Rozdział 5
Eve zwolniła i wytężyła wszystkie zmysły, gdy dojeżdżała do pamiętnego zakrętu, zza którego wyłoniła się ścigana kurierka. Nawet z grzbietu Iskry zauważyła na ziemi wiele śladów kopyt koni i ciemne plamy zaschniętej krwi. Nie dostrzegła jednak nigdzie ciał poległych. Zdumiona tym pojechała dalej, uważnie przeczesując wzrokiem okolicę i przyglądając się śladom głęboko odciśniętym w mokrej ziemi. Po chwili, jak jej się wydawało, znalazła miejsce zasadzki.
Zeskoczyła z grzbietu Iskry i przyjrzała się dokładnie okolicy, starając się sobie wyobrazić, co się stało. Wszędzie były plamy krwi, znalazła też jeden zagubiony nóż i kilka złamanych strzał. Znowu nie było ani śladu ciał, jakby ktoś nieudolnie chciał zamaskować ślady niedawnego starcia. Cóż, powinien się bardziej postarać; plam krwi nikt nie przeoczy.
Eve dała znak Iskrze, by została na miejscu i jak duch zniknęła pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami i krzakami. Ostrożnie stawiając kroki, szukała czegoś. Ciała przecież nie wyparowały, więc musiał je ktoś stąd zabrać.
Po chwili na jej ustach zagościł blady uśmiech. Na jednym z drzew zauważyła ślady krwi, a wyraźny trop połamanych krzaków ciągną się dalej w las. Z uwagą wypatrując ewentualnych przeciwników, ruszyła bezszelestnie w ciemną puszcze.
Na ślady potwierdzające, że była na dobrej drodze, natknęła się bardzo szybko. Do jej uszu dobiegł odgłos wbijanych w ziemię łopat, a po chwili przez nieuwagę prawie wpadła na wartownika. Na szczęście w ostatniej chwili zauważyła ruch i zamarła w pół kroku. Z bijącym sercem obserwowała jak mężczyzna przeszedł obok niej i zniknął w gąszczu.
Eve pozostała jeszcze chwilę w bezruchu. Starała się uspokoić oddech. Potem uważnie obserwując, czy wartownik nie wraca albo nie ma "kolegów", ruszyła w kierunku, z którego dobiegał dźwięk rozkopywanej ziemi. Przemykała jak cień od jednej kryjówki do drugiej.
Nagle gąszcz jakby się rozstąpił i kobieta zobaczyła polanę, która była bardziej zaludniona, niż mogłoby się wydawać. Na jej środku znajdowało się około piętnastu namiotów, które tworzyły krąg wokół jednego, który był obszerniejszy niż inne.
Przez chwilę Eve miała wrażenie, że znajduje się w jakiejś wiosce na dniu targowym, taki ruch panował w obozie. Ludzi przemieszczali się w różne strony, szykując jedzenie i chowając zmarłych, a ich rozmowy łączyły się w jeden wielki harmider, który do złudzenia przypominał jej ten z targu. No może tylko nikt nie zachwalał swoich produktów.
Wtem uwagę kobiety zwrócił brązowowłosy mężczyzna, stojący pośrodku obozu i wydający polecenia. Gdy się odwrócił i zobaczyła jego przeszywające spojrzenie niebieskich oczu, Eve rozpoznała w nim bandytę z karczmy, którego skądś znała Noriko. Odruchowo cofnęła się kilka kroków, bo miała wrażenie, że patrzy prosto na nią.
* * *
Noriko zacisnęła zęby, gdy igła wbiła się w jej ciało. Lena uśmiechnęła się przepraszająco i dalej zszywała ranę na ramieniu byłej bandytki. Gdy ją przemyła i obejrzała dokładniej, okazało się, że bez tego się nie obędzie.
Noriko wiedziała, że jak już znajdą Hadriana, to ten za to ją zabije. Zdecydowanie wystarczyła jej, co jakiś czas doskwierająca stara rana, a teraz będzie miała drugą bliznę, prawie idealnie równolegle biegnącą.
Ale teraz przynajmniej nie straciłam czucia i przytomność. Robię postępy – pomyślała i uśmiechnęła się na samą myśl, co na tą wymówkę odpowiedziałby jej ojciec.
Uśmiech nie gościł na ustach Noriko jednak zbyt długo, bo zaraz znowu mimowolnie syknęła.
– To boli? – zapytał Edi, ale nie czekając na odpowiedz, od razu zwrócił się do siostry: – Mogę pomóc? Proooooszę!
– Tak, możesz nie przeszkadzać – odparła Lena, nawet nie zaszczycając brata spojrzeniem. – Jak chcesz się do czegoś przydać, to idź wyjdź na dwór i patrz, czy Eve nie przyjechała.
– Ta Eve, co uratowała ci życie? I Malvinie wtedy przed złą bandytką? – zapytał Edi.
– Tak, ta. Nie przeszkadzaj już, proszę.
– Nooo dobraaa.
Po tych słowach malec wybiegł na dwór, trzaskając drzwiami, a Lena zabrała się za bandażowanie ręki Noriko, która właśnie analizowała, czy przyznać się, że to ona była tą "złą bandytką". Doszła do wniosku, że dyplomatycznie lepiej to przemilczeć. Zresztą wyszły na zero. Prawie zabiła lady Malvinę, ale dzisiaj, niechcący to niechcący, uratowała jej siostrę.
– To może opowiesz mi, co się właściwie tam stało, bo jeszcze nie było okazji – powiedziała Noriko, stwierdzając, że to będzie zdecydowanie lepszy temat do rozmowy, niż roztrząsanie próby zabójstwa siostry Leny.
Z ust kurierki od razu zniknął uśmiech. Wtedy Noriko stwierdziła, że w sumie oba nie były zbyt miłe i jednak mogła pomilczeć.
– Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Miałam dostarczyć poselstwo do barona. Wyjazd jak zawsze. Zasadzka była dobrze zorganizowana. Mieli znaczącą przewagę liczebną. Rycerze z obstawy nie mieli szans. Poświęcili się, bym mogła odjechać. – W oczach kobiety pojawiły się łzy, ale szybko nad nimi zapanowała i kontynuowała już pewniejszym głosem. – Miałam nadzieję, że zgubie ich ukryje się w rodzinnej wiosce, która akurat była niedaleko. Gdyby nie wy, to nie wiem, co by się stało.
* * *
Eve dopiero po chwili zorientowała się, że cofnięcie się było błędem. Bandyta nie miał prawa jej widzieć, a za to dostrzegł ruch i zaczął zmierzać powolnym krokiem w jej stronę. Zwiadowczyni, nie dbając już o dyskrecje, zaczęła pędem przeciskać się przez las. Zanim mężczyźnie zdążyli zauważyć, co się stało, wskoczyła na grzbiet Iskry i już gnała już w kierunku wioski.
Dopiero jej oczom ukazały się pierwsze zabudowania wioski, zwolniła nieco i zauważyła, że jej serce bije tak głośno, że pewnie słyszalne jest z wielu kilometrów. Starała się uspokoić oddech.
Coś ty tam narobiła?
– Nic. Zachowałam się gorzej niż pierwszy lepszy uczeń podczas szkolenia – odparła cicho Eve.
Miała wyrzuty sumienia, że zareagowała tak impulsywnie. Ale w końcu to był odruch. Trudno się z nimi walczy. Nie dziwiła się już, czemu Noriko zareagowała takim przerażeniem. Same oczy mężczyzny budziły jakiś dziwny strach, a co dopiero jak się wiedziało o nim coś więcej. Zdecydowała, że musi wyciągnąć od córki swojego mentora, kim jest ten bandyta.
Gdy zwiadowczyni dotarła do budynku, który pasował do opisu kurierki., zgrabnie zeskoczyła z klaczy i niepewnie popchnęła furtkę. Siedzący pod gruszą chłopiec o brązowych oczach od razu, gdy ją zobaczył, podbiegł w jej stronę.
– Cześć, ty jesteś Eve? Jesteś zwiadowcą? To prawda, że uratowałaś Lenę i Malvinę? Bycie zwiadowcą musi być suuuuper. Też nim zostanę jak dorosnę! Nauczysz mnie strzelać z łuku?
– Żeby zostać zwiadowcą, musisz najpierw nauczyć się milczeć, bo ukrywanie się i obserwacja, to jest podstawa działania Korpusu – wtrąciła szybko Eve, gdy Edi zamilkł na chwilę, by złapać oddech. – Jest Lena? – dodała, zanim chłopiec zdążył wyrzucić z siebie kolejny potok słów.
– Tak, chodź, zaprowadzę cię!
Edi złapał Eve za rękę i pociągnął ją w kierunku domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro