Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Drobna postać bezszelestnie przemykała przez las. Pojawiała się i znikała w cieniach rzucanych na ziemię przez konary drzew. Była nieuchwytna niczym duch.

Gdy w końcu dotarła do celu, jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale myśli tłukły się dziewczynie w głowie jak oszalałe.

Eve wzięła głęboki oddech i starała się opanować bicie serca. Nie mogła przetrawić tego, że zaraz strzeli do człowieka z zamiarem zranienia go, a może i uśmiercenia. Byli to bandyci, ale jednak dalej ludzie. Nie dopuszczała do siebie możliwości, że może się do tego posunąć, ale też nie mogła znowu zawieść Hadriana.

– Weź się w garść – mruknęła do siebie cicho. – Pomyśl, że to tylko tarcze ćwiczebne. Myślałaś, że zwiadowcy to co robią? Chodzą po lesie i grzecznie proszą bandytów, aby się poddali?

Monolog sprawił, że Eve przygryzła usta i zebrała się w sobie. Drżącymi rękami wyjęła z kołczanu strzałę i rozejrzała się za celem.

Jeden mężczyzna siedział nieopodal najbliższego namiotu i nie zanosiło się na to, żeby planował wstawać.

Nieruchomy cel, to łatwiejszy cel – pomyślała, napinając łuk i zwalniając cięciwę.

Eve widziała wszystko jakby w zwolnionym tempie. Zarośnięty łotr nieświadomy zagrożenia odwrócił się do wołającego go towarzysza. Strzała, która normalnie by go nie zabiła utkwiła prawie idealnie w jego sercu. Mężczyzna chwycił się za pierś i upadł na ziemię, by już nigdy się nie podnieść.

Wszystko trwało sekundy, ale Eve wydawało się to wiecznością. Ten obraz miał ją prześladować przez długi czas w snach. Zabiła człowieka, choć wcale nie planowała.

Złoczyńcy jak na komendę, zaczęli się rozglądać za napastnikiem, a dziewczyna zrozumiała, że nie może marnować czasu. Próbując otrząsnąć się z osłupienia, wystrzeliła kolejną strzałę, ale tym razem spudłowała. Trzęsły jej się ręce.

Mężczyźni natychmiast odwrócili się w stronę, z której nadleciał pocisk, ale nie dane im było zacząć ataku, bo już w następnej sekundzie zasypał ich grad strzał.

Eve próbowała też strzelić, ale pocisk wypadł jej z dłoni. Wyciągnęła kolejną strzałę i posłała na oślep.

Bandyci w tym czasie przezornie pochowali się w naprędce znalezionych kryjówkach. Większość z ich towarzyszy leżała ranna lub martwa, a oni nie zamierzali narażać się bardziej niż to konieczne.

– Ruszać się! Zabijcie ich! To tylko dwoje ludzi, a do tego jedno to dziecko! – krzyczał ich dowódca, który dostrzegł Eve między drzewami. Rozpoznał w niej tą wstrętną smarkulę, która ostatnio ich podsłuchiwała.

Bandyci, trochę tym ośmieleni, ruszyli do ataku. Dwóch z nich pobiegło w stronę dziewczyny.

Eve za szybko wypuściła pocisk i kolejny dziś raz spudłowała, ale Hadrian był czujny. Jeden z napastników przewrócił się. W jego udzie tkwiła strzała z czarną lotką. Drugi z mężczyzn biegł jednak nadal w stronę przerażonej dziewczyny.

– Uciekaj!

Do Eve jak przez mgłę dotarł krzyk Hadriana. Nogi jednak odmówiły jej posłuszeństwa, a bandyta był coraz bliżej. Nagle napastnik padł na ziemię z nożem w plecach.

– Mówiłem, uciekaj! – Zwiadowca krzyknął ponownie, a Eve otrząsnęła się z szoku. Ruszyła biegiem, choć nogi miała jak z waty. Zaraz zniknęła w lesie.

Tymczasem pozostali bandyci, gdy zobaczyli, jaki los spotkał ich kompanów, zaczęli znikać w popłochu. Nie byli świadomi tego, że zwiadowcy został w kołczanie już tylko jedna strzała. Na nic zdały się krzyki ich dowódcy, który po chwili sam rzucił się do ucieczki, gdy ostatni z pocisków zwiadowcy przeleciał koło jego głowy.

Hadrian ogarnął wzrokiem pobojowisko. Nigdzie nie dostrzegł Eve, ale miał nadzieję, że dziewczyna miała na tyle rozsądku, żeby ukryć się w miejscu, gdzie rozbili obóz poprzedniej nocy i będzie tam na niego czekać. Zwiadowca żałował, że pozwolił jej się w to wszystko wplątać. Zdecydowanie nie była gotowa.

Przez chwilę jeszcze rozważał, czy lepiej nie sprawdzić, czy nastolatka jest cała, ale wtedy szansa śledzenia bandyty przepadłaby.

Zacisnął usta, podejmując decyzję. Eve najpewniej nic poza szokiem się nie stało i poradzi sobie sama. Szybko zabrał swój nóż oraz parę strzał nadających się do użytku i będących blisko, po czym ruszył w ślad za uciekającym przywódcą grupy.

Śledzony nie dbał o wykrycie, a skupił się na szybkości. Najwyraźniej jak najszybciej chciał się oddalić od miejsca masakry jego oddziału. Hadrian bez problemu go dogonił i skradał się za nim w pewnej odległości.

Dopiero po kilkunastu minutach ucieczki bandyta poczuł się trochę pewniej i nieco zwolnił. Dotarło do niego również, że zaniedbał wszystkie środki ostrożności i od tej pory stał się bardziej uważny.

Jego wysiłki na nic się jednak nie zdały, bo Hadrian spostrzegłszy to, zwiększył tylko odległość między sobą a ściganym oraz wzmógł czujność.

Z każdą minutą las stawał się też coraz mroczniejszy. Drzewa rosły bliżej, a ich konary rzucały złowieszcze cienie. Przez korony docierało mało światła, pogrążając wszystko w półmroku.

Zwiadowcy przemknęło przez myśl, że to odpowiednia okolica dla ludzi wyjętych spod prawa. Mało kto tu się zapuszcza, przez co szansa wykrycia bandytów była nikła.

Po około dwugodzinnej wędrówce oczom Hadriana ukazała się polana. Drzewa rosły tam rzadziej, a między nimi rozbite były namioty.

Nie podchodził bliżej, bo zauważył już czających się wartowników. Stąd też widział dość, a nie miał zamiaru zbędnie ryzykować.

Mężczyzna, którego śledził, podbiegł do głównego namiotu, ale strażnik przy wejściu zatrzymał go.

Przez chwilę bandyta kłócił się z drugim mężczyzną, aż w końcu płachta się odchyliła i ze środka wyszła młoda kobieta, najwyraźniej zwabiona odgłosami.

Hadrian nie dostrzegł jej twarzy, ponieważ stanęła do niego tyłem, ale za to w oczy wyraźnie rzucał się jej wysoki wzrost.

Bandyta i nowo przybyła najwyraźniej się kłócili. Mężczyzna gestykulował i starał się jej coś wytłumaczyć, ale ona dalej stała niewzruszona, choć jej ciało emanowało ledwie tłumioną złością.

Hadrian zrozumiał, że to kobieta najprawdopodobniej dowodziła zgrają, a łotr nie wywiązał się z powierzonego mu zadania.

Zwiadowca nawet się jej nie dziwił, że była wściekła. On sam też nie tryskałby entuzjazmem, gdyby jego podwładni dali się od tak wystrzelać.

Po chwili Hadrian zaczął się wycofywać. Zobaczył już wystarczająco wiele, a nie chciał zostawiać Eve samej na tak długo. Jego przypuszczenia o drugiej grupie bandytów się potwierdziły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro