Rozdział 8
Dwie postacie w cętkowanych płaszczach jechały krętą drogą przez las. Wschodzące słońce posyłało na świat pierwsze promienie, które prześwitywały przez liście, padając na wędrowców.
Wyższa postać, mężczyzna, jechał na gniadym, kudłatym koniku. Kucyk nie prezentował się pięknie, ale było widać, że takie tempo wędrówki mu odpowiada i może je utrzymać jeszcze długi czas.
Na karym koniu jechała drobniejsza postać. Była to dziewczyna, co wzbudziłoby zdziwienie wśród wielu obserwatorów. Kosmyki jej włosów, podobne kolorystycznie do maści konia, wymykały się niesfornie spod kaptura. Eve poprawiała je co chwilę, ale po pewnym czasie przestała z nimi walczyć.
Po chwili dziewczyna postanowiła zadać nurtujące ją pytanie:
– Hadrian, dlaczego nie zaatakowaliśmy ich obozu, tylko wracamy?
– Jeden człowiek może niewiele zdziałać przeciwko całej zgrai – odparł, nawet nie przerywając lustrowania okolicy wzrokiem.
– Ale ja mogę pomóc! – zaoferowała się od razu dziewczyna. W jej głosie można było usłyszeć nutki oburzenia, że zwiadowca nie wziął takiego rozwiązania pod uwagę.
– Nie, nie możesz. Wczoraj popełniłem błąd, że cię zabrałem ze sobą. Musiałbym pilnować nie tylko swoich pleców, ale i ciebie. Gdyby mnie ostatnio nie było, zabiliby cię. Co bym wtedy powiedział twojemu ojcu? Nie będę ryzykował.
Eve zacisnęła usta i zamilkła. Niechętnie przyznała w myślach, że zwiadowca ma rację. Ona była tylko dla niego ciężarem. Dziewczyna pogrążyła się w ponurych rozważaniach.
Hadriana zerknął na jej smutną minę i zaczął mieć wyrzuty sumienia, że za ostro zareagował.
– Eve, nie zrozum mnie źle. – powiedział, patrząc na nastolatkę ze współczuciem. – To po prostu nie jest dobry pomysł.
Dziewczyna kiwnęła głową i zapadła między nimi cisza pełna dziwnego napięcia. Hadrian westchnął z rezygnacją.
Nagle zza drzew na lewo od nich rozległ się dźwięk tak samo dziwny, jak i niespodziewany.
Eve aż podskoczyła w siodle z zaskoczenia. Spojrzała wyczekująco na zwiadowcę, a ten dał jej znak ręką, by zachowała milczenie.
Po chwili dźwięk powtórzył się. Hadrian nie czekając, zwinnie zeskoczył z konia oraz pokazał dziewczynie, żeby została, tam gdzie była. Dobył saksy i znikną w przydrożnych krzakach.
Nastolatkę przeszył dreszcz, kiedy wyobraziła sobie zwiadowcę walczącego z nieznanym zagrożeniem. Przez ułamek sekundy chciała pobiec mu pomóc, ale przecież Hadrian kazał jej czekać.
Odgłos znowu powtórzył się i tym razem wydał się Eve znajomy. Gdy po chwili, która wydawała się jej wiecznością, zwiadowca wrócił, zobaczyła w jego rękach worek i wystającą z niego główkę.
Czym prędzej zeskoczyła z konia i wzięła małą, puszystą kulkę na ręce. Był to niewielkich rozmiarów kociak. Jego sierść miała kolor brązowo-rudy, a brzuch i szyja biały.
– Jest śliczny! I taki malutki! Kto mógł go tu zostawić na pewną śmierć? – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– Ktoś, komu kolejny kot nie jest potrzebny – odparł smutnym głosem mężczyzna.
– Zabierzemy go ze sobą, prawda? – dopytywała się Eve.
– Wykluczone.
– Ale Hadrian! Nie zostawimy go tu przecież na pastwę losu! – oburzyła się nastolatka. – On nie może zostać sam w lesie!
– Zabierzemy go do najbliższej wioski i tam zostawimy – zdecydował zwiadowca, ale Eve wcale nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić.
– Ale to jest mały kociak! Nie poradzi sobie! Zabierzmy go ze sobą. Będę się nim opiekować – dziewczyna spojrzała błagalnym wzrokiem na mężczyznę.
Hadrian westchnął ciężko. Dobrze wiedział, że dziewczyna jest uparta, ale nie przypuszczał, że aż tak.
– Niepotrzebny nam kot – odparł. – Kto się nim będzie zajmował, jak za tydzień pojedziemy? Poza tym zwiadowcy nie trzymają takich futrzaków.
Mężczyzna uznał sprawę za zakończoną i poszedł w kierunku Parysa. Dziewczyna jednak nie miała zamiaru poddać się tak łatwo. Spróbowała użyć innego argumentu.
– On wyłapie ci wszystkie myszy w chacie, jak podrośnie.
– Nie mam tam myszy – odparł, nawet nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem.
– Wcale nie myślisz przyszłościowo! – obruszyła się Eve. – A co jak będziesz kiedyś miał?
– Nie mam i nie będę miał myszy. Po co mi one? Kot zostaje w wiosce. Koniec dyskusji – rzekł najbardziej stanowczym tonem, na jaki było go w tej chwili stać.
– Hadrian, proszę, zgódź się! – Dziewczyna zrobiła smutną minę. – On będzie grzeczny, naprawdę.
– Jak już coś to ona. To kotka, co nie zmienia faktu, że nie zabieramy jej do siebie. – Spojrzał na dziewczynę. – A ty nie rób już takich maślanych oczu, bo nie masz siedmiu lat. Dzieci nie uczę, jak się strzela z łuku i rzuca nożami.
Zwiadowca wsiadł na konia i gestem nakazał Eve zrobić to samo.
– Bez Łatki nie jadę – rzekła z uporem w szarych oczach.
– Już zdążyłaś ją nazwać? – zapytał z rezygnacją i poddał się. Chciał jeszcze dzisiaj wrócić do chaty, a nie za tydzień. – To chodźcie obie. Tylko jeden wybryk i kociak wyląduje za drzwiami, jasne?
– Tak! Tak! Tak! – Eve aż podskoczyła z radości. – Będziesz grzeczna, prawda? – Spytała, patrząc kociakowi w oczy.
Łatka wcale nie wyglądała, jakby miała zamiar być grzeczna, a wręcz kombinowała, jakby tu wyrwać się z mocnego uścisku dziewczyny.
– Dziękuję. No to jedziemy. Chyba, że chcesz tu stać cały dzień. – Eve uśmiechnęła się prowokująco.
Hadrian jednak nie wdawał się już w dalszą dyskusję. Za to zastanwiał się, co go podkusiło, żeby przygarnąć ją pod swój dach. Wcześniej było tak pięknie i cicho...
* * *
Na dworze było już ciemno, gdy dziewczyna usiadła na ganku z kotem na kolanach. Bardzo niezadowolonym z tego powodu kotem, w gwoli ścisłości.
Łatka nie umiała długo wysiedzieć spokojnie i po chwili zaczęła się bawić włosami Eve. Kosmyki zwisały i ruszały się przy każdym ruchu dziewczyny, więc wydawały się atrakcyjną zabawką.
Eve pisnęła cicho, kiedy kotka pociągnęła za mocno. Szybko zabrała włosy z zasięgu Łatki, a zwierzę odprowadziło je tęsknym wzrokiem. Zrezygnowana kotka ułożyła się wygodnie na kolanach dziewczyny i wspaniałomyślnie pozwoliła się głaskać.
– Wiesz co? Myślę, że jestem dla Hadriana ciężarem i tylko mu przeszkadzam – rzekła do Łatki. – Nie umiem nawet zastrzelić człowieka i potem z tym żyć. On zasługuje na lepszego ucznia. – Eve westchnęła, powstrzymując cisnące się do jej oczu łzy.
Kotka wpatrywała się w dziewczynę. Eve nie miała z kim o tym porozmawiać, więc padło na nią. Zwierzę wydawało się rozumieć powagę sytuacji i z uwagą słuchało dalej. A raczej po prostu reagowało na głos nastolatki i kombinowało, jak tu znowu dorwać czarne kosmyki.
– Nie patrz tak na mnie. Zostanę i będę się starać ze wszystkich sił. A ze śmiercią tamtego bandyty już się prawie pogodziłam. Nie mogę tego cofnąć, ale to nie znaczy, że nie żałuję, że do tego doszło.
Zwierzę i człowiek nie byli świadomi, że ich rozmowie przysłuchuje się osoba trzecia z wnętrza chaty. Zwiadowca miał coraz większe wyrzuty sumienia, że wplątał w to wszystko Eve. Była jeszcze za młoda i niegotowa na to wszystko, co na nią spadło.
Po chwili Hadrian podjął trudną decyzję, ale jego zdaniem konieczną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro