królowa.
- Bardzo spokojnie, pani. Nie mam zbyt dużo do roboty, a od kilku dni cierpię na bezsenność. Od tego czasu przeczytałem już pięć sporych książek. A jak pani samopoczucie?
- Jestem strasznie samotna... Nathan znów gdzieś poszedł - Gerda poczuła, jak wilgotnieją jej oczy. - Tak bardzo się boję, że on... Że on...
- Nie płacz, pani - westchnął Seth. - Wątpię, aby była to prawda. Nasz władca bardzo cię miłuje.
Gerda przez moment wręcz poczuła elektryczność między nią a Paziem.
- Ale nawet, jeśli pani przeczucia byłyby słuszne - kontynuował powoli Seth - To pamiętaj: Żaden mężczyzna nie jest wart tylu łez.
- Paziu - odezwała się Gerda. - Paziu, proszę, chodź tutaj. Nie wytrzymam tej samotności.
Na twarzy Setha odmalowało się przerażenie i zmieszanie, ale w jego oczach można było dostrzec także iskrę radości.
- Nie wiem, czy to...
- To bardzo dobry pomysł - przerwała mu Gerda. - Paziu, to rozkaz.
Seth uśmiechnął się.
- Jak sobie życzysz, pani.
***
Elektryczność między nimi była już tak duża, że Gerda czekała tylko, aż da się słyszeć syk i trzaskanie. Siedzieli w odległości kilkudziesięciu centymetrów, a ona miała na sobie jedynie bieliznę i cienką koszulę. Czuła się naga.
Rozmawiali już dobrą godzinę. Królowa była pewna, że jeszcze z nikim nie gawędziło jej się tak przyjemnie.
- Jest już późno, pani - powiedział nagle Seth. - Chyba muszę...
- Nie idź - zaprotestowała Gerda. - Zostań. Zostań jeszcze chwilę.
Wzrok Pazia wędrował gdzieś po ścianie portretów i malowideł, jego palce nerwowo stukały o siebie nawzajem.
- Cóż, rób, co uważasz za słuszne - powiedział łagodnie.
Gerda czuła, jak w środku coś jej się gotuje. Jej krew pulsowała tak, że wyraźnie czuła ów puls w skroniach. Całe ciało drżało, choć w pomieszczeniu było bardzo ciepło.
- To, co uważam za słuszne...? - spytała cicho.
Zbliżyła się do Setha. Dotknęła jego twarzy i delikatnie obróciła ją w swoją stronę. Ich spojrzenia się spotkały.
- To, co uważam za słuszne - wyszeptała, jakby odpowiadając samej sobie.
Po czym pocałowała go.
Na początku był to delikatny, niewinny pocałunek, lekki i kruchy jak skrzydło motyla. Ale nie trwało to długo. Oboje zagłębiali się w nim z sekundy na sekundę. Oboje czuli, jakby topili się w morzu swoich gorących uczuć. I wcale nie chcieli się z niego wynurzyć.
Gerda upadła na plecy, kładąc głowę na miękką poduszkę. Seth delikatnie uniósł się, odrywając swoje usta od jej warg.
- Królowo, ja...
- Robię to, co uważam za słuszne - powtórzyła dziewczyna. - Aha, i nie mam na imię Królowa ani Pani. Jestem Gerda.
- Rozumiem... Gerdo - uśmiechnął się Seth, wracając do pocałunku.
Noc okryła ich piękne, młode nagie ciała.
Noc przykryła ich niedozwoloną, grzeszną miłość.
I pobłogosławiła ją swoim srebrnym pyłem.
***
- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił Nathan dwa tygodnie później.
Gerda z niechęcią oderwała wzrok od czytanej książki.
- Planowałem to już od dawna, ale ostatnio byłaś taka rozkojarzona, jakby trochę smutna i... Ach, w każdym razie, jutro jadę na wojnę.
Książka upadła na podłogę.
- Jutro? - jęknęła cicho Gerda.
- Przykro mi, że dowiadujesz się o tym ostatnia. Przygotowania trwają już od całkiem dawna, ale właściwie cię ostrzegałem. Nie martw się, wrócę najszybciej, jak się da.
- Ja też muszę ci coś powiedzieć - wypaliła Gerda.
- Tak, kochanie?
- Wiesz, że jesteśmy ze sobą już od dwóch lat i... Nasze rodziny nalegają... i... - Gerda wzięła głęboki oddech. - Jestem w ciąży.
Nathan otworzył usta ze zdumienia. Po chwili roześmiał się, podbiegł do małżonki i chwycił ją w objęcia.
- Gerdo! Moje kochanie, moje słońce, moja miłości! Zorganizujemy wielkie przyjęcie. Jeszcze dzisiaj. Zaprosimy...
- Nathan - westchnęła Królowa. - Zaczekajmy do twojego powrotu. Nie zorganizujemy przyjęcia w tak krótkim czasie.
- Tak. Rzeczywiście. Przepraszam, ale jestem taki szczęśliwy!
Jego pocałunek był mocny i, tak przemknęło przez myśl Gerdzie, kochający.
- Poślę po medyczkę. Będzie cię badać dwa razy w tygodniu. Albo trzy. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Jak tylko poznamy płeć... Och, chciałbym mieć syna. Ale taka piękna córka jak ty... Też bardzo bym ją kochał. Poczekajmy parę lat, będziemy mieć dużo dzieci. Wspaniałych dzieci. Pięknych księżniczek i zdolnych książąt. Albo zdolnych księżniczek i pięknych książąt. Albo...
- Lepiej już poślij po medyczkę - uśmiechnęła się łagodnie Gerda.
- Prawda. Już lecę. Wracam za parę sekund.
Gerda z westchnieniem usiadła na łóżku. Łóżku, z którym wiązały się jej najlepsze wspomnienia.
***
Następnego dnia Królowa leżała w łóżku dość długo. Czuła lekkie mdłości i ból głowy. Ogólnie nie miała na nic ochoty.
Gdy w końcu podniosła się z łoża, zauważyła liścik na stoliku. Od Nathana.
"Co prawda wczoraj żegnaliśmy się bardzo długo i chyba wszystko sobie powiedzieliśmy, ale w środku nocy przypomniałem sobie, że dawno nie wyznawałem Ci miłości w ten piękny sposób, jakim są wiersze.
Jako że sam nie jestem dobry w tych sprawach, pozwoliłem sobie sięgnąć do jednej z moich ksiąg i wyszukać jeden z najpiękniejszych wierszy miłosnych pisanych przez wielkich władców (oczywiście nie twierdzę, że jestem wielkim władcą, ale mam nadzieję, że kiedyś ich doścignę we wszystkim - także w pisarstwie).
"Tronie w moim samotnym schronieniu, moje bogactwo, miłości moja, mój księżyca blasku!
Mój najszczerszy przyjacielu, powierniku, moje istnienie samo, mój padyszachu urody, mój Sułtanie,
Życie moje, istnienie moje, czasie mego żywota, moje wino młode, moje niebo,
Mój dniu wiosenny, moja miłości o radosnej twarzy, mój jasny dniu, moje kochanie, śmiejący się płatku różany.
Rozkoszy moja, mój wina pucharze, moja gospodo, lampo, światło, świeco moja,
Moja pomarańczo, mój granacie i gorzka pomarańczo, moja świecy śród nocy,
Moje ogrody, słodyczy, różo, jedyna, co mnie nie smuci na tym świecie,
Moja święta, mój Józefie, moje wszystko, królu w Egipcie mego serca,
Mój Stambule, mój Karamanie, moja ziemio anatolijska,
Mój Badachszanie, mój Kipczaku, mój Bagdadzie, mój Chorasanie,
Moja żono pięknowłosa, skośnobrewa moja, moja miłości o figlarnych oczach, moja cierpliwa,
Krew moja na twych rękach jeśli umrę, litości moja niemuzułmanko,
Jestem pochlebcą pod twymi drzwiami, zawsze będę śpiewał twe pochwały,
Ja, kochanek o udręczonym sercu, o oczach pełnych łez, ja Muhibbi, jestem szczęśliwy"
Kocham Cię,
~Nathan
P.S. Koniecznie przysyłaj wieści o naszym dziecku. Jak najczęściej"
Gerda zadrżała. Przejrzała się w lustrze. Delikatnie pogłaskała brzuch.
O naszym dziecku.
Naszym dziecku.
Nasze dziecko.
Dziewczyna poczuła, że wracają jej mdłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro